Przygoda w więzieniu [1/1]
Postacie: Dream, TechnoBlade
Uniwersum: Rzeczywistość
Wiek: 12+
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy
Opis: Kiedy TechnoBlade dowiedział się o tym, że do jego celi ma wkroczyć nowy zawodnik, który podobno nie był nikim innym aniżeli samym nieuchwytnym DR3AM'em, sytuacja zaczyna nabierać coraz to ciekawszego obrotu. Ponieważ co może się stać, kiedy do jednego pomieszczenia wpuścicie najprawdopodobniej jednych z dwóch najniebezpieczniejszych ludzi w całym świecie, przecież nic złego... Prawda?
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
゚゚・*:.。..。.:*゚:*:✼✿ ♡ ✿✼:*゚:.。..。.:*・゚゚
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
TechnoBlade nie należał do ludzi, którzy cieszyli się z byle powodu. W swoich latach młodości owszem, uzyskiwał miłość od swojej rodzicielki oraz ojca, jak każde dziecko, które było wychowane w normalnej rodzinie, jednak to nie było to, czego tak naprawdę pragnął. Nie mówimy tu jednak o miłości od drugiej osoby, ponieważ to nie o to tu chodziło. Jemu raczej bardziej zależało na, jak to niektórzy w jego sąsiedztwie zwykli mawiać, znalezieniu w swoim życiu odpowiedniego grama szaleństwa, by to nabrało różnorakich barw. Wyobraźcie sobie też ich zdziwienie, kiedy to dowiedzieli się, że ich kochany i praktycznie nigdy nie stwarzający nikomu kłopotów (No, może poza nielicznymi wyjątkami, jak każdy młody dorastający mężczyzna) chłopiec, wyrośnie na jednego z najbardziej poszukiwanych i ściganych przez cały kraj czarnych charakterów.
Tak, nie przesłyszeliście się drodzy państwo! On, mały praktycznie udający przez cały czas bezbronnego oraz ciekawego świata młodego człowieka, stał się kimś, przed kim drży praktycznie cały naród. Cóż takiego też zrobił nasz antagonista? Tak naprawdę, nic aż tak złego. Wbrew pozorom nie zabił nikogo bez powodu (Jak sam też o tym sądzi), ale i na ten temat są najróżniejsze teorie spiskowe, które rzekomo miałyby negować jego zamiary. Nie posunął się też on do takiego czegoś jak kradzież, ponieważ ten dobrze wiedział, że jego własny honor nie pozwoliłby mu na zabranie czegoś komuś bez pytanie nawet najmniejszej rzeczy. Co w takim razie musiał dokonać, by jego akcje doprowadziły go do miejsca, w którym teraz się znajduję? Cóż, odpowiedź niby prosta, ponieważ do jego pozycji, głównym czynnikiem, który spisał go na straty nie był ktokolwiek inny aniżeli same destrukcję, które dawały o sobie znać niemalże w każdym miejscu, w którym to się pojawił.
Ot właśnie wcześniej wspomniane słowa, niegdyś tak bardzo bliskich mu przyjaciół powiodły go do tego, kim dzisiaj był oraz kim się stał. Życie pełne swobody oraz różnorakich kolorów, które nieustannie poczęły się zmieniać było kuszące, ale jak niektórzy mówili, nie warte swojej ceny. Owszem, dawało ono satysfakcję, ale do tej pory ci, którzy zdecydowali się na pójście właśnie tą ścieżką, nie zaznawali swojego słodkiego smaku triumfu na długo.
Poczucie wyższości nad innymi było jak narkotyk.
Wystarczyło zmrużyć powieki dosłownie na chwilę, by zaraz później zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo dany człowiek potrafił zatracić się w temu słodkiemu zapachu rzekomo tej lepszej przyszłości, która to później okazywała się być niczym innym, aniżeli tylko marzeniami głupca. Jakież też musiało być zdziwienie wielu ludzi, którzy nawet nie znali osobiście Daniela*, kiedy mogli momentami z podziwem patrzeć na to, jak nawet na sekundę nie daję się poddać hipnotyzującemu wpływowi całej tej ochoty na urozmaicenie swojego własnego życia takimi wybrykami.
