Litery i ich gesty - VII

*Cole*

Zbliżał się zmrok, potajemnie Kai rozpalił ognisko po nieuwagę dziewczyn i Marcela. Nie wiem dlaczego, ale nie ufam mu. Z nienawiścią spoglądałem na tego oszusta siedzącego w oddali...

- Cole, coś się stało? - czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia, odwróciłem niespokojny głowę w stronę osoby. To tylko Riley.

- Wszystko w porządku, tylko plecy mnie bolą, właściwie to te rany od tych ostrzy - znów spojrzałem na Marcela.

- Powinieneś się położyć, muszą się dobrze zagoić... - zerknęła na mnie smutnym spojrzeniem.

- Nie... To znaczy, nie muszę odpoczywać... - wstałem zbyt gwałtownie z kłody, poczułem mocne pieczenie w miejscu ran, przyklęknąłem. Po chwili była przy mnie Riley...

- A nie mówiłam... - uśmiechnęła się łagodnie, zrobiło mi się głupio.

Pomogła mi wstać, dziwnie się czuję gdy pomaga w czymś...

- Cole, muszę się coś dowiedzieć. Przejdziemy się? - uśmiechnąłem się pod nosem.

- Zgoda. - zerknąłem w jej szaro-niebieskie oczy.

Ruszyliśmy zostawiając naszych przyjaciół przy ognisku. Razem podziwialiśmy piękne widoki zachodzącego słońca. Odczuwałem uczucie radości, gdy była przy mnie Riley. Nie przestawaliśmy iść przed siebie po plaży...

- Więc o czym chciałaś porozmawiać? - ciekawy zatrzymałem się przed dziewczyną.

- Najpierw zapytam cię o coś... - zerknęła wyżej, spojrzałem w jej oczy, dodające większej radości.

- Śmiało... - w tym momencie zawiał lekki podmuch wiatru, jej brązowe włosy rozwiewał delikatnie w moją stronę.

Rozmarzyłem się, chciałem aby ta chwila trwała wiecznie...

- Nie przeszkadza ci jeśli wspomnę o dzisiejszym dniu... - zrobiła smutne spojrzenie, teraz to chłopaki by się zdziwili gdyby widzieli mnie w takim stanie. Posmutniałem jak nigdy...

- Spokojnie, możesz mówić... - kiwnąłem głową, po chwili wylądowałem twarzą w liściach, czyja to sprawka... Riley?

Riley zaczęła chichotać... Jak ona cudownie się śmieje... Cole, wróć na ziemię! Ona i tak na ciebie nie zwróci uwagi... Poza tym, twoja natura jest sprzeczna z jej naturą... Wychyliłem się zza krzewu, wyciągałem kolejne liście z moich włosów, lecz nadal się uśmiechała.

- Teraz wyglądasz jak lew, czarny lew... - domyśliłem się, we włosach zostało mi kilka liści...

- Poczucie humoru widzę, że masz... - usiadłem na piasku zostawiając moją fryzurę w takim stanie jakim jest. Uśmiechnąłem się serdecznie do dziewczyny.

- Teraz może porozmawiamy na poważnie? - zerknęła na mnie bawiąc się swoją koszulką.

- To ta rozmowa nie była poważna? Właśnie rozmawiasz z najbardziej poważną, gburowatą i ponurą osobą jaką znasz! - dumnie poklepałem się po piersi, chociaż nie wiem czym się chwalę.

- Ja tak nie sądzę... Jesteś w końcu... - szukała odpowiedniego określenia, nie ukrywam lekko się zdenerwowała.

- Sobą? - zaśmiałem się.

- Tak Cole... Dobrze, bo cały czas próbuję cie o to zapytać... Kim był ten Rycerz, z którym walczyliście? - mój wyraz twarzy zmienił się w jednej chwili, od samego początku obawiałem się tego...

Głównie, działo się to tego samego dnia kiedy spotkałem Riley...

Cały wieczór dręczyło mnie to spotkanie, ta nieznajoma dziewczyna... Nie mogłem spać. Ruszyłem do biblioteki ze zwojami, w której miałem posprzątać... Liczyłem, że ciężka praca pozwoli mi zapomnieć o Riley. Całą noc przesiedziałem na sprzątaniu, ciągle myślałem o dziewczynie. Pod jednym z regałów leżał dość długi zwój, było bardzo późno, stwierdziłem, że nic ciekawszego do roboty już nie mam... Wyciągnąłem zwój i usiadłem przy stoliku, rozwinąłem go. Nagłówek był dość ciekawy... Treść natomiast bardzo przekonująca...

