Special, bo mogę, chcę i muszę.
Święta. Choinka, prezenty, śledzie, sałatki, multum niepotrzebnych dekoracji, atmosfera tak prawdziwa jak tyłek Nicki Minaj, Mikołaj, bacznie obserwujący dzieciaczki, jajka wielkanocne... Oto cały urok tego cudownego święta~ <3 Oto cała jego słodycz i harmonia. Zaraz.. Spojrzałem ponownie na stół.
-Bill, co na stole robią pisanki?-spytałem zaskoczony, przenosząc wzrok na demona. Ten uniósł tylko brew, patrząc na mnie jak na totalnego kretyna. Czyli, krótko mówiąc... Jak zawsze.
-Przecież są święta, Sosenko! Wesołego Alleluja!-wykrzyczał z uśmiechem, zakładając mi na głowę królicze uszy, które tylko sam Bóg wie skąd te demon wytrzasnął. Chociaż równie dobrze nawet wszechmogący zapewne nie rozgryzł jeszcze co mają na celu bezsensowne i jakże skomplikowane działania demona i się nad tym głowi, śmiejąc się gdzieś po drodze z mojego męczeństwa.
-Bill, to Boże Narodzenie..-westchnąłem, chcąc mu wytłumaczyć co i jak, jednak on słuchać nie zamierzał.
-Na zdrowie-odparł siadając zadowolony z siebie na kanapie.
-Nie o to mi...A zresztą..Wesołego Alleluja, Bill!-odparłem siadając obok demona, po czym oparłem głowę o jego ramie. -Bill, bo to nasze pierwsze wspólne święta..-mruknąłem cicho, czując jak na mej twarzy pojawia się niewinny, gorący jak nóż podgrzany do 1000 stopni rumieniec.-I ja.. ja mam.. dla ciebie..-zaciąłem się grzebiąc za poduszką w poszukiwaniu, małego pudełeczka. Jednak to co zrobił Cipher, ostudziło mój zapał. A mianowicie demon ten postanowił nagle wybuchnąć gromkim śmiechem. Zdezorientowany jego rozbawieniem podniosłem głowę, co okazało się błędnym krokiem w mej taktyce. Zostałem brutalnie, ale namiętnie pocałowany.
-Oj Sosenko, Sosenko, tylko się z tobą droczę.-zaśmiał się demon, zadowolony z siebie, patrząc wymownie na sufit.
Mimowolnie podniosłem głowę. No, bo co? Ufo tam zobaczył, że tak się szczerzy i nie daje mi w romantyczność? Niestety na jego niekorzyść statku, owcy, ani truskawek tam nie było. Zmarszczyłem brwi, znów powracając wzrokiem na demona. Który się szczerzył. Zwariował.
-Oh, jemioła.. Ciekawe skąd się tu wzięła?-spytał z wyszczerzem, przyciągając mnie do siebie.
Wzruszyłem ramionami, po czym..
Chyba nie muszę mówić co było dalej...
*
*
*
*
*
*
*
Zgadliście.
Obudziłem się..
Rozejrzałem się z nadzieją po pokoju, jednak demona, nadal nie było. Od dawna go nie było, więc czemu nagle by miał się pojawić? Ciągle śmieje się z własnej głupoty. Nie wrócił, nie wróci, nie ma go.. Aczkolwiek nawyk szukania go pozostał. Warto mieć nadzieję.
Moja powoli umiera.
Gdzie jesteś, Bill?
Proszę wróć.
Tęsknie.
Kocham cię.
Czekam..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że nie wyszło tak źle. Special dość poważnie spóźniony, ale dopiero dziś mnie naszło jak chcę go skończyć. Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Kocham was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top