Przyzwać bohatera [1/2]
Ogólnie jest to coś co było napisane przeze mnie dawno po zobaczeniu obrazka powyżej. Wystarczyło praktycznie dopisać końcówkę i pierwsza część Two-Shot'a gotowa do publikacji! Można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju AU, które buduję sobie w głowie oparte na czasach średniowiecza oraz pewnego rodzaju magicznego świata. Jego nazwa tymczasowa to The Brave Knight AU, i proszę was o to żebyście nie kradli mojego pomysłu na nie! Może w przyszłości powstać pełniejsze opowiadanie, ale jeszcze nic nie wiadomo (Poza tym i tak chcę na razie skończyć coś innego co jest na moim profilu, zatem no--) Nie pozostaje mi zatem na razie nic innego jak życzyć wam miłego czytania i mam nadzieję, że spodoba się wam moja krótka wstępna opowieść!
Postacie: TechnoBlade
Uniwersum: The Brave Knight AU
Wiek: 12+
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy
Opis: Techno na pewno nie spodziewał się tego, że podczas jednego z swoich ulubionych obchodów jego plonów, nagle pojawi się pod nim pewnego rodzaju magiczny krąg. Tym bardziej nie był gotowy na to, by po przedostaniu się w końcu na drugą stronę tej dziwnej sytuacji w jakiej był, okazało się koniec końców, że nie został przywołany bez byle powodu, a też konkretniej po ty, by wygrać jakiemuś królestwu wojnę.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
゚゚・*:.。..。.:*゚:*:✼✿ ♡ ✿✼:*゚:.。..。.:*・゚゚
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
Letni poranek oraz dopiero co wschodzące słońce swoim leniwym gestem zaczęło namolnie oraz nie proszenie wkradać się poza framugę oraz okno, które mimo iż zasłonięte było w do pewnego momentu firanką i tak wpuszczało do małego pomieszczenia dość sporą ilość światła. To właśnie ono skubało niczym jego najgorszy wróg leżącego w swoim łóżku naprzeciw niego mężczyznę, który teraz nie pragnął bardziej niczego innego, aniżeli zwykłego snu, który jego zdaniem jak najbardziej mu się należał. Wbrew temu jednak, kiedy przepływ błysku nie minął tak jakby on tego chciał, a jego umysł mimo iż ospały zdołał w pewien sposób wybudzić się z stanu spoczynku, zawitał w swoich progach pewną myśl, przez którą to jego blado-różowe włosy na jego głowie momentalnie zadrżały. Dzisiaj bowiem, był dla niego specjalny dzień, na który też czekał praktycznie przez cały rok począwszy od zakończenia się tego samego wydarzenia dwanaście miesięcy temu, a sama myśl o tym, iż w końcu nadszedł tak bardzo wyczekiwany przez niego moment powodowała natychmiastowe wzbudzenie się w nim wszystkich hormonów jakie miał.
Bez większego wahania już teraz otrząsnął się z resztek snu jakie w nim zostały po tej spokojnie przebytej nocy, by nie za szybko, ale też nie wolno wstać i podejść do swojej drewnianej szafy, w której czekały na niego naszykowane już wczoraj ubrania, które właśnie miał przybrać. Nie śpiesząc się, ale w jednocześnie kontrolując każdy swój ruch poświęcony na daną czynność czas, kiedy w końcu uporał się z przyodzianiem na siebie stroju, obejrzał się tylko szybko w swoim pobliskim lustrze, by z już bardziej widocznym zadowoleniem na jego twarzy zgarnąć z pobliskiego stołu kilka pokrojonych kromek chleba (W międzyczasie też w drugiej dłoni trzymając nóż, by posmarować je masłem, do nadania im bardziej delikatniejszego posmaku!) i wrzucić ich po wcześniejszym zapakowaniu w kawałek materiału wiaderka, które z jakby radością czekało na to, aż jego właściciel w końcu pochwycie je w swoje ręce. Obejrzał się tylko jeszcze raz za siebie, by upewnić się, że wszystko co miał zamiar wziąć zostało zabrane oraz zapamiętane i kiedy jego przeczucie zostało zaspokojone, zgarnął w ostatnim momencie przed zamknięciem drzwi opartą o ścianę motykę, po czym teraz już spokojnie poszedł w stronie swojego pola, na którym zacznie się cała magia.
