Pojedynek mistrzów.

- A teraz kilka słów od naszych najlepszych. Yagami Raito... i Ryuuga Hideki.

Hah, kujony.

- Mamy w ty, roku dwóch? To ten gwiazdor? Gdzie tam, widziałeś kiedyś genialnego idola? - rozległy się szepty po sali. - Czy czasem ci reprezentanci nie są wybierani na podstawie wyników egzaminów?

- Tak, to znaczy, że ci dwaj mieli najwyższe wyniki w tym roku.

- Słyszałem, że obaj mieli najlepsze wyniki ze wszystkiego.

- Czuję, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia w tym facecie po prawej.

- Eh, Kyouko, jesteś dziwna. Wszyscy inni wybrali by tego po lewej.

Hehe, nie dostaniesz Ryuugi... Bosz, jak zabrzmiało.

Kodo zarechotała na tyle głośno, że L ją usłyszał z daleka. Zgromił ją wzrokiem, aby się uciszyła.

Rozpoczęły się ich krótkie wystąpienia.

- Może ten czarnowłosy jest z biedniejszej rodziny? - szepnął ktoś w międzyczasie.

Jednak Kodo wiedziała, że to przy scenie będzie najciekawsza akcja.

- Yagami-kun, wiem,że jesteś synem szefa policji, Soichiro Yagamiego. Twoje poczucie sprawiedliwości misi być takie wielkie, jak twego ojca. Słyszałem, że niejednokrotnie pomagałeś ojcu w sprawach i o tym, że interesujesz się sprawą Kiry. Wierzę w twoje umiejętności i twoją sprawiedliwość, więc jeśli nikomu nie powiesz, to mogę się z tobą podzielić dość ważnymi informacjami na temat Kiry.

- Obiecuję, możesz mi powiedzieć.

Szkoda, że nie mam popcornu.

- Jestem L.

Kodo widziała, jak przez umysł Raito przepływa lawina informacji i przemyśleń.

- O takie bujanie mi chodziło, Ryuuga. - szepnęła Kodo.

- Naprawdę? Cały czas życzę ci powodzenia.

- Dziękuję. Mówię ci o tym dlatego, że twoja pomóc może nam się bardzo przydać.

W końcu ceremonia się zakończyła.

- Wyglądał jak początkujący fakir. - zachichotała Kodo.

L mimowolnie się uśmiechnął.

- Yagami-kun! - zawołał Raito. - Dzięki za dzisiaj, do zobaczenia gdzieś w kampusie.

Kodo wskoczyła za L do samochodu. Czarnowłosy spojrzał na nią, kładąc sobie palec na ustach.

- A, rozumiem. A ja mogę mówić?

L westchnął i przytaknął.

- Czyli podsumowując, wpieniłeś Kirę tak cholerenie, że w domu będzie sobie włosy wygrywał z głowy. - Kodo gestem pokazała, jak to miało wyglądać. - A potem powie, że wyśle cię do piekła. - dodała, kładąc sobie dłonie na policzkach.

L westchnął i lekko się do niej uśmiechnął.

- Nie ma za co.

***

Następnego dnia Kodo siedziała na płocie, 3 metry nad ziemią, obserwując L i Kirę biorących się za grę.

A, Ryuk też się pojawił?

W szybkim tempie zebrała się wielka ekipa gapiów, szepcząca okropnie głośno.

Nasz niesamowity duet był jednak w innym świecie, sorki nauczycielu od klubu tenisowego.

Koniec końców, Yagami wygrał z Ryuugą 6:4. Ludziska były zdziwione, że zeszli z kortu zaledwie po jednym meczu.

- Mówiąc prawdę, Yagami-kun, robię się coraz bardziej podejrzliwy. Sądzę, że jesteś Kirą. Może chodźmy w jakieś ustronniejsze miejsce.

- Haha. Ja Kirą?

- Jestem pewny zaledwie na 1%. Naprawdę, pogadajmy o tym gdzieś indziej. Za dużo tu ludzi.

***

- Lubię tą kawiarnię, bo siedząc tutaj nikt mnie nie podsłuchuje. Poza tym, nikt nie zwróci uwagi na to, jak siedzisz, haha.

- Jeśli będę siedział normalnie, moje umiejętności dedukcyjne spadną o 40%.

- Ciekawe. Co teraz?

- Chciałbym sprawdzić twoje umiejętności, zanim rozważę przyjęcie cię do zespołu.

- Rozumiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top