Skrzydła [1/1]

Miał*m ochotę na napisanie Angstu z Tommym.
Jeśli chcecie jeden z happy ending'iem, powinien być później, na razie pracuję nad innym one-shotem, który będzie fluff'em ^^ Teraz na razie zostawiam was z tym, i OH BOI, zajęło mi to zdecydowanie za długo na napisanie tego, więc przepraszam, jeśli podczas czytania będziecie mieli wrażenie, iż opowiadanie jest w pewien sposób przemęczone qwp"

Postacie: TommyInnIt
Uniwersum: Rzeczywistość, Adoption AU
Wiek: 16+
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, krew, drobna namiastka Gore
Opis: Hybrydy w dzisiejszym świecie nie były czymś unikalnym i niesłyszanym, ale też nie należały do najczęstszego widoku. Nie dziwem zatem też, można było uznać fakt, iż kiedy Philza adoptował swoich teraz trzech synów, nie spodziewał się, iż do tej pory jak każdemu się wydawało Tommy, może okazać się jedną, zwłaszcza gdy przez cały ten czas był człowiekiem.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

゚゚・*:.。..。.:*゚:*:✼✿ ♡ ✿✼:*゚:.。..。.:*・゚゚

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Tommy wiedział, iż wraz z momentem kiedy obudził się dzisiejszego wbrew pozorom jak się za oknem zapowiadało dość słonecznego i pogodnego poranka, tak był on jednak w przekonaniu, iż reszta dnia może okazać się dla niego męcząca oraz wyczerpująca. Dlaczego tak uważał? Powodem nie było nic innego, aniżeli pewnego rodzaju jakiś dziwny wybryk jego własnego ciała, który jak przypuszczał był spowodowany tym, iż ostatnio coraz częściej siedział zgarbiony nad swoim biurkiem do późna, byleby tylko odrobić na czas i solidnie swoje prace domowe. Co racja to racja, było to momentami warte swoje zachodu, a pochwały jakie otrzymywał w zamian od swojego ojca, czy też nauczycieli w szkole były dla niego niemałą nagrodą za przebyty przez niego wysiłek, jednak kiedy sprawy zaczynały nabierać bardziej kruchszej powierzchni, po której z coraz większym trudem było mu dane stąpać, zaczynał poważnie się zastanawiać, czy oby na pewno dobrze robi. Mowa tutaj o tym, iż nie ważne co robił i jak bardzo starał się to swoim plecom wynagrodzić, te nie patrząc na cokolwiek by się działo nadal wywoływały u niego nieprzyjemne poczucie bólu, zwłaszcza kiedy ten siedział przy wcześniej wspomnianym meblu, by sprostać się z swoimi papierami. To nie było też jednak tak, iż mógł w jakikolwiek sposób tego zatrzymać na ten moment, czy też po prostu zaprzestać siedzenia w tej jak się z każdą późniejszą chwilą okazywało niekomfortowej dla niego pozycji. Musiał wybierać, a dokonywanie dobrych decyzji od zarania dziejów było jego piętą Achillesową, zatem nie pozostało mu nic innego, jak w naprawdę ekstremalnych przypadkach (A było ich do tej pory tylko sześć!) stosować pewnego rodzaju maści na chociaż minimalne złagodzenie swojego bólu.

Odkaszlnął tylko lekko kiedy w końcu udało mu się postawić swoją własną pozycję do pionu, by niemalże natychmiast po wykonaniu tej czynności ogarnęło go nieprzyjemne uczucie mdłości oraz pewnego rodzaju ciarek, które przeszły po jego plecach. Na domiar tego wszystkie co złe, a go dzisiaj spotkało, (A dopiero co przecież raczył wstać!) nie był ani trochę na siłach żeby pójść dzisiaj do szkoły, a był on pewnego rodzaju lekko podekscytowany, gdyż w końcu to właśnie dzisiaj miał nadejść dzień zapowiadanego dwa tygodnie wstecz testu z matematyki, na którego z kolei tak się uczył przez ten cały czas. Tommy nie był pilnym uczniem jeśli o to chodziło, z niektórych przedmiotów rzeczywiście szło mu lepiej, aniżeli z innych, a wiele z nich też oczywiście należało do grona tych, które najpewniej blondyn by w ogóle wyrzucił z programu nauczania, jednak kiedy dochodziło co do czego, a ten chciał się wykazać i pokazać na co go stać, pragnął dawać z siebie swoje sto procent. Nie dziw zatem, iż nie ważne jak ten źle się dzisiaj czuł, a zasada zakuć, zdać, zapomnieć gdzieś mątała się głęboko w jego myślach, obiecał sobie, iż napiszę ten test, byleby tylko mieć go już z głowy i zaprzestać się nim tak przejmować.