Jego wędrówka tam nie była specjalnie długa, czy też w pewien sposób nużąca, ponieważ jako człowiek, który wiele w życiu przeszedł Daniel momentami (Nie ważne jak dziwnie by to zabrzmiało z jego ust!) pragnął na chwilę stanąć w miejscu i poobserwować jak otaczający go świat idzie swoim własnym tempem, a on jest tylko zwykłym widzem, który patrzy na jego bieg. Rzecz jasna, on też jak każdy młody chłopak w swoich latach młodości pragnął zdobywać góry oraz zabijać smoki, które podobno zamieszkiwały pobliskie lasy i porywały księżniczki do swoich zamków, które strzegły jak oczka w głowie. Ale w końcu jak każdy dobrze wiedział to były tylko legendy, a te groźne bestie, które zionęły ogniem i tak koniec końców okazywały się być niczym innym aniżeli głupią historią, która miała na celu nastraszyć niegrzeczne oraz sprawiające swoim rodzicom dzieci w zamieszkałej przez niego wiosce.
Kiedy spokojnie zmierzał do swojego celu, a jego narzędzia rytmicznie i delikatnie podskakiwały wraz z jego każdym postawionym krokiem, ten nagle poczuł jakby pewnego rodzaju przyprawiającą go o niepokój czyjąś obecność, która w pewnym momencie zatrzymała go w jego drodze i przysporzyła go o kłopot gwałtownego rozejrzenia się po otaczającej go przestrzeni. Nie wiedział skąd płynęło to dziwne magiczne uczucie, które zdecydowało się ukazać właśnie teraz, ale sam dobrze wiedział po już kilku latach doświadczenia, że nie warto mu ignorować swoich zmysłów. Obrócił się w prawo, a tam zastał jedynie proste pole jakichś innych osadników, na którym w oddali właśnie pracowali dobrze znani mu jego znajomi, z którymi od czasu do czasu zamieniał parę zdań w swojej pracy. Zrobił to samo z swoją lewą stroną, ale i tam nie udało mu się znaleźć niczego podejrzanego, ale też bardzo podobny widok, tym razem z tą różnicą, że to było z kolei puste oraz pokryte mnóstwem zboża, które jeszcze nie osiągnęło swojego finalnego stanu dojrzenia. Nie wiedział co powinien w tym momencie zrobić, gdyż ten dziwny dreszcz, który teraz pojawił się na jego plecach wcale nie znikał, a wręcz przeciwnie, zdołał się tylko jeszcze nasilić oraz w pewnym stopniu przysporzyć go o bóle głowy oraz brzucha.
Nadszedł ten moment kiedy nie mógł wytrzymać, a powierzchnia pod nim jakby zaczęła się po woli zapadać, dając mu niekomfortowe doświadczenie tego tak bardzo przez niego uczucia bezsilności. Przeklął tylko samego siebie w duchu, kiedy dotarło do niego, że kiedyś na pewno poradziłby sobie z tego typu sytuacją, gdyby tylko dalej podążył tą głupią ścieżką, którą sobie obrał jako młody i naiwny głupiec. Nie było jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, nie miał zamiaru się poddawać chociażby miało to zależeć od tego w jak mizernym stanie teraz może wyglądać. Podpierając się o wcześniej zabrany z domu przedmiot, silnym ruchem dłoni próbował wstać oraz dołożyć swoich wszelkich starań, by też wyzwolić się od nagłego przypływu ciśnienia, które pragnęło go zgnieść niczym jakąś stojącą na drodze przeszkodę.
