Rozdział 19"Ma pan anemie..."

Głupawka nam się skończyła dopiero po dwudziestej ale w tedy zaczęło nam odbijać...

-Pedri! Zawołałem a on odrazu przybiegł.

-Co się stało? Zapytał i usiadł kładąc moją głowę sobie na kolana.

-Bo mam rozkminę. Poiwdziałem a on zaczął głaskać mnie po włosach.

-O Jezu dawaj. Powiedział a ja się z niego zaśmiałem.

-Bo uprawiać seks można od piętnastu lat ale oglądać już od osiemnastu jaki to ma sens? Zapytałem a on się zaśmiał.

-Bo najpierw musisz sprubować a później patrzeć. Oznajmił Pocałował mnie w czoło.

-Nie no ale na serio dobra rozkmina. Przyznał mi racje a ja się na niego usiadłem i się wbiegł wtuliłem.

-Masz jakąś jeszcze? Zapytał a ja się zastanowiłem.

-Czy skoro mu widzimy wodę ale nie widzimy powietrza a ryby nie widzą wody to widzą powietrze? Zapytałem a on się zaczął zamyślać.

-Nie ryby nie widzą powietrza. Powiedział po dłuższym zastanowiniu.

-Kocham cię. Powiedziałem i wstałem.

-Pablo uważaj! Usłyszałem krzyk Pedra chwilę potem jak bardzo mi się zakręciło w głowie. Miałem kroczki przed oczami a jak się obudziłem byłem w obięciach Pedra który płakał i próbował się uspokoić.

Pov:Pedri

Zobaczyłem że Pablo zaczyna się chwiać a chwilę później leżał nie przytomny. Na szczęście go złapałem i nie uderzył w nic głową. Strasznie się wystraszyłem i mocno go obiołem a następnie zacząłem płakać.

-Pedruś strasznie mi słabo pomóż mi iść do góry proszę. Powiedział strasznie był blady i bez sił. Zaniosłem go.

-Już dobrze jestem tu. Powiedziałem jak położyłem go na łóżko.

-Co się stało? Zapytałem siadając obok niego.

-Zajręciło mi się w głowię i miałem mroczki przed oczami a następnie widziałem już tylko ciemność. Chwilę później obudziłem się w twoich objęciach jak płakałeś i prubowałeś się uspokoić. Wytłumaczył a mi spłynęła łza po policzku którą wytarł.

-Już dobrze jesteś bezpieczny. Poiwdziałem a on się we mnie wtulił.

Zasnął odrazu po objęciu mnie. Boje się że to się może powtórzyć albo że coś mu jest. Cóż jeśli się to powtórzy to jedziemy na pobieranie krwi. Pabluś tego bardzo nie lubi boi się. Ale chuj a to złapię go za rękę albo przytulę a po tym jak będzie dzielny wezmę go na kolację. Strasznie się o niego boje. Zasnąłem głaskając go po plecach mój słodziak śpi już dawno.

Obudziłem się o jedenastej Pablo jeszcze spał a to do niego nie podobne. Postanowiłem go obudzić ale nie normalnie. Kożystając z okazji poszedłem zrobić goferki z owockami i bitą śmietaną Pabluśia ulubionę. Zrobiłem i przeszedłem do niego położyłem się obok niego i zacząłem go całować otwarł nie dbale usta nie walczył ze mną o dominację. Pocałunek był raczej namiętny ale delikatny jego zrobiły siętakie mięciutkie.

-Śniadano dla ciebie kochanie. Powiedziałem dając mu tależ z goframi.

-Po pierwsze jesteś kochany i proszę zawsze mnie tak budz a po drugie dziękuje kocham cię. Powiedział z poranną chrypką co sprawiło że się zacząłem rozpływać.

-I jak smakują? Zapytałem jak spróbował.

-Są super dziękuje. Powiedział odwracając się do mnie na ustach miał śmietanę zlizałem mu ją zrobił się czerwony jak burak i odwrócił wzrok widać było szczęśnie i zakłopotanie po jego twarzy.

-Mógłbym wiedzieć co u mojego słodkiego chłopca powoduje rumieniec? Zapytał a on na mnie spojrzał i się uśmiechnął.

-Ty. Odpowiedział krótko i zrobił się jeszcze bardziej czerwony.

-No ej no nie rumień się ale w sumie z różem na policzkach ci słodko. Stwierdziłem fakty i pogłaskałem go po policzku.

-Tobie też. Powiedział i wcisnął mi dużego gryza gofra. A jak połknąłem to kolejnego tak długo aż nie zjadłam całego.

-Smokowało? Zapytał odkładając tależ na szafkę nocną.

-Bardzo. Odpowiedziałem którtko a on chcąc zanieść tależ do kuchni znowu zemdlał ale na szczęście go złapałem.

Znowu się rozpłakałem i wziąłem go w obięcia. Nie umiałem się uspokojić cóż jedziemy na badanie krwi i do lekarza wolęnie ryzykować. Obudził się po dziesięciu minutach.

-Nic ci nie jest? Zapytałem mocniej go przytulając.

-Nie to tylko omdlenie. Kłamał widziałem to.

-Nie kłam. Odpowiedziałem a on zrobił dziwną minę i zapytał.

