#24

Rosalie's POV

Obudziłam się około 9 rano wtulona w poduszkę, po wczorajszym dniu w wesołym miasteczku padłyśmy z Ellie jak długie na łóżka, zasypiając niemal od razu. Dziś miałyśmy się spotkać z chłopakami w hotelu. Miałyśmy się tylko pożegnać, po czym jak gdyby nigdy nic odejść. Nie podobał mi się ten pomysł, ponieważ wiedziałam, że i tak będę płakać jak bóbr. Poszłam do pokoju obok, mając zamiar obudzić Elizabeth. Jednak dziewczyna nie spała, gdy weszłam do pomieszczenia. Leżała na łóżku przykryta beżowym kocem, płacząc w poduszkę. Bez namysłu podeszłam do niej, przytulając ją do siebie. Doskonale wiedziałam, że tego potrzebuje. 

-Co się stało, Ellie?- spytałam gdy brunetka choć trochę się uspokoiła

-Nie mogę się z nimi żegnać. Nie jak się do nich przyzwyczaiłam, po prostu nie mogę..- załkała wtulając się w poduszkę

-Ellie...-westchnęłam- przecież to nie koniec świata! Spotkamy się z nimi jeszcze, zobaczysz- odparłam 

-Łatwo ci mówić! Pójdziemy na studia to nie będzie na nic czasu!

Oj uwierz, łatwo mówić...

-Wstawaj, wychodzimy!

-Nigdzie nie idę, nawet do hotelu!-burknęła zakrywając głowę kocem

-Ej, nie ma tak dobrze! Wstaawaj-pociągnęłam ją za nogę

-Nie, zostaw mnie!

~*~

Szłyśmy z przystanku autobusowego w stronę hotelu. Widać było po nas, że nie cieszymy się z tego powodu. Po prostu nie chciałyśmy się żegnać, bo kto lubi pożegnania. Rozmawiałyśmy po drodze, jak urządzimy nasze mieszkanie w Kalifornii. Dobry temat, nie powiem. Dochodząc do ogromnego budynku, zaczęłam się bardziej denerwować. Recepcjonistka obdarzyła nas spojrzeniem, które nie wiem czy zabijało czy po prostu takie miała. Lekko się do niej uśmiechnęłam, o mało nie wchodząc w stolik. Ellie skarciła mnie wzrokiem, kierując się do windy. Weszłyśmy tam, po czym wdusiłam przycisk z numerem 4. Gdy wjechałyśmy na wyznaczone piętro, dłonie zaczęły mi się trząść jak głupie. Zapukałyśmy do drzwi, po kilku sekundach otworzyły się. Przywitał nas zaspany Bradley, powodując u nas wybuch śmiechu. 

-Cześć wam!- przywitałam się siadając na białej kanapie

-Hejka naklejka!- zaśmiał się James biorąc do buzi gumę

Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas, w końcu głos zabrał perkusista. 

-Wiadomo, że nikt nie lubi pożegnań ale przyszedł ten znienawidzony przez wszystkich czas.. Było nam naprawdę miło i cieszę się, że was poznałem. Zwłaszcza ciebie pszczółko- mrugnął do mnie 

-Mówisz jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć- stwierdziła Ellie, będąc w objęciach Connora

-W sumie racja... Mało ważne- machnął ręką- Musimy się zgadać i urządzić ognisko, u któregoś z nas!

-Teraz moja kolej- głos zabrał Bradley- Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że spotkam na swojej drodze dwie fanki, które okażą się dla nas dobrymi przyjaciółkami. Będę za wami tęsknił Misiaki!- przytulił najpierw mnie, a później Ellie, która była bliska płaczu

-Hej! Moja kolej- powiedziałam, wstając z wygodnego siedzenia- My chciałyśmy strasznie podziękować za wspólnie spędzony czas i wszystkie wygłupy, zdjęcia, wyjścia gdziekolwiek. Będzie nam was strasznie brakować, ale obiecujemy się spotkać z wami jak najszybciej, zanim pojedziemy na studia. Myślę, że Ellie już nic nie dopowie- spojrzałam na przyjaciółkę, która moczyła koszulkę Simpsonowi

-To w takim razie ja- Connor wstał z fotela- Na początku już chciałbym wam zapowiedzieć, że zapraszam was do Aberdeen. Z wami nie dało się nie nudzić, dziękuję wam i proszę już nie płakać, okej?

Wszyscy zrobiliśmy jednego wielkiego przytulasa w kole, teraz i ja się rozpłakałam. Po chwili byłam w objęciach Tristana, który najwyraźniej usłyszał mój głośny szloch. Nie mogąc opanować emocji, schowałam twarz w dłonie. Było mi tak strasznie przykro, że musieli opuszczać Londyn, ale muszą wracać do rodziny. 

-Myślę, że na nas już czas- stwierdziła Ellie odklejając się od Jamesa 

-Mhm- mruknęłam niezrozumiale ostatni raz tuląc wszystkich po kolei. Pomachałyśmy im na pożegnanie wychodząc z hotelowego pokoju.

~*~

W domu byłyśmy po 17. Zapłakane, z czerwonymi oczami weszłyśmy do niewielkiego domku dziadków. Na lustrze wisiała karteczka od dziadka. 

"Jesteśmy na spotkaniu książki, będziemy po 20. Kocham dziadek <3"

Ellie od razu poszła zaszyć się w pokoju, nie dopuszczając mnie do słowa. Nie dziwię jej się, w końcu bardzo się z nimi zżyłyśmy. Poszłam do kuchni, zgniatając w ręce karteczkę. Wyrzuciłam ją do kosza. Z szafki nad zlewem wyjęłam dwa kubki. Do czajnika nalałam wody, po czym zagotowałam ją na kuchence. Do kubków włożyłam torebeczki herbaty, po kilku minutach zalałam ją gorącą wodą. Kubki z parującym napojem położyłam na tackę, na talerzyki nałożyłam dwa kawałki ciasta, które wczoraj upiekła babcia. Z całym ekwipunkiem ruszyłam do pokoju, gdzie przebywała Ellie. Tak jak się spodziewałam płakała, trzymając telefon w ręce. 

-Przyniosłam herbatę i ciasto na poprawę humoru- powiedziałam pociągając nosem

-Musimy porozmawiać, Rose...- zagryzła wargę- To ważne- dodała wypuszczając powietrze z ust

-Okay- odparłam stawiając tackę z jedzeniem i piciem na biurko. Usiadłam na krześle przy brązowym meblu, odwracając się w stronę przyjaciółki. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. 

-Muszę wracać do Birmingham... Moi rodzice...-zacięła się- moi rodzice mieli wypadek....

~*~

Autorka:

Zjebałam przepraszam :/

Następny jutro, będę pisała rozdziały z wyprzedzeniem, ponieważ w poniedziałek wracam do szkoły. Koniec ferii :/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top