Wtedy jednak, jego oczy zadrżały.
Pod nim bowiem, kiedy ten nie parzył znalazł się w jednym momencie pewnego rodzaju krąg (Jak zdążył zgadnąć) przyzywający, których ten z kolei tak bardzo przez spotkaną kilka lat temu przeszłość nienawidził. Brzydził się nimi, nienawidził ich, a teraz miał zostać jednym, który właśnie wpadł w jego sidła? Czuł jak w jego płucach przez stawiany teraz już wiadomej mu obcej sile nabierała się woda, a każde zaczerpnięcie się cennym powietrzem było na wagę złota. Nie mógł oddychać, a przed jego oczami zaczynały pojawiać się najróżniejsze obrazy, który mówiły o tym, iż jego czas spoczynku może w końcu nadejść, bo nie był pewny czy przeżyję to parcie. W pewnym momencie nawet o tym nie wiedząc, dopóki nie postarał się chociaż przez chwilę wyostrzyć swoich zmysłów, pojawiła się dobrze mu już znana czerwona ciecz, która wydobywała się teraz z jego ust drobnymi skapnięciami. Nie mógł tego wytrzymać, a ból który przedtem był jeszcze w stanie zwalczyć, teraz rozprzestrzeniał się po każdym calu jego ciała oraz przysparzał go o już i tak ogromne odruchy wymiotne.
Phil, jeśli teraz zginę, to w końcu się spotkamy.
Pomyślał zanim zniknął, a w miejscu gdzie przedtem był zostało tylko samotne wiaderko z nie do końca spożytym kawałkiem bochenka.
***
Królestwo wschodnie pod panowaniem swojego władcy, nie było czymś co można było brać na spokojnie oraz zbagatelizować, by później odrzucić je w kąt. Król tego państwa jasno dawał swoim przeciwnikom do zrozumienia, że nie tolerował jakichkolwiek głosów sprzeciwu, które skierowane były błędnie w jego stronę. Mimo wszystko jednak, podobno dobrze dbał o swoich ludzi, dlatego też mimo swojego momentami znanego czarnego charakteru miał u nich poparcie, a co szło z tym w parze szacunek u swoich rycerzy oraz pobratymców. Nikt kto mieszkał obok wspomnianego przed chwilą królestwa zamierzał je w żaden sposób najeżdżać, czy też atakować, bo dobrze wiedzieli jak silne oddziały ono posiada, które zmiotłyby z powierzchni ziemi wszystkich swoich wrogów.
Dlatego też, to właśnie oni zaatakowali pierwsi.
Nikt nie wiedział co też było przyczyną nagłego przebudzenia się żądzy krwi w do tej pory łaskawym władcy, ale też nie było ludzi na tyle odważnych, by powiedzieć mu o tym, iż może popełniać katastrofalny później w skutkach błąd. Nie mniej jednak, od momentu rozpoczęcia rozsyłania swoich wojsk na sąsiadujące tereny (Które za wszelką cenę zapragnął podbić!) do tej pory nie przegrał ani razu, co niektórzy uważali za jego dobrą passę oraz w niektórych momentach przychylność bogów, a jeszcze inny byli zdania, że jedyne co im pozostaję to poddać się w jak sądzili i tak już przegranej walce. Nie wszyscy jednak byli na tyle ulegli, by poddać się bez walki. Tak rozpoczęła się passa mnóstwa wojen, które i tak mimo tylu poświęceń wydawały się być bezsensowne oraz nieowocne jeśli chodziło o zaprzestanie tego krwawego momentu w historii.