Nic jednak nie trwa wiecznie, a każdy w pewnym momencie, czy to bardziej łagodnie, czy też twardo, będzie musiał zejść na ziemię. U pewnego punktu, swojej podróży niszczenia wszystkiego naokoło oraz nawet notowania licznych aktów podpalenia (Na całe szczęście, oczywiście tylko pustych budynków!), czyichś własności, wrażenie nieuchwytność i przede wszystkim wolności, kiedyś musiało się wreszcie skończyć. Dnia trzynastego października, godzina około czwarta dwadzieścia trzy, Daniel "TechnoBlade" Watrott** został w końcu schwytany na próbie podłożenia bomby, przejęty przez policję i postawiony przed sądem z oskarżeniami, które jasno za siebie mówiły, że raczej na długo nie wyjdzie z więzienia.
Tak właśnie zaczęła być pisana jego własna historia, której to przecież on sam, a nie kto inny jest panem. Kiedy w końcu został wprowadzony na teren więzienia, w którym to pisane mu było spędzić dwadzieścia pięć lat, z zawieszeniem na trzy, niemalże nie mógł się doczekać momentu kiedy to już z niego wyjdzie, by wrócić do robienia tego co kocha, czyli siania destrukcji. Jego status społeczny w tym budynku, chyba był jednym z tych który został wybudowany najszybciej, jaki ktokolwiek widział. Porządek do szeregów innych skazanych w tym miejscu nie musiał być przekazywany siłą, chociaż niewiele też w kilku momentach tego brakowało, żeby też tak właśnie się stało. Lecz jednak na szczęście innych, nie doszło do jakiegokolwiek rodzaju bójki. Techno był niebezpiecznym człowiekiem, a najlepiej wiedzieli o tym ci, którzy podjęli z nim jakiekolwiek próby walki. Nie musieli długo czekać na to, żeby zaznać odczucia porażki oraz przerażenia, które się nich trzymało, od momentu kiedy tylko nawet ujrzeli coś podobnego do twarzy swojego przeciwnika.
A teraz proszę bardzo, jesteśmy gdzie jesteśmy oraz czekamy na to co może się stać. Właśnie takim oto przysposobieniem losu TechnoBlade dowiedział się, że po około kilku miesiącach "mieszkania" już w tym miejscu, dostanie pierwszy raz od bardzo dawna swojego nowego lokatora, który o dziwo, może nie być takim prostym przeciwnikiem do pokonania jak się spodziewał. Z początku sam nie wiedział kogo ma się spodziewać, inne miejskie płotki takie jak między innymi Skeppy nie stanowiły dla niego zagrożenia, a można nawet powiedzieć, że nie raz, czy też dwa udało mu się nawet nawiązać z nim współpracę. Jakież też musiało być jego zdziwienie, kiedy okazało się że jego towarzyszem w tym brudnym i zimnym miejscu, nie będzie ktokolwiek inny aniżeli sam DR3AM, o którym to podczas swojego pobytu dowiedział się znacznie więcej, aniżeli byłoby mu to potrzebne. Okazało się bowiem, że tytułowy DR3AM, bo tak też zaczął się podpisywać pod swoimi dziełami kiedy policje docierały na miejsca zbrodni, nie był nikim innym, aniżeli zwykłym złodziejaszkiem, wandalem, który dopuszczał się różnych skandalicznych uczynków, a co gorsza, płatnym zabójcą. W głowie się nie mieściło też Danielowi, że kiedyś przyjdzie mu też spotkać się z kimś, kto potrafi ubrudzić sobie ręce i nawet nie będzie się tego jakoś szczególnie z tym ukrywał, a wręcz przeciwnie, nawet podpisze się pod swoim arcydziełem, jak to pogłoski mówiły, że mówił tak na swoje ofiary. Zachowanie takie jak jego przyprawiało osobowość Daniela, nie tyle co o strach, ale też obrzydzenie, albo zwykłe zdegustowanie, które kierowanie było głównie w niechlujny sposób radzenia sobie z swoimi problemami naszego delikwenta. Zostawianie po sobie więcej śladów niż powinno nie było w stylu Techno, on zawsze starał się być niemalże nieuchwytny i pozostawiać po sobie tylko to, co chciał żeby było widziane.
