Rozdział 27 "Mam niespodziankę"

-Misiu wstajemy. Powiedział i wycałował mnie.

-Dzień doberek kochanie. Odpowiedziałem ledwo przytomny.

-Daj buzi. Stwierdził Pedruś i wziął moją twarzą w dłonie a następnie wycałował mi całą twarz.

-Pedruś głodny jestem. Wymruczałem chwytając się za brzuch bo mi w nim zaburczało.

-Już chodź się najpierw ubrać Zajączku. Odpowiedział i odrazu wstałem zeby mi dać ubranie.

-Mogę twoją bluzę? Zapytałem przytulając go w tali.

-Pewnie masz. Odpowiedział i podał mi bluze w której wczoraj cały dzień przesiedział.

-Kocham cię. Powiedziałem i założyłem to co mi dał.

-Kocham twoje perfumy. Powiedziałem zaciągając się jego perfumami.

-Ja ciebie też kocham. Odpowiedział i mnie przytulił.

-Pedruś bo mi się dni płodne kończą za dwa dni wiesz co to oznacza. Powiedziałem a on się chytrze uśuechnął.

-Wiem a za trzy dni mamy rocznice są w tedy walętynki. Odpowiedział i Stwierdziłem że to idealny momęt żeby powiedzieć mu o tej jednej rzeczy.

-Mam dla ciebie niespodziankę. Powiedziałem i go przytuliłem jak wciągnąłem spodnie.

-Jaką? Zapytał i zacząłem robić mi malinki.

-Nie powiem ci to niespodzianka. Powiedziałem a on scisnął mi krocze przez co jęknąłem z podniecenia.

-Chyba że masz prezerwatywę to możemy tu i teraz. Przyznałem a on niestety zaprzeczył.

-Szkoda że nie masz. Oznajmiłem i wskoczyłem na niego.

-Zgadzam się szkoda ale chodź na śniadanko Zajączku. Powiedział i mnie zaniusł na dół.

-Siadaj a ja zrobię śniadanko. Powiedział sadzając mnie na krześle w kuchni.

-Słodkie goferki z owockami dla mojego słodziaka. Powiedział stawiając je przedemną.

-Słodziak jak zrobił je słodkiak. Odpowiedziałem a on na mnie usiadł okrakiem.

-Nie podniecaj mnie mam dni płodne. Odpowiedziałem jak zaczął ocierać nasze krocza o siebie.

-Ale ja bym tak bardzo chciał. Odpowiedział i zaczął mocniej.

-To idź po gumki. Powiedziałem a on wziął telefon i coś zamówił.

-To zamawiasz? Zapytałem i wziąłem przygotowane leki.

-Zamawiam gumki. Odpowiedział a ja zacząłem głaskać mi jedną ręką włosy.

-To zamów też przy okazji coś słodkiego. Powiedziałem a on zaczął mocniej robić wcześniajszą czynność.

-Ahhh. Zacząłem jęczeć.

-Cii później będziesz jęczał. Powiedział przykładając mi palec do ust.

Zjadłem śniadanie i akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedłem ostorzyć bo bo Pedruś był w łazięcie.

-Dzień dobry pan Gonzàlez? Zapytał kurier.

-Nie jego chłopka. Odpowiedziałem a kurier zamarł.

-Dobrze nie wnikam co wy będziecie robić czy ma kochankę czy co. Odpowiedział kurier.

-Co on zamówił? Zapytałem wiedząc co zamówił.

-Jakieś słodycze i prezerwatywy. Powiedział kurier a ja się zacząłem śmiać.

-Nie wnikam i proszę. Odpowiedział dając mi paczkę.

-Dziękuje. Odpowiedziałem i zamknąłem drzwi.

-Już jestem co mnie ominęło? Zapytał Pedri wychodząc z łazięki jedynie w ręczniku na biodrach.

-Paczka przyszła chodź tu do mnie. Powiedziałem i podbiegłem do niego.

-Wiem co to oznacza. Powiedział i szedł ze mną w stronę kanapy.