Książe Wilbur tylko nerwowo szedł po długim korytarzu prowadzącym do jednego z pokoi, w którym to spodziewał się spotkać swojego młodszego brata, wsłuchując się jednocześnie w odgłos wydawany przez jego obcasy kiedy uderzały one o wysadzaną bogato podłogę. W pośpiechu przełykał ostałą w jego gardle ślinę, która przyprawiała go w pewnym momencie o jeszcze większy przypływ stresu, aniżeli by tego chciał. Uważał że to co za chwilę jego ojciec będzie miał zamiar zrobić, a nawet cholera zrobi jest sprawą najwyższej wagi, która wymaga jego jak i swojego rodzeństwa obecności. Momentami rzeczywiście wydawało mu się, że jego ojczulek był szalony, ale też nie kwestionował tego zbytnio, gdyż wiedział, że ten mimo jak na niego starego wieku darzył go niemalże bezgraniczną miłością, którą starał się podzielić po równo pomiędzy nim, a Tommy'm.
Dalej jednak, nie uważał że decyzje które podejmuję zawsze są słuszne.
- Tommy! - Wykrzyknął w momencie kiedy jego własna dłoń szarpnęła za klamkę od dość dobrze znanej mu komnaty, by zastać tam w momencie jej otworzenia nikogo innego aniżeli właśnie samego wcześniej wspomnianego młodzieńca, który spokojnie siedział przy oknie i znowu rozmawiał z swoim znajomym ze straży za co na pewno dostałby od ich ojca naganę. Teraz jednak, nie za bardzo obchodziło go to co powinien, a czego nie powinien robić, dlatego też bez wahania złapał młodszego za ramiona i w tym samym momencie przybliżył się tak, by jego uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na nim. - Ojciec ma zamiar przeprowadzić rytuał, podobno przygotowania zostały zakończone wcześniej niż przewidywali i doszli do wniosku że nie ma czasu do stracenia! - Dopiero później zdał sobie sprawę z tego, iż jego głos niebezpiecznie drżał, a krtań jakby wymagała od niego więcej siły, aniżeli był w zwyczaju wkładać w usłyszenie wydobycia z niej swojego własnego głosu. Ten z kolei, załamywał się mu, nie ważne jak bardzo starał się tego ukryć.
- C-Co?! - Teraz był moment na wzbudzenie się paniki w ciele młodszego, który bez wahania w jednym momencie wstał, by zrównać się chociaż trochę z wzrostem swojego brata i zacząć swój własny monolog. - Przecież powiedzieli, że sprowadzenie specjalnego czarnoksiężnika, który miał się tym zająć miało zabrać kolejny tydzień!
- Wiem, cholera jasna Tommy wiem! Plany się jednak zmieniły, kiedy okazało się, że ten podczas eskorty zginął, bo został napadnięty przez śledzących ich od początku zabójców!
- Jak to zginął?! Miał być kurwa dobry, w liście nawet się chwalił, że sam zabił kilkunastu przeciwników jednym ruchem dłoni!!
- Kurwa mać, Tommy, myślisz, że o tym nie wiem?! - W oczach Wilbura można wyraźnie teraz zaobserwować narastającą frustrację oraz strach, który przychodził oraz coraz bardziej nasilał się po tym, kiedy dowiedział się, że dzień na który każdy z nich wyczekiwał z obawą, ale też przede wszystkim zaniepokojeniem. Wtedy nagle doszła do niego informacja, iż proces ten został przyśpieszony, a tym kto będzie przeprowadzał rytuał będzie pewien zamieszkały w podległej im wiosce kompletnie nieznany im czarodziej, który do tej pory ukrywał się przed okiem króla, a ich ojca. - Nie ważne, nie ma na to teraz czas! Przybiegłem cię zgarnąć, byśmy poszli czym prędzej do komnaty, w której zostanie przeprowadzone całe to gówno, musimy pilnować ojca, by nie zrobił niczego głupiego!
Na jego słowa stojący naprzeciw niego blondyn kiwnął głową, by rzucić szybkie spojrzenie w stronę swojego przyjaciela oraz strażnika, które mówiło sobą: Zostań tutaj, jak wrócę to wszystko ci opowiem. Co też z kolei nie musiało długo przekonywać stojącego obok niego bruneta, który tylko sam wyprostował się w swojej posturze i z momentem kiedy cała ich trójka wyszła z pokoju, ten stanął przy jego boku, by później bez słowa odejść i pójść zająć się swoimi własnymi sprawami oraz obowiązkami.
