Wymiarowi wojownicy - XI

*Kiarra*

Dlaczego oni tak stoją i szepczą?

- Emm... Chłopaki, jakiś problem? - odwrócili się w jednej chwili, na ich twarzach było zmartwienie.

- Aby otworzyć wejście musimy użyć swoich mocy... - no to fatalnie, czemu Zane wcześniej sobie o tym nie przypomniał.

- Wszystkich? Dokładnie tych pięciu, tak? - zaciekawiony Marcel podszedł do wskazanego wejścia przez Kai'a.

Rozmyślał chwilę, przyglądał się uważnie strukturze kości.

- Faktycznie, nie obejdziemy waszych zabezpieczeń... - dodał Marcel.

- Przynajmniej możemy być z siebie dumni! - wszyscy spojrzeliśmy na radosnego Jay'a, co on znowu wymyślił.

- Co ty pleciesz, Jay! - zdenerwowany Kai krzyknął.

- Ponieważ mamy bazę nie do zdobycia! - wykrzyknął ponownie.

Wszyscy stali poirytowani spoglądając na Jay'a. Próbowaliśmy znaleźć inne rozwiązanie.

- Zawsze cała nasza piątka uruchamiała przejście, ale może uda nam się w czwórkę? - Zane spojrzał na Jay'a trzymającego Cole'a.

- Myślisz? - spytałam zaniepokojona, kiwnął głową.

Jay podszedł do chłopaków bliżej, pomogli zarzucić nieprzytomnego przez jego szyję, zabawnie to wyglądało. Taki mały trzyma się na nogach i to na dodatek z Cole'm. Podszedł z trudem do szkieletu, chwycił za żebra. Uderzając przy tym stopami o twarde podłoże uwalniając moc. To samo uczyniła reszta Mistrzów Żywiołów. Przez dłuższą chwilę próbowali otworzyć przejście, Jay zawahał się i odstawił Cole'a na ziemie. Ponownie użył błyskawic, coś zaczęło się dziać. Już rozumiem o co mu chodziło, Cole jest Mistrzem Ziemi i musiał mieć z nią styczność aby użyć mocy... genialne! Spod ciała chłopaka kruszyła się ziemia a piasek kierowany był do czaszki zwierzęcego szkieletu. Po chwili wszyscy przestali używać mocy, Jay zabrał Cole ponownie na ręce. Górna część zwierzęcej głowy otworzyła się ciężko. Zbliżyłam się z Marcelem, chłopcy weszli w głąb tunelu prowadzącego do podziemi. Kai użył ognia i zapalił wszystkie pochodnie w ciemnych zakamarkach. Po chwili zauważyłam długie schody prowadzące na sam dół jakiejś groty. Niechętnie zeszłam na dół, wolnym krokiem na samym końcu rozglądałam się po ścianach z szarego kamienia. Nie przepadałam za takimi miejscami... ale dla przyjaciół zrobię wszystko! Zatrzymali się, przed nami były kolejne wrota, obrośnięte długimi pnączami. Kai podszedł i zrywał rośliny z Jay'em podczas gdy Zane trzymał Cole'a.

- Dawno tu nie byliśmy... - westchnął Zane.

- Jak to dawno? - zdziwiona spojrzałam na Kai'a.

- Znaleźliśmy zwój, właściwie to Cole go znalazł... Mówił on o... - przerwał Jay. - Już, gotowe! Chodźcie, pora coś wyjaśnić!

Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia, struktura była solidna, nie przypadkowa...

- Powiedzcie mi, wy znaleźliście to miejsce przez przypadek? - zainteresowana podziwiałam stalaktyty zwisające z sufitu jaskini.

- Nie no, co ty! Wiesz... u naszego boku mamy Mistrza Ziemi, także możesz się domyślić jakie cudeńka tworzył ze skał, gleby i piasku właśnie w tym miejscu! - Kai jak wiatr wybiegł przed wszystkich, mrugnął do mnie oczkiem.