Wstając, dosłownie przez chwilę poczuł jakby świat wokół niego zawirował, a ten żeby utrzymać równowagę musiał złapać się o pobliski kant swojej szafki nocnej. Kiedy w końcu udało mu się powrócić do rzeczywistości, a jego wizja w końcu przybrała swoich dawnych i już dobrze mu znanych raźnych kolorów, ten tylko wziął głęboki wdech i spojrzał po raz pierwszy tego dnia w lustro, które było jednocześnie drzwiami do jego szafy. Już wiele razy widział siebie w nienajlepszych sytuacjach, jednak to co właśnie widział przed sobą, och matko, nie należało to do najlepszych widoków. Jego skóra, która zazwyczaj była w rumiano różowym kolorze od całego tego krzyku oraz emocji, jakie ten nieustannie z siebie uwalniał, teraz przybrała nieładnego, biało bladego odcienia, który nie podobał mu się coraz to bardziej z każdą kolejną chwilą jak na niego spoglądał. Złapał się swoją jak tego nie zauważył drżącą dłonią, by przesunąć nią po jego kolejno jego twarzy, by później włożyć ją w jego rozwichrzone przez sen włosy i pociągnąć się za nie lekko, jakby w nadziei, że to co teraz ma przed sobą oby na pewno jest rzeczywistością, a nie pewnego rodzaju iluzją stworzoną przez jego własną wyobraźnię. Przez pewien dość długi jeszcze czas przeglądał się i analizował swój nieciekawy stan w lustrze, które było naprzeciw niego, by później tylko je odsunąć na bok oraz wyciągnąć z swojej szafy jakiekolwiek ubrania, które nie będą mu sprawiały dzisiaj nie komfortu podczas poruszania się, ale jednocześnie też prezentowały się jakoś na jego osobie.

Kiedy w końcu udało mu się jakoś ogarnąć i jak to on opisał krótko: Wyjść żeby wyglądać jak ludzie spojrzał po raz ostatni na swoje odbicie w na ten moment znienawidzonym kawałku szkiełka, aby po szybkim dodatkowym przeczesaniu palcami swoich włosów wyjść z swojego pokoju i zjednoczyć się z swoją jakże pokaźną rodzinką na dole w kuchni. Jego kroki dźwięcznym echem odbiły się po skrzypiących schodach, w których to już dawno powinno zostać coś zrobione z tym denerwującym dźwiękiem, jednak nikt nie miał się zamiaru za to zabrać, zatem po prostu tak to zostało. Pierwszym co mu się rzuciło po pojawieniu się w pomieszczeniu, do którego zmierzał był przyjemny zapach podsmażanych jajek, które z pewnością przygotowywał najstarszy z jego braci. Burknął tylko cicho zadowolony na samą myśl o skosztowaniu dzisiejszego śniadania, by kiedy usiąść przy blacie, na krześle nie powitać nikogo swoim porannym krzykiem, czy też donośnym głosem, a zamiast tego po prostu przysiąść i pozostać w tej pozycji z dalszym czasem kładąc swoją głowę na powierzchni mebla, podpierając ją o swoje dłonie, by było mu w jakiś sposób wygodniej.

- Tommy? - Huh, ktoś go wołał? Odwrócił się ospale w stronę miejsca, z którego dobiegał głos, by w jego miejscu mógł też zobaczyć siedzącego obok niego Wilbura, który już dawno zaczął spożywać swoją własną porcję ciepłego posiłku. Blondyn jednak, nie mając siły by cokolwiek zrobić, przytaknął na jego pytanie, żeby oznajmić mu, iż go słucha i dołożyć swoich wszelkich starań oraz siły, żeby tylko skupić na swoim aktualnym rozmówcy swoją całą uwagę. - Wszystko w porządku? - W jego głosie można było usłyszeć ewidentne zmartwienie, którego oczywiście Tommy nie miał zamiaru zaprzeczać, iż w pewnym sensie było czymś przewidywalnym, spoglądając na stan w jakim to dzisiaj pojawił się w kuchni, jednak nadal, nie czuł się dobrze z tym, iż uwaga jaka była mu dawana była spowodowana jego prawdopodobnym pochorowaniem się.

- Woah, Tommy, wyglądasz jak totalne gówno. - Piorunujący wzrok jaki rzucił jak się później okazało drugiemu, swojemu najstarszemu bratu, który od samego początku zajmował swoje stanowisko pracy w kuchni, nie był czymś czego ten mógłby się przestraszyć, czy też wywołać w nim jakiekolwiek emocje. Jednak jego lekkie wzdrygnięcie, do którego dołączył też i wkrótce dość zaniepokojony (A przypominam, mówimy tu o samym Technoblade'dzie!) wyraz twarzy, dawały niejednoznacznie po sobie poznać, iż sytuacja mogła być bardziej poważna, aniżeli się tego spodziewano.

