Rozdział II, część II kabum skarbie!
Dla mojego uwu ziomka Siostrzyczka, żebyś na bank zobaczył ten shit!
Zawsze potrzebowałem kogoś kto by mnie obronił. Kogoś kto by był przy mnie nieważne co by się działo. Kogoś na kogo mógłbym zawsze liczyć. Kogoś kto by mnie nie wyśmiał za durne znamię, nawyki, przemyślenia. Kogoś kto.. by zaakceptował mnie po prostu takim jakim jestem. Całego bez wyjątku. Nie zranił. Był zawsze obok. No właśnie.. Zawsze. Zawsze jest takie problematyczne. Po tym całym gównie z demonem jakoś doszedłem do siebie. Nie można mieć całe życie rozsypanej psychiki, bo ktoś cię wykorzystał, nie? Jak to mówią cycki w przód, dupa w tył, głowa wysoko i marsz na klif! Albo coś takiego. Każdy facet wtedy twój! Kyaaa! Motywacja!
Słysząc pukanie do drzwi uznałem, że metody z książki motywacyjnej, którą czytałem wczoraj całe popołudnie zadziałały szybciej niż się spodziewałem. Otworzyłem drzwi gotów do użytku kolejnych rad z tej niezwykle mądrej lektury, gdy zobaczyłem jego. Demona, który zniszczył mi życie.
Kocham cię.
Instynkt jednak wziął górę i niczym najlepszy atleta rzuciłem w niego nieopodal stającym wazonem. Nie dobrze. Mabel tak go lubi. Zatrzasnąłem szybko drzwi.
On wrócił.
Wrócił po mnie.
Gdy to do mnie dotarło otworzyłem drzwi, ale jego już tam nie było. Czy kiedykolwiek tu był?
Zostawił cię.
Raczej go nigdy nie było.
I dobrze! Niech spieprza! Naczos pierdolnięty!
//Siemanko w 2020 ziomki! Dodaje to po to byście wszyscy mieli powiadomionka. Wesołego stycznia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top