Apokalipsa [1/2]
Postacie: George, Dream, SapNap
Uniwersum: Apocalypse AU
Wiek: 16+
Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy
Świat: Coś na wzór Minecraft Story Mode, jednak trochę pozmieniany
Opis: Każdy żył swoim własnym życiem, coś takiego jak Minecraft w tym świecie nie istniało, komputery jak i wszystko inne co obecne współcześnie owszem, jednak nie ta gra. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd zaczęły na świecie pojawiać się różnego rodzaju potwory, które w ułamku sekundy rozsiały spustoszenie gdziekolwiek się pojawiły. Moi drodzy, rozpoczęła się apokalipsa, a ten kto będzie najsilniejszy ją przetrwa.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
゚゚・*:.。..。.:*゚:*:✼✿ ♡ ✿✼:*゚:.。..。.:*・゚゚
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━
- Idź, idź, idź, idź, IDŹ!
- IDĘ, DOBRZE?! - Wypowiadając te słowa, na moje nieszczęście lekko się zagapiłem, przez co nie zauważyłem przed sobą pewnego zombie, który tylko szedł po woli w moją stronę, czekając na szansę by mnie dorwać w swój uścisk.
- SnapNap, uważaj! - Właśnie w tym momencie odwróciłem się, by zauważyć jak jestem zaledwie nawet nie dziesięć centymetrów od tego potwora, którego oddech niemalże mogłem poczuć na swojej skórze.
- Kurwa! - Krzyknąłem w ostatniej chwili, gdy wyciągnąłem z swojej pochwy na plecach swój żelazny miecz, by wbić jego ostrze prosto w serce swojego przeciwnika. Ten tylko na mój gest starał się przez krótką chwilę złapać się za miejsce, w którym nadal tkwiła moja broń, aby w momencie mojego wyciągnięcia jej z niego, upadł bezwładnie na ziemię. Wypuściłem powietrze w moich płucach chwiejnym oddechem, by zobaczyć z tyłu za siebie, jak radzą sobie moi przyjaciele.
George w swoich okularach próbował ile tylko sił mu było w rękach, by odeprzeć jakiegoś rodzaju atak pobliskiego mu zombie, kiedy Dream w tym samym czasie walczył z szkieletami odpierając ataki tarczą, na przemian lekko zbliżając się się do swoich przeciwników. Usłyszałem też w pewnym momencie jak coś za mną się skrada, by w błyskawicznym tempie się odwrócić i dostrzec pająka, który był już w trakcie wyskoku na moją osobę.
Ściskając jeszcze bardziej niż poprzednio swoją broń w dłoni, pchnąłem ją całą swoją siłą przed siebie od góry, by później z powodzeniem udało mi się przeciąć swojego napastnika wpół. Odwracając się jeszcze raz, dosłownie kątem oka dostrzegłem coś, czego wolałem raczej w tej chwili nie widzieć, a co na nasze szczęście było jeszcze dość daleko.
Niestety takiego szczęścia nie miał Dream.
- DREAM, UWAŻAJ! - Krzyknąłem na całe swoje gardło ostatkiem sił jakie były w moich płucach, by ten po uporaniu się z szkieletami odwrócił się za siebie i ujrzał tego zasranego zielonego potwora, który już był w trakcie samozniszczenia.
- Dream, padnij!! - Głos George odbił nam się obydwu w uszach, by raptem parę sekund później mogliśmy zauważyć jak nasz kumpel wyciąga strzałę z swojego kołczanu, by naciągnąć ją w kilka chwil na swój łuk i strzelić z sukcesem w zbliżającego się coraz bardziej do nas potwora. W miejscu gdzie był, pojawiło się trochę prochu, który bez wachania karmelowo włosy jednym ruchem dłoni zebrał do swojego podręcznego worka. Kiedy jednak zauważyłem, że nasz kolega nie przyszedł tu sam i miał ze sobą swoich kolegów, mogłem to niemalże poczuć jak moje źrenice się momentalnie zawężają.
- Chłopaki, wiejemy stąd! - Oni tylko bez słów sami spojrzeli w punkt, gdzie tkwił mój wzrok i zgodnym chórem zaczęliśmy biec ponownie przed siebie, w nadziei, że i tym razem uda nam się przechytrzyć śmierć.
