*52*
Zadręczony myślami przekroczyłem próg sali szpitalnej, w której leżała, podłączona do aparatury, Zoey. Dzisiaj przy jej łóżku siedziała Agnes i Pani Parker. Przywitaliśmy się skinieniem głowy. Cała nasza trójka wymieniała się najlepszymi wspomnieniami związanymi z brunetką. Zdziwiło mnie, że tylko mnie poganiano do wyszczególnienia wspomnień.
- Może nie jest to niezwykle wspomnienie, lecz wtedy zdałem sobie sprawę jaka Zoey jest opiekuńcza. Gdy zachorowałem dzień po jej urodzinach zadbała o lekarza, o leki, o moje samopoczucie. A gdy musiała iść do pracy, przypominała mi o której mam brać lekarstwa.
- Cała Zoey - powiedziała jej matka, dotykając mojego ramienia. - Kocham Cię córciu - schyliła się i pocałowała czoło jej dziecka.
- Jest najlepsza - stwierdziła Agnes. - Pa Zoey. Muszę zarobić na najlepszy prezent jakikolwiek ci dam.
- Ja też - dodała Pani Parker. - Jensen, wiem... podejrzewam, że zostaniesz z nią, więc dzwoń.
- Mi też daj znać.
- Tak zrobię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top