Teraz jednak, nie miał za wiele do rozmowy w tym temacie. Gdyby były to pewnego rodzaju negocjacje, z jakimś gangiem, zapewne od razu bez chwili zawahania wziąłby sprawy w swoje ręce i inni nie mieliby tutaj za wiele do rozmów. Teraz jednak, jest w więzieniu, gdzie warunki jak się okazało, stawia tutaj policja. Nie żeby mu to przeszkadzało, przecież i tak nie będzie długo tutaj gościł, prędzej czy później uda mu się stąd wydostać, a wszyscy naokoło dobrze o tym wiedzą, że jego aktualny spokój jest na pewien sposób ciszą przed burzą, która tylko czeka na odpowiedni moment żeby się rozpętać. On natomiast tylko, siedzi teraz i czeka na moment, aż w końcu w skromne progi jego celi, wejdzie jak dotąd jeden z tak samo jak on najbardziej rozpoznawalnych ikon w podziemnym świecie.
---
- Masz nowego lokatora Techno, może tym razem na więcej niż na dwa dni. - Ach tak, jeden z klawiszy, który jako jedyny nie bał się w jakikolwiek tak zwanie "podskoczyć" do Daniela, a był nim tak dokładniej Wilbur, ale też dla niektórych swoich przyjaciół Will. Z początku TechnoBlade nie miał zamiaru w jakikolwiek sposób się z nim komunikować, czy nawiązywać głębszych relacji, ale po chwili przebywania w tym miejscu, spostrzegł, że oprócz niego, praktycznie nikt inny nawet nie chcę się zbliżać do niego, czy też kilku z gorszych tutaj więźniów.
Daniel wiele razy próbował mu powiedzieć, że przez swoją bezmyślność i takie sielankowe podejście do życia zginie z ręki ludzi, z którymi to tak bardzo pragnie nawiązać dobre kontakty, ale jego to za bardzo nie obchodziło. Dalej kierował się jakimiś swoimi wewnętrznymi zasadami, których raczej Techno nie miał zamiaru poznawać, mimo iż sam ich pasjonat, wiele razy mówił o tym, że to nie jest problemem dla niego zdradzić, czym tak naprawdę kieruję się w życiu.
- No! - Wykrzyknął znowu Wilbur, zwracając tym samym moją jak i osoby, która nagle pojawiła się przed nim całą uwagę. - Przywitajcie się panowie! - Zdejmując jego kajdanki z rąk, wepchnął go lekko do małego pomieszczenia, w którym teraz się znajdowaliśmy już we dwójkę, by w jednym momencie później zasunąć za sobą kratę oraz zakluczyć ją na kilka różnych sposobów. Poprawił jeszcze swoją czapkę tak, żeby ta była naciągnięta bardziej na jego brązowe włosy i trzymając ją jeszcze przez te kilka sekund, dodał krótko na koniec kilka słów od siebie zanim odszedł. - Mam nadzieję, że nie będę musiał przychodzić tutaj żeby was rozdzielić, czy też wsadzić do izolatki, zatem postarajcie się dojść do wspólnego porozumienia! - Mówiąc to, jeszcze spojrzał na nas przez kilka ułamków minut, uśmiechnął się w naszą stronę porozumiewawczo, aby później zostawić nas samych i zająć się najprawdopodobniej swoimi własnymi sprawami.