Postanowiłem go wziąć na wszelki wypadek ze sobą, wciąż trzymam go w kieszeni moich spodni... W tym momencie muszę wyjawić Riley kim tak naprawdę jest ten tajemniczy Rycerz...

- Riley, bo widzisz... To nie był żaden Rycerz. Ten mężczyzna to Wielki Mistrz Mroku... - zerknąłem na piasek, potem w jej oczy.

- To dlatego władał tą materią bez użycia broni? - spokojnie zapytała, kiwnąłem głową. - A skąd znał moje imię i mojego ojca?

Bałem się, że o to zapyta... Musiałem powiedzieć jej całą prawdę, ale widziałem, że będą tego duże konsekwencje...

- Zaraz ci wyjaśnię, chodź za mną... - złapała mnie za rękę, spojrzałem na nią.

- Poczekaj... Cole, niczego nie rozumiem, dziwnie się zachowujesz... - zagłębiłem się w jej przeszklonych oczach, siedziała przygnębiona i wyczekiwała odpowiedzi. Stałem lekko pochylony nad nią bezradny. Usiadłem obok niej łapiąc ją za dłonie, po chwili puściłem je szybko. Oby nie wyczuła mojego wewnętrznego chłodu...

- Mistrz Mroku zwany jest jako Qsarius, twój ojciec, Raston, znał go... byli braćmi - gdy wydusiłem to z siebie dziewczyna przerażona spojrzała na mnie, milczała.

W jej oczach pojawiły się świeczki. Nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego słowa, również milczałem patrząc na spuszczoną głowę dziewczyny.

- Riley, wiem, że to dla ciebie trudne... - zamilkłem, uniosła podbródek.

- To przecież jest nie możliwe, Qsarius, on jest zły - zadręczała się tą myślą.

- Wiem, że to nie odpowiedni moment ale czas ci to wyjaśnić...

- O czym mówisz, Cole? - odsunęła się ode mnie.

- Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi, musimy... - opanowałem się, za dużo jak na dzisiaj tych wrażeń. - Mamy tajemnicę... od samego początku odkąd się poznaliśmy... Ja, Kai, Zane i Jay...

Zerknęła na mnie zdumiona, wyczułem przerażenie Riley, ale skąd? Potrafię każdego wystraszyć... teraz boi się nas wszystkich, brawo Cole!

- Wyjawisz? Obiecuję milczeć... - podniosłem się bez słowa z piasku, dziewczyna zrobiła to samo.

Chciałem odejść bez żadnych czynów czy słów, przeszkodziła mi ponownie łapiąc moją dłoń. Spojrzałem na zapłakane oczy dziewczyny, ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę ogniska. Nasza tajemnica zaraz zostanie odkryta, jak zareagują dziewczyny i Marcel, sam nie wiem. Liczę, że nie opuszczą nas ze względu na... nasze moce, które ostatnio szaleją.

Dotarliśmy do wszystkich, rozmawiali o czymś, czyżby o mocach? Wybiegłem przed nią przepraszając dziewczynę.

- Chłopaki... - podbiegłem do Jay'a, on zaś milczał.

Nasunęła mi się pewna myśl, a jeśli on wygadał naszą rozmowę na plaży? Teraz siedzi cicho, dziwiło mnie to. On nie jest taki, nie Jay. Riley szła powolnym krokiem w naszą stronę, szybko wymienialiśmy się spojrzeniami, gdy Kiarra podbiegła do przyjaciółki. Zane zgodził się wykonać moje polecenie...

- Dokąd Zane pobiegł? - przerażona Riley spojrzała na mnie wyczekująco.

- Musi coś poszukać... Niedługo wróci, nie martw się - zbliżyłem się do dziewczyny z uśmiechem, na jej twarzy zagościła radość.

Kątem oka zauważyłem zdziwionego moją reakcją Kai'a, naprawdę nie widział jak się uśmiecham ?! W sumie... nie widział. Przy nich nigdy nie byłem radosny... a szczególnie przy Jay'u.

Po chwili z drugiego końca plaży rozchodził się głos Zane'a, ruszyliśmy zostawiając dziewczyny i Marcela. Podeszliśmy całą trójką do przyjaciela. Wymieniliśmy parę słów, padło na mnie... Miałem wyjawić kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Podeszliśmy do dziewczyn, zaciekawiony Marcel również stał za nimi. Zdezorientowana trójka był ciekawa co chowamy za plecami...

