Stare sny - XXXI

***

*Riley*

Wyszłam z toalety poprawiając dziesiąty raz z rzędu szlafrok, darowany mi przez Cole'a. Faktycznie w czarnym może i mi do twarzy, ale dosięga on do samych stóp! Wykrzywiłam zdenerwowana usta w grymasie, wiążąc i zaciskając mocno na sobie pasek od stroju. Nie dość, że musiałam wziąć prysznic to na śmierć zapomniałam o ubraniach! A niby skąd miałam je wziąć? Długie rękawy doszczętnie przysłaniały mi dłonie, zupełnie jak w stroju jakiejś kabuki. Szerokie to one też były, w końcu Cole ma mnóstwo mięśni, oczywiście nie należą one do małych, są wysportowane do granic możliwości! Wyglądam jakbym miała narodowe japońskie kimono na sobie, zdenerwowana patrzyłam na plączące mi się palce. Warknęłam puszczając cienki materiał... prędko jednak szlafrok zsunął się z przodu, speszona w porę zakryłam ciało. "Przynajmniej tyle dobrego, że nikogo tu nie ma!" - mruknęłam pod nosem. Wywróciłam oczami łapiąc za pasek ponownie, kiedyś musi mi się udać. Wpatrywałam się zacięcie w czarny materiał, z nienawiścią próbując związać oba końce przed sobą. Nagle poczułam silny ból zderzenia w ramieniu, tuż po chwili drugi... syknęłam unosząc głowę.

- Czyście do reszty powariowali! - wrzasnęłam przyglądając się obu osobom.

Dwie sylwetki chłopców biegły ku wyjściu, poczułam gotującą się we mnie krew. Już spokojnie nie można tutaj pochodzić, tak? Odkąd tutaj przylecieliśmy smokami oni się tylko ganiają i biją! Nie wytrzymałam, wiedziałam dobrze, że to ich tylko zatrzyma!

- Jay! Cole! Do mnie i to już! - krzyknęłam z całych sił ponownie machając dłońmi wściekle.

Złapałam w porę materiał okrywając się ponownie, muszę myśleć zanim coś zrobię...! Po chwili tuż za framugą wychyliła się kruczoczarna czupryna Cole'a, jego demoniczna postać nadal rozkwitała. Wzrok czarnowłosego spoczywał na mnie zaniepokojony, wywróciłam oczami czekając na drugiego przyjaciela, poszkodowanego. Niespodziewanie demoniczna postać wyszła zza ściany... ciągnąc za sobą przyjaciela. Cole trzymał silnie Jay'a za kołnierz koszuli nocnej, zmuszając go do zrobienia tych kilku kroków. Napastnik rudzielca zauważył moje zmagania z szlafrokiem, prędko puścił chłopaka dając mu znak morderstwa... jeśli się ruszy. Uniosłam zdumiona brwi, zbliżył się do mnie, momentalnie zasłoniłam ciało bardziej. Uśmiechnął się na krótko i złapał za pasek wiążąc go w małą kokardę. Odszedł pośpiesznie i doszedł do chłopaka kierując dłoń do jego szyi, zacisnął na niej pazury. Skrzyżowałam ramiona na piersi i pośpiesznie zaczęłam podrygiwać nogą o podłoże, gdybym mogła jeszcze być choć trochę spokojna...!

- Co wy wyprawiacie? - spytałam unosząc dłoń i kierując ją w niezrozumieniu do chłopców.

- Tylko goniłem Jay'a, chciał jak zwykle wiedzieć za dużo. - brunet spojrzał z mordem w ślepiach na niższego.

- Ale nie mój problem, że jestem taki ciekawy! I puść mnie wreszcie! - wyrwał się z uścisku patrząc na niego wściekle.

- Jeszcze chwila, a zaraz dostanę szału! - poczułam w sobie napływający mrok.

Spojrzeli w moją stronę pośpiesznie, Cole momentalnie podbiegł do mnie i złapał za dłonie... nadal patrzyłam na niego zdenerwowana.

- Nie wolno ci się denerwować, za dużo dzisiaj mroku zużyłaś. Nie chcesz chyba zamienić się w swojego wuja, mam rację? - spytał troskliwym głosem, zbliżając twarz do mych ust.

- Naprawdę? A myślałem, że już nigdy się nie zejdziecie! - przerwał; zaśmiał się śmieszek, odsunęłam od siebie Cole'a ręką.

Spojrzałam kierując bezpośrednio wzrok na rudzielca, uśmiechnęłam się z rządzą mordu w oczach jednocześnie podchodząc do niego... Nagle silne ramiona powstrzymały mnie odciągając od chłopaka.

- Starczy tego! Już zaczynasz mieć czarne tęczówki, a gdy mrok pochłonie całe twoje oczy to potem wszyscy będziemy mieli do czynienia z demonem! - warknął czarnowłosy przyciskając mnie do swojego torsu.

