Rozdział 30 " Dzień singla"
-Misiu wstajemy wstajemy kochanie budzimy się mój misiu kolorowy. Usłyszałem i dostałem buziaka w usta.
-Widzę że mój narzeczony wstał. Powiedziałem jeszcze zaspanym głosem.
-Tak wczorajszy wieczór był magiczny nadal do mnie nie dotarło że mi się zaręczyłeś. Powiedział spoglądając na palec na którym widniał pierścionek.
-To uwierz bo nie da się tego powtórzyć. Powiedziałem podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Wiem kocham cię zgredzie. Powiedział i poczochrał mnie po włosach.
-Ja ciebie też gremlinie. Odpowiedziałem i go pocałowałem.
-Dzisiaj jest dzień singla a ja tak jak w zeszłym roku spędzę go z tobą. Powiedział a ja na niego usiadłem.
-Już chcesz? Zapytał a ja udawałem że ujeżdzam konia.
-Bardzo chce. Odpowiedziałem a on położył mi ręcę w tali.
-To daj buzi. Powiedział a ja zacząłem go namiętnie całować.
Dominowałem ale nie wyszło mi coś było ostro ale czule namiętnie i niezłe lecenie w ślinę podobało mi się ale w końcu zabrakło nam tchu i oderwaliśmy się od siebie.
-Jesteś bestią. Powiedział nie mogąc złapać tchu.
-Ale twoją. Odpowiedziałem i podarowałem mu czułego całusa na czole.
-Yyy... Pedruś bo... Ja sprawę mam... Zacząłem a on złapał mnie za ręce.
-Co się stało skarbie? Zapytał czule i zaczął mnie całować po rękach.
-Bo bym musiał cię przedstawić rodzinie i wyznać wreszcie że jesteśmy razem. Powiedziałam a on mnie przytulił.
-Ja też robimy obiad dla moich i twoich rodziców plus rodzeństwa. Powiedział i zaczął mnie głaskać po włosach.
-Zgadzam się jak wrócimy do domu to będzie trzeba zadzwonić do rodziców i rodzeństwa. Powiedziałem a on przytaknął mi.
-A co jak cię nie zaakceptują? Zapytałem stresujących się.
-A jesteś ze mną szczęśliwy? Zapytał a ja miałem ochotę mu przyjebać za takie durne pytanie.
-Pytasz się małp czy mają małpie kupry. Odpowiedziałem a on wycałował i ręcę.
-Boże Hahahhaha uznam to za tak. Powiedział śmiejąc się.
-Mi się wydaje że najlepiej odrazu napisać albo zadzwonić przecież w piątek będziemy już w domu rano bo lot mamy na piątą nad ranem. Powiedziałem a on mi przyjebał za to że lot mamy na piątą.
-Na którą kurwa? Zapytał retorycznie a ja się zamknąłem.
-Jesteś przepiękny. Odpowiedziałem i zacząłem głaskać go po włosach.
-Nie zmieniając tematy. Powiedział stanowczo.
-Na piątą i nie bij. Powiedziałem zakrywający się rękami.
-Nie błaznuj nie udeżył bym cię nigdy. Powiedział uroczym głosem i zaczął bawić się moimi włosami.
-Ale ja się boje jak ktoś na mnie rękę podnosi przez to co się w szkole kiedyś działo. Wyznałem a on mocniej mnie przytulił.
-Co się działo? Zapytał a ja stwierdziłem że to najwyższy czas komuś się z tego wygadać.
-Jak chodziłem do szkoły nie byłem za bardzo lubiany i to było powód do znęcania się nademną. Więc szkolno łowbuzi się na mnie uwzięli robili mi płukanki w kiblu próbując mnie utopić. Zabierał mi wszystko z plecaka bili mnie do krwi i przez to mam takie odruch. Kilka razy mi coś połamali podkładał mi nogi żeby się wyjebał i takie tam. Ale w końcu wziąłem się w garść i się zacząłem stawiać jak taki bad boy. Wyznałem i mi ulżyło.
-Lepiej? Zapytał a ja się w niego wtuliłem.
-Tak dużo lepiej dziękuje że mnie wysłuchałeś kocham cię. Powiedziałem i zacząłem bawić się jego włosami.
-Zawszę cię wysłuchaj jak tylko będziesz tego potrzebował pamiętaj i też cię kocham zgracie mój. Odpowiedział a ja się uśmiechnąłem sam do siebie.
-A ty jesteś gremlinem. Powiedziałem i podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Wiem wiem dla ciebie jestem piękny bez względu jak wyglądam. Wyjął mi z ust to co chciałem powiedzieć.
-Tak to prawda. Odparłem krótko.
-Ale żeby nie było ty dla mnie też jesteś piękny bez względu jak wyglądasz, tak jest od paru lat. Powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Ty dla mnie zawsze byłeś i będziesz idealny. Szepnąłem mu na ucho i zacząłem obdarowywać jego szyję malinkami.
-Ty dla mnie też zawsze byłeś i będziesz idealny. Powtórzył moje słowa.
-Dobra idziemy na śniadanie. Powiedział idąc ze mną do szafy.
-Metching outfit znowu i bez gadania. Powiedział a ja się ucieszyłem.
-No dawaj. Odparłem a on dał mi czarną bluzę i dresy.
-Kocham cię gremlinie. Szepnąłem mu na ucho i zrobiłem mu malinkę.
-Ja ciebie też zgredzie. Odpowiedział i wziął mnie za szyję a następnie wyczochrał mnie za włosy.
Zeszliśmy na śniadanie ja wziąłem jak ostatnio płatki z mlekiem. Szkoda że nie Pedrusia. Ale i tak dobre. Za to mój narzeczony wziął jakieś coś na ciepło sam nie widział co to jest.
-Smacznego gremlinie mój.
-Samcznego mój zgredzie.
Zjedliśmy i poszliśmy do pokoju Pedro po coś poszedł do sklepu i zostałem sam. Nie czekałem długo aż wróci wrócił z ogromnym bukietem czarnych róż moich ulubionych. I jakimiś słodyczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top