*28*
Po pracy, pełnej ludzi śpiewających mi sto lat z okazji urodzin, kierowałam się w stronę hali, ponieważ niespodzianką Jensena był jego przyjazd, a miejsce konwentu to jedyne jakie znał. Stałam na środku placu z niebieskimi słuchawkami na uszach, gdy nagle na ramieniu poczułam czyjś dotyk. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, a na naszych twarzach zagościły uśmiechy. Wtedy również objął mnie znienacka, a ja nie wiedziałam czy też mam odwzajemnić uścisk, lecz po namyśle zrobiłam to.
- Wszystkiego Najlepszego, Zoey!
- Dziękuję. Dusisz mnie trochę - Jensen puścił uścisk, poprawiając rękawy swojej koszuli.
- Nocujesz w tym hotelu, co wcześniej? - zapytałam.
- Nie, znalazłem jakiś dalej od centrum i nieco tańszy.
- A co ty na to, żeby przenocować u mnie? Znaczy... znamy się od konwentu czyli jakieś 9 miesięcy, więc... to chyba wystarczająco długo - chyba w tym momencie zbyt bardzo się rozgadałam o naszej znajomości.
- Z miłą chęcią, tylko nie chcę być nachalny.
- Chodź. Są moje urodziny. A zapewne jutro Agnes planuje wpaść.
- Chętnie ją poznam.
- Wiesz, ona jest totalnym przeciwieństwem mnie. Jest energiczna, wszędzie jej pełno. Jest też gadatliwa.
- Nie widzę różnic - szturchnęłam to ramieniem. - No dobra, widzę - odparł z uśmieszkiem.
- Tylko trudno będzie ją przekonać do tego, żeby zachowała naszą znajomość w tajemnicy.
- Nie przejmuj się. Twoja prywatność i życie towarzyskie nie zostaną zniszczone. Jeśli jest twoją prawdziwą przyjaciółką, to spokojna twoja rozczochrana, Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top