Różowo włosy nie szczędził sobie czasu na zaobserwowaniu swojego najmłodszego brata, by później też w pewnej chwili by do niego podejść oraz postawić przed nim jego porcję jajecznicy, blondyn mógł zatopić w swoim posiłku widelec, by tak pozostało. Nie ruszał się, kompletnie nic nie robił, a tylko spoglądał i wpatrywał się swoimi widocznie przemęczonymi oczami w znajdujące się przed nim śniadanie jakie miał spożyć. Kiedy miał już odchodzić, ponieważ gwałtownie myśl o jedzeniu, a co dopiero włożeniu czegokolwiek zjadalnego do ust zaczynała przyprawiać go o niemiłe dreszcze oraz mdłości, musiał się złapać w miejsce ust, żeby powstrzymać kroczący mu po krtani odruch wymiotny. Zawrzał, czuł jakby momentalnie jego ciało zaczęło się pocić, a nabranie powietrza przez nos zaczęło mu sprawiać niemałą trudność. Nawet nie wiedział kiedy, ale zeskoczył z swojego miejsca na którym siedział, by tylko wyminąć wyburzając ją jednocześnie z równowagi przechodzącą obok niego osobę i skierować się do toalety, by tam wypłukać wczorajsze resztki swojej kolacji jaką skonsumował.

Philza natomiast, który właśnie zmierzał do kuchni żeby przywitać swoich synów i później przyszykować ich wszystkich na pójście do ich pracy albo szkoły, obejrzał się za swoim najmłodszym z synów, zanim ten kompletnie teraz zniknął mu za drzwiami prowadzącymi od łazienki. Kiedy tak się stało, spojrzał zdziwiony, ale też lekko zaniepokojony w stronę gdzie siedziała pozostała dwójka ich rodziny, by tak samo jak oni uzyskać ten sam wzrok, którym obdarzył blondyna, którego właśnie minął.

- Czy wszystko z nim w porządku...? - Zapytał, chociaż dobrze wiedział jaka będzie ich odpowiedź. Mimo wszystko, nadal pozostawał w nim ten promyk nadziei, iż może też w pewien sposób się przewidział, a to co przed chwilą ujrzał było tylko jego wymysłem, bądź też po prostu halucynacją z powodu jego niewyspania, mimo iż spędził noc bez problemu.

- Był taki od samego poranka jak do nas zszedł, wydaję mi się że mógł załapać jakąś chorobę w szkolę i dopiero teraz zaczyna wykazywać objawy. - Pierwszym, którym się odezwał był Wilbur, który w momencie wypowiadania tych słów odkładał swoje talerze do zlewu, by chwilę potem pojawić się obok swojego adoptowanego ojca i razem z nim zacząć nawiązywać pewnego rodzaju konwersację, która głównie poruszała tematy najmłodszego. - Powinien dziś zostać w domu, nawet swojej jajecznicy nie lubił, a przecież dobrze wiesz, że dzieciak rzuca się na nią zawsze jako pierwszy, zwłaszcza kiedy zrobił ją Techno. - W tle tylko przewinął się usatysfakcjonowany pomruk odwróconego wspomnianego przed chwilą chłopaka, który zwrócił tym uwagę zaistniałej z nim w pomieszczeniu dwójki, by chwilę potem mogli oni wrócić do swoich rozmów.

- Znaczy, tak, na pewno dzisiaj zostanie w domu, nie ma mowy, iż puszczę go w takim stanie samemu do szkoły, za nic w świecie...! - Zaczął po woli, momentami jąkając się oraz próbując znaleźć jaki sen oraz swój własny złoty środek w tej konwersacji, ale im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej zaczynał się niepokoić. - Wezmę-wezmę dzisiaj wolne, zadzwonię za chwilę do pracy, Techno, będziesz musiał dzisiaj zawieźć wyjątkowo Wilbura do akademiku, zrobisz to dla mnie? - Mówiąc to spojrzał w stronę osoby, do której adresował powyższe zdanie, by tylko uzyskać od niej niezadowolone pomruknięcie, jednak i tak to było lepsze niż to, iż świadomość tego, iż gdyby sam na swoje własne oczy nie widział tego w jakim mizernym stanie jest jego własny brat, pewnie zaczął by głośną dyskusję na ten temat.

