𝓟𝓻𝓸𝓵𝓸𝓰
A co gdyby się tak przenieść w czas odległy, w inną epokę, gdzie wszystko płynie wolniej, jest robione z sercem, w przypływie nagłego uczucia szczęścia, radości, które to tworzy potem wspomnienie jedno na milion, nie takie samo, płytkie jak całe życie nasze będące niczym doskonale wystrzyżony trawnik bez jakichkolwiek kwiatów, roślin, o które dbać trzeba i tych, które same sobie znajdują pozwolenie na zamieszkanie naszego ogrodu. Pamiętać musimy jednak o chwastach i to na czym sadzimy nasze najukochańsze ziarenko życia, bo jeśli będzie miało najpaskudniejszy rodzaj gleby pośród swoich korzeni z pewnością nie wyda nam owocu takiego, jaki ujrzeć byśmy chcieli, by nasze usta mogły posmakować słodkiego soku, lecz taki którego gorzki posmak będzie nam się rozchodził po wargach do końca naszych dni.
Sofiya miała taką możliwość choć jeszcze nie wiedziała na co się pisze, gdy odwiedzała nowych przyjaciół swoich rodziców. Rudowłosa kobieta dopiero wchodząca w wiek dorosłości o wyśnionych, błękitnych oczach była tak zwyczajna jak kubek na herbatę pośród kilkunastu innych w szafce, w kuchni. Rozpoczynała właśnie swoje wymarzone studia pedagogiczne bez żadnej reakcji na to, że jej się udało na nie dostać. Była tego pewna, wręcz nie brała pod uwagę tego, iż mogłoby jej się nie udać, ponieważ nie przypuszczała innego planu. Miała całkiem sporą grupę przyjaciół, którzy kompletnie nie wiedzieli co myśli i nawet nie próbowali pytać, to przyjaciele z rodzaju tych potrzebnych ze względu na społeczeństwo, w końcu gdyby siedziała sama w pokoju, w tych niewielkich czterech ścianach, które są jej strefą komfortu i nie odzywałaby się wcale byłoby to nieco może nienormalne? Zapewne tak uważaliby wszyscy dorośli, a ich nie trawiła, ponieważ nadęci jak paw chodzili po jej ogrodzie, a ona pawi nie lubiła. Wiek dziewiętnastu lat był dla niej przełomowy, bo to właśnie wtedy zaczęła zdawać sobie sprawę ze świadomości swojej osoby, swojego ,,ja", które przestawała lubić z dnia na dzień znając już swój słomiany zapał i brak asertywności. To właśnie wtedy czekała na moment, w którym zmieni wszystko w swoim życiu; przyjaciół, otoczenie, szkołę, mieszkanie, ale na ten moment swoje miejsce miała na poddaszu, w pokoju z dużym oknem, przy którym parapet usłany był kocem oraz poduszkami tak miękkimi, że gdy zasiadała w tym miejscu z książką oraz swoją ulubioną herbatą czuła się jak we właściwym miejscu, w innym świecie. Po części czuła, że coś jest z nią ,,nie tak", ponieważ mimo tego, że to ,,nie tak" podobało się jej w niej najbardziej inni zaczęli się bez powodu martwić, w końcu czy to nie jest normalne, że młoda kobieta swój nos cały czas trzyma w książkach, ubóstwia wszelkiego rodzaju bibeloty jakby wyrwane z zeszłej epoki i interesuje się niewielkimi rzeczami celebrując małe rytuały takie jak picie herbaty? Owszem, jest, ponieważ dla niej ten cały współczesny świat działał za szybko. Studia, praca, własne mieszkanie, nacisk ze strony rodziny na partnera, a później dziecko, które choć bardzo chciałaby mieć, nie była skłonna nawet o tym głośno myśleć, bo to wiązało się ze zderzeniem się z rzeczywistością, w której musiałaby pokonać wiele przeszkód pozwalających stać się idealną osobą gotową na swoje wyśnione życie. Trudno niejednokrotnie było jej podnieść się z łóżka, z myślą, że będzie musiała wrzucić na swoją twarz ten sztuczny wyraz, który opanowała do perfekcji, jak każdy przejaw emocji publicznie. Uśmiech, chichot, marszczenie brwi, cichy pomruk nie znaczący nic konkretnego, ale odbierany jednoznacznie i z zadowoleniem przez rozmówcę, ruchy świadczące o tym, że jest zajęta, ale chętnie wysłucha, że gdy tylko ktoś się odezwie, wyrwie się ona ze swojego wyimaginowanego świata, będzie skłonna poświęcić mu swój cały czas, mimo tego, że najchętniej uciekłaby już w świat książek, swojej jedynej przyjaciółki w telefonie i małych czynności tworzących ,,ją". Niejednokrotnie łapała się na tym, że jej myśli były tak odległe od rzeczywistości, a jednocześnie tak bardzo się im poświęcała, iż sama nie wiedziała już czy to jej się tylko