- Szybko, zanim będzie za późno. - Powiedział Wilbur, który niedługo po swoich słowach poszedł, a zaraz za nim w podobnym tempie zaczął kroczyć Tommy.
***
- Ojcze! - W uszach już dorosłego mężczyzny odbił się dobrze znany mu dźwięk głosu swojego najstarszego syna, który dosłownie moment później wraz z swoim bratem pojawił się u jego boku, by później zacząć przemawiać.
- Czy to na pewno dobry pomysł? - Tym razem był to Tommy, który odważył się na wypowiedzenie tego jednego zdania, które tak bardzo nurtowało i przyprawiało zapewne o niemałe dreszcze zaistniałą dwójkę. Ich ojciec natomiast tylko lekko uśmiechnął się, by chwilę później poprawić lekko swoje włosy, które nasuwając się na jego oczy zasłoniły mu widok na swoje pociechy. Wraz z momentem jednak, kiedy już mógł w pełni dostrzec swoich kochanych synów, nadał jeszcze większej głębi już i tak swojemu ciepłemu wyrazowi twarzy, by nie zmieniając go odwrócić od nich swój wzrok i spojrzeć na przedstawiony przed nim obraz.
Na zimnej podłodze było rozłożonych kilka kubełków z farbą, która to w większości została zużyta na namalowanie zaistniałego teraz ogromnego kręgu, który z kolei mieścił w sobie mnóstwo nieznanych starożytnych przekazów i znaków. Król nie obchodziło to co też prezentowały sobą owe symbole, wiedział że to co zamierzał zrobić może być ryzykowne, a cena jaką przyjdzie im zapłacić może być ogromna, jednak nadal nie równała się ona z niczym w porównaniu do tego ile krain mogło zostać ocalonych, jeśli przywołanie pójdzie pomyślnie.
O ile w ogóle zadziała.
- To nasza jedyna nadzieja... - Zaczął łagodnie, co zdaniem rodzeństwa nie było czymś złym, ale też w tej chwili woleliby oni nie słyszeć tego tonu rzeczy z ust ich ojca. Woleli zaciągnąć się do innych metod, aniżeli do jakiegoś głupiego rytuału, który koniec końców i tak mógł się okazać jedną wielką porażką oraz marnotractwem ich cennego czasu, jaki mogli przeznaczyć na przygotowania do i tak nieuniknionej wojny. - Jeśli się nie uda, nie widzę już dla nas szans na przetrwanie.
Jego słowa wsiąkły niczym woda w gąbkę w stojących teraz ledwo co oddychających obok jego synów. Wiedzieli, że nie mają szans na wygranie tej walki, ale i tak złudnie wierzyli w to, iż jest jakieś małe światełko nadziei, którego muszą szukać w tym przepełnionym ciemnością tunelu. Wiele mówiło im, iż byli głupcami, a oni dobrze wiedzieli że tak też właśnie jest, lecz nadal pragnęli ufać swoim marzeniom, iż stanie się to, co będzie dla nich oznaką ich zwycięstwa, a nie klęski, którą każdy w tej komnacie już od momentu wszczęcia wojny przewidywał.
- Zaczynajmy. - Powiedział nagle, nie dając już dłuższej chwili na odpowiedzenie swoim członkom rodziny i przygotował się do rozpoczęcia rytuału, który miał właśnie nadejść.