Powoli zaczęłam się uspokajać, gniew zniknął w przeciągu kilku sekund. Muszę zacząć nad sobą panować inaczej może to się źle dla mnie skończyć, jak i moich przyjaciół. Na mą twarz wpłynął uśmiech i zakłopotanie, co ja bym bez niego zrobiła... zawsze potrafi mnie uspokoić, a co najgorsza pobudzić także do działania po niewypalonym planie, czy pomysłach. I za to go właśnie cenię, za pomocną dłoń...!

- Dzięki, ale nie musisz być tak troskliwy. Powinnam sobie już poradzić ze swoimi emocjami i uczuciami... - mruknęłam speszona, spuszczając wzrok.

- Mam nadzieję, że mogę już iść do pokoju, nie? - piskliwy głos Jay'a wzbudził we mnie strach.

Podniosłam wzrok, Cole zaciskał mocno palce na jego nadgarstku ściskając mocno i wykręcając jego rękę. Szturchnęłam wysokiego bruneta łokciem, nie mogą chociaż raz się nie wydurniać?

- Dajcie spokój w koń-...

- Nie! - krzyknęli równocześnie patrząc mi w oczy.

Westchnęłam głośno wyswabadzając się z uścisku przyjaciela, stanęłam blisko nich.

- Jay, idź już do siebie... Cole, puść go... - zażenowana zakończyłam.

Niebieskooki niepewnie spoglądał na demona, po czym niewinny uśmiech zagościł na jego ustach. Brunet wywrócił oczami patrząc na mnie błagająco, pokiwałam przecząco głową, zostawił dłoń niziołka. Tamten jedynie ucieszony wyważył drzwi od swojego pokoju i przeskoczył przez próg; zatrzasnął za sobą drzwi. Zaśmiałam się pod nosem, co z nim...? Liczył na jakąś pewną śmierć czy co? Rzuciłam się dumna w objęcia Cole'owi, zerknęłam na jego twarz... zdumiony objął mnie ramionami. Delikatnie przejechał pazurkami po moich plecach, ledwo co odczułam je przez ten szlafrok.

- Za co to? - spytał lekko zszokowany.

- Za to, że jesteś, głuptasie... - zaśmiałam się. - Mój kamieniarzu!

- Tylko mnie tak jeszcze raz nazwiesz a śpisz dzisiaj u mnie w pokoju! - warknął zabawnie, a może poważnie...?

- Kamieniarzu... spokojnie! - dodałam roześmiana.

- Czyli śpisz dziś u mnie! - jego złowieszczy uśmiech przeszył mnie na wylot.

Chyba to nie szantaż, on żartuje, prawda? Radość przeobraziła się w natychmiastowe poirytowanie.

- Ty chyba żartujesz, tak? - przymrużyłam powieki kładąc dłonie na biodrach.

- Nie, masz nocować u mnie. I to na łóżku.

Jego bezlitosne spojrzenie powoli zaczęło mnie przerażać, dopóki się nie zaśmiał.

- Pod jednym warunkiem zgodzę się przespać w twoim pokoju... Ale tylko jednym! - wystawiłam palec wskazujący; symbolizując dany warunek.

- Słucham... - mruknął niezadowolony z mojego układu.

- Obiecaj mi, że nie będziesz spał na podłodze dziś w nocy! - pogroziłam palcem przed twarzą czarnowłosego.

- A dlaczego nie? Zrobi mi to dobrze na kręgosłup, poza tym... ty pewnie nie chcesz żebym był tak blisko ciebie... - mruknął lekko poirytowany tym pomysłem.

I zaczęła się kłótnia...

- Kolejny raz ci nie będę umiała przetłumaczyć, masz spać w swoim łóżku! - spojrzałam prosto w jego czekoladową tęczówkę i puste oko, ze złością.

- A co jeśli nie chcę? Zawsze to goście zajmują miejsce gospodarza, więc to ja decyduję! - warknął naprawdę wściekły i podszedł do drzwi swojego pokoju.

- Nie rozumiemy się w ogóle... Ty śpisz u siebie jak zwykle, a ja na podłodze! - powiedziałam w miarę niskim tonem.

Przecież nie wolno mi się denerwować, przez ten wybuch mocy. Chłopak otworzył szeroko drzwi, zaczęłam mu się uważnie przyglądać, co on zamierza...? Zbliżył się do mnie i... złapał dłonią pod kolanami, a wolne ramię przerzucił przez mój kark podnosząc mnie z podłoża. Zarumieniłam się pesząc jednocześnie, chyba zapomniał, że ja nie życzę sobie takiego zachowania z jego strony! Wszedł ze mną do wysprzątanego pomieszczenia; na błysk. Spojrzałam na niebieski śpiwór leżący pod łóżkiem licząc, że to właśnie na nim będę nocowała.

- Riley, mam ci tłumaczyć gdzie śpisz... po raz kolejny? - mruknął zbliżając się do łóżka.

- Jeśli będzie taka potrzeba to tak! - szturchnęłam go w ramię.