wyśniło na jawie czy też może stało się naprawdę. Dni zmieniały się w jeden ciąg czasu, wydarzenia mieszały ze sobą, a twarze znajomych i nieznajomych nie miały już znaczenia w tym wszystkim, bo była sama, mimo otoczenia wielu innych. O czym śnisz? Ktoś pyta ledwie się budzimy, a co gdyby ktoś zapytał o to tę dwudziestoletnią kobietę, co by odpowiedziała? ,,Nie wiem czy to jawa, czy sen, bo każdy sen wydaje się tak piękny jak piękną czynie sobie rzeczywistość mimo, że wcale tak piękna nie jest. Nie wiem kiedy śnię, kiedy mój umysł wybudza się ze snu wiecznego, własnych interpretacji i analiz po to, by stawić czoła rzeczywistości, ale kiedy to już się dzieje letarg senny wciąż się utrzymuje i jest za późno, bo to tylko moment, bo to tylko chwilka, gdy mam świadomość, że żyję, by znów zacząć śnić". To wcale niełatwe być w bańce stworzonej przez siebie, dla własnego komfortu, a jednocześnie czuć, że jest to niewłaściwe, wcale nie takie komfortowe, to jak więzień własnego umysłu, ale ona najwidoczniej wolała być więźniem własnej siebie niż podporządkować się oczekiwaniom kogoś innego. Żyła w swoim świecie, pewna tego co robi, tego co dla innych było najmniej pewną rzeczą na świecie i rzadko kiedy byli w stanie przewidzieć jej ruchy, ponieważ nie dawała się podporządkować stereotypom. Kobieta mająca za chwilę spotkać się z progiem dwudziestu lat, który psychicznie zmuszał ją do zmiany swojego nastawienia na bardziej dojrzałe niżby chciała była naprawdę urodziwa. To ten typ urody, kiedy w podstawówce mimo fascynacji się z Ciebie śmieją, a kiedy w dorosłym życiu zbierasz ochy i achy, ponieważ zachwycasz. Sofiya była niska. Ledwie metr pięćdziesiąt osiem niekiedy sprawiał jej kłopoty naturalne takie jak to, że nie była w stanie sięgnąć na najwyższą półkę w sklepie czy w swoim własnym domu, ale wcale nie uważała tego za coś złego, wręcz przeciwnie, czuła się całkiem sprytna w tak niewielkim kawałku ciała, bo trzeba również wspomnieć o tym, że była naprawdę szczupła, filigranowa, niemalże tak delikatna jak porcelana, którą uwielbiała i choć nie raz słyszała od innych, że; widać jej żebra, zapewne nic nie je i tylko się odchudza prawda wcale taka nie była, bo ona sama mimo, że była całkiem zadowolona ze swej figury wielokrotnie łapała się na tym, iż uważała, że powinna nad sobą popracować, w końcu presja tego, że inni uważali ją za idealną rosła w niej samej niezauważalnie. To, co dało się zauważyć wszędzie to jej rude, niemalże w ognistym odcieniu włosy, które nie dość, że miały nietypowy kolor to również teksturę, ponieważ się samoistnie kręciły, gdy tylko wyczuły w swoim otoczeniu choć niewielki współczynnik H2O, co przeszkadzało jej niemiłosiernie i nie raz można było ją spotkać z prostownicą w dłoni, nie była w stanie zliczyć ile takowych zdjęć mają jej przyjaciółki, kiedy przed wyjściem gdzieś na miasto chciała wyglądać dobrze. Nie raz je spinała wbrew sobie, dlatego że tak właśnie było jej wygodniej, strasznie się elektryzowały i były wszędzie co jej nie ułatwiało życia. Jasno niebieskie oczy świdrowały dokładnie każdego, były naprawdę duże, okalane wianuszkiem długich, ciemnych rzęs, otoczone maleńkimi piegami w niewielkiej ilości, odziedziczone po swoim ukochanym ojcu, który był dla niej największym wsparciem choć to ona jedyna z dwójki rodzeństwa była w stanie mu się sprzeciwić i powiedzieć swoje zdanie bez żadnego oporu. Tym co również dostała ,,w spadku" po swoim rodzicielu były brwi, okropne, jak to zwykle mawiała, bo niemalże nie było ich wcale! Jasne, rzadkie i trudne do ułożenia stały się jej zmorą i gdy tylko ich sobie nie namalowała wyglądała o pięć lat młodziej niż aktualnie miała. Wynagrodzeniem ich za to były malinowe usta, dwie pełne, puszyste ich wargi, które zwykła malować czerwoną szminką nie raz w zdenerwowaniu skubała swoimi zębami ułożonymi w równy rząd. Jednym słowem, była całkiem zwyczajna, ale przez swoje zwyczajne czynności w oczach innych nadzwyczajną się stała i miał nastać moment, w którym to ta jej zwyczajność wadząca innym stanie się dla kogoś rzeczą godną gloryfikacji.