Pobiegł gdzieś daleko znikając za jakimiś składzikiem...

- A moje błyskawice się nie liczą? - Jay zazdrosny podbiegł do wielkiego panelu kontrolnego.

Mieścił się on na środku pomieszczenia. Na dwóch pozostałych "ścianach" wisiały dwa, duże, plazmowe ekrany, które wyświetlały mapy. Na pierwszym ekranie, tym po prawej była mapa Ninjago, a po tym na lewo, mapa Wyspy Ciemności. Raczej dobrze zapamiętałam słowa Zane'a...

- A moja technologia to co! - rozbawiony Zane podszedł do stołu operacyjnego przy jednej ze ścian, stukał po holograficznych przyciskach wyświetlanych na szybkach panelu.

Na ekranie zaczęły pojawiać się przeróżne zdjęcia... Zaraz, zaraz! Tam byli Ninja? Slajdy po kilku sekundach zmieniały swoją kolejność.

- Tu są... Ninja? - zdumiona podeszłam bliżej ekranu.

- To nie byli zwykli Ninja! - Kai wbiegł pchając przed sobą długą, szklaną gablotę.

- Kai, co tam jest? - Marcel zbliżył się do niego.

- Podziwiajcie, oto stroje walecznych, pięciu Ninja! - złapał za bordową kotarę i ściągnął ją z gabloty.

Wytrzeszczyłam oczy na widok tych samych ubrań wojowników co ze zdjęć.

- To one są prawdziwe i na prawdę należały do nich? - podeszłam do gabloty i przystawiłam głowę do szyby nie dowierzając. Kai pokiwał głową, zastanawiałam się skąd oni je mają?

- Kiarra, Marcel chodźcie! Pokarzę wam coś jeszcze... - Zane wyświetlił film na ekranie.

Przedstawiał on całą historię Ninja, od samego początku... Dowiedziałam się, że walczyli z armią Wężonów, Pożeraczem Światów, Lordem Garmadonem i jego Kamienną Armią, Overlord'em i Nin-droidami aż trzy razy, armią fałszywych Wężonów Chen'a i ostatecznie z Armią Duchów, na jej czele stał Morro.

Filmy były pokazywane w skrócie ich pojedynków i walk nagranych przez telewizję. Chłopcy opowiedzieli nam, że wszystkie walki tych wojowników ponosiły straty. Nie ukrywałam smutku gdy się o tym dowiedziałam. Byłam zmartwiona, że nie widziałam ich twarzy, nakręcone były tylko sceny z ich stylu walki lub pościgów. Co ja bym dała żeby zobaczyć ich i porozmawiać!

- Czy oni to wszystko osiągnęli sami? - nie dowierzałam, stałam i nadal podziwiałam zamaskowanych bohaterów w walce.

- Czasami z małą pomocą przyjaciół a nawet wrogów... - Jay podszedł do mnie z uśmieszkiem na twarzy.

- Kiarra, czy wiesz kim oni są? - podejrzliwie zapytał Zane, pewnie, że nie wiem...

- Ja pierwszy raz ich widzę, z resztą... u nas Ninja dawno odeszli w niepamięć... - poprawiłam blond grzywkę z oka.

- Zatem pora żeby powrócili! - wrzasnął radosny Kai, po chwili chłopcy zbiegli się w jednym miejscu, przed nami.

Każdy z nich zaczął się kręcić tworząc przy tym kolory wir... Zachwycające, jak oni to zrobili! Gdy skończyli przecierałam oczy ze zdumienia, oni są tymi Ninja!

- To wy jesteście Ninja! - krzyknęłam radośnie, mieli na sobie te same stroje co w gablocie.

- Co to było to tornado? - Marcel zachwycony podbiegł do chłopców.