- Miałem ci wszystko wyjawić, więc... Oto wytłumaczy nas z dotychczasowych pytań... - wyjąłem brązowy klejnot zza pleców, który przeniósł ich do naszej krainy.

Zaraz za mną chłopcy pokazali reszcie swoje kryształy. Zane zbliżył się do mnie, stałem na czele. Odłożył przed nami szmaragdowy kryształ na pasek po czym cofnął się. Kai podszedł pierwszy pokazując czerwony rubin, pierwszy element potężnego kryształu. Następnie podszedłem i odłożyłem swój kryształ obok szmaragdu i rubinu. Kolejny podszedł Zane odkładający biały klejnot, zaraz za nim wyszedł Jay z lazurowym kryształem. Odsunęliśmy się parę kroków do tyłu, nagle w powietrzu rozbłysł blask. Wielobarwny kryształ połączył się z innymi częściami. Pięć barw zgasło, podszedłem i podniosłem kryształowy owoc.

- To jest Kryształowe Jabłko, klejnot stworzony przez Pięciu Mistrzów Żywiołów... - wysunąłem dłonie bliżej Riley.

Kiarra pomogła mi popychając Riley w moja stronę. Wpatrzony w jej oczy nie zauważyłem ponownego blasku wszystkich klejnotów. Dziewczyna niepewnie wysunęła dłonie i zsunąłem na jej ręce kryształ. Spojrzała na symbole wyryte czarną barwą...

- Przez ten kryształ jesteśmy tutaj... Nie rozumiem jednak co oznaczają te symbole... - zerknęła na nas.

*Riley*

Trzymałam w dłoniach Kryształowe Jabłko, widziałam je wcześniej, jedyne co mnie zastanawia to skąd są te symbole i co one oznaczają... Jednak nie tylko symbole ciekawiły moje oczy lecz też barwy. One nie były przypadkowe...

Zerknęłam ponownie na przyjaciół, Cole cały czas spoglądał na mnie. Czułam, że oblewa mnie przyjazny chłód...

- Riley, to my jesteśmy Mistrzami Żywiołów... - po jego słowach zamarłam, stałam wpatrzona w ich delikatne twarze, czyli Cole... mówi prawdę.

Po chwili kryształy wyfrunęły z moich rąk rozdzielając się, zapaliły swoje barwy na nowo. Każdy chłopak otrzymał inny kryształ, nie licząc Marcela. Szmaragd samotnie leżał na piasku gasnąc powoli... po chwili znów zaświecił się. Zauważyłam ich podobieństwa... Jay posiada lazurowy, Zane biały, Kai rubinowy, a Cole brązowy. Mojego zdumienia nie da się opisać, chłopcy ustawili się z dala od nas w prostym szeregu. Zaczęli wymieniać między sobą spojrzenia. Pełna strachu czekałam na to co się stanie.

Pierwszy wystąpił Kai, w jego dłoniach pojawiały się czerwono-pomarańczowe płomyki ognia, z sekundy na sekundę rosły w siłę. Ogień delikatnie lizał jego dłonie nie raniąc go...

- Kai Smith, Jestem Mistrzem Ognia... - oznajmił po czym uniósł kryształ nad siebie za pomocą ognia.

Płomień stawał się co raz większy, radośnie zaczął wirować wokół Kai'a razem z nim... Chłopak z zamkniętymi oczami połączył się z ogniem w jedność...

Kolejny wyszedł Jay, dłonie chłopaka nabierały niebieskich iskierek. Po chwili stały się głównym przewodem wiązek potężnych błyskawic, panował nad wszelkimi iskierkami...

- Jay Walker, Jestem Mistrzem Błyskawic... - rzekł, pioruny uniosły kryształ wysoko nad nim.

Błyskawice otaczały go z każdej strony tworząc osłonę nie do zniszczenia. Pioruny natomiast szybko i zwinnie skręcały z strony na stronę. Również jak Kai, poruszał się ze swoim żywiołem, lecz odmiennie...

Następny był Zane, jego dłonie i kryształ pokryła gruba warstwa lodu, ostre kryształy otaczały dłonie nie raniąc chłopaka.

- Zane Julien, Mistrzem Lodu jestem zaś ja... - rozdzielił delikatnie dłonie, kryształy poniosły klejnot ku górze.

