Chapter Fourteen

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu, było tutaj zimno. Naprawdę zimno. Siedziałam na krześle przywiązana do niego sznurami. Zaczęłam się wyrywać, ale każdy najmniejszy ruch powodował ból, potworny, przeszywający ból.

-Wiercenie się nic ci nie da.- usłyszałam męski głos, starszy. Zachrypnięty głos. Nie należał do Jimin'a. Ani do jego przyjaciół. To był ktoś zupełnie obcy. Zupełnie nieznany.

Jak podejrzewałam był to wampir. Porywacz wyszedł z ciemnego kąta. Powoli kroczył w moją stronę. Bałam się, tak potwornie się bałam.

-I co teraz syrenko? Nie użyjesz swoich mocy, a nie ma cię kto uratować.- zaśmiał się

Kiedy stanął przede mną dostrzegłam jego wysunięte kły, które wbijały się prawie w skórę. Położył swoją lodowata rękę na moim policzku, przejechał swoimi pazurami po mojej skórze robiąc dokładnie cztery głębokie rany. Krzyknęłam z bólu, a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Zaczęłam się szarpać, ale to nic nie dawało. Sprawiało mi tylko jeszcze więcej bólu. Lina, którą były przywiązane moje ręce i nogi stała się czerwona od krwi. Próbowałam użyć swojej mocy, ale to wszystko było na nic. Nie potrafiłam tego. Nie umiałam. Nie znałam swoich mocy.

-Syrena, a nie potrafi używać mocy. Cóż za zabawny widok.- stwierdził i uderzył mnie z pięści w brzuch

Spojrzałam na niego z nienawiścią i naplułam mu prosto w twarz. Wampir jedynie zaśmiał się.

-Chciałem to zrobić szybko, ale widzę, że wolisz się trochę pomęczyć. Dla mnie to nawet lepiej syrenko. Sprawi mi to o wiele więcej frajdy niż tobie.

Podszedł do jednej ze ścian i coś wziął do ręki. Kilka sekund później już dobrze widziałam co to było... kij bejsbolowy. Krzyczałam, piszczałam i płakałam błagając o litość. Wampir jakby wcale mnie nie słyszał. I tak chyba było. Słyszał moje błaganie, ale wcale tego nie słuchał.

-Jimin proszę pomóż mi.- szepnęłam sama do siebie mając nadzieję, że jakimś cudem mnie znajdzie

Jimin Pov.

Około pierwszej w nocy wróciłem do domu. Świetnie bawiłem się z chłopkami i mimo, że Rose i Suga ciągle się migdolili to i tak uważam imprezę za udaną. W domu panowała jakaś dziwna atmosfera. Wiedziałem, że rodzice wyjechali na kilka dni, ale nie czułem zapachu SooMi. Przecież to dziwne. Szybko przeniosłem się do jej pokoju... nie było jej. Może gdzieś poszła? Nie... przecież ona nie jest aż taka głupia, żeby łazić samej w środku nocy i jeszcze będąc syreną. Coś musiało się stać, ale to nie moja sprawa. Przecież ona nawet mnie nie obchodzi. To tylko jakaś tam laska i tyle. Nie zastanawiając się więcej poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać.

Ciemna piwnica... wyczuwałem zapach SooMi. Jakis wampir... kij bejsbolowy... pełno krwi... dziewczyna przywiązana do krzesła..... zapłakała... krzycząca z bólu....

-Jimin proszę uratuj mnie.- jej wzrok błagający o pomoc

Obudziłem się zlany potem, to nie był zwykły koszmar. To była prawda. SooMi znów wpakowała się w kłopoty, a teraz ja muszę ją ratować. Nie miałem czasu... jeśli zaraz jej nie znajdę ona... ona umrze. Starałem się przypomnieć sobie to miejsce, ale nie potrafiłem. Zakładałem w pośpiechu buty oraz kurtkę. Nie miałem ani sekundy do stracenia. Jej zapach. Wyczuwałem go z lasu... po chwili byłem już na miejscu. Koszmarne miejsce... nie dziwię się, że akurat tutaj jest ten wampir. Rozejrzałem się dookoła. Wszędzie widziały albo ciała samobójców albo ich resztki czy same kości. Może to nawet nie byli samobójcy? A ofiary wampira? Chodziłem po lesie szukając miejsca, gdzie mógł przetrzymywać młodszą. Wreszcie znalazłem stary rozwalający się domek. Wszedłem po cichu. W środku panował mrok, a zapach... wszędzie pachniało krwią. Na podłodze leżały ciała... były już w niezłej fazie rozkładu. Przeszukałem cały dom i wreszcie znalazłem drzwi... prowadziły do piwnicy. Wszedłem do środka i to co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. SooMi wyglądała już prawie jak trup. Na szczęście zdążyłem ją znaleźć, ale teraz najtrudniejsze przede mną. Mam mało czasu, a muszę zabić tego gościa i uratować ją.

-Może nie będziesz rzucał się na słabszych od siebie co skurwielu?!- krzyknąłem w stronę wroga

SooMi podniosła głowę do góry szepcząc ciche "Jimin? Dziękuję, że przyszedłeś."

-Bohater się znalazł. Przecież wiem, że ty też chcesz krwi tej syreny. Wiem co robiłeś jak byłeś młodszy panie Park.- zaśmiał się, a mnie oblał zimny pot... skąd on może to wiedzieć

-Przestań. To były stare czasy. Już o nich zapomniałem.

-Twoje ofiary też. A teraz weź idź stąd. naruszasz moją prywatność. To ja ją znalazłem i mam ochotę na jej krew.

-Nie znalazłeś, a porwałeś. I oddaj mi ją po dobroci to może cię oszczędzę.

-Po moim trupie.- stwierdził odrzucając kij w bok

-Skoro tak twierdzisz.

Wreszcie mogłem się na czymś wyżyć. Cóż ten wampir wcale nie był wielką przeszkodą, ale i tak wypadłem z formy i stałem się słabszy.... to wina SooMi? Kiedy go pokonałem podbiegłem do dziewczyny, która traciła przytomność. Rozerwałem liny, którymi była przywiązana. Jej ciało opadło na mnie. Przeniosłem ją pod ścianę i usiadłem obok. Ona... ona ledwo oddychała.

-Zaraz ci pomogę.- powiedziałem spokojnie i zabrałem jej włosy, żebym mógł oddać jej trochę swoje krwi

Wpiłem się w jej żyły i podawałem jej swoją krew. Dziewczyna złapała mnie za rękę.

-Dziękuję, że przyszedłeś.- po tych słowach osunęła się

Ona... ona umarła. Nie zdążyłem jej uratować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top