Właśnie w tej chwili, można było usłyszeć zza drzwi wejściowych do łazienki, iż woda w toalecie zostaję tam spuszczona, a sam przesiadujący w niej chłopak wychodzi z niej w jeszcze bardziej opłakanym stanie, aniżeli można by było się tego po nim spodziewać. Jego ojciec nie potrzebował wiele czasu na to, by dosłownie w ułamku sekundy pojawić się koło pochorowanego nastolatka oraz gładząc go delikatnie po jego plecach, pokierować go bez słowa na kanapę znajdującą się w salonie oraz kiedy ten już na niej wygodnie leżał po prostu przykryć go kocem i wrócić do pozostałej dwójki.

- Jak odpocznie wykonam telefon do kliniki i zarezerwuję nam wizytę, tak będzie najlepiej... - W głosie starszego można było usłyszeć wyraźne zmęczenie oraz niepokój, jednak nikt w pokoju nie zamierzał teraz tego wytykać. Wilbur, przytaknął tylko głową na słowa głowy swojej rodziny, by zaraz do niego dołączył Techno, który teraz już bardziej optymistycznie (Jeśli tak to można było nazwać) samemu skłonił się do delikatnego i niemalże niewidocznego skinięcia. - Dobrze, zatem... - Zerknął na szybko na zegarek, który wisiał na pobliskiej ścianie, zauważył iż w tłoku tego wszystkiego co się działo przez dzisiejszy poranek, kompletnie stracili poczucie czasu, przez co godzina kiedy to powinni być w samochodzie i jechać nim do swoich przeznaczonych miejsc, w których powinni być już dawno minęła. W mgnieniu oka dwójka rodzeństwa zaczęła się krzątać po całym domu, zbierając po drodze niezbędne im rzeczy, by później tylko różowo włosy w pośpiechu mógł uzyskać od swojego ojca klucze do samochodu i pojechać nim na trasę.

Philza natomiast uśmiechnął się tylko lekko na ich nagłe rozbudzenie oraz pośpieszność, zaśmiał się cicho pod nosem, by kiedy usłyszeć z salonu pokasływanie, odwrócić się w jego stronę i podejść do leżącego na kanapie blondyna. Widząc stan w jakim ten był, starszy mógł niemalże przysiąc iż jego serce rozdzielało się w połowie, gdyż ten wprost nienawidził patrzeć na to jak jego pociechy się męczą. Zaczerpując głębokiego wdechu, położył swoją dłoń na czole leżącego i teraz już dawno śpiącego chłopaka, by poczuć niemalże natychmiast, iż jest ono rozpalone. Zaniepokoił się tym, nie będzie kłamać że nie, ale teraz nie mógł za wiele zrobić. Wstał z miejsca, ponownie wypuszczając z siebie zaczerpnięty wcześniej głęboki wdech, by wyciągnąć z swojej kieszeni telefon i załatwić wszystkie formalności jakie musiał, by później mógł poświęcić czas swojemu najmłodszemu synowi.

***

Tommy wstał w panice. Nie wiedział co się wokół niego dzieję, ale był pewien jednego, jego plecy bolą jak cholera. Nie rozumiał tego, nie miały przecież prawa boleć go właśnie teraz, skoro przecież leżał już od dobrej godziny na kanapie, nie robiąc nic innego aniżeli mając zamkniętych oczu albo śpiąc, albo najzwyczajniej w świecie odpoczywając. Chciał jakoś od tego wszystkiego uciec, ponieważ, O Boże, po prostu przestań! Jak jego myśli do tej pory były kompletnie puste, zero, nic, pustka, tak teraz jedyne na czym jego mózg się skupiał, to nieustający i jakby z każdą chwilą coraz to bardziej narastający ból mający źródło na jego tyle. Już nie był pewny, czy to właśnie kręgosłup go w tej chwili bolał, czy też ogólnie cały obszar jego tylnych kości, po prostu chciał, żeby ból ustał.

