*82*
- I on wtedy zaczął sam oddychać! Popłakałam się jak dziecko!
- Wierzę ci na słowo. A jak Jared się czuje?
- Wciąż obwinia się, że to przez niego Jensen jest w takim stanie.
- To nie jego wina - skwitowała Agnes. - Przecież on z własnej woli go uratował.
- Już mu o tym mówiłam - usłyszałam pukanie do drzwi. - Muszę kończyć. Ktoś się do mnie dobija.
- Pa.
Podeszłam do wejścia i moim oczom ukazał się zdołowany Jared.
- Mogę wejść? - zapytał smutny, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Opłakany stan Jensena to moja wina.
- Nie. Obwiniasz się za to, że Cię ochronił, ale czy pamiętasz szczegóły?
- Stałem nieco dalej niż wybuch. Jensen doleciał w moją stronę i zakrył mnie swoim ciałem, gdy stąpiła kolejna fala gorąca. Ch-chciałem mu pomóc, ale...
- Kazał Ci biec przed siebie.
- Tak, skąd wiedziałaś?
- Metoda dedukcji. Zapewne byli tam jeszcze inni. Czy on też im kazał uciekać?
- Nie potrafię sobie przypomnieć... przepraszam.
- Pamiętasz, tylko twój umysł to wypiera. Tak działa adrenalina. Wiem jak możesz sobie przypomnieć. Wprowadzimy Cię w stan hipnozy, ale będziesz musiał na nowo cofnąć się do tych zdarzeń.
-Dobrze. Chcę wiedzieć jak wielu uratował Jensen i czy to przeze mnie leży w takim opłakanym stanie.
Jared zamknął oczy. Cofał się myślami do tego zdarzenia. Można było zauważyć emocje buzujące w nim.
- Co widzisz? Mów wszystko co widzisz.
- Widzę Jensena, ściągającego złamane deski z dublerki i jak okrywa aktora kurtką, aby ochronić go od ognia.
- A Ty gdzie jesteś? Przy wyjściu z pomieszczenia?
- Tak, biegłem, aby ostrzec, że Jensen był najbliżej epicentrum i mają go uratować i... koniec ja już nie mogę.
- Tyle wystarczy. Dobrze się spisałeś, a teraz już wiesz, że to nie twoja wina. Właściwie to Ty również go uratowałeś.
- Naprawdę jesteś dobrym psychologiem, dzięki - objął mnie ramieniem. - Czuję się lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top