---
Przesunąłem tylko na powrót lekko swój własny miecz, by zaraz po tym zdjąć z swoich pleców plecak i położyć go zaraz obok mnie, niemalże go tym samym rzucając. Dream w tym samym czasie był na zewnątrz, jak na ten moment zamieszkałej przez naszą trójkę jaskini w poszukiwaniu jakiegoś drewna i przy dobrych wiatrach jak mu się uda zapewne prowiantu. Na to drugie jednak, nie liczyłem aż tak bardzo, niemalże wszystkie zwierzęta które pozostały albo się gdzieś ukrywały, albo tylko nieliczne przetrwały i zdołały wychodzić za dnia, by się posilić. Potwory jednak nie szczędziły nawet nich, jeśli nie mogły w pobliżu znaleźć jakiegokolwiek człowieka, albo innego źródła pożywienia, atakowały nawet zwierzęta, praktycznie nic z nich nie pozostawiając. Zdążył się nawet czasami takie sprzyjania losu, że w akcie panicznego zapotrzebowania na żywność, a w przypadku zombie na białka, potrafiły zaatakować jednego z swoich, by później wszcząć pewnego rodzaju wojenkę w grupie, której się trzymały.
W pewnym momencie najstarszy z naszego małego jak na ten moment, grona przyjaciół, dołożył do widniejącego przed nami ogniska kawałek drewna, by ciepło które emitowało jeszcze trwało. Spojrzeliśmy na siebie w pewnym momencie, by tylko po chwili odwrócić nasz wzrok.
Szczerze, to nie było tak, że nie dogadywałem się z George'm, jednak to nie było też tak, że byliśmy w tym momencie na najlepszych stosunkach. Zanim to całe fiasko z tymi potworami wybuchło zdążyliśmy może nie poważnie się pokłócić, ale nieźle posprzeczać, co teraz zostawiało po sobie dość niezręczną pustkę w miejsce jakichkolwiek naszych rozmów.
Spuszczając swoją głowę, złapałem się moją dłonią za miejsce gdzie był mój kark i lekko westchnąłem. Teraz albo nigdy SapNap, postaraj się, powiedziałem sobie w głębi duchu i już byłem w połowie układania sobie w myślach swojego własnego monologu, którym mieliśmy zacząć rozmowę.
- Hej. - Kurwa. To, to nie miało tak wyglądać. Kiedy ją w głębi karciłem się za to, że nawet normalnej rozmowy z swoim znajomym nie umiem nawiązać, nie zdążyłem zauważyć, jak ten z dala od mojego wzroku patrzy się prosto na mnie, przy czym lekko się uśmiechając. Jego uśmiech owszem, może i był słabo widoczny, lecz na szczęście jak później dosłownie przez kilka sekund udało mi się dojrzeć szczery.
- Hej. - Odpowiedział nagle, tym samym zwracając na powrót całą moją uwagę na niego. Tkwiłem swoje spojrzenie w jego oczach, nim zdążyłem tylko nieusłyszalnie parsknąć pod nosem ze śmiechu.
Z początku żaden z nas nie wiedział co się dzieje, jednak później po prostu daliśmy ponieść się emocjom i obydwaj cicho cichotaliśmy pod nosem.
- Jak tam? - Zapytałem wraz z momentem kiedy udało mi się chociaż nawet minimalnie uspokoić.
- Chyba dobrze. - Mówiąc to, skupił się na tańczących przed nami płomieniach, które z każdą kolejną chwilą dodawały nam nie tylko wcześniej wspomnianego wrażenia ciepła, ale też poczucia bezpieczeństwa.
Przystosowałem na trochę i przypomniałem sobie wszystko to, co zdołało się wydarzyć w minionych tygodniach. Najpierw ogłoszenie jakiegoś wybuchu, w jakim kraju niestety już nie pamiętam, wcześniej nie zwracałem na takie szczegóły uwagi, czego szczerze teraz żałuję. Po tym doszło kilka dni totalnej ciszy, zupełnie nic ze strony mediów nie było słychać, zupełnie tak jakby rząd po prostu uciszył tego kto pozwolił na wyciek tej informacji, aby raptem dwa dni później rozpoczął się prawdziwy koszmar. Nagle pojawiający się znikąd pożar pochłonął praktycznie wszystko, a kiedy ktoś próbował w niego wejść, by chociażby ocalić jakiegoś członka swojej rodziny, sprostał się z szokującym widokiem. Podobno pośród toksycznego dymu oraz zawalonych budowli można było natrafić na najróżniejszego rodzaju potwory, które tylko czekały na to, by skrócić twój marny żywot.