Panicznie z zamkniętymi oczami, których jak się po chwili okazało albo po prostu nie miał siły otworzyć, albo też już nawet jego ciało było na to za leniwe, próbował złapać się za oparcie kanapy, by jakoś wstać. Kiedy jednak tak się stało, momentalnie runął na ziemię, czując iż nie może on najzwyczajniej w świecie utrzymać równowagi, co ciągnęło za sobą masę innych, niekoniecznie chcianych przez jego pytań. Czuł jak jego własna skóra zaczyna coraz to bardziej w niektórych miejscach blednąć, by też w innych nabrać niebezpiecznie czerwonej barwy, która ponownie w ciągu dzisiejszego dnia przyprawiała go o wymioty. Czy tak właśnie wyglądało umieranie? Pytał siebie cały czas. Boże, był przerażony. Nie wiedział co się z nim dzieję, nie wiedział co się dzieję z jego własnym ciałem! Nawet nie wiedział kiedy, sensacja i fala gorąca jaka przybyła i spłynęła po nim była na tyle ogromna, iż bez wahania ale z drobnymi trudnościami, zdjął z siebie niepotrzebną warstwę ubrań oraz koc, który wcześniej go przykrywał. Skulił się na podłodze obejmując siebie samego jak tylko mógł swoimi dłońmi, w nadziei, że może też coś to pomoże, chociaż przez chwilę doda mu jakiejkolwiek otuchy. Odkaszlnął tylko, kiedy znowu zjednoczyło się z nim to paskudne i koszmarne poczucie bezsilności oraz tego, jakby nie był w kontroli nad swoim własnym ciałem. Czuł jakby coś próbował się przedrzeć przez jego własną skórę, przestań, przestań, przestań, przestań, przestań, przestań, PRZESTAŃ!

Wydał z siebie nieludzki krzyk, za którym w parze szedł niemiłosierny fizyczny ból jaki teraz odczuwał.

***

Philza w momencie kiedy jak mu się wydawało Tommy leżał na kanapie, był właśnie w trakcie rozmowy z dyrektorem jego szkoły, by powiadomić go i jego nauczycieli, iż ten dzisiaj do niej nie przyjdzie, gdyż najzwyczajniej w świecie nie czuł się najlepiej. Ten natomiast, niemalże natychmiast to zaakceptował i powiadomił zmartwionego swoją pociechą ojca, iż życzy im jak najszybszego powrotu do zdrowia oraz ma nadzieję, iż ten wkrótce wróci do szkoły. Mężczyzna cieszył się niebywale kiedy w końcu było mu dane odłożyć swój telefon, bo oznaczało to, iż w końcu wszystkie sprawy formalne były za nim. Teraz mógł skupić się na zaopiekowaniu się Tommy'm, a w późniejszym terminie jeśli jego stan by się pogorszył zarezerwowaniu tej wizyty u lekarza, którą od samego początku plan-

Zamarł, w chwili gdy usłyszał jak jego własny syn krzyknął. Nie kontrolował nawet swoich własnych ruchów, by zanim się obejrzeć jego nogi same wkroczyły do akcji, a ten z kolei pobiegł w stronę z jakiej dobrze wiedział dochodził dźwięk. Śpiesząc się, przez przypadek zahaczył jednym z swoich masywnych skrzydeł o oprawę drzwi, jednak szybko się z niej uwalniając, powrócił do swojego pośpiesznego kroku, by w jednej chwili pojawić się w salonie, tam gdzie zostawił swojego syna. Widok jaki zastał przeraził go.

Oddech zamarł w jego płucach, gdy tylko pierwszym co zobaczył był odwrócony do niego plecami Tommy, który teraz bez koszulki i bez jakiegokolwiek celu siedział na dywanie oraz próbował zrobić coś, co pomogłoby mu w jego aktualnej pozycji. Philza był przerażony. Nigdy nie słyszał, a co dopiero wiedział o tego typu objawach, jakie występowały u najmłodszego z jego synów. Nie wiedział co miał zrobić, zimny okład, jakieś leki, cokolwiek?! Nie był przecież doktorem, kurwa mać! Po woli i z początku niepewnie oraz uprzednio biorąc głęboki wdech, zaczął podchodzić do leżącego na ziemi blondyna, by później delikatnie go podnieść oraz najłagodniej jak tylko potrafił na tą chwilę przemówić.

- Hej? Hej, hej, Tommy, chodź, będzie dobrze, już, już. - Doza sympatii oraz miłości jaką udało mu się zwinnie schować w wypowiedzianych przez niego słowach była ogromna, jednak nawet i ona była raptem dosłownie tylko przez chwilę ukoić ból, przez jaki przechodził w tej chwili nastolatek. Jego powieki mocno zaciśnięte, wykazywały sobą nic innego aniżeli agonię w jakiej się teraz wił oraz plątał, by mógł do tego dołączyć po chwili ponowny wydźwięk jego zmęczenia oraz desperacji, żeby to wszystko się teraz jak najszybciej skończył.

- P-Phil... - Wydyszał, by kiedy tylko to powiedzieć poczuć jak jego płuca zostały jakby przeszyte na wylot tysiącem maleńkich igieł, powodując u niego tak dobrze już mu teraz znane uczucie bólu.