Zmierzył wzrokiem swojego współlokatora, z którym udało mu się wylądować w tym małym pomieszczeniu. Włosy w kolorze dość mocnego, brudnego blondu, zwykłe pomarańczowe ciuchy z numerem, które były wręczane każdemu z więźniów po przybyciu, no i przede wszystkim jego maska, która zawsze była przy nim obecna, nie ważne gdzie się ruszył. To aż dziwne, że mu jej nie zabrali, skoro policja i tak już zapewne zdążyła zrobić mu wszystkie zdjęcia, które były potrzebne im do katalogów, w razie jego ucieczki. Cóż, sam Daniel też posiadał jedną taką maskę, ale jego własność znacząco różniła się od tej, którą miał na sobie jego towarzysz. Podczas gdy jego, była zwykłą maską świni, z zaostrzonymi i dość dobrze uwypuklonymi detalami szczęki tak, by sprawiała wrażenie o wiele groźniejszej, aniżeli mogłoby się wydawać, tak okrycie twarzy DR3AM'a nie było niczym innym aniżeli samym zwykłym prostym czarnym uśmiechem, namalowanym jeszcze najprawdopodobniej jakąś tanią farbą na zwykłym prostym białym tle. Nie wiedział, czy też koniecznie chcę z nim zaczynać jakąkolwiek rozmowę. Nie był tutaj żeby się socjalizować jak już wcześniej wspominał, czy też robić wszelakie inne rzeczy tego typu. Z drugiej też strony, skoro wylądował w jednym pokoju z możliwe, że jak do tej pory jednym z równych mu zawodników oprócz jego przyjaciela Ph1lzY, może to jest właśnie ten dobry moment na to, by nawiązać jakieś stosunku, chociażby te dyplomatyczne na czas ich tutejszego pobytu.
- Widzę, że mówili prawdę o tym, że wielki TechnoBlade został w końcu złapany przez policję i wsadzony do pierdla. - Oh, a cóż to za buntowniczy zew? Czyżby Daniel wyczuwał w powietrzu chęć rywalizacji? Nie, przecież nie może być, nikt nie był mu równy, nie ważne jak bardzo się tego starał dokonać... Chociaż może?
- Oh, w takim razie co tutaj robi też ten wielki DR3AM, o którym też tak wiele słyszałem, że ucieka z miejsca zbrodni szybciej, aniżeli została ona popełniona? - Żeby pokazać swój efekt wielkości, specjalnie zeskoczyłem z jak do tej pory okupowanego przeze mnie górnego, łózka, by stanąć twarzą w twarz z moim gościem. Niestety, nie dało mi to jednak za wiele, gdyż okazało się, że mężczyzna przebywający ze mną w moich skromnych progach, był niemalże tego samego wzrostu co ja (Co było też dość szczerze dość nieoczekiwanym, gdyż ja sam zdołałem osiągnąć nawet ponad lekko metr osiemdziesiąt siedem centymetrów!), a głównie właśnie to był jeden z głównych czynników, który sprawił, że mój gość nie był w stanie wywnioskować, z kim właśnie udaje mu się zmierzyć.