Wszystko zrozumiałam, jak ja mogłam tego nie zauważyć! Kai, Czerwony Mistrz Ognia, Jay, Niebieski Mistrz Błyskawic i Zane, Biały Mistrz Lodu. Reszty drużyny nie widziałam w strojach, ale sądząc po pozorach próbowałam sobie wyobrazić ich w przebraniach. To było oczywiste, że Czarny strój należy do Cole'a... Nawet jeśli nie znałam Lloyd'a wyobraziłam go sobie w Zielonym stroju.

- To jest Spinjitzu, starożytna sztuka walki Ninja, Marcelu... - zaśmiał się Zane, po chwili blondyn wyjaśnił nam wszelkie rzeczy jakie powinniśmy o nich wiedzieć...

Chłopcy umieli Spinjitzu, ale także Airjitzu. Dowiedzieliśmy się na czym polegają dane sztuki i do czego służą. Opowiedzieli nam także o głównych skutkach szkolenia... O Pełni Możliwości albo jak inni to nazywają Odkryciu Swojego Potencjału. Przesiedzieliśmy tak całe popołudnie na rozmowie o nich i ich wrogach, obiecali nawet, że nauczą nas Spinjitzu i Airjitzu! To jest jednak tajemnica pomiędzy mną a nimi, bo Marcel nie wyznał jeszcze prawdy o swojej rodzinie...

Zbliżał się wieczór, nadal rozmawialiśmy o Ninjago.

- Zane, jest już prawie wieczór, gdzie mogę się zdrzemnąć, bo jestem dość zmęczona... - ziewnęłam zakrywając usta dłonią.

Chłopak przerwał opowieść o plemieniu Wężonów - Anakondowcach.

- Dobrze, chodź za mną... - wstał z długiej, czerwonej kanapy przy ścianie ze stolikami.

Ruszył w stronę drzwi, stalowych od windy. Ruszyłam żwawym tempem do chłopaka, wycisnął podany kod na małym panelu po czym drzwi otworzyły się. Nadal słyszałam śmiechy chłopców na wspominane teksty i żarty z walk. Zane wszedł na długi korytarz, również ściany i podłoga były z tytanu, w ostatnim momencie wbiegłam przez drzwi. Droga za mną ucięła się. Po prawej stronie znajdowały się trzy pokoje z zwykłymi drzwiami. Natomiast po lewej stronie były dwa, duże pokoje z dwuskrzydłowymi drzwiami wejściowymi. Na końcu korytarza znajdowały się jeszcze dwa pomieszczenia. Dziwiłam się wielkich rozmiarów tej groty, ciekawe jak duża będzie... Zane chwycił delikatnie moją dłoń i ruszył w stronę długiego korytarza. Przechodziłam obok drzwi z dziwnymi pozłacanymi symbolami, przypominały mi jakieś mityczne stworzenia. Uważnie przyglądałam się każdym drzwiom zaledwie przez kilka sekund. Zane stanął przed dwoma drzwiami na końcu korytarza. Spojrzał na mnie spokojny.

- To tak... Tutaj jest łazienka - wskazał na drzwi po lewo przed nami. - A tutaj mamy kuchnię - pokazał drzwi po prawej stronie. - Nadążasz?

- Tak, myślę, że tak. - uśmiechnęłam się szeroko do blondyna.

- Cieszę się, teraz powiem ci o pokojach... - zawróciliśmy na początek, nabrał powietrza i zaczął mówić.

- Ten pokój należy do Kai'a - pokazał na pierwszy pokój po lewej stronie, był duży. - Ten zaś należał do Lloyd'a... - pokazał po lewo na pierwsze drzwi mniejszych pokoi.

Posmutniał trochę, poklepałam go po plecach... jest dość... twardy? Nie ważne, nie będę się dopytywać jak to mam w zwyczaju...

Zbliżyliśmy się do następnych pomieszczeń.

- Tutaj mieszka Jay. - wskazał na drugie drzwi po prawo.

- Okej, śmieszek tutaj! - uśmiechnęłam się łagodnie.

- A to pokój Cole'a... - wskazał na drugie z kolei drzwi po lewej stronie.