-Sofiya, Żabko, czy mogłabyś zejść już na dół? Śniadanie czeka na stole!- Przyjemny, miękki, kobiecy głos rozniósł się po ścianach niewielkiego domu, w którym mieszkała rodzina Havertz. Rudowłosa kobieta, jej ukochana mama, po której to dostała ten sam kolor włosów, ojciec będący głową rodziny i kochający nad życie swoje kobiety oraz dwójkę chłopców w nastoletnim wieku będącymi braćmi nastolatki. Wszyscy Ci mieścili się w całkiem zwyczajnym domu, pełnym bibelotów, które uwielbiała zbierać sama Sofiya i jej tata, co wydawało się być zaskakującym według osób, które o to pytały, gdy wchodziły do jej rodzinnego domu.
-Już idę mamo! Pozwól mi tylko skończyć się ubierać- dziewczyna zdecydowanie nie była rannym ptaszkiem, bo choć nienawidziła wstawać późno i marnować całego dnia uwielbiała także wyspać się porządnie nie musząc wstawać wbrew sobie, a akurat dziś tak było. Wczorajszej nocy siedziała do późna czytając jedną z książek Jane Austen, bo naprawdę uwielbiała wszelkiego rodzaju romanse i zaczytywała się w nich wręcz na zabój, toteż teraz jej oczy były lekko przekrwione i wyglądała nie najlepiej.
-Nareszcie jesteś, już James i Gabriel wstali wcześniej od Ciebie, a to rzadkość- w kuchni przywitała ją jej matka śmiejąc się ze swoich słów i całując ukochane dziecko w policzek na dobry początek dnia. Sofiya naprawdę lubiła to, że każdy nowy dzień był jak nowy start i zaczynali go mówiąc sobie ,,dzień dobry".
-Oh przesadzasz mamo, po prostu musiałam skończyć książkę, którą ostatnio mi pożyczyłaś. Była naprawdę wciągająca!- Musiała o niej powiedzieć, naprawdę lubiła się tym dzielić i właśnie robiła to siadając przy rodzinnym stole, gdzie jej bracia zajadali się tostami z czekoladą, a głowa rodziny siedziała na przeciwko niej z kubkiem kawy przed sobą oraz gazetą w dłoniach.- Dziś sobota, co takiego mamy w planach?- Tak już było. Cenili sobie czas rodzinny, dlatego na tygodniu zajmowali się swoimi sprawami, by w weekend wybierać się na niedalekie wycieczki oraz urządzać sobie filmowe wieczory wszyscy razem.
-A właśnie. Miałem wam powiedzieć, wybieramy się dziś z mamą do naszych dawnych znajomych z pracy, z którymi niegdyś mieliśmy okazję prowadzić wspólny biznes polegający na sprzedaży wyremontowanych domów, jednakże założyliśmy rodzinę, a oni zaadoptowali syna stąd nie mieliśmy czasu, by się spotkać, dlatego kontakt się urwał. Dostałem od nich wiadomość zeszłego tygodnia, w której poinformowali mnie, że przeprowadzili się do dworku na wzgórzu Down Hill i chcieliby odnowić kontakt- teraz wszyscy mogli ujrzeć twarz dojrzałego mężczyzny, który ułożył gazetę przed sobą na stole i o mały włos nie wpakował sobie jej w swoje śniadanie. Pan Havertz był naprawdę przystojny za młodych lat toteż wiek nie odebrał mu wiele z owej urody, bo mimo, że podchodził pod siedemdziesiątkę jego humor wciąż się nie zmieniał i pozostawał zabawnym, a siwych włosów było tyle, co mleka w misce dla kota, którego nie mieli.