Pedro otwarł paczkę a ja spóściłem ręcznik z jego bioder. Wziął się za rozbieranie mnie. Przy okazji zostawiał mokre pocałunki na moim ciele.

-No Zajączku zrobię ci dobrze. Powiedział i ściągnął mi bieliznę.

-Ahhh jeszcze. Wyjęczałem i ciągnąłem go za włosy.

-Pabluś spokojnie jest wolno bo ma być win co robię. Powiedział i mnie powrócił do wcześniejszej czynności.

Czułem się jak anioł w niebie. Gdzie niebo to jego usta. Doszedłem on się nademną pochylił i zaczął mnie całować.

-Cmoknij mnie jeszcze raz a w ryja dostaniesz. Powiedziałem jak zamiast mnie całować zaczął mnie cmokać w usta.

-Ty mnie uderzysz? Zapytał pokazując swoją dominację.

-Tak. Powiedziałem i złapałem go za policzki a następnie zacząłem całować.

-Cmoknij jeszcze raz a ty dostaniesz w ryja. Powiedziałem jak zaczęliśmy cmokać sobie w usta z językami.

-Ty zaczęłeś. Powiedziałem a on mnie przewrócił na brzuch i klepnął mnie w tyłek.

-Ahhhh ubustwiasz mnie. Wyjęczałem jak we mnie wszedł.

-Podoba ci się co? Zapytał i złapał mnie w tali.

-Ahhh mówiłem już ubustwiasz mnie. Odpowiedziałem i usłyszałem jęk Pedra.

-Co się stało? Zapytałem jak ze mnie wyszedł.

-Doszedłem. Odpowiedział i padł ze zmęczenia.

-Która jest godzina? Zapytałem i usiadłem mu okracznie na kolanach.

-Szesnasta a co spać ci się chce? Zapytał a ja zacząłem się poruszać w przód i tył.

-Nie ale jutro mamy samolot. Odparłem kładąc brodę na jego ramieniu.

-Uuu gdzie mnie zbierasz? Zapytał i mnie zaczął całować w szyję.

-Lecimy do Nowego Jorku. Skałamałem a on posmutniał.

-Hej skarbie co jest? Zapytałem i pogłaskałem mu policzek.

-Nic spoko. Odpowiedział a ja wiedziałem że tak nie jest.

-Gadaj co jest win że kłamiesz. Odpowiedziałem a on mnie zaczął całować.

-Nic nie jest. Odpowiedziałem a on wstał zemną na rękach i poszedł poa drugi ręcznik.

-Ja mam ubranie. Odparłem i założyłem bokserki.

-A ja ci przyniosłem ręcznik. Odpowiedział i poszedł do mnie zaczął mnie łaskotać.

-Dobra przestań proszę. Ledwo wydusiłem.

-Na magiczne słowo znasz? Zapytał a ja ozpowiedziałem po Hiszpańsku.

-Me darás un beso? (Dasz mi buzi?). Zapytałem a on poprostu mnie Pocałował.

-Nie o to chodziło ale też fajne. Odpowiedział wziął mnie jak worek ziemniaków i zaniusł do pokoju.

-Jutro o ósmej musimy być na lotnisku. Odezwałem się jak mnie puścił na łóżko.

-To moze się spakójemy? Zapytał i wstał.

-Musimy Skrapiego spakować bo leci z nami. Powiedziałem a on zaczął się pakować w prędkości światła.

-Ja pojadę kupić wszystko do Skrapiego a ty nas spakój. Powiedziałem a on przytaknął.

-Uważaj na siebie. Szepnął mi na ucho jak się ubierałem.

-Będę kocham cię. Szepnąłem mu na ucho i go pocałowałem.

-Też cię kocham. Odpowiedział jak wychodziłem z pokoju.

Wyszedłem z domu i poszedłem do jednego z naszych czarnych mercedesów. Wyjechałem do galeri na szczęście nie było dużo ludzi byłem jednym z nie wielu. Poszedłem najpierw do jubilera i wybrałem piękny pierścionek dla Pedra. Następnie poszedłem do zeologicznego kupić wszystko co potrzebne dla Skrapusia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top