Wszystko stało się tak nagle, nikt nie był na to w zupełności gotowy, zwłaszcza ci, którzy chcieli żyć po prostu swoim własnym, spokojnym życiem... Teraz nie ważne gdzie się ruszysz, zniszczenie oraz te najróżniejszego rodzaju potwory są wszędzie, istnieją nawet przypuszczenia, że nie wszystkie zostały odkryte i tylko czekają na to, aż ktoś je w końcu odnajdzie, w najmroczniejszych zakamarkach tego świata.
- Sap?
- Huh? - W jednym momencie podniosłem swoją głowę, tak by ta była na wprost tej mojego przyjaciela. Teraz jednak, jego mimika wyrazu nie była taka promienna, jak to było jej w zwyczaju bywać w dawnych czasach.
- Wszystko okej? - Na jego słowa nagle poczułem jakby opuściły mnie moje wszystkie siły, które dotychczas udało mi się w sobie zebrać.
Moje ciało przeszył w jednym momencie zimny dreszcz, po którym to nastąpiła chwila niepewności oraz zrezygnowania. Teraz jak się nad tym poważnie zastanowić, czy z moją rodziną wszystko w porządku? Czy mam jeszcze do kogo wracać? Nie wiem. Cholera, nie wiem, a to dalsze życie w niepewności sprawiało, że coraz bardziej jedną stopą zbliżałem się do tej cienkiej granicy nie wartej przekroczenia zwaną bezsilnością. Czy kiedyś przeszło mi przez myśl żeby dać się bez walki tak po prostu zabić tym wszystkim bestią, które tylko na to liczą na zewnątrz? Nie, nie jestem aż takim głupcem. Nawet przez chwilę przez głowę nie przebiegła mi taka myśl, jednak w momencie kiedy się w końcu dowiem czy wszyscy moi bliscy nie żyją, nie mam bladego pojęcia, czy nadal będę w stanie się temu opierać.
- SapNap? - Poczułem jak jego ręka bez żadnego ostrzeżenia chwyta mnie mocno za moje ramię, tym samym zmuszając mnie do wyrwania się z moich przemyśleń i własnego labiryntu.
- Hej, hej, spójrz na mnie. - Zrobiłem tak jak mi kazał i niemalże natychmiast spotkałem się z jego błękitnymi oczami, w których to mogłem dostrzec swoje własne odbicie. - Wszystko będzie dobrze, wyjdziemy z tego cało. - Nawet nie dając mi czasu na reakcję, by pod wpływem swoich własnych i jak zapewne też moich emocji, poczułem jak ten mocno mnie przytula.
Z początku nawet nie wiedziałem co się dzieje, w końcu niecodziennie okazujemy sobie jakiekolwiek czułości, ewentualnie tylko w formie żartów, nigdy nic nie było brane przez nas na poważnie. Lecz teraz... Teraz to był ten moment, kiedy najwyraźniej każdy z nas w odpowiednim dla niego momencie potrzebował tych kilku prostych słów, skierowanych w jego stronę: ,,Będzie dobrze", by dać upust swoim emocjom. Nie poczułem nawet kiedy, a po moich policzkach zaczęły się mozolnie spływać słone łzy, które bez żadnych skrupułów po prostu płynęły, a każda z nich w robiła to w swoim własnym tempie.
- Wiesz... - Zacząłem najpierw cicho, lecz później już nabrałem większej pewności siebie i bardziej podniosłem swój głos. - Jesteś fatalny w pocieszeniach. - Mówiąc to, odepchnąłem go od siebie i tylko obserwowałem to, jak jego twarz zmienia się w dość śmieszny dla mnie, jak to z Dream'em miewaliśmy to nazwać, kaprys udawanego zdradzenia (Jak można wywnioskować dość często George musiał go używać, żebyśmy nadali mu aż nazwę).