Prędko przyklęknął przy dwuosobowym łożu i usadowił mnie na nim, patrząc mi prosto w oczy. Jego różnorodny wzrok wstąpił we mnie przekonująco...

- Masz spać tutaj i ani mi się waż stąd zejść lub choćby zasnąć na podłodze, rozumiemy się, Riley? - spuściłam wzrok, chłopak wstał na równe nogi.

Szybko nachylił się nade mną i ucałował czule w czoło, moją twarz ponownie oblał rumieniec, nie lubię jak tak do mnie mówi, a co dopiero daruje pocałunki! Nadąsana skrzyżowałam ramiona na piersi, przerzucając głowę na lewy bok. Westchnięcie chłopaka było dosyć głośne, a jego kroki natomiast cichsze. Ukradkiem spojrzałam w jego stronę, zabrał ze sobą jakieś ubrania podchodząc do drzwi... jednak cofnął się z powrotem do szafy. Zamknęłam oczy, jestem tym wszystkim już zmęczona!

- Nie zasypiaj! - krzyknął, poderwałam się z miejsca patrząc na niego z powrotem.

- Wybacz, nie daję już ra-... - ziewnęłam. - ...dy!

Pokiwał jedynie niezgodnie głową z zażenowaniem, po chwili wydostał z jednej z mniejszych półek szafy ubrania... chyba dla mnie.

- Masz, musisz się w końcu przebrać... - podszedł do mnie wystawiając ręce z "nocnym strojem".

Wyciągnęłam rękę i niepewnie wzięłam od niego ubranie, szybko wrócił do drzwi i wyszedł zamykając je za sobą. Wzruszyłam ramionami, mam sporo czasu... z tego co podkablował mi Jay; Cole bardzo dużo czasu spędza pod prysznicem, gdyż ogląda swoje mięśnie. Zaśmiałam się pod nosem, rzuciłam wzrok na czarne materiały w moich rękach. Świetnie, czarny! Uradowana rozłożyłam pierwszą rzecz, którą były... bokserki? Zabiję go kiedyś za to, że się w nim zakochałam! Westchnęłam, nie mam wyjścia, muszę je założyć. Chwyciłam za koszulkę z krótkim rękawem, rozkładając ją z nadzieją... Nie spodziewałabym się, że to jego rzecz! Wcale! Nadrukowane na białym materiale i obszyte dookoła frytki w czerwonym pudełku; z uśmieszkiem i radosnymi oczkami... naprawdę Cole? Prędko zdjęłam z siebie szlafrok rozplątując supeł od paska, byłam lekko skrępowana mimo tego, że nikogo nie było w pomieszczeniu poza mną... nie robiłam tego nigdy w czyimś pokoju. Prędko wsunęłam na siebie koszulkę z zabawnym nadrukiem, jednocześnie łapiąc za bokserki. Złapałam za ich gumę i włożyłam równie szybko. Spojrzałam na jego ubrania, on jest ogromnie wielki! Bokserki dosięgały mi za kolana, a rękawy koszulki przekraczały nawet łokcie, nie wspominając także, że była w stanie zakryć połowę moich ud! Zaśmiałam się szybko, potrzebuję jedynie gumki do włosów, bo skoro włosy jakby same się zregenerowały... mam je już do łopatek i muszę zwinąć do całości. Podeszłam powoli biorąc w rękę szlafrok przesiąknięty moim zapachem... "Ale Cole będzie miał radochę..." - pomyślałam chichocząc cicho. Skierowałam kroki do biurka mojego przyjaciela, pokój wyglądał zupełnie jak pomieszczenia chłopców, lecz przepełniony był czarną barwą i ciemnymi meblami. Wysunęłam krzesło i powiesiłam na jego oparciu szlafrok, gładząc miękką powierzchnię ubrania. Zerknęłam na blat, przed oczami ujrzałam gumkę do włosów... jakim cudem? Chwyciłam bez zastanowień również czarną rzecz i spuściłam prędko głowę na dół. Złapałam w dłonie włosy zbierając palcami każdy kosmyk, niestety nie dokładnie... związałam gumką włosy w kucyk na czubku głowy. Poprawiłam go kilka razy, bez lustra. Zadowolona weszłam na łóżko. "Nie będę się z nim spierać, za silny jest..." - zaśmiałam się pod nosem. Wpełzłam pod mroczną pościel nasuwając ją na siebie, poczułam zimny dreszcz, który z czasem przerodził się w przyjemne ciepło. Przymknęłam powieki posuwając się na lewą stronę łóżka, przerzucając również głowę w tym kierunku. Na szczęście nie muszę udawać, że śpię, bo Cole nawet nie zobaczy mojej twarzy! Uśmiech zagościł u mnie na krótko, oddałam się prędko w objęcia Morfeusza...