Chłopak, który też jak udało mi się wywnioskować mógł być niewiele młodszy ode mnie, albo nawet w moim wieku, skrzyżował tylko swoje ręce, a jego twarz na ponów przybrała dość wyzywający oraz cwaniakowaty uśmieszek, który tylko zachęcał mnie bardziej do podjęcia wyzwania, które mi rzucał. Muszę jednak przyznać, że nie często zdarzało się coś takiego, że jakaś osoba była w stanie sprawić, bym to pochłonął się z nią w wir jakiegokolwiek rodzaju walki, która w tak krótkim czasie poruszyła we mnie nawet moje najmniejsze gruczoły odpowiadające za wytwarzanie adrenaliny. Ekscytacja przepływała po woli przez moje żyły, które tylko czekały na to aż w końcu, jak to zwykle odniosę zwycięstwo, w ten czy inny sposób. Czułem się na powrót jakbym był na jakiegoś rodzaju polu walki, lecz tym razem nie związanego z walką na broń, ale też słowa. Trudno wyjaśnić te emocje, które najwyraźniej przez ten czas były we mnie jak do tej pory uśpione, ale też w jakiś dziwny i specjalny tylko dla mnie sposób, cieszyło mnie też zaznanie tego uczucia. Starałem się najbardziej jak było mi to tylko dane, by ukryć na mojej twarzy oraz w oczach wszelakie znaki moich uczuć, co jak do tej pory wychodziło mi bezbłednie, zatem teraz też raczej nie miałem z tym problemu. Problem jednak była wspomniana wcześniej już kilka razy maska. Dopiero teraz zorientowałem się jak bardzo potrafiła wyprowadzić ona stojącą na wprost osobę z równowagi oraz wzbudzić w drugim człowieku nawet przez chwilę chęć wyzwolenia swojej woli. Dla przeciwnika DR3AM'A, nie było to w najmniejszym stopniu mądrym posunięciem, gdyż z tego co zdołałem o nim usłyszeć, wystarczyła nawet sekunda stracenia gruntu pod nogami, by też był on skory do ataku oraz tym samym momentalnego wygrania pojedynku (Jeśli można to tak nazwać).
Oblizałem lekko tylko koniuszkiem języka swoje usta, które zdążyły się zeschnąć i pozwoliłem swoim mięśniom bardziej się naprężyć, by przygotować się do ewentualnej walki, która miałaby nastąpić w razie zbyt gwałtownego wzrośnięcia napięcia. Odczekałem dosłownię parę chwil, by jeszcze raz na szybko przeanalizować i odpowiednio dostosować swój wybór słów do mojego rozmówcy, by tylko jednocześnie czekać na moment, aż zacznie swoją wypowiedź.
- Wiesz, wbrew pozorom to właśnie ja z naszej dwójki znalazłem się w tym piekarniku poźniej, więc uważam, że to właśnie mi tutaj należy się punkt za wygraną. - Oh, tak. Właśnie na taki nagły zwrot oraz obrót akcji czekałem. Nie powiem, miłą odmianą było w końcu móc porozmawiać z kimś, kto jest można powiedzieć zaledwie kilka szczebli niżej ode mnie na tej drabinie hierarchi, która panuje w tym mrocznym, podziemnym świecie. Analizując po kolei każde jego zdanie, starałem się doszukać nawet tych najdrobniejszych kruczków, które pozwoliłyby mi odwrócić sytuację na swoją korzyść. Zważałem na to, że osoba stojąca przede mną zna swoją własną wartość oraz jest w stanie być tak jak ja, kilka kroków przed swoim oponentem. Mimo wszystko, to ja tutaj byłem tym, który rozdaje karty, a rozgrywana przez nas gra będzie się odgrywać na moich zasadach.
- Naprawdę? - Zapytałem unosząc lekko swoją głowę oraz obrócić swoje własne oczy tak, jakby to patrzyły na niego właśnie z góry mimo naszego podobnego wzrostu. - Cóż, pragnę ci jednak przypomnieć DR3AM, że to ja z naszje dwójki jestem dłużej na tym rynku. - Składając swoje ręce na delikatny znak krzyża za siebie, wyprostowałem się najbardziej jak tylko było mi to dane oraz kontynuowałem swoją wypowiedź. - Nie wpominając jeszcze o tym, że to ja jestem na jednym z pierwszych miejsc w podziemiu, co daje mi ewidentną przewagę nad twoją osobą, zatem uważaj z kim zadzierasz.
Czułem to. Czułem jak tak bardzo pożądane przeze mnie napięcie zaczyna narastać, co przyprawiało mnie w mój wręcz wyczekiwany stan radości oraz ekstazy, który przynosiła zo sobą coraz to więcej odczucia wyższości oraz tego, że to właśnie ja pociągam tutaj za sznurki. Moje serce biło coraz szybciej, a było to czymś, co próbowałem wyciągnąć z praktycznie wszystkich moich pojedynków, które jak do tej pory zdążyłem rozstrzygnąć. Nagle jednak proszę! Nie wystarczyło nawet dziesięć minut przebywania z tytułowo sławnym ,,Najszybszym'' oraz tak samo jak ja najskuteczniejszym graczem, bym poczuł coś, co było nawet głównym powodem, dla którego to też zostałem tym kim dziś jestem.
- Cóż, może i tak, ale to właśnie dlatego, że to TY jesteś tu lepszy, nie sądzisz, że powinieneś mimo swojego wieloletniego doświadczenia znaleźć się w więzeniu nieco później ode mnie? - O cholera. Przemyślałem i poddałem analizie wtórnej wszystko to co wydobyło się przed chwilą z moich oraz jego ust i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że jego argumantacja nie była jednak taka prymitywna jakiej się po nim spodziewałem. Nie sądziłem, że będzie na takim poziomie manipulacji językiem i to w dodatku jednak możliwe, że takim samym co mój. Czy to czego właśnie przed sekundą doświadczyłem było moją pierwszą przegraną walką? Czy właśnie w tym momencie poniosłem sromotną klęskę na tym polu walki?
Nie w tym życiu.
- Prawda, owszem jestem lepszy, ale to właśnie to czyni mnie zwycięzcą w tym pojedynku. - Przyglądałem się swojemu przeciwnikowi i nawet mimo okrycia twarzy, które nosił byłem w stanie dostrzec jego zmieszanie oraz chwilową dezorientację, którą udało mi się wyczytać z jego ust.
Mam cię.
- Pardon? - W jego głosie można było znaleźć jakże zachęcającą do dalszej dyskusji nutkę niepewności i oh Boże. Kochałem jej poczucie. Poprawiłem swoją koronę, która w przeciwieństwie do mojej maski była nieodłączną częścią mojej stałej garderoby i tym razem to ode mnie można było dostrzec emanujące wrogie nastawienie.
- Dobrze mówiłeś, to właśnie ja jestem lepszy z naszej zebranej dwójki. W takim razie też, skąd wiesz, że nie mam może jakiegoś planu, by stąd uciec? - Robiąc krok w przód, zmniejszyłem dzielącą nas odległość, a wraz z zrobieniem tego, zasłoniłem nasze jedynie źródło światła, które teraz przyczyniło się do tego, iż moja persona stawiała mnie jako niczym dzikie zwierzę, które tylko czekało na to, aż jego upatrzona ofiara wyda z siebie swoje ostatnie tchnienie, by później móc ją zabić z jak największą ilością siły, jaką tylko miała. - A co jeśli to też specjalnie dałem się złapać? Może też to było przeze mnie wybrane miejsce na to, by dokonać kolejnej z jednych moich słynnych masakr? - Kątem oka zdołałem dostrzec jak mój rozmówca z każdą chwilą zaczyna coraz bardziej odsuwać jedną z swoich nóg w tył, by tylko jak ja wiedziałem spotkać się niedługo z przykrym końcem, który sprawi, że, oh jakże wielki DR3AM, zda sobie w końcu sprawę z tego, iż natrafił na kogoś bardziej niebezpiecznego, aniżeli myślał. - Może być też tak, że to właśnie ja specjalnie ciebie wydałem, oraz dałem zaciągnąć w to miejsce, by też sprostać się w końcu z tobą i udowodnić kto też króluje z naszej dwójki?
Wraz z wypowiedzeniem przeze mnie mojego ostatniego słowa, można było bez problemu zobaczyć nas w pozycji, której za pewnie nie jeden uznałby za niestosowną. Była ona powiem dość nietypowa i niespotykana, a to ze względu na to, iż patrzyłem z góry na drugiego mężczyznę znajdującego się ze mną w pomieszczeniu, swoje ręce trzymając z tyłu za sobą, a on sam był przyparty do ściany, kiedy to jego własne dłonie kluczowo jakby podpierały się tak, by tylko w żaden sposób nie stracić równowagi. Nie zwracałem jednak na to najmniejszej uwagi i już w pełni dałem się ponieść swoim instynktom predatora, które udało się mu ze mnie wyłonić, za co też szczerze mogłem mu niezmiernie podziękować.
- Eth-- - Jego słowa utknęły w jego własnym gardle, ale ku mojemu zdziwieniu też, w końcu zdołały mimo mojego ewidentnego wykazania większej wartości niż on, zebrać się na stwierdzenie paru krótkich zdań. - Gdybyś spec-specjalnie się dał złapać, zapewne już dawno temu byś stąd uciekł. - Mojej uwadze nie umknęło oczywiście to, iż zdołał się zająknąć, jednak trzeba przyznać, miał tutaj rację.
Zmierzyłem go z skamieniałym wyrazem twarzy od stóp do głów jeszcze raz, by natrafić na jego coraz to bardziej z każdą sekundą pewniejszy wyraz twarzy. Nie wystarczyło mi długo, bym też doszedł do pewnych wniosków, które jak byłem tego pewny nie okażą się później podjętą przeze mnie źle decyzją i wraz z ich szybkim wtórnym podsumowaniem, odsunąłem się zaledwie pół kroku od ciemnego blondyna, tak by ten miał chociaż trochę swobody.
- Jak się nazywasz? - Powiedziałem, nie zmieniając jednak nawet milimetra swojej aktualnej postury i czekałem na to, aż usłyszę z jego ust odpowiedź.
- D-DR3AM, przecież do-
- Nie pytam o twój pseudonim głupcze, chodzi mi o prawdziwe imię.
Nastała chwila ciszy, której szczerze mówiąc się spodziewałem. Podanie swojego imienia na czarnym rynku oraz w podziemiu wiązało się z bardzo wielkim podjęciem ryzyka, które mogło przykrócić daną osobę o nawet jej własne życie. Niepisana zasada tych katakumb, którą każdy znał, lecz o niej nie mówił brzmiała wręcz niczym pewnego rodzaju horrorowe powiedzonko jednej z głównych postaci, która później najprawdopodobniej okazuję się być od samego początku zdrajcą. Wiedziałem, że jeśli on zdecyduję się na powiedzenie mi swoich prawdziwych danych, sam będę musiał podjąć ryzyko tego, iż ja też będę musiał się z nim podzielić swoimi własnymi. Było to jednak coś, co byłem w stanie zrobić, ponieważ wierzyłem, że obydwaj będziemy w przyszłości mieć pewnego rodzaju korzyści z tych jakże drobnych informacji.
- Chris***. - Odpowiedział niemalże nieusłyszalnie, ale jednak mimo tego, moje uszy były w stanie wyłapać dane słowo.
Usmiechnąłem się tylko na samą myśl tego, co za chwilę się wydarzy i wyciągając swoją rękę przed siebie, a drugą trzymając z tyłu powiedziałem.
- Daniel mój drogi, a ja czuję, że będzie mi się z tobą przyjemnie robić interesy.
Zwrócił swój wzrok, ukryty pod osłoną jego białej maski w stronę mojej ręki i nie musiałem też tym razem długo czekać na reakcję z jego strony, by poczuć nieco lżejszy ucisk jego dłoni na mojej. W tym momencie nasz nikomu nieznany układ miał się rozpocząć, a nasza współpraca, dopiero zacząć.
***
Daniel* - Tak, zdaję sobie z tego sprawę, że prawdziwe imię Techno to Dave, jednak pragnę zwrócić uwagę na to, iż nie piszę o prawdziwych ludziach, a o postaciach wykreowanych przez te osoby. W związku z tym, nie będę się już więcej posługiwać ich prawdziwymi imionami, a tymi, które im nadam. Zazwyczaj będą one po prostu w pewnym momencie użyte w tekście, co będzie napisane w taki sposób, że od razu rozpoznacie o kogo chodzi.
Watrott** - Wymyślone nazwisko, nie mam pojęcia jakie jest prawdziwe.
Chris*** - Wymyślone imię Dream'a, sytuacja taka sama jak u TechnoBlade'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top