- No wiesz, ty co! - Wraz z wypowiedzeniem tych słów złapał się za miejsce, gdzie jest jego serce i skierował swój wzrok w górę, tym samym dodając swojej pozycji bardziej dramatycznego napędu sytuacji. - To ja tu się staram, aby cię pocieszyć, w ty mnie odrzucasz?! - Odsunął się ode mnie na te kilka metrów i nasunął na oczy swoje białe, przeciwsłoneczne okulary. - A ja cię miałem za przyjaciela, to koniec z nami SapNap! - Wypowiadając ostatnie zdanie, nie na długą chwilę udało mu się zachować powagę, ponieważ dosłownie w jednym momencie wybuchnęliśmy już naprawdę pożądanym śmiechem, który zapewne obudził by niejednego, a może nawet jakąś pobliską wioskę, gdyby taka w pobliżu była.
Gdy już trochę się uspokoiliśmy, a nasze emocje i tak nas nie opuściły i pozostawiły po sobie dla nas dość przyjemne rodzinne ciepło, zebrałem się w sobie, by powiedzieć coś, co zapewne już dawno powinienem mu powiedzieć.
- Dzięki, że jesteś George. - Nawet nie podnosząc wzroku, by zobaczyć jego reakcję, po prostu nadal wpatrywałem się w wejście od jaskini oraz widok granatowego, ciemnego nieba, na którym widniało mnóstwo konstelacji.
- Dzięki, że jesteś SapNap. - Słysząc te słowa, poczułem jak wewnątrz mnie, coś się momentalnie ściska, by w później zacząć się uwalniać i dać mi do zrozumienia, że nie jestem jednak na tym świecie sam, bo mam moich przyjaciół.
Trwając razem i będąc przy sobie te dobre pół godziny, która szczerze minęła zdecydowanie za szybko, w pewnym momencie usłyszeliśmy pewnego rodzaju kroki. Nie czekając za bardzo na to, co zrobi każdy z nas, chwyciliśmy bez chwili zawahania najbliższą broń jaka tylko zdołała być nam najbliżej pod ręką, co w moim przypadku okazało się być moim miotaczem płomieni, a u mojego kumpla jego nieodłącznym łukiem.
Kroki zaczęły być coraz to głośniejsze, a powietrze wokół nas wraz z ich zbliżaniem się coraz gęstsze. W tej chwili, nawet po naszych kilku minutach ciszy, byliśmy gotowi na wszystko, nawet z brutalnością zaatakować to, cokolwiek na nas wyskoczy bez ostrzeżenia.
To coś zbliżało, się. Nasza wyobraźnia nas już całkowicie zdołała ponieść, a w naszych umysłach od początku zaczął się malować portret pewnej wysokiej, ponad trzymetrowej postaci, która tylko czeka na to, aż nasza czujność opadnie, by nas zgładzić.
Była już blisko, a za sobą niosła coraz potężniejszy zapach krwi oraz jakby jakiejś mieszanki metali, która drażniła nasze nosy z każdą chwilą.
Już tutaj jest, czeka, wychyla się zza rogu, by ukazać swoje oblicze, którym jest--
- Dream!! - Krzyknąłem z George'm razem, gdy tylko z odmętów ciemności wyłonił się nie kto inny, aniżeli nasz przyjaciel, który praktycznie nigdy nie zdejmował swojej białej maski, na której namalowany był jakimś czarnym przedmiotem dość szeroki uśmiech.
- Ho Ho, wystraszyliście się mnie? - Zapytał nas żartobliwie, tym samym uwalniając z siebie swój charakterystyczny odgłos jakby się dusił, który szczerze z początku naszej znajomości z nim nas porządnie zaniepokoił. Później dopiero dowiedzieliśmy się, że to po prostu jego własny, odmienny sposób na uwalnianie swoich emocji, więc po prostu zostawiliśmy to tak jak jest, nie ruszając tego tematu za bardzo.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - Odpowiedział na tą całą sytuację mój kompan, z którym przesiedziałem większość dzisiejszego wieczoru, czy też nocy.
- Dobra, spokojnie, najważniejsze jest to, że Dream wrócił, prawda? - Już nawet nie wiem, czy próbowałem uspokoić samego siebie, czy też jednego z moich przyjaciół. Powiedzmy po prostu, że na chwilę straciłem wszelaką kontrolę nad swoimi własnymi siłami, myślami oraz panowanie nad tym co robię, a mój mózg pragnął dojść do tylko jednej, prostej rzeczy na ten moment: spokoju.
Kiedy usłyszałem zaraz obok mnie coś, co bardzo brzmiało jak zaczerpnięcie głębokiego wdechu, a później wypuszczenie go, na moją twarz wkradł się mały uśmiech. Nie był on za bardzo widoczny, ale to dobrze, powiedzmy, że chociaż przez chwilę zapragnąłem zatrzymać czas oraz zacząć cieszyć się chwilą, spędzoną razem z moimi przyjaciółmi.