***

Czułam pod sobą mnóstwo źdźbeł roślinności, kującej przyjaźnie skórę. Ciepłe promienie padały na moje ciało jednocześnie rozgrzewając każdy centymetr odkrytej sylwetki. Zamknięte powieki przysłaniały mi cały obraz, każdy wdech i wydech powietrza powodował u mnie niesamowitą radość. Mogłam poczuć zapach letnich kwiatów oraz drzew. Zdecydowanie uniosłam powieki, ku mojemu zaskoczeniu znajdowałam się pod gołym niebem. Białe puchate chmury szybowały wolnym tempem po niebieskim roztoczu. Zacisnęłam dłonie na roślinności, westchnęłam lekkim powietrzem. Uniosłam się do pozycji siedzącej spoglądając na rozgrzany krajobraz... intensywnie zielona trawa pokryta była przeróżnymi gatunkami kwiatów; makami, rumiankami, bratkami i jakimi tylko dusza zapragnie. Obróciłam głowę za siebie, polana, na której odpoczywałam wyglądała naprawdę na ogromną. Płatki pod wpływem płynniejszych podmuchów wiatru zrywały się z kwiatów do tańca z żywiołem, piękne widoki przysłonił mi obraz moich unoszących brązowych włosów. Zamrugałam zdumiona, są nieco dłuższe... Zgarnęłam dłońmi kosmyki ciemnych włosów, spuściłam wzrok na swoje dłonie. Wydawały się malutkie, jakbym znów powróciła do dzieciństwa. Zerknęłam na stopy, brak obuwia nie zdziwił mnie, radośnie poruszyłam nimi na boki, czyżbym odmłodniała? Nagle poczułam na plecach niesamowicie łagodną dłoń, obróciłam głowę w stronę postaci... szeroki uśmiech dziewczynki uniemożliwiał mi rozpoznanie jej osoby. Spojrzałam prosto w oczy przepełnione ciemnozieloną radością. Błysk w tęczówkach spowodował u mnie łagodny uśmiech, przechyliła głowę przymykając oczy; wiaterek rozwiał łososiowe kucyki po obu stronach głowy. Wyglądała na ośmiolatkę, może dziewięciolatkę. Rzuciłam wzrok zaciekawiona na ubiór dziewczynki, biała i prosta sukienka przysłaniała jej sylwetkę dosięgając do przed kolana, pod spodem nosiła górną część bielizny na czarnych ramiączkach, której nie trudno było nie dostrzec przez odmienną barwę. Po chwili jej jasna dłoń znalazła się tuż przed moją twarzą, spojrzałam szybko na młodą rękę zaskoczona. Wysunęła ją bliżej, niepewnie zbliżałam palce do dłoni; niespodziewania osóbka złapała mój nadgarstek ciągnąc mnie ku górze. Wstałam prędko nie wiedząc jak się zachować, jednak tuż po chwili dziewczynka pociągnęła mnie za sobą biegnąc po polanie. Obróciła głowę spoglądając na mnie z uśmiechem, po chwili jej przemiły chichot dotarł do mych uszu. Nadal zaskoczona patrzyłam na nią, radośnie przebierała bosymi stopami po kwiatach, biegłam tuż za nią. Jej delikatny dotyk utrzymywał mnie przy tempie, niespodziewanie oślepiło mnie kilka promieni słonecznych, gdyż zerknęłam na niebo.

- Szybciej, Riley! - zachichotała radośnie, ukazując mi swój szeroki uśmiech.

Zaskoczona puściłam jej miłe spojrzenie, nie miałam wątpliwości kim jest ta dziewczynka... To moja siostra! Już wszystko pamiętam! Miałyśmy osiem lat, bawiłyśmy się na polanie między kwiatami i sadami; piękne czasy...! Tuż po pierwszym spotkaniu niesamowicie się do do niej przywiązałam. Uśmiechnęłam się życzliwie, zerkając pod nogi, których nie mogłam zatrzymać. Ujrzałam biały materiał falujący na wietrze, czyli również mam na sobie taką samą sukienkę! Zaśmiałam się wyswabadzając dłoń z uścisku, ruszyłam swoim tempem wyprzedzając siostrę. Spojrzałam na nią, na jej twarzyczce widniała determinacja, próbowała mnie za wszelką cenę dogonić. Zerknęłam przed siebie przyśpieszając bieg, włosy powiewały za mną; poruszałam zwinnie bosymi stopami na polanie. Gdzie nie spojrzę było widać kolorowe kwiaty, cieszące oczy. Uśmiechałam się radośnie do otoczenia, nie ustając w biegu. Zerknęłam zza ramienia, ośmiolatka zatrzymała się w sekundzie; zdążyłam chwycić dłoń i pociągnąć dziewczynkę za sobą. Siostra zwykle nie dawała sobie rady na dużych dystansach, natomiast ja na zwykłym truchcie nie potrafiłam wyładować swojej energii. Zachichotałyśmy równo, zwolniłam tempo widząc nagle zza horyzontu pobliski sad, może tam odpoczniemy. Podleciałam roześmiana wraz z siostrą do ogrodzenia. Zatrzymałyśmy się tuż przed nim, pozwoliłam jej na chwilę odpoczynku; jak i sobie. Odetchnęłam ostatni raz; podniosłam nogę na wysokości drewnianego płotku, przekładając ją na drugą stronę belki, prędko wybiłam się wskakując na niego. Spoglądałam radośnie na jasnowłosą dziewczynkę, przeskakując na drugą stronę niskiego ogrodzenia. Nim się obejrzałam stała już na płocie i prędko znalazła się obok mnie, z uśmiechem chwyciłam jej dłoń splatając nasze palce. Ruszyłam w stronę cienia padającego od drzew, jabłonie i grusze przeważały nad wiśniami oraz śliwami w sadzie. Niespodziewanie zatrzymała się, zerknęłam na nią zdumiona. Usiadła puszczając moją dłoń tuż za mną, uśmiechnęła się i padła na zacienioną trawę, uczyniłam to samo; od razu rzuciłam się w objęcia natury. Odetchnęłam głęboko świeżym i rześkim powietrzem, ciepło panujące dookoła nie było nam straszne, nie zwracałam nawet na nie uwagi... Patrzyłam i podziwiałam jasne liście drzewa, zapewne śliwy... rozpoznałam po owocach. Nagle poczułam lekkie zmęczenie, zamknęłam powieki ziewając, na krótką chwilę tracąc przytomność...