-Jakie nudyy, nie moglibyśmy pójść dziś z Collinem na mecz? Gra nasza ulubiona drużyna, Wrony z White Castle i nie możemy tego przegapić, zwłaszcza, że to jakieś nudne spotkanie zapoznawcze. Zabierzcie Sofiyę, ona będzie nas reprezentować- odezwał się James niemalże z pełną buzią i dżemem wiśniowym w kącikach ust. Ten chłopak był naprawdę energiczny. Wysoki brunet o czarnych oczach wyglądał niemalże tak jak kropla wody z ust swojego ojca, byli identyczni i zachwycali swoją charyzmą tak samo mocno.
Miała dwójkę braci; wspomnianego wcześniej Jamesa oraz Gabriela, którzy byli kompletnie różni, a jednak dogadywali się dużo lepiej niż ktokolwiek inny, bo od małego spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Mieli po szesnaście i siedemnaście lat. Dzielili ze sobą wspólnych znajomych mimo, że to James był tym, który ściągał na nich uwagę wszystkich jak to miał w zwyczaju krzykliwy, pewny siebie chłopak, zaś Gabriel był kompletnie inny od niego. Blond włosy nastolatek, który wolał zakładać na nos okulary aniżeli soczewki jak robił to jego brat. Był dosyć wyobcowany, wolał zająć się swoimi sprawami, spędzać czas w swoim towarzystwie, gotować dla wszystkich i spędzać czas na aktywnościach, które dla nastolatków w dobie dwudziestego pierwszego wieku są całkiem obce. Dwa razy w tygodniu odbywał lekcje jazdy konnej i to był jego żywioł, wiązał z tym przyszłość i planował uczęszczać do pobliskiej stadniny częściej niż dotychczas. Od kilku tygodni próbował nakłonić rodziców do zakupu swojego własnego konia i Sofiya w głębi serca uważała, że to byłoby idealne posunięcie. Nie mniej jednak, kiedy już dochodziło do przyjacielskich spotkań Gabriel był nie mniej rozchwytywany niż jego brat. Oboje potrafili stworzyć idealne podłoże do rozmowy i wprawić rozmówcę w taką chęć obcowania właśnie z nimi, że każdy chciał zamienić z nimi choć jedno słowo, ich siostra oraz matka uważały, że to odziedziczyli ewidentnie po rozgadanym i błyskotliwym rodzicielu.
-Niech Wam będzie, lepiej abyście się tam nie zanudzili i nie zrobili im jakiegoś psikusa na samym starcie. Sofiya,a Ty? Z pewnością będziesz zakochana w ich posiadłości, to niemalże dworek z wielkimi ogrodami, który jest zamknięty za bramą, zapewne kojarzysz to miejsce, o którym mówiłem, w Down Hill- dojrzała kobieta zwróciła się do swojej córki siadając wreszcie przy stole obok męża i biorąc się za swoje śniadanie.
-Bardzo chętnie pójdę, właściwie nie mam nic do robienia, dlatego fajnie, że będziemy mogli gdzieś wyjść, a wiecie, że uwielbiam poznawać waszych znajomych, a skoro mowa o ładnych miejscach...tym bardziej jestem na tak- rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się uroczo w stronę swoich bliskich. Czy była problematyczna? Ani trochę, a nawet jeśli to umiała owe problemy ukryć tak dla siebie, że wszyscy mogli stwierdzić, iż jej wychowanie wyzwaniem nie było żadnym.
-W takim razie ustalone. Mniej więcej o szesnastej wyjedziemy, ponieważ jesteśmy zaproszeni na obiad, dlatego pamiętajcie moje najdroższe kobiety, że czas to pieniądz i proszę nie szykować się nazbyt długo, bo kwintesencja leży w prostocie, jak dla mnie powaliłybyście ich na kolana swoją urodą, gdybyście odwiedziły ich tak jak teraz stoicie- Thomas uśmiechnął się zawadiacko w stronę żony i córki, na co te wywróciły oczami. Uwielbiał je bajerować i robił to niemalże za każdym razem, gdy miał do tego jakąkolwiek okazję.
-Dobrze dobrze tato, jedz swoje śniadanie, bo inaczej ta głodna newsów gazeta ci je pochłonie nim zdążysz dokończyć artykuł- dziewczyna była nader poematyczna. Odkąd pamięta czytała wiele książek i z początku nie wierzyła tym ludziom, którzy mówili, że zasób słownictwa u czytelników jest dużo bogatszy jednak z biegiem czasu była skłonna się z tym zgodzić, ba! Nawet sama tak uważała, co było widać po niej i jej braciach.