- Ćśśśś, już dobrze Tommy, już dobrze... - Wypowiadając te słowa nie ustawał w swoich czynnościach i tylko przytulił do siebie bliżej swojego syna tak by jego głowa mogła spoczywać na jego ramieniu. Delikatnie w międzyczasie też masując skórę na jego plecach, w nadziei, iż może to jakoś chociaż w małym stopniu pomóc, poczuł dziwne wybrzuszenie, które wpierw zignorował, ale kiedy doszło do niego, że to jakby w jednym momencie zrobiło się większe, z drżącym oddechem spojrzał blondynowi przez jego własne ramię, by ten mógł tam ujrzeć nic innego aniżeli dwa jakby pewnego rodzaju guzy, które rosły z każdą minioną sekundą. Starszy już kompletnie nie wiedział co się działo, czy był złym ojcem? Czy sytuacja w jakiej się właśnie znalazł była właśnie jego winą? Był pewien, że przecież gdyby tak nie zaniedbał swojego najmłodszego członka rodziny i może wcześniej zobaczył objawy teraz na pewno byliby w innym położeniu! Dotknął niepewnie tylko punktu, który przyprawiał go o dreszcze, by otrzymać w reakcji od trzymanego przez niego nastolatka tylko pewnego rodzaju po jęknięcie, świadczące o katuszach przez jakie musiał przechodzić. Nabierając głębokiego wdechu, Phil spojrzał jeszcze raz na plecy chłopaka. Przypomniało mu się jak on sam, przechodził przez w pewnym sensie podobny ból, był jednak o wiele młodszy od swojego syna i oczywiście był przecież hybrydą, co świadczyło o tym, iż prędzej czy później mógł się spodziewać swojej własnej pary skrzy-

Zamarł. Czy-czy to właśnie mogło być to? Czy, czy jego syn mimo iż adoptowany, tak samo jak on mógł być hybrydą, u której właśnie teraz rozwijały się skrzydła? To-to nie było czymś częstym, iż młoda hybryda dopiero w tak późnym wieku jakim jest szesnaście lat po okresie dorastania wypuszczała skrzydła, jednak nie było to też czymś niesłyszanym. Podobno jeśli hybryda, która miała mieć skrzydła rozwijała je dopiero w tak późnym czasie, świadczyło to o tym, iż albo jej opierzenie potrzebowało więcej czasu na wyrośnięcie, albo skrzydła, jakie później miały jej posłużyć do latania, były zbyt wielkie dla niej żeby ta mogła je w młodym wieku opanować. Którąkolwiek odpowiedzią by to nie było, Philza wiedział że nie może teraz zostawić swojego syna w tej sytuacji, a jeśli rzeczywiście chodziło tutaj o to o czym przed chwilą myślał, zrobi co tylko w jego mocy, żeby być przy blondynie oraz mu pomóc. Zdecydowanym już teraz ruchem, zaczął delikatnie gładzić oraz masować miejsce, w którym pojawiały się coraz to większe wypustki i zaczął szeptać tylko do ucha drugiego słowa komfortu, które miały mu pomóc.

- Tommy? Tommy, posłuchaj mnie, nie wiem czy to o to chodzi, ale w tym momencie, chyba, nie-nie jestem pewien, ale r-rosną ci skrzydła. - Cholera, nie tak miał mu to przekazać. Nie ważne jak bardzo próbował, starał się powiedzieć to młodszemu w miarę spokojnie oraz w taki sposób, żeby ten nie zaczął jeszcze bardziej panikować, lecz jednak jak można było usłyszeć jego słowa w połowie zdania straciły swój wątek, pozostawiając go z jedynie kilkoma garściami zdań do paniki. Wziął głęboki wdech kontrolny, który miał na celu go uspokoić. Weź się w garść Philza, on ciebie teraz potrzebuję! Mówił sobie przez cały czas, a słowa te odbijały się z charakterystycznym pogłosem oraz dźwiękiem jakby dzwonka w jego głowie. - Tommy, Tommy, słyszysz mnie? - Kiedy w odpowiedzi dostał tylko głośniejsze sapanie, ale kroczące za chwilę po nim lekkie skinięcie głową, które dostał od młodszego, uradowany, że chociaż to udało mu się na ten moment osiągnąć, odetchnął z już większą ulgą. Wplótł swoją dotychczas wolną dłoń w jego włosy, by zacząć je powolnie gładzić, co pewnego rodzaju miało dać drugiemu stały grunt pod nogami, iż jego ojciec tutaj jest i nie ma zamiaru go opuścić. Nie przeszkadzało mu to, iż paznokcie i dłonie drugiego praktycznie wbijały się w jego własny tył, gdyż teraz liczyło się dla niego tylko to, żeby być tutaj dla niego i ofiarować mu komfort, który bez dwóch zdań był mu potrzebny w tej trudnej dla niego sytuacji.