Mężczyzna, który był zapewne jeszcze starszy niż ich ojciec nie wypowiadając z swoich ust nawet słowa, otworzył ogromną księgę, którą trzymał przez cały ten czas w dłoniach, by w chwili znalezienia szukanej przez niego sekwencji, zacząć wypowiadać ją na głos jednocześnie klęcząc oraz jedną ręką dotykać niezaschłej złotej farby. Przez kilka momentów nic się nie działo, wydawało się obecnym na sali, iż cały ich dotychczasowy wysiłek pójdzie na marne, a to w czym zdążyli tak bardzo położyć swoje ostatnie nadzieję, nie zostanie niczym innym aniżeli zamazanym wspomnieniem związanym z rzeczą, do której nawet nie przyznaliby się nikomu. Ku ich zdziwieniu jednak, nagle coś zaczęło się dziać. Nie było to jednak coś mało wartego uwagi, a mianowicie nad namalowanym kręgiem oraz tym co zawierał on w swoim środku zaczęła pojawiać się słaba w tym samym kolorze co on poświata, która z wraz z upływem każdych cennych sekund przybierała na swojej sile. Niektórzy nie dowierzali swoim własnym oczom, a jeszcze inni modlili się w tylko swoich dobrze znanym ich intencjach do i tak nieistniejącego boga, który już dawno ich opuścił. Nagle powietrze wokół ludzi jakby
Wtedy nastąpił przebłysk, a po nim drobna eksplozja.
Oślepiła ona swoim blaskiem oraz odparła swoją siłą wszystkich, którzy byli świadkami tego zjawiska, by w momencie kiedy jej palące światło osłabło, mogli oni zauważyć w centrum wcześniej pustego kręgu postać, która najprawdopodobniej pojawiła się tam właśnie za pomocą przeprowadzonego teraz sukcesywnie rytuału. Nie wyglądał on jednak na bohatera, którego wszyscy oczekiwali się dojrzeć po nim. Jego forma choć z pewnością wysoka, a nawet niektórzy ośmielili się zaryzykować stwierdzenie, że wyższa od samego starszego syna króla, nie prezentowała sobą ani trochę odczucia potęgi, którą to też obiecał zawarty w księdze tekst. W dodatku nie przyodziany on był w żadnego rodzaju kosztowne tkaniny, które miałyby świadczyć o jego wysokim statusie oraz pochodzeniu z wysoko położonej rodziny, ale też w momencie dokładnego przyjrzenia się można było dostrzec zwyczajne ciuchy, które zwykli nosić farmerzy idący właśnie na swoje pole, by też zająć się zbieraniem na nim plonów.
Ciszę, która nastała w pomieszczeniu przerwał nagły dźwięk upadku, którego źródłem był nie kto inny, aniżeli wcześniej wspomniany starzec, który odważył się na przeprowadzenie zaklęcia przyzwania. Momentalnie wokół niego zjawił się do tej pory stojący jedynie u boku i biernie przyglądający się temu wszystkiemu szereg zaufanych pokojówek, które były już w trakcie pomagania czarnoksiężnikowi, w międzyczasie składając mu na głowę zimne opatrunki, bo ten był cały rozpalony.
Wilbur jednak oraz dwójka stojących obok niego ludzi nie zwracała na nich uwagi, ponieważ całą ich osobę pochłonęła klęcząca przed nimi postać dorosłego mężczyzny, który jeśli miałby zgadywać był trochę starszy od niego. Nie wiedział jednak co też powinien czuć. Rozczarowanie? Już i tak od dawna ukrywaną rozpacz? Owszem, nie był przygotowany na to, iż to całe bagno, które jego ojciec miał zamiar przeprowadzić się powiedzie, ale też jeżeli tkliła się w tym wszystkim jakaś szansa na powodzenie tego, to liczył na to, że zjawi się przed nimi jakiś godny tego całego zamieszania bohater, a nie jakiś wieśniak! Matko, że też to właśnie dla nich los musiał być taki okrutny oraz na każdym kroku przyprawiać ich o jeszcze większą rezygnację!