-Ale ja nie kłamię?

-Widzę że kłamisz po tobie widać. Powiedziałem a on się we mnie wtulił.

-To teraz na szybko jak się czujesz? Zapytałem z myślą że pemnie jest słaby.

-Słabo mi kręci mi się w głowie boli mnie głowa i mam wrażenie że znowu zemdleję tak jak wczoraj się czuje. Powiedział a ja wziąłem go na ręcę i położyłem go na łóżko.

-Dobra jutro jedziemy na pobieranie krwi bo jesteś cholernie blady. Powiedziałem a on ściasnął mi rękę.

-Ja nie chce boje się pobierania krwi. Powiedział a ja go przytuliłem.

-Ale musisz wydaję mi się że możesz mieć anemię sam ją miałem i czułem i wyglądałem idętycznie byłem blady osłabiony w łbie mi się kręciło słabo mi było i kilka razy zemdlałem więc wiem jak to wygląda. Powiedziałem a on ciężko wzdechnął i przyznał mi racje.

-Dobra możemy jechać ale wejdziesz ze mną i będziesz trzymał mnie za rękę. Powiedział a ja przytaknąłem.

Cały czas spał a jak się obudził to miał tak samo. Jutro jedziemy na badanie krwi i do lekarza. A na końce dnia na kolację na randkę która mu się należy.

~Skip time bo Pabluś śpi~

Obudził się w moich obięciach. Pocałował mnie i zacząłem drapać po włosach. Ja całowałem go po szyji i zostawiłem mu super prezent.

-Boje się jutro jechać. Odezwał się bardziej się we mnie wtulając.

-Damy radę. Powiedziałem a ja tylko mocniej go przytuliłem.

Cały dzień lraktycznie spał był cholernie blady i osłabiony. Strasznie się o niego boje.

-Zmęczony jestem. Powiedział jak się znowu obudził.

-Teraz to ty tu zostajesz a ja idę zrobić coś do jedzenia chyba że wolisz coś zamówić.

-Nie zostawiaj mnie samego zamuwimy coś. Powiedział i wziął telefon.

-Chińszczyznę sushi pizze czy lody? Zapytał wychodząc w jedną z apek.

-Chińszczyznę. Odpowiedziałem a on odrazu zamuwił.

Nie długo po tym przyjechało nasze zamówienie poszedłem odebarć i spowrotem do Pabluśia.

-A teraz jedz. Powiedziałem dając mu pałeczki i pudełeczko z nudlami.

-Zjem spokojnie. Powiedział i jak mówił tak zrobił.

Jak zjedliśmy zachciało mi się spać nawet nie mówię o Pablo bo on jest zmęczony cały czas teraz. Zasnął w moich obięciach.

Obudziłem się pierwszy a później jego badanie krwi miał na szustą trzydzieści. Była piąta trzydzieści czyli idealnie. Obudziłem go buziakiem który oddał.

-No wstajemy za nie długo masz pobieranie krwi. Powiedziałem a on nie chętni wstał.

-Ja się boje. Powiedział rzucając mu się w ramiona jak tylko wstałem.

-Nie bój się zakładając tą bluzę i te dresy. Powiedziałem podając mu resztę rzeczy.

Ubraliśmy się i wyjechaliśmy z domu na miejscu oczywiście byliśmy spóźnieni. Była akurat kolej Pabla więc wszedłem tam z nim i usiadłem obok niego chwyciłemgo za rękę. I odwruciłem jego wzrok na siebie żeby tam nie patrzył. Za to zapatrzyliśmy się w siebie i wyszły nam rumueńce.

-Kartą będzie. Powiedziałem płacąc za badanie.

-Dobrzę wyniki można odebrać za godzinkę można sobie poczekać tam. Powiedział miły mężczyzna a mi zrobiliśmy jak powiedział.

Na szczęście tutaj jest lekarz więc odrazu pójdziemy do niego jak zabierzemy wyniki. Pablo się stresował więc trzymałem go za ręcę ściskało mi je swoje miał strasznie spocone ale nie przeszkadzało mi to.

-Pan Gavira na badanie i po wyniki. Powiedział starszy mężczyzna.

Weszliśmy do środka i trzymałem go za rękę starsznie się stresował.

-No to tak wszystko ma pan w normię ale to żelazo mnie przeraża ma pan dwadzieścia gdzie odpowiednie jest od pięćdziesięciu do stusiedemdzuesięciupięciu ma pan straszno anemię. Powiedxiał lekarz patrząc na wyniki.

-Czyli co teraz? Zapytałem a on na mnie spojrzał jak na debila.

-Po pierwsze pana tu nawet nie powinno być a po drugie tabletki jak się skończą przychodzicie na badanie. Powiedział dając nam receptę.

-Tabletki naczczo i dieta pełno białkowa i żelaza żeby był jak najwięcej. Powiedział i pokazał że możemy wejść i wyszliśmy.

-Będzie dobrze. Szepnąłem mu na ucho i złapałem go mocno za rękę.

Pojechaliśmy do apteki i wzięliśmy leki panie w aptecie były bardzo miłe. Nie to co ten zjeb w gabinecie. Później pojechaliśmy do domu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top