Pycha poprzedza upadek.
Kodo rozwaliła się na podłodze obok siedzenia chłopaka. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i wsłuchała w prowadzony żywy dialog z udziałem L i Interpolu. Czarnowłosy przyjął komicznie oficjalną minę, choć rozmawiali przez komunikator interenetowy.
- Witam, z tej strony L. Sprawa która jest przed nami wydaje się skomplikowana, ale trzeba powstrzymać owe masowe morderstwa za wszelką cenę!
Po chwili oddechu kontynuował wypowiedź.
- Aby rozwiązać ten problem, proszę o kompletną współpracę Interpolu na całym świecie, a przede wszystkim policji japońskiej.
Dało się słychać lekko zniekształcone krzyki zdziwienia ze strony zgromadzonych przywódców policji.
- Podejrzewam, że sprawca, nieważne czy jeden czy wielu, są Japończykami, a jeśli nie, to znajdują się w tej chwili w Japonii. Niedługo zaprezentuję dowody na to stwierdzenie.
***
Telewizja? Podpucha z podstawionym zbirem? Doprawdy, miewasz pomysły.
Kodo pojawiła się w pokoju Yagamiego i przysiadła na biurku. Gdy tylko zaczął się specjalnie nadany program telewizyjny, chłopak mruknął coś niewyraźnego i przyjrzał się uważnie.
- Nazywam się Lind L. Taylor, szerzej znany jako L. Każdego dnia kryminaliści giną i nie jest to przypadek. Widać tu zaplanowaną skrupulatnie serię morderstw, najwyraźniej największą w historii ludzkości. Kiro, jestem niemal pewny motywu twoich działań, ale posłuchaj. To co robisz...
Yagami wsłuchał się w przemowę owego "detektywa".
- ...jest złe!
Wyraz twarzy Raito momentalnie spochmurniał, a jego oczy zabłysły wściekłą czerwienią.
- Ja..? Zły...? - mamrotnął z pustym, na ułamek sekundy zawieszonym spojrzeniem. - To ja mam rację! Jestem uwalniającym ludzi od wszelkiego strachu i zła. Jestem bogiem nowego świata! Ci próbujący mnie powstrzymać, ci są źli! Jesteś cholernie głupi, L. Gdybyś był mądrzejszy, mogłoby coś ciekawego z tego być.
Schwycił długopis, szybkim ruchem wpisując w poprzek kartki Notatnika.
Lind L. Taylor
To ty jesteś durniem, Kiro.
- A teraz zobaczymy, co się dzieje z tymi, którzy buntują się przeciw Panu świata, Kirze.
Uśmiechnął się, wpatrzony w ekran, a po chwili zaczął odliczać.
- Trzydzieści pięć.
Na cudzą śmierć masz chęć?
- Trzydzieści cztery.
Kiro, Kiro, gdzież twe maniery?
- Trzydzieści trzy.
Zaraz z ust Taylora ucieknie krzyk.
- Trzydzieści dwa.
Dobra ci zabawa ta?
- Trzydzieści jeden.
Nie poznasz co to Eden.
- Trzydzieści.
Twój upór w głowie się nie mieści.
- Dwadzieścia dziewięć.
Na myślenie chwilę poświęć.
- Dwadzieścia osiem.
Kiro, jesteś łosiem.
- Dwadzieścia siedem.
Jesteśmy między piekłem a niebem.
- Dwadzieścia sześć.
Zluzuj nerwy, idź coś zjeść.
- Dwadzieścia pięć.
Pokuso ma, pokuso, nęć go, nęć.
- Dwadzieścia cztery.
Nie z L te numery.
- Dwadzieścia trzy.
Masz kłopoty, właśnie ty.
- Dwadzieścia dwa.
Zgiń przepadnij, rada ma.
- Dwadzieścia jeden.
Mrocznego serca bezden.
- Dwadzieścia.
Twoje plany to bezguścia.
- Dziewiętnaście.
Nie przeproszę za najście.
Kodo mamrotała głupie wiersze dla uspokojenia podekscytowania.
- Zero! - zarechotał Yagami.
Taylor upadł na biurko, a kamerzysta i statyści oraz zapewne ochrona podbiegła do niego.
Wtem ekran zmienił się i pojawiła się na nim ozdobna "eLka" L'a. Kodo zachichotała, nie słuchając uważnie.
- To nagranie zostało tak naprawdę wyświetlone jedynie w Japonii, w Tokio, a nie na całym świecie. - usłyszała zniekształcony głos.
Kodo zaśmiała się raz jeszcze.
Baka, baka Kira! Hahaha! Nie znasz, nie znasz tych najmądrzejszych słów, Yagami. "Pycha poprzedza upadek."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top