***

Lekki ból, coś trzymało moje nadgarstki ściskając je. Czułam się bardziej... starsza? Mało słyszalne krzyki głuchły przy odgłosach spływających prądów wody, poczułam ostry i lodowaty strumień na głowie. Prędko zaczęłam kaszleć, otworzyłam prędko powieki. Krople przepływały po mojej twarzy, nie dając mi ujrzeć odpowiedzialnej za to osoby. Spoglądałam dosłownie na szarą grotę, przez ciało przeszły zimne dreszcze. Kilka kropel skapywało nadal na moją twarz, lecz tym razem byłam w stanie dostrzec mężczyznę... Wysoki brunet, czarne włosy; wygolone boki, dłuższa grzywka nastawiona ku górze... dokładne męskie rysy twarzy. Dobrze wiedziałam kim jest mężczyzna. Upewniłam się, że to on patrząc w jego morskie jak morze tęczówki. To Falen... wujek! Szarpnęłam dłońmi próbując uwolnić nadgarstki; zerknęłam na jeden z nich, obwiązany sznurem. Spojrzałam po sobie, byłam obwiązana tą samą liną na stopach, w miejscu kostek; wykonaną z trwałych włókien. Uniosłam głowę ku osobie, w oczach mężczyzny zabłysła radość. Zdumiona patrzyłam na jego niezrozumiały wzrok... Uśmiechnął się lekko i skierował dłoń za siebie, na wyjście z małej groty. Patrzyłam chwilę w jasne światło wpadające do wnętrza; przeraziłam się na widok kobiecej sylwetki, zaledwie jej cienia. Po chwili dostrzegłam postać, była to moja siostra... O wiele starsza. Jej rozpuszczone, proste włosy sięgały łokci, a prosta podkręcona grzywka przysłaniała lekko intensywnie zielone oczy. Podeszła do wuja i złapała go za ramię uśmiechając się szeroko w moją stronę. Wznowiłam próbę ucieczki, nadaremnie. Prawdopodobnie dziewiętnastoletnia dziewczyna; skierowała wolną rękę na mnie, wystawiając palce, tak jakby chciała złapać czyjąś dłoń. Nie mogłam niczemu zaradzić. Wuj spojrzał na nią z uśmiechem, ona jedynie pociągnęła go bliżej siebie. Patrzyłam na nich niezrozumiale. Poczułam na stopach delikatny dotyk łusek... spuściłam wzrok. Pisnęłam bezsilna; zielonkawy wąż obwijał się wokół mojej nogi, wdrapując się coraz wyżej. Zamknęłam oczy czując jego wyraźny i krępujący dotyk. Grymas przerażenia wstąpił na mą twarz, a do oczu zaczęły napływać łzy. Wąż ciągle wpełzał po moim ciele, czułam go już na swoim udzie, zahaczył ogonem o moją bieliznę pod bieluteńką sukienką. Wślizgnął się na nią zawijając jednocześnie w niezbyt komfortowym dla mnie miejscu. Jedyne co czułam to jego ciągły zacisk na sobie. Po chwili jednak przemieścił się na podbrzusze, wspinając ku górze. Czułam jak przechodzi dookoła mnie i zawija się przy piersiach. Nie wytrzymałam, z oczu wypłynęło kilka słonych łez. Prędko jednak wślizgnął się na moje plecy, a jego suchy język przejechał po mojej skórze ze syknięciem. Wzdrygnęłam się niesamowicie; jęknęłam czując szorstki dotyk na swoim prawym ramieniu. Jego część owinięta była wokół mojego torsu, dokładnie pod samymi piersiami... reszta zaś spoczywała na moim ramieniu wraz z gadzią głową. Uchyliłam wystraszona powieki, zaczęłam silnie szarpać sznury owijające dłonie. Coraz więcej łez spływało po moich policzkach; nie mogłam nic na to poradzić. Spojrzałam na gadzi łeb zwierzęcia, jego czarne ślepia przypatrywały mi się niesamowicie blisko. Zaledwie pięć centymetrów brakowało do naszego bliższego kontaktu. Wysunął język i zasyczał dotykając nim mój nos. Rozpłakałam się, przecież węże są okropne! Przerzuciłam szybko błagająco wzrok na siostrę. To ona była odpowiedzialna za to stworzenie, w końcu panowała nad wężami. Mogła je stworzyć jak i przywołać z różnych miejsc świata...! Uśmiech dziewczyny widniał na jej kremowych ustach, czyżby to był mój koniec?