Dopiero teraz zauważyłam, że każde drzwi mają inny kolor... Takie jak stroje ich posiadaczy.

- A ten ostatni pokój należy do ciebie? - to było wiadome.

- Tak, zgadłaś... - uśmiechnął się i wrócił do drzwi wejściowych.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to zawołaj mnie! - krzyknął i ledwo przekroczył nogą próg, a już potrzebowałam pomocy.

- Zane!

- Tak? - zaśmiał się.

- Gdzie mam w końcu spać, bo nic nie powiedziałeś? - spytałam.

- Wiesz co... Może u Kai'a, nie obrazi się! Będzie zadowolony ze współlokatorki! - zaproponował.

- Zgoda, a gdzie jest łazienka? Tak w razie czego pytam... - wyszczerzyłam zęby.

- Ostatnie drzwi po lewo na końcu korytarza, tam w szafce znajdziesz kilka różowych ręczników, które możesz wykorzystać... Oraz ubrania i szlafrok tego samego koloru

- Dziękuję za pomoc Zane! - podbiegłam i przytuliłam go.

- Dobrze, Dobranoc! - puściłam blondyna po czym wyszedł.

Zostałam sama, nie za bardzo wiedziałam czy położyć się spać, czy poczekać na wszystkich. Zdecydowałam poczekać na innych, od razu zapomniałam, który to pokój Kai'a. Podeszłam do dużych, dwuskrzydłowych drzwi i zerknęłam na symbol... Płomienny lew, to tutaj !! Stojąc w miejscu pchnęłam czerwono-ogniste drzwi. Zdumiona weszłam do wielkiego pomieszczenia, cały pokój był czerwony dosłownie!

Ogromne, krwiste łóżko z czerwonym prześcieradłem i materacem znajdowało się przy lewej ścianie. Na środku podłogi był wielki dywan z tym samym symbolem co na drzwiach, zdobiony złotymi paskami. Sufit podtrzymywały czerwone filary również zdobione złotymi elementami. Po prawej stronie stała długa i wysoka, ciemna szafa z dużym lustrem na drzwiach. Podeszłam zdziwiona do łóżka, nad nim wisiało spore zdjęcie chłopców.

Mieli na sobie te same stroje co dzisiaj. Chwila moment! Ten chłopak w Zielonym stroju to Lloyd! Był młodszy od nich, od razu zauważyłam. Zdziwiona przyglądałam się zdjęciu, coś tu jest nie tak! Przerażona pisnęłam, Zane jest... robotem? Cole... duchem? Zdumiona spoglądałam na dwie intrygujące osoby, ale jak to! Przecież Zane to człowiek, nie jest żadnym robotem! Cole także, jakby był duchem zauważyłabym to! Zbliżyłam się do łóżka dotykając go kolanami wciąż patrząc na zdjęcie. Wszyscy wydawali się być szczęśliwi oprócz Cole'a. W środku chłopców stał Lloyd, po prawo Kai a zaraz za nim Jay. Po drugiej stronie chłopca stał Zane trzymający Lloyd'a za ramie, ostatni stał Cole, sam. Nie był wesoły, lecz przygnębiony, zmartwiony. Czarnowłosy miał skrzyżowane ramiona, natomiast Jay pokazywał coś w rodzaju machania. Kai uśmiechnięty miał przerzuconą rękę przez szyję Lloyd'a. Pięknie zdjęcie piątki cudownych przyjaciół... Przez chwilę zapatrzyłam się na Kai'a...

Nagle usłyszałam znajomy głos i zbliżające się kroki do pokoju. Zakłopotana stałam i spoglądałam na drzwi, w otwartych drzwiach stał zdumiony Kai...

~~~~~~
Hejka, uniknęłam z cudem śmierci SPAMU! Kolejny rozdział i z góry mówię, że przepraszam za jakiekolwiek błędy w rozdziale... Jestem strasznie zmęczona :/ O pozdrowieniach nie zapomniałam :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top