Wspólnie skończyli pierwszy posiłek ich dnia. Eleonora i Thomas wychodzili z założenia, że śniadanie było tym posiłkiem, który jako jedyny był pewny, że zjedzą go wszyscy razem, bo te następne mogły być pominięte, mogłoby kogoś brakować przez czyjeś osobne zajęcia i dlatego śniadanie traktowali jako najważniejszy początek nowej doby.
Po tym, jak każdy z nich najadł się do syta Sofiya pomogła swojej mamie posprzątać po posiłku, aby z nią porozmawiać o tym co działo się u dziewczyny przez cały ubiegły tydzień i po to, aby odciągnąć ją od obowiązków chociaż w weekend. Na co dzień to Thomas utrzymywał swoją rodzinę będąc właścicielem dobrze prosperującej firmy zajmującej się renowacją starych budynków i sprzedawaniem ich na rynku. Eleonora pracowała, gdy była młodsza, jednak od trzech lat korzystała z życia przechodząc na emeryturę i w pełni poświęcała się domowi oraz ich niewielkiemu ogródkowi, który był jej całym wolnym czasem. Była niewysoką kobietą o płomiennie rudych włosach i ciemnych oczach. Zawsze uważała, że fakt, iż oczy Sofiyi są jasne po jej rodzicielu, a włosy dziewczyny od niej, tworzyło to mieszankę nie mogącą pozostawiać na niej braku komentarza. Wiele ludzi się oglądało za dziewczyną od samych narodzin, zwłaszcza w jej wieku przedszkolnym, gdy w sukienkach i z burzą loków ganiała korytarzami za swoimi rówieśnikami odznaczając się na ich tle. W końcu przyszedł czas, gdy rudowłosa wspięła się po schodach ich niewielkiego domu, aby udać się do swojego pokoju. Wciąż miała na sobie piżamę, która była zwykłymi, luźnymi spodniami oraz koszulką zabraną z półki podpisanej ,,do spania". Postanowiła, że najpierw pościeli łóżko, na które musiała nałożyć dziesiątki poduszek z falbankami i wszelakie ozdobniki, jakie zdobyła do tej pory. Uwielbiała takie bibeloty toteż jej pokój wyglądał nieco jak jakiejś księżniczki z milionem poszewek w kwiatki, porcelanowymi filiżankami na półkach i kolorowymi przedmiotami z ornamentami kwiatów. To było nieco osobliwe dla nastolatków w jej wieku, ale ten zamknięty świat jaki wykreowały jej książki przejawiał się właśnie w ten sposób w jej rzeczywistym życiu. Kiedy skończyła porządkować pokój na cały dzień wybrała ze swojej garderoby kwiecistą sukienkę na długi rękaw oraz delikatnie mętne, białe rajstopy, by właśnie tak się ubrać na spotkanie ze znajomymi swoich rodziców. Włosy postanowiła zostawić same sobie, aby luźno opadały kaskadami na jej kobiece, niezbyt szerokie ramiona. Co do makijażu nie malowała się nigdy mocno, nie miała nawet podkładu w swojej kosmetyczce za to rozświetlacz i róż ubóstwiała toteż zawsze mogła poratować odpowiednim odcieniem czy barwą. Postanowiła jednak zostawić to na moment przed ich wyjściem z domu. Usiadła przed laptopem i zaczęła się zastanawiać co też może robić. Od jakiegoś czasu zaczynała myśleć nad tym, aby napisać książkę i choć w szkole wszystkie pisemne prace wychodziły jej ponadprzeciętnie niezbyt wierzyła w siebie i to, że może to osiągnąć jakikolwiek sukces. Nie mniej jednak miała dość swojego zapału, który był tak utwardzony jak zapałka, więc od czasu do czasu, gdy nie miała już kompletnie co robić siadała przed swoim laptopem oklejonym we wszelkiego rodzaju naklejki z kotkami i motylkami mimo, że za kotami nie przepadała ani trochę. Także właśnie to było jej celem na jakąś kolejną godzinę, choć zapewne nie całą, ponieważ nie umiała skupić się w ciszy i w ciszy tylko czytała książki, toteż w trakcie tej ,,godziny pisania" połowę z niej spędziła na oglądaniu przypadkowych filmików w internecie.