Nie zwracając uwagi na to co się dzieje obok niego, poruszał szybko i dynamicznie dłoniami oraz nogami w takt z kryształami lodu... Połączony z lodem kręcił się dynamicznie jednocześnie tworząc śnieg...

Został Cole, wyszedł jako ostatni z szeregu dość poważny z tego co robi. W jego dłoniach pojawiał się piasek, który otaczał dłonie i kryształ. Radośnie wirował dookoła dłoni chłopaka...

Zdumiona obserwowałem jego władzę nad piaskiem... Może jest Mistrzem Piasku?

- Cole Brookstone, Riley mi przypadło być Mistrzem Ziemi... - dłonie otoczone piaskiem uniosły kryształ nad czarnowłosego chłopaka, po chwili piasek spod naszych stóp ruszył do tańca z Cole'm.

Cole stał z rozłożonymi rękami, wokół niego wirował piasek, nie ruszał się, wciąż miał zamknięte oczy. Po chwili lewą ręką delikatnie machnął na prawą stronę, a drugą do tyłu. Złocisty piasek zareagował i ruszył za nim, na każdy jego powolny i delikatny ruch moc ożywała...

Z gracją podziwiałam płynne i dynamiczne ruchy czterech żywiołów, były przepiękne... Kto by się spodziewał, że tacy zwykli chłopcy mogą być obdarzeni tak wielkim darem. Kai z Cole'm zaczęli się "łączyć". Wspólnie dotknęli się dłoniami, zbliżając się do siebie ciałami, po chwili zaczęli wspólnie poruszać nogami i złączonymi dłoniami. Żywioł Ognia otoczył delikatnie piasek, natomiast piasek utworzył pod nimi małe wzorki chroniąc dwóch Władców Żywiołów...

Jay dynamicznie poruszał dłoniami razem z Zane'm, ich żywioły zgrały się ze sobą tak jak chłopcy. Lód otaczał Błyskawice chroniąc je i ich Panów... Nastała styczność pomiędzy Zane'm i Jay'em. Podobnie jak Kai i Cole złączeni poruszali się, lecz ich ruchy były dynamiczne i szybkie.

Wokół Cole'a zaczęły się pojawiać skały, piasek stał się ziemią... Ogień otoczył skały wirując dookoła Ziemi... Nadal połączeni dosłownie tańczyli ze sobą...

Czterech Władców Żywiołów połączyło wszystkie swoje moce, wokół nas zaczęły latać i unosić się potężne żywioły... Ziemia... Ogień... Lód... Błyskawice.

Zane rozdzielił się z Jay'em i stanęli do siebie bokiem... Kai odłączył się od Cole'a, zbliżyli się do miejsca, w którym staliśmy. Ich ciała pochłonęły moce przy kolorowych światłach, następnie z rąk chłopców wylatywały cztery żywioły. Każdy z nich tworzył oddzielny symbol, wszystko zrozumiałam...

Chłopcy razem połączyli się dłoniami i zaczęli unosić się w powietrzu, po chwili dokoła nas żywioły rosły w siłę jak moi przyjaciele... Moce połączyły się w jeden mocny łańcuch, który zwężał się z sekundy na sekundę, po chwili za moimi plecami poczułam przyjazne ciepło... Moce momentalnie rozłączyły się na wszystkie nasze strony i ponownie wleciały w chłopców...

Kai, Mistrz Ognia, zwinny i przebiegły...

Cole, Mistrz Ziemi, twardy i silny...

Jay, Mistrz Błyskawic, szybki i nieuchwytny...

Zane, Mistrz Lodu, rozważny i stanowczy...

Wszystko zniknęło z moich oczu, Kiarra z Marcelem zdziwieni spoglądali na nich, zdumiona i podekscytowana nadal patrzyłam na powoli opadających chłopców, wciąż trzymali się mocno za dłonie...

~~~~~~
Hejka, tutaj ja i rozdział ;3! Widziałam, że niecierpliwicie się wszyscy, bo nie ma rozdziałów... Musicie mi wybaczyć, szkoła jeszcze się nie skończyła :P! Ale, wiem, że mamy weekend <3 Pamiętam :D "Co powiecie o takim rozdziale?" Chciałam pokazać wszystkim jakie żywioły mogą być wspaniałe, one nie są tylko stworzone do walki... <3 Wiem, że wśród was mogłabym zobaczyć kilka osób nie wiedzących o tym ;* Starałam się aby ten rozdział wyszedł przepięknie... Więc pozostawiam wam zdanie na ten temat i czekam na wasze komentarze :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top