- Dobra, dobra, siadajcie, mam dla was coś, co może wam się spodobać. - Z naszych przemyśleń (Moich i własnych George'a) wyrwał nas dźwięk głosu Dream'a, który na dany moment wraz z wypowiedzeniem tych słów w dość tajemniczy sposób trzymał swoję ręce w kieszeniach od kurtki.
Wraz z momentem kiedy usiedliśmy, no i przede wszystkim odłożyliśmy na bok swoje bronie, sprostaliśmy się z widokiem tego, iż najwyższy z całej naszej trójki siada w wolnym miejscu na wprost ognia, tak, że po jego lewej stronie znajduję się ja, po prawej George, a on sam do wejścia od groty jest odwrócony plecami.
- Panie i panowie... - Powiedział to trochę spowolnionym tempem, by jak się domyślić wywołać u naszej dwójki poczucie tego, że mamy się spodziewać od niego czego dużego, albo nawet jakiejś ciekawej i interesującej rzeczy. Kiedy sięgał do wcześniej już wspomnianych kieszeni, teraz po woli zaczął z nich coś wyciągać. Na początku, nie mogliśmy się dopatrzeć, co też tam on mógł mieć, lecz kiedy ujrzeliśmy pewnego rodzaju pobłysk, który generuję dany przedmiot, nie mogliśmy uwierzyć w to, co możemy za chwilę zobaczyć.
- Czy to jest...? - Słychać było w głosie błękitnookiego, że jemu samemu jakby nagle zaczyna brakować tchu, ponieważ nie może uwierzyć własnym oczom, że to mogłoby być to, o czym nasza dwójka myśli.
- A-a-ah! Dokładnie moi drodzy, oto przed wami...! - Czuliśmy jak po naszych plecach po woli pojawia się i przechodzi zimny dreszcz. Nie wiedzieliśmy już kompletnie czego mamy się spodziewać, ale byliśmy w tym momencie pewni, że cokolwiek by to było, nie zawiedziemy się. - Ta-daaa!
Chwila ciszy, która nastała przyprawiła nas o jeszcze większe dreszcze, aniżeli dalibyśmy je po sobie poznać, a to wszystko tylko dlatego, ponieważ przed nami mogliśmy ujrzeć książkę. Nie była ona jednak byle jaka, a zaklęta. Podobno na świecie było takich kilka, a każda z nich posiadała niesamowite i unikalne zdolności, które jeśli dobrze się je wykorzystało mogły wspomóc daną osobę jeszcze bardziej, aniżeli już jest.
- Nie wierzę... - Odetchnąłem tylko lekko, nadal nie mogąc oderwać wzroku od tego cudeńka. To niesamowite, jedna z takich ksiąg jest warta na rynku fortunę, a my właśnie tak po prostu trzymamy ją teraz sobie w dłoniach i pokazujemy ją sobie na wzajem.
- Niesamowite. - Dodał krótko George, by później wysunąć jedną z swoich dłoni do przodu oraz dać oznakę Dream'owi, czy mógłby dostać szansę na dotknięcie jej.
Ten natomiast z kolei, łapiąc się za swój własny podbródek i pochylając do przodu swoją głowę, sprawiał wrażenie jakby musiał poważnie się nad tym zastanowić, jednak tym samym trudno nam było z jego twarzy cokolwiek odczytać, a to wszystko wina już wcześniej wspomnianej noszonej przez niego maski, która zasłania mu praktycznie całą twarz. W pewnym momencie jednak, zanim zdążyliśmy się w ogóle obejrzeć, ten niemalże od razu znalazł się obok George'a oraz był gotowy na to, by razem z nim obejrzeć zawartość tej księgi. Zanim jednak to zrobił, skierował się w moją stronę i poklepał miejsce, które było obok niego. Nie musiał długo czekać na moją reakcję, ponieważ natychmiast zrobiłem to, czego ode mnie oczekiwał, by tylko szybciej dowiedzieć się co też może być ukryte w tej książce.
- No, otwieraj! - Popędził naszego kumpla, nazywany przez nas czasami żartobliwie okularnik, który jak można było zauważyć, tak samo mocno jak ja nie mógł się doczekać, by odkryć, co jest w środku.