- Riley, Nie musisz się martwić, ja cię ochronię... Przed nią... przed Kiarrą! - powiedziała melodyjnym i nieco doroślejszym głosem.

Zielone tęczówki rozbłysnęły opieką i troską...

- Nie możesz! Wypuść mnie, ona nie jest winna niczemu! - krzyknęłam jęcząc z ciągłego poruszania się węża.

Wuj spojrzał na mnie, dziewczyna puściła go. Podszedł do mnie i chwycił mój podbródek kierując wzrok na siebie. Patrzyłam zaciekle w jego intensywnie morskie oczy, bezsensownie.

- Musisz zrozumieć, że to konieczne, kiedyś nam jeszcze podziękujesz... Znajdź ją i przyprowadź nam, resztę zrobimy z ciebie... - rzekł przerywając na chwilę.

- Zazdrość wisi w powietrzu, jeszcze zdoła cię skrzywdzić, nie chcę tego... siostro! - krzyknęła machając dłońmi za siebie.

Po chwili wąż na moim ciele zacisnął się mocniej, przez co jęknęłam.

- Rozluźnij! - rzekła stanowczo dziewczyna z łososiowymi włosami; zwierz rozluźnił uścisk.

- Rozumiesz, że jesteśmy twoją jedyną rodziną? Nie chcę cię stracić, obiecałem twemu ojcu, że przeżyjesz spokojne dzieciństwo jak i młodość! Pamiętaj, jeśli raz zrani cię ta dziewczyna, przyprowadź ją mi... - zbliżył się jeszcze bliżej mojej twarzy. - Pamiętaj... Riley!

***

Wrzasnęłam podrywając się z miejsca, siedząc już w bezruchu ponownie krzyknęłam imię siostry... Przerażona rozejrzałam się po pomieszczeniu nie dowierzając... Jak ja się tutaj znalazłam? Tuż po chwili przerzuciłam spojrzenie na drwi, jednak coś odciągnęło ode mnie wzrok w tamtą stronę. Po prawej stronie łóżka spał... Cole! Prędko odsunęłam się od niego, nawet go nie obudziłam, musiał być naprawdę zmęczony skoro nie wybudził go mój krzyk. Patrzyłam zaskoczona na jego rogi, zmniejszyły się podczas snu? Odetchnęłam z ulgą, przynajmniej to ustaje w zupełnym spokoju. Złapałam palcami za skronie, nie spodziewałabym się, że zobaczę w śnie Falena i Cherry...! Ten wąż, ta grota... byłam starsza niż teraz! Jak to może być w ogóle możliwe? Mruknęłam niezadowolona, brakuje tylko tego żeby Cole się zbudził, a w dodatku żeby ten sen okazał się późniejszym proroctwem! Skierowałam bezsilny wzrok na sufit, czarny jak wszystkie ściany pomieszczenia. Światło i cichy śpiew ptaków; rano z pewnością już nadeszło. Opuściłam głowę patrząc na czarnowłosego demona. Uśmiechnęłam się, wygląda całkiem zabawnie jak śpi. Ramiona pod ciałem; brzuchem, głowa skierowana wprost na mnie wraz z lekko uchylonymi ustami; wypływała z nich ślina. Powieki spokojne, brwi lekko drgające... chyba się budzi. Lekki róż wstąpił na moją cerę, a szeroki uśmiech zamaskował zakłopotanie. Po chwili ujrzałam czekoladowe tęczówki; obie...! Kąciki ust bruneta uniosły się wysoko, zamknął usta i wyciągnął rękę spod siebie; ocierając usta z cieczy.

- Dzień dobry, jak się spało? - spytał mrugając zaspany.

- Na twój widok od razu chce mi się płakać ze szczęścia! - zaśmiałam się patrząc na chłopaka.

- A z jakiego to powodu? Pomijając oczywiście to, że zdążyłem usnąć obok ciebie... a tak zabawnie wyglądałaś! - uśmiechnął się szeroko ciągnąc mnie do siebie za rękę.