-Nudy- westchnęła pod nosem i odepchnęła się nogami od podłoża, a jej fotel w białym kolorze odjechał nieco na środek pokoju i prawie wywrócił się na beżowym dywanie, na którym uwielbiała leżeć. Podniosła się z krzesła i podeszła do okna, aby je otworzyć, najlepiej na taką szerokość na jaką pozwalała jej pogoda właśnie za nim, a korzystając z faktu, iż był środek lata otworzyła je na roścież. Sofiya uwielbiała świeże powietrze i mogła spędzać na dworze mnóstwo czasu toteż przypadły jej do gustu wszelkie pikniki i przejażdżki rowerowe w niedalekie miejsca, najczęściej nad jeziora czy rzeki, które były orzeźwiające samym swoim widokiem. Usiadła na parapecie podwijając sukienkę tak, aby nie zaplątała się jej między nogami i zaciągnęła się zapachem już przekwitającej jabłoni, która rosła tuż przy jej oknie. Rudowłosa była zakochana w jabłkach oraz brzoskwiniach, więc jej tata, gdy tylko to sobie uświadomił, kiedy była mała zasadził te dwa rodzaje drzew na niemalże każdym skrawku ich niezbyt dużego ogrodu, by jego księżniczka mogła cieszyć się nimi co roku, za co ona była mu dozgonnie wdzięczna. Sofiya przepadała za kwiatami, a jej ulubionymi były piwonie oraz kwiaty magnolii. Wyglądały urzekająco, a ich zapach wręcz odurzał na wiele godzin roznosząc się wręcz po całym domu, gdy jakiś bukiet kwiatów zwiniętych w pęki stał w wazonie. Sięgnęła dłonią do drzewa przed sobą chcąc go dotknąć delikatnie. Poczuła na swojej skórze rozgrzewające promienie słońca, to dodawało jej energii do życia, dziewczyna bowiem kochała słońce całą sobą i gdyby mogła spędziła by w nim całe dnie czytając czy po prostu chłonąc to naturalne ciepło swoim ciałem mimo, że było uważane ono za dosyć szkodliwe dla skóry, jednak ona się tym nie przejmowała, w końcu kiedy przyjdzie czas na to, by cieszyć się z życia jeśli nie teraz? Miała w głębokim poważaniu wszelkie porady dotyczące urody, sama wiedziała co dla niej jest najlepsze w danym momencie i wywracała oczami na wszelkiego rodzaju maseczki pochodzące z najgłębszych wykopalisk ziemi choć tak naprawdę mogłaby zrobić to samo z glebą z ogródka swojej mamy. Wyprostowała się, gdy usłyszała dźwięk powiadomienia na swoim telefonie. Musiała wstać, aby ująć go w dłoń, gdyż leżał na jej wysokim łóżku. Odblokowała sprawnie ekran urządzenia okalanego jasno brązowym casem z misiami i ujrzała wiadomość od swojej najlepszej przyjaciółki, wprawdzie jedynej, z którą utrzymywała szczere chęci do kontaktu.
Hej, co dziś robisz? Może gdzieś wyskoczymy razem? Zjadłabym coś na mieście:(
Właśnie tak brzmiała wiadomość jaką otrzymała. Chętnie by wyszła w ten słoneczny dzień do jakiejś restauracji, na szybkie i smaczne jedzenie, dosyć niezdrowe, jednak nie miała dziś na to chwili, w końcu popołudniem mieli wyjść do znajomych jej rodziców i ich poznać, dlatego bez zastanawiania się wystukała wiadomość zwrotną.
Hejka. Nie ma dziś szans, jedziemy odwiedzić starych znajomych moich rodziców po południu.
Nie minęła nawet chwila nim na ekranie pojawiła się ikonka przychodzącego połączenia. To Liliana, wcześniej już wspomniana najlepsza przyjaciółka i rudowłosa cieszyła się, że dzwoni. Dużo bardziej wolała rozmawiać niż wymieniać się wiadomościami i wśród grupki swoich znajomych była znana z tego, że na SMSy odpisuje po kilku dniach o ile w ogóle. Niewiele myśląc nacisnęła ikonkę zielonej słuchawki.
-Opowiedz mi więcej o nich. Wiesz, że lubię takie nowinki. Kto to jest? Słyszałaś o nich wcześniej? Gdzie mieszkają i dlaczego macie się z nimi spotkać po latach?- Sofiya wywróciła swoimi jasnymi oczami na falę pytań, jaką zalała ją jej przyjaciółka. Obie lubiły wszelkiego rodzaju plotki, ale traktowały je z pobłażaniem.