- P-Phill... - Wyszeptał bezsilnie, a załamanie głosu jakie nastąpiło nawet nie w połowie tego krótkiego zdania wywołała na ciele mówionego mężczyzny dreszcze, które minęły równie szybko jak i przyszły, by mogły być później zastąpione czymś innym, a mianowicie uczuciem ponownego zestresowania. - B-Boli... Proszę, p-proszę, zatrzymaj to, pro-proszę..! - Błagalny ton jakim teraz mówił był czymś czego z pewnością dorosły mężczyzna nie spodziewał się uzyskać kiedykolwiek z ust swojego najmłodszego syna, zwłaszcza w tego typu paskudnej sytuacji.

- Cśśśś, Tommy, spokojnie, musisz-musisz wytrzymać, za kilka minut twoje skrzydła powinny się w pełni uformować oraz po tym uwolnić, na ten czas będę tutaj z tobą, ćśśśśśś... - Nie zaprzestawał w swoich czynach, czyli dalszemu gładzeniu go po jego plecach, które wiedział iż z każdą chwilą coraz bardziej zaczęły boleć. Czas mijał nieubłagalnie wolno dla ich całej dwójki, dla Tommy'ego wijąc się w agonii, starając się jednocześnie pozbyć w jakikolwiek sposób tylko mógł tej nieprzyjemnej i bolesnej sensacji, a dla Phila szepcząc tylko wszelakie słowa komfortu jakie tylko mogły mu przyjść na myśli. Siedzieli tak, nie mając pojęcia ile też czasu upłynęło im na siedzeniu w tej pozycji, by też w pewnym momencie ich bolączki, Tommy poczuł jakby coś próbowało wyżreć mu się spod skóry. Nie wiedząc nawet kiedy, krzyknął, wydając z siebie nieludzko wysoki okrzyk, który próbował załagodzić jak tylko mógł niższy blondyn z ich dwójki. Przesunął ostrożnie swoją dłoń dotychczas masującą jego plecy i miejsce wybrzuszenia, by mogła ona powędrować na bok delikatnie nadal dotykając miejsca gdzie miały rozwinąć się jego skrzydła.

Nastolatek niemalże łkał chowając swoją twarz w ramieniu starszego, czując jak coś przedziera się i próbuję uwolnić spod jego skóry, nie patrząc na to jak on tym się z tym czuł. Nie wiedzieli kiedy, ale w pewnym momencie stało się, a ogromna ilość krwi która temu towarzyszyła była równie wielka jakby właśnie w ich salonie doszło do jakiegoś okropnego morderstwa. Nikt o tym teraz jednak nie myślał, a Tommy tylko prosząc o to, żeby ból który sprawiały mu nowo co w końcu wystające spod centrum jego skóry złociste skrzydła w końcu zaprzestały tego wszystkiego żeby on w końcu mógł najlepiej pójść spać, by później wstać budząc się i jednocząc się z rzeczywistością dojść do wniosku, że całe te katusze były tylko jakimś złym snem.

- Tommy, hej, Tommy, już jest dobrze, udało ci się, słyszysz? Już po wszystkim, masz teraz piękne złote skrzydła, słyszysz? - Odparł po chwili ciszy Philza, który teraz masował ponownie plecy swojego syna, by poczuć ja ten z każdą kolejną chwilą jest coraz bardziej wyczerpany, a jego ciało od całej tej sensacji zaczyna opadać bezwładnie w jego objęcia. Wiedział, że jedyne czego teraz młodszy pragnął to chwila spokoju oraz odpoczynku, a ten z kolei nie miał zamiaru mu też go odpowiadać, gdyż dobrze wiedział iż ten też mu się należał po tym wszystkim co dzisiaj przeżył. Delikatnie go podnosząc oraz kładąc go ponownie na kanapie, tym razem jednak na jego brzuchu, tak żeby jego nowy dodatek na ciele mógł w pełni się bez problemu rozprostować oraz nabrać swoich pełnych kształtów, podczas kiedy ten zmywał z nich później namoczoną wodą ścierką krew, która ostała się nadal na piórach.

---BONUS---

Wilbur oraz Techno raźnym krokiem wrócili do domu i chociaż zapewne teraz żaden z nich by się do tego nie przyznał, martwili się o swojego młodszego brata, mimo iż często nazywali go utrapieniem. Na dodatek do tego wszystkiego dochodziła seria telefonów jakie przez ten czas zdołał wykonać najstarszy, by kiedy w odpowiedzi uzyskać niż innego, aniżeli tylko głuchy telefon, zaniepokoić się coraz bardziej. Ufał temu, że jego ojciec będzie umiał zająć się najmłodszym członkiem ich rodziny, lecz z drugiej strony też jednak pozostawała w nim zawsze ta ostatnia nutka niepewności, która mówiła mu, że rzeczywiście coś złego mogło się im obojgu stać. Kiedy weszli zatem w progi swojego zacisznego miejsca, pierwszy co zrobili po zdjęciu zbędnej odzieży oraz odrzuceniu jakichkolwiek dodatkowych rzeczy (W przypadku Wilbura była to jego torba, a Techno kluczki od samochodu, które wylądowały na szafce na buty), było nic innego aniżeli natychmiastowe skierowanie się do salonu, tam gdzie ostatni raz widzieli swojego brata.

Jakie też musiało być ich zdziwienie, kiedy pierwsze co rzuciło się im w oczy po wejściu do niego, nie był widok siedzącego na kanapie Tommy'ego, który najpewniej oglądając coś w telewizji przywitałby ich z pewnego rodzaju uśmiechem na ustach, a zamiast tego, spotkali się z leżącym na brzuchu nastolatkiem, który i rzeczywiście przeglądał coś w stojącym naprzeciw niego urządzeniu, jednak to co ich najbardziej zaskoczyło to ogromne i masywne złociste skrzydła, które teraz przyozdabiały jego plecy.

Obydwojgu nowo co przybyłym mężczyzną zabrakło słów, a zdania które mieli wypowiedzieć zamarły im w ich krtani, powodując to, że ci nie mogli wydusić z siebie nawet słowa. Wilbur tylko niepewnie zaczął się jąkać, powtarzając w kółko kilka tych samych liter, jakimi było: A, e, t, oraz y, a Techno tylko w międzyczasie przetarł swoje oczy, by upewnić się, iż to wszystko co teraz widział oby na pewno mu się przyśniło.

- Zadziwiające, co? - Z ich stanu wyrwał ich (Oraz lekko przestraszył!) głos Philzy, który pojawił się obok nich, nie patrząc jednak na nich, a na wspomnianego nastolatka, który leżał na wcześniej wspomnianym meblu. Sam najstarszy natomiast, trzymał dopiero co przygotowane kubki z gorącą herbatą malinową jaką miał właśnie podać do wypicia młodszemu blondynowi oraz samemu sobie, podczas kiedy ten będzie siedział na pobliskim fotelu obok niego. - To one były powodem, dla którego dzisiaj obudził się w takim fatalnym stanie, nie dziwię się temu teraz, wyrastanie skrzydeł dla mnie samego było dla mnie mordęgą. - Mówiąc to, wyminął stojących koło niego dwóch braci, by podejść do chłopaka, o którym przez cały ten czas mówili i po pomocy mu w skierowaniu się do siadu, wręczyć mu jego własny kubek z gorącą cieczą, by później usiąść na swoim ulubionym miejscu.

- Ja... On...! - W końcu po tylu próbach Wilowi udało się wydukać z siebie chociażby te słowa, by później zostały one zastąpione jego osłupieniem oraz niemalże euforiom na jego twarzy. Nim ktokolwiek zdołał się obejrzeć ten już był naprzeciwko młodszego, by złapać go za jego dłonie oraz spróbować z nim powolnie, ale jednak spokojnie nawiązać konwersację, gratulując mu też od razu na początku. Technoblade natomiast tylko podszedł po pewnej dla niego niekończącej się chwili do ojca całej ich trójki, by zwrócić się wzrokiem w jego stronę i łagodnie tylko zapytać.

- Jak się czuję...? - Na jego pytanie, otrzymał z początku tylko krótki ewidentnie w swoim wybrzmieniu śmiech, który później szybko dogonił mały, ale przepełniony miłością uśmiech na twarzy.

- Było ciężko, ale dzielnie wytrzymał. - Różowo włosy tylko obserwował uważnie z boku zaistniałą interakcję dwójki rodzeństwa, która rozgrywała się przed nim, by w pewnym momencie przytaknąć i samemu dołączyć do ich interakcji. Nie spodziewał się, że w jeden z jego braci będzie hybrydą, która tak samo jak ich ojciec miał mutację, która sprawiała iż ten wyrastał skrzydła, jednak nie interesowało go to za bardzo teraz. Podobnie jak brunet, uklęknął on przed najmłodszym, by podpierając i kładąc jedną z swoich dłoni na jego kolanie spojrzeć mu w jego zmęczone tym wszystkim niebieskie oczy i odeprzeć niemalże rozbawionym głosem.

- Wyglądasz jeszcze gorzej niż rano. - A śmiech, który uzyskał w odpowiedzi, odbił się tylko echem w jego głowie, pozostawiając po sobie miłą sensację dobroci oraz w końcu spokoju, jaki jego młodszy brat mógł po tym wszystkim zaznać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top