Nikt już nie zwracał uwagi na mężczyznę, który pojawił się nagle na środku ich pokoju, a byli wręcz pogrążeni w chaosie, by pomóc biednemu starcowi, którego to stan z każdą kolejną minutą zaczynał się pogarszać. Z tego też powodu nikt, aniżeli wcześniej wspomniana bacznie go obserwująca trójka nie zauważył, iż nieznany przybysz po woli unosi swoją głowę, by rozejrzeć się w pomieszczeniu.
Praktycznie wszyscy przegapili jaką też żądzą mordu w tym momencie pałał ich przyzwaniec.
Jego oczy, jakby przez chwile obserwującym go osobą przez chwilę wydawały mu się być czerwone, by też po chwili zmienić barwę na inną, teraz już zdecydowanie bardziej łagodną, którą był odcień miłego dla oka przyjemnego, pudrowego różu. To, co jednak raz oczy zobaczyły, tego już nie odwidzą. Zapewne trzydziestolatek, w momencie mocnego przymrużenia swoich oczu podniósł swoją rękę, by po tym zobaczyć na nim coś, co zszokowało go swoim widokiem. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować, ten bez ostrzeżenia zaczął kasłać, co ponownie zwróciło uwagę innych na to, iż właśnie byli świadkiem czegoś do tej pory niemożliwego, a skutki ich czynu nadal były przed nimi.
Wtedy polała się krew.
Z ust mężczyzny wraz z każdym kolejnym kaszlnięciem zaczęło jej wypływać coraz więcej, a jego źrenice, które teraz były widoczne zdecydowanie się pomniejszyły. Czuć można było, jak od ich gościa emanuję strach tą zaistniałą sytuacją. Jedna z pokojówek zapragnęła do niego podejść, by mu też pomóc, jednak w chwili kiedy się poruszyła, została w jej stronę wymierzona motyka, która mimo iż znajdowała się parę dobrych metrów od jej osoby, i tak swoją ostrością sugerowała to, iż chłopak nie życzy sobie teraz by ktoś go dotykał.
- N-NIE PODCHODŹ! - Jego głos zmroził każdemu obecnemu krew w żyłach, która do pewnego momentu jeszcze buzowała z podniecenia, iż chociaż udało im się doświadczyć na własnych oczach tego co innym nawet się nie śniło. Sekwencja jednak, jeśli tak to też można było nazwać jego odkaszlnięć zaczęła się stopniowo coraz bardziej nasilać, a do tej pory krew, która była tylko na jego dłoni, po woli spływała po niej i spadała na podłogę zamazując tym samym ewentualną drogę powrotną na odesłanie go do jego domu.
Kiedy w końcu wydawałoby się, że ustał on w swoich czynach, a jego ręka wraz z drugą zawędrowała na ziemię, by podeprzeć jego ciało, ten momentalnie wypluł z siebie jeszcze większą ilość krwi, która zszokowała wszystkich go obserwujących. Wdech, wydech, wdech, wydech, teraz tylko te dźwięki były słyszalne pośród kilku bezdźwięcznych szeptów, by to też po nich przyzwany mężczyzna podniósł chwiejnie swoją głowę przed siebie, by wyraźnie po nim można było poznać iż zastygł w miejscu. Jego usta, choć z początku niepewnie, później już przybierając na sile zebrały się na jedno proste słowo, które usłyszeć mogły tylko trzy stojące najbliżej niego osoby, które nawet nie zorientowały się z tego faktu, iż nieświadomie zbliżyły się do pierwszy raz im widzianego na oczy mężczyzny.
- P-Phil? - Zapytał słabo, co sprawiło tylko natychmiastowe poszerzenie się źrenic króla, który to właśnie usłyszał, że ktoś kogo nawet nie znał wiedział jak ma na imię. Zanim ten jednak zdołał się zapytać o co też mu chodzi i czy oby na pewno się nie przesłyszał, jego własne oczy uchwyciły moment jak to prezentujący się przed nimi dorosły upada, nie zdając sobie sprawy z tego w jak wielkim stanie niewiedzy pozostawił on dwójkę synów i samego króla.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top