- Już, już, spokojnie! - Kiedy Dream wypowiadał te słowa, dokładał wszelkich starań, by ukryć jakoś swoją własną ekscytację w swoim głosie oraz śmiech, ale na nasze szczęście nie wychodziło mu to za dobrze, dzięki czemu w końcu mogliśmy się też dowiedzieć co on sam czuję w stosunku do zaistniałej sytuacji. - Liczymy do trzech i otwieramy, raz! - Skiwnęliśmy razem z chłopakiem niebieskiej podkoszulce do siebie i daliśmy sobie tym samym do zrozumienia, że weźmiemy udział w tej małej zabawie.
- Dwa!
- Trzy! - Wraz z momentem kiedy to powiedziałem, Dream otworzył dosłownie w jednej chwili księgę, by naszym oczom z początku okazał się oślepiający blask, a zaraz po nim...
- Woah... - Udało nam się tylko usłyszeć z ust George'a, kiedy w końcu dostrzegliśmy to, co było zapisane na kartach.
- To... Jakieś pismo? - Odpowiedziałem z niepewnością, kiedy zacząłem jednocześnie przejeżdżać swoim własnym palcem po jak mogłem wywnioskować linijkach tekstu, które wraz z momentem kiedy zostały one przeze mnie dotknięte, nabierały takiego samego blasku jakim emanuje sama książka, by tylko zaraz później zgasnąć.
- Niesamowite... - Dodał krótko i zwięźle łucznik w naszym małym zespole i sam zaczął naśladować moje ruchy, by w odpowiedzi od przedmiotu uzyskać taki sam efekt. - Nie ciekawi cię, kto to stworzył?
- Wiesz, niby tak, ale coś mi się wydaję, że raczej nie dowiemy się kto był twórcą tych ksiąg. - Rzuciłem jeszcze raz po moich słowach okiem na całą wiadomość, która niemalże byłem pewny, że zawiera w sobie jakieś sekrety oraz pewnie odpowiedzi na niejedną rzecz. - Spójrz na to, wszystko zapisane jest w jakimś zapomnianym języku, wątpię żeby raczej ktokolwiek, kto ją stworzył jeszcze żył. - Odwróciłem swój wzrok, by tylko podkreślić swoją własną teorię o tym. Z jednej strony rzeczywiście miałem ciche nadzieję, że może jednak ten, kto spisał całą swoją wiedzę oraz zawarł ją w tych tomikach jednak nadal żyje, ale z drugiej, nie chciałem też dawać sobie jakichś złudnych nadziei na to, że kiedykolwiek odkryjemy, co też skrywa otwarta przed nami książka.
- To pismo galaktyczne. - Nie dowierzaliśmy własnym uszom temu, co też przed chwilą usłyszeliśmy. Dream wiedział co to za pismo? Niby skąd, czy jest to może jakiś jeden z jego ukrytych sekretów, bądź też talentów? Chwila, za dużo pytań na raz, musimy trochę przystopować.
- Możesz powtórzyć? - Zapytałem z nadzieją, że jednak się nie przesłyszałem i dobrze zrozumiałem informację płynąca z ust mojego przyjaciela o tym, że jednak jest w stanie odczytać i zrozumieć, to co zostało tam napisane.
- To... To pismo galaktyczne. - Spojrzeliśmy razem z George'm na siebie po raz chyba już setny w tym dniu, jednak teraz nasze spojrzenia były przepełnione nadzieją oraz radością, że coś w końcu od tych kilku dni od wybuchu tego totalnego chaosu, w końcu nam się udało. - Jestem w stanie rozczytać kilka liter, ponieważ zazwyczaj jak kupowałem potrzebne mi rzeczy na targu niektóre z worków z przedmiotami do robienia mikstur, miały na sobie właśnie takie etykietki, a na nich było właśnie zapisane wszystko w tym piśmie, ale...
- Ale...? - Wtrącił tym razem George, który tak samo jak ja był zdziwiony chwilą tego zwątpienia, która była obecna w głosie czysto teoretycznie najodważniejszego z nas.
- Ale wydaję mi się, że niektóre z liter zostały poprzestawiane..? - W tym momencie powiedział to tak, jakby pytał samego siebie, a słowa które mówił już nawet dla niego przestały nabierać jakiegokolwiek sensu. - Chyba, że nie... - Przez te kilka lat, które razem z błękitnookim zdołaliśmy z nim spędzić, jesteśmy bez problemu po pewnych sygnałach, które nam daję stwierdzić w jakim jest nastroju. Dlatego teraz też, obaj byliśmy pewni tego, że jest zestresowany zaistniałą sytuacją oraz boi się o to, by nas nie zawieść.