- Podglądałeś mnie? - spytałam speszona. - Przecież mówiłam żebyś nic głupiego nie robił.

Czarnowłosy prędko przyciągnął mnie do siebie, nim się obejrzałam złożył krótki pocałunek na moich ustach. Zdumiona nie wiedziałam co zrobić, po chwili odpuścił i pokręcił głową patrząc prosto w moje oczy.

- Dziewczyno, nie zrozumiałaś jeszcze, że chcę z tobą być na wieki? - uniósł kusząco brew.

Zaczerwieniłam się natychmiast czując jego dłoń na swoich plecach. Uśmiech zakłopotania za widniał na moich ustach. Próbowałam się uspokoić za wszelką cenę, cichy skrzyp drzwi zdążył mnie uratować lub... całkowicie pogrążyć...

- Kto...? - Cole skierował głowę ku wyjściu, ja jedynie wtuliłam zawstydzona twarz w jego tors.

- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale pojawił się nieproszony gość dzisiaj na wyspie... a raczej dość spory wąż i przyszedłem się zapytać czy ktoś z was może się tym zająć... - usłyszałam szybki głos Jay'a, o masz!

Przestraszona przypomniałam sobie... to stworzenie ze snu. Zacisnęłam palce na plecach Cole'a, mruknął cicho i zdjął z siebie moje ramiona. Wstając z łóżka starał się mnie zakryć ciałem jak najbardziej; żeby tylko Jay nie widział mojej obecności.

- A właśnie Cole, podbiłeś już do Riley? - dziwaczny śmiech był dwuznaczny...

- Nie podbijał do mnie! - krzyknęłam wyskakując spod pościeli i stając na równych nogach.

Chłopcy spojrzeli na mnie zaniepokojeni, Cole znowu westchnął i pociągnął mnie za nogę do dołu. Upadłam na niego, ciągle trzymał moją kostkę.

- Puść mnie... - wyszeptałam do niego podnosząc twarz z czarnej pościeli.

- Nie mam najmniejszego zamiaru... Jay, zostań z nią tutaj na pewien czas, zajmę się tym wężem... - pośpiesznie puścił moją nogę i wstał z łóżka.

Patrzyłam na odchodzącego Cole'a niezrozumiale, po chwili zniknął za drzwiami. Przerzuciłam spojrzenia na stojącego rudzielca, wzruszył tylko ramionami. Spuściłam głowę wzdychając, bo to tak mi potrzebne z nim zostać...

- Zabawnie wyglądasz w tych ubraniach - usłyszałam cichy śmiech przyjaciela.

- Niestety innych nie mogłam wziąć, sam mi je dał - uśmiechnęłam się podnosząc wzrok.

- Możesz mi coś powiedzieć w sekrecie? - spytaj podejrzliwie podchodząc do łóżka.

- Dokładnie co, Jay? - zażenowanie wstąpiło na moją twarz.

Usiadł dosłownie za blisko, nachylając się do mojego ucha. Jego bliskość przysporzyła mi lekkich dreszczy na ciele.

- Musisz... musisz mi obiecać coś... - szepnął jakby smutniej.

- Co takiego? - rzekłam cicho.

- To, że... że nigdy nie zostawisz Cole'a...! - odsunęłam się od Jay'a i spojrzałam na niego dziwacznie.

Skąd taka myśl przeszła mu przez głowę?

- A... dlaczego miałabym go nie zostawiać? - dopytałam niespodziewanie.

Westchnął wgapiając wzrok w podłogę, podparł się na dłoniach za plecami...

- Zawsze był sam, a chciałbym żeby miał kogoś przy sobie... Bo gdyby coś poszło nie tak, a nasza drużyna przestałaby istnieć z powodu naszej śmierci... zostałby sam, bez nikogo. Nie mogę patrzeć na jego ból w oczach, a co dopiero jak robi sobie krzywdę... - spojrzałam na jego dłoń...

Zacisnął palce na materiale; zmrużył oczy zaciskając stopniowo powieki.

- Nie mogę pozwolić na jego... n-na to żeby stracił ciebie! Jesteś mu bliska... bardzo bliska, podobnie jak ja, ale co ja mogę? - w jego załamanym głosie dostrzegłam szloch. - Mnie nie posłucha gdy już zniknę... jedyne co mu się przytrafiło to mieć takich przyjaciół jak my, tworzymy... - spojrzałam na jego wyraz twarzy, łzy ciekły po jego policzkach. - ...r-rodzinę!

Podsunęłam się do przyjaciela obejmując go ramieniem, przeczuwał to od początku, Jay był zbyt słaby psychicznie żeby móc go chronić. Zamknęłam powieki szepcząc cicho do ucha chłopaka...

- Obiecuję, pomogę mu...

*Kai*

Kiedy w końcu natrafię na ten wymiar zwany Ziemią? Leciałem tunelem wypełnionym przeróżnymi stalagmitami i stalaktytami oraz kolorowymi świecącymi kryształami. Niebieski, żółty, srebrny, różowawy i zielonkawy, wszystko przypominało delikatne oświetlenie lamp. Uśmiechnąłem się szarpiąc za wodze smoka, ogniste zwierze przyśpieszyło tempo pojedynczym machnięciem skrzydeł. Gdybym tylko mógł bezpośrednio się tam teleportować nie musiałbym bez celu te dwa dni podróżować, a nawet więcej... wymiary mieszają czas przecież! Zerknąłem na ostatni podziemny korytarz, myślę, że wreszcie trafię na Ziemię... Bez wahania położyłem się na smoku szarpiąc ponownie za lejce. Ostre dzienne światło przebiło się na naszą drogę, a rześki wiatr rozwiał moje ubrania... Uniosłem powoli głowę i rozejrzałem się dookoła patrząc zdumiony... to tutaj! Podleciałem do najbliższego punktu orientacji zatrzymując smoka w locie; była nim tablica z nazwą miasta, doszczętnie oddalona od jej prawowitego miejsca.

- Witamy w Carlos... - spojrzałem smutno na wygiętą stal.

Odetchnąłem patrząc na zniszczone miasto, ruiny przypominały zupełnie miasto po pierwszej bitwie z Overlord'em w Ninjago. Szarpnąłem za wodze żeby smok ruszył dalej. Warknął cicho i ruszył wzdłuż zniszczonej drogi, zrezygnowałem z podziwiania widoków, tyle ludzi zginęło tutaj, że żal ściska serce. Co prawda niektórzy może i uciekli, ale nie zamierzają wrócić na te ruiny... Odchrząknąłem powietrze czując w nosie niezbyt miły zapach... co i tak nic nie dało. Smok natomiast szybko wyczuł coś niepokojącego, prędko wystrzelił w górę; niespodziewanie. Zdumiony zacząłem się oglądać raz w lewo, a raz w prawo, co ten zwierz zamierza! Zatrzymał się równie szybko co wybił, jego łeb latał na boki patrząc to w górę, a to w dół. Niezwykle szybko zanurkował na dół, nim się obejrzałem zdążył powalić jakąś postać, lecz nie byłem w stanie jej rozpoznać. Przygniatał łapą istotę dużych rozmiarów, z pozoru przypominającą demona tyle, że w ludzkiej postaci... Prędko ujrzałem kruczoczarne włosy i długie czarne rogi, były one skierowane ku górze, lekko zawinięte na rogach do przodu. Nie byłem w stanie rozpoznać osoby, lecz wiedziałem, że to mężczyzna. Ramiona do palców u dłoni obrośnięte były czarnym futrem; rozszarpanym. Z jego ciała sączyła się krew, ludzka krew... Nim zdążyłem zeskoczyć ze smoka i lepiej przyjrzeć się osobie, mężczyzna wstał odrywając od siebie łapę zwierza. Powstał odskakując momentalnie od smoka, na jego twarzy widziałem również strzępki czarnej skóry przy kościach policzkowych i szyi... Ostre zęby błyszczały oblane śliną potwora, a ciemny, zwinny ogon poruszał się tuż za nim mający około dwóch metrów. Wydłużone uszy, szpiczaste; czarne pazury mające około 7 cm... muszę mu się dobrze przyjrzeć. Zmrużyłem powieki uważniej wpatrując się w jego oczy... puste, z wyjątkiem jednego... niebieska morska tęczówka patrzyła na mnie wściekle. Nie reagowałem na nic, zamarłem... demon krzyknął męskim głosem puszczając ogon do ataku; splątał łapy smoka, zwierze próbowało się uwolnić. Wściekły zeskoczyłem z siodła na podłoże patrząc na demona, przyglądał mi się z uśmiechem, wywalił długi jęzor na wierzch; w dodatku śmiech rozbrzmiał w moich uszach. W mgnieniu oka dobrze budowany mężczyzna puścił uścisk wymachując ogonem przed sobą, po chwili wyskoczył w górę odbijając od podłoża. Spojrzałem na niebo, zniknął...? Ale jak? Niemożliwe! Mruknąłem pod nosem patrząc ciągle zaniepokojony na obłoki, jedyne pytanie ciągle krążyło mi po głowie...

"Kim był ten demon i co chciał tutaj uczynić...?"

~~~~~~
Trochę krótki :/ Jestem na siebie złaa! Ale liczę, że mi wybaczycie :c
Muszę się niestety śpieszyć, bo obiecałam pisać rozdział do nowej książki, dla fanów anime :3 Dla chętnych na dole tytuł : )

"Now Fight Okumura! | Ao no Exorcist | PL" --> Zapraszam x3!

Ale dla was mam wyzwanie :*!

Jak myślicie... kim był ten demon, któremu Kai przerwał zabawę w Carlos?

DZIĘKUJĘ WAM TAKŻE ZA WSZYSTKIE GWIAZDKI I OCZKA! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top