-Zaczynając od początku to kompletnie nie wiem kto to jest, ale podobno to jacyś starzy znajomi moich rodziców, którzy kiedyś z nimi inwestowali w stare domy, a teraz oni przeprowadzili się do Down Hill, wiesz tam gdzie jest ten dworek i tam zamieszkali!- Rudowłosa pisnęła wyobrażając sobie już jak poznaje te staroświeckie wnętrza i przechadza się marmurowymi korytarzami. Zdecydowanie wyolbrzymianie miała po swoim ojcu.
-No coś ty?! Musisz porobić mi mnóstwo zdjęć, też jestem ciekawa tego jak wygląda to w środku. Aż sama bym tam poszła- usłyszała po drugiej stronie telefonu znajomy sobie śmiech. Ona i jej przyjaciółka byli jak jej bracia, jak dwa kompletne przeciwieństwa w każdej niemalże kwestii, ale znajdowały wiele wspólnego w rozmowach, co je łączyło w dziwnie silną więź. Odkąd tylko się poznały nie miały problemu z tym, aby rozmowa się kleiła i mimo, że przychodziły trudne dni wciąż umiały się pozbierać i czerpać przyjemność ze swojej obecności.
-Nie ma sprawy, wyślę Ci ich mnóstwo, gdy tylko wrócę do domu. Jestem też ciekawa ich syna. Powiedzieli, że jest mniej więcej w naszym wieku, więc może złapię z nim wspólny kontakt? Fajnie by było, dopiero co się przeprowadził, więc pewnie nie ma żadnych znajomych- okręciła się na swoim fotelu wcześniej na nim siadając. Rozmawiały jeszcze przez dobrą godzinę o bardziej i mniej ważnych rzeczach, jednak pożegnały się ze sobą chwilę przed wyjściem Sofii z rodzicami.
Przeniosła się do łazienki, aby zrobić sobie makijaż. Nigdy nie używała go zbyt wiele, dlatego też nie zajmował jej dużo czasu. Rzęsy podkreślone czarnym tuszem, brwi, którym nadała kształt, róż na policzkach i szminka na ustach to była całość jaką wykonała i jej zdaniem pasowało to idealnie do zwiewnej sukienki, jaką miała na sobie.
W takim oto wydaniu zbiegła na dół widząc, że jej mama biega po mieszkaniu szukając torebki, a jej tata kończy układać grzebykiem włosy w lustrze, które znajdowało się w korytarzu w ich domu.
-Jesteś truskaweczko, w takim razie możemy jechać. Eleonor?- Mężczyzna zawołał, gdy Sofiya zawiązywała sznurówki w swoich botkach na obcasie. Były zrobione z jasnej, brązowej skóry, na której był wybite różne kółeczka układające się w kwiaty. Pasowały do jej całego wyglądu i tylko chwyciła torebkę w podobnym odcieniu co jej trzewiki. Była gotowa.
-Już już, nie mogłam znaleźć kluczy do samochodu, ale już je mam. Możemy ruszać, bo za moment będziemy spóźnieni-rudowłosa kobieta wręcz wygoniła dwójkę śmiejącą się z jej pośpiechu za drzwi i razem wsiedli do samochodu. Już dawno odstawili rodzinne środki transportu, gdy chłopcy stali się dojrzali i postanowili kupić nieco bardziej sportowy samochód, którym okazała się czerwona mazda. Sofiya jak zwykle zajęła swoje miejsce po prawej stronie z tyłu podłączając swój telefon do pojazdu, aby włączyć muzykę.
-Jestem naprawdę ciekawa, że też było ich stać na tę posiadłość- jej mama rozpoczęła temat jak zwykle lubiąc troszkę poplotkować na temat nowych ludzi znajdujących się w pobliżu ich środowiska.- Zapewne dalej inwestowali w nowe domy i teraz byli w stanie kupić takie zachwycające miejsce- kręciła głową z niedowierzaniem, a jej mąż i córka wywracali oczami na jej słowa z uśmiechem pod nosem- my też byśmy mogli Thomasie- zwróciła swój zmrużony wzrok na męża, a ten uniósł ręce w geście poddania nim odpalił samochód i ruszył na spotkanie.
-Co tylko zechcesz, najdroższa, ale jak mogłabyś zostawić swój ogród?- Spytał posyłając jej cwany uśmiech, na który kobieta zawsze się nabierała i tak było również tym razem.
-Oh masz rację, cofam wszystkie moje słowa!- Przejęta nadal analizowała co takiego też mogą robić ich dawni znajomi i nawet nie zauważyli, gdy razem podjechali pod niekończący się mur wykończony wysoką bramą, która się otworzyła, gdy wpisali wcześniej podesłany im kod.
-Oto jesteśmy- męski głos odezwał się spokojnie, kiedy przemierzali nieco leśną drogę pomiędzy ślicznymi brzozami chylącymi się delikatnie ku ziemi, między którymi na zielonej trawie mogliby stworzyć idealny piknik chroniąc się przed promieniami słońca w ich cieniu. Z ust Sofiyi wydostał się odgłos zachwytu, gdy zbliżając się do rozciągającego się w dwie strony dworku ujrzała rozkwitające w pełni róże oplatające wokoło niewielką fontannę z pomnikiem Apolla.
- Wygląda jak z bajki!- Pisnęła wręcz przyklejona do szyby samochodu. Trzeba było przyznać, że posiadłość robiła wrażenie nie tylko swoimi ogrodami, ale także antycznym budynkiem, który był wykonany w neogotyckim stylu. Dosyć się wyróżniał się na tle delikatnej przyrody. Miał bordowy kolor ścian z czarnymi wykończeniami i tego samego koloru strzelistym dachem. W oknach było widać kremowe firanki i zasłony wykonane z atłasu. Dziewczyna aż nie mogła usiedzieć w miejscu z ekscytacji, by zobaczyć wnętrze!
-Wysiadamy moje panie, pora spojrzeć do środka i poznać naszych dawnych znajomych od nowa- mężczyzna otworzył drzwi kobietom, a te wręcz oczarowane wyszły z samochodu chłonąc promienie słońca i świeże powietrze. Podeszli we trójkę do pięknie wyrzeźbionych drzwi i zapukali do nich używając do tego kołatki. Już za chwilę drzwi się otworzyły i ukazała im się dwójka dorosłych ludzi ubranych całkiem zwyczajnie. Zwyczajnie jak na to miejsce.
-Witajcie kochani! Eleonora, Thomas jak dawno się nie widzieliśmy- czarnowłosa kobieta ubrana w sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni przytuliła dwójkę swoich starych znajomych, a naprawdę postawny mężczyzna z siwym zarostem i włosami w kolorze szarości podał im swoją dłoń.- A Ty to zapewne Sofiya? Pamiętam Cię, jak byłaś malutka, wyrosłaś na prześliczną kobietę- zielone oczy przeniosły się na rudowłosą dziewczynę, a ta ukłoniła się im potwierdzając słowa kobiety.
-Wejdźcie, zapraszamy Was do środka- odsunęli się w drzwiach, by zrobić miejsce trójce. Weszli do nie tak ponurego jakby się wydawało holu i rozejrzeli się dookoła oceniając ogromne żyrandole, przepiękne, duże obrazy okalające kremowe ściany i przepiękne meble, które miały wręcz rzeźbione z jednego kawałka klamki. To, co zachwycało Sofiyę to okna rozciągające się od samego sufitu aż po podłogę i mimo, że były wąskie to światło słoneczne przenikało przez nie tak, że nie trzeba było używać żadnych sztucznych świateł.
-Jak tu pięknie! Rosalline, to cudowne miejsce- matka rudowłosej wręcz nie posiadała się z zachwytu nad romantycznością owego miejsca, które zauroczyło ją do głębi serca.
- Dziękuję, kochana. A teraz poznajcie naszego syna, Viktora- kobieta wskazała dłonią na schody, które zaczynały się w środku holu i rozchodziły na dwie strony. W tym momencie dla Sofiyi nie były tak ważne wnętrza owego dworku, a to, kto w nim mieszka, ponieważ zachwycał bardziej aniżeli najdroższe bibeloty wysadzane szlachetnymi kamieniami. Chłopak, a może mężczyzna, nie wiedziała do końca, lecz poprzysiągła sobie, że się dowie, gdy jej wzrok spotkał się z ciemnymi, niemalże jak słoma, oczami, a wyraz twarzy wręcz bez emocji sprawił, że chciała czytać z jego zachowania godzinami tak jak swoje książki. Nie mogła oderwać wzroku od czarnowłosego chłopaka ubranego równie ponuro co ów dworek z zewnątrz. I w tym jednym momencie dziewczyna w kwiecistej sukience zapragnęła poznać chłopca pełnego mroku bardziej, aniżeli się tego spodziewać mogła kiedykolwiek w swoich snach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top