- Dream. - Powiedział George stanowczo, wyrywając go jakby z jakiegoś transu, w który niepostrzeżenie i bez naszej wiedzy wpadł, zatracając się w swoim własnym, błędnym kole porażek i złych doświadczeń. - Będzie dobrze. - Opierając swoją własną rękę na jego ramieniu, zmusił go jednocześnie do tego, bu ten zwrócił na niego całą swoją uwagę, ale jednocześnie też miał większe szanse na to, iż to co chcę mu powiedzieć, dotrze do niego i być może nawet weźmie sobie to do serca. - Pamiętaj, że nie musisz dla nas rozczytać tego co jest na tej książce, nie zależy nam na tym, a wręcz przeciwnie, możesz potraktować to jako swoje własne hobby, by dowiedzieć się co jest tam napisane. - Na początku jego poważna jak przez cały ten czas twarz, nagle złagodniała, by po chwili do swojego gestu dodać drugą z jego dłoni i położyć ją na tej Dream'a, która przez cały ten czas nie ruszyła się nawet o milimetr z kart podtrzymywanego przez niego tomiku.
- Właśnie Dream, pamiętaj że nie musisz nam nic udowadniać, ani nic dla nas robić, dla nas liczy się po prostu to że z nami jesteś. - Pogratulowałem sobie w głębi duszy za dobrą tego rodzaju przemowę, która nie zdarzała mi się zazwyczaj dobrze wyjść i sam też poszedłem w ślady swoich przyjaciół i dołożyłem swoją rękę do ich.
- Pamiętaj, że jesteśmy tutaj tylko po to, by sobie razem pomagać i wspierać, a tylko to się dla nas liczy. - Po tych słowach, obydwaj mocno przytuliliśmy najwyższego z naszej gromadki, nie czekając nawet na jakąś konkretną reakcję z jego strony i czekaliśmy na to, aż on sam w końcu coś zrobi i zdecyduje się na odnalezienie w tym wszystkim.
On natomiast, tylko najpierw stał w bezruchu przez parę dobrych sekund, jakby na coś czekał. Kiedy w pewnym momencie jakby rozpromieniał, bo w końcu to, czego tak bardzo pragnął zostało przez niego osiągnięte, przytulił nas jeszcze mocniej, niemalże tak, że zaczynało nam brakować powietrza i zaczął się głośno śmiać, nawet nie zwracając uwagi na to, że książka, która była dla nas jeszcze niedawno taka cenna, upadła na ziemię, zbierając przy okazji jakieś mniejsze drobinki kurzu. A my natomiast... My natomiast tylko odwzajemniliśmy jego akt braterskości, którym nas obdarzył. Wydaję mi się, że to co teraz liczyło się dla nas wszystkich to nic innego, aniżeli radość. Radość, która wypływała z naszych serc, ponieważ cieszyliśmy się tym, że mamy siebie.
---BONUS---
- To jak je nazywamy?
- Słucham? - Zapytałem, patrząc najpierw na siebie, a później to kolejno w stronę George'a, który najwidoczniej był tak samo zmieszany nagłym pytaniem naszego kolegi jak ja.
- No wiecie, te średnie, wybuchające, zielone... - Zaczął jak widać dość nieporadnie opisywać potwora, którego niemalże od razu skojarzyłem po tym jak z jego ust padło słowo "wybuchające".
- Potrzebują jakiejś nazwy? - Tym razem pałeczkę w zadawaniu pytań przejął George, który jak można wywnioskować na samą myśl o tych potworach dostawał ciarek, ale nie dziwiłem się mu. Nie były one za przyjazne, nie mówiąc już o tym, że ich jeden wybuch bez porządnej zbroi, bądź też okrycia byłby w stanie znieść nas z powierzchni naszego świata w mgnieniu oka.
- No jasne, że tak! - Odparł zbuntowany Dream, jakby to co przed chwilą powiedziała było jakiegoś rodzaju jasnością, by zaraz później kontynuować. - Przecież nie będziemy się drżeć na siebie, ,,EJ, UWAŻAJ, TEN ZIELONY WYBUCHOWY IDZIE W TWOJĄ STRONĘ!", za długie to i za bardzo nieporęczne. - Na utwierdzenie się w swoim zdaniu jeszcze tylko skrzyżował ręce w miejscu swojej klatki piersiowej, tym samym podpierając nas do ściany i do poddania się, bo już obydwaj dobrze wiedzieliśmy, że tą walkę przegraliśmy.
- Nie wiem, ogórki? - Rzuciłem żartobliwie, nabierając jednocześnie dosyć głupkowatego uśmieszku i zwracając się z swoją wypowiedzią w stronę całego pomysłodawcy, który kazał nam wysilić swoją kreatywność.
- Boooo! Wymyśl coś lepszego! - Wraz z wypowiedzeniem tych słów uniósł swoje ręce w górę, tym samym jakby zaczynając naszą małą "wojenkę" na coraz to głupsze nazwy, które od tej chwili leciały praktycznie na prawo i lewo, a każda kolejna coraz to bardziej idiotyczna.
- Czychacze!
- Czychacze? Proszę cię! Co one, czychają na twoje dupsko w trawie?!
- O ho ho! A żebyś wiedział, co w takim razie proponujesz!
- Oooo, uwierz mi, że w ciągu pięciu sekund jestem w stanie wymyślić coś lepszego!
- Tak, no to dawaj, zobaczymy!
- Proszę bardzo, moja nazwa to, moja nazwa to--!
- Creepingi??
- Tak, dokładnie, Creepingi--! Czekaj, co? - Jak do tej pory krzyczący na mnie Dream spojrzał w stronę George'a, który podrzucił mu ten pomysł, a ja zaraz po nim zrobiłem to samo.
- Poważnie? Nie chcę żeby te ogórasy kojarzyły mi się z street dancing'em w pierwszej kolei rzeczy. - Odparłem jakby lekko zbity z tropu, co jednak później się zmieniło kiedy tylko po usłyszeniu i przeanalizowaniu użytych przeze mnie słów, sprawiło, że najwyższej z nas jak to mu było w zwyczaju zaczął wydawać odgłosy jakby w czajniku zaczęło się gotować, a George tylko przybrał jeszcze więcej odcieni czerwonego na twarzy, które i tak już nieźle zostały zamaskowane przez jego okulary.
- N-Nie! Bardziej mi chodziło tutaj o zapożyczenie z angielskiego słowa, creepy! - Powiedział cały sfrustrowany, co tylko jeszcze moim zdaniem stawiało go w jeszcze gorszej sytuacji, ale już zdecydowałem się go tak nie dręczyć za to, że dzisiaj mi pomógł.
- Hmm, to w sumie ma jakiś sens... - Odpowiedział w końcu nasz prywatny, przenośny czajnik na wodę kiedy to jak widać skończył już gotować w sobie tą wodę i się uspokoił.
- Ehh, czy ja wiem... - Mówiąc to pozwoliłem mojemu ciału lekko się odchylić, by zaraz po tym momentalnie się podeprzeć od tyłu swoimi dłońmi tak, żebym się nie wywrócił. - Creepingi to dość nieporęczne słowo, nie będę kłamać. - Skierowałem swój wzrok w górę, gdzie też mogłem po raz kolejny w dzisiejszym dniu zacząć obserwować spadające i osuwające się po ścianie po woli krople wody, które świadczyły o tym, że w przebywanym przez nas miejscu jest dość wilgotno.
- No, ma rację, trochę za długie, a końcówka ''ing'', rzeczywiście może sprawiać problem z wypowiedzeniem ich nazwy w nagłym momencie. - Powiedział Dream, tym samym zwracając nasza uwagę na ten mały szczegół, co tym razem sprawiło, że i ja zdecydowałem się na poważnie podejść do tematu.
- Hmm, Creepy, creepy, creepy, creep-y... - Można było usłyszeć jak w kółko błękitnooki powtarza dane słowo, w nadziei, że w końcu uda mu się wpaść na jakiś konkretny pomysł, który usatysfkacjonuję naszą pozostałą dwójkę.
W pewnym momencie, jakby nagle mnie olśniło, a to w sumie można też zawdzięczyć temu, iż nasz kochany kumple zdecydował się na ciągłe mówienie tego słowa w kółko i w kółko. Zerwałem się nagle do pozycji siadu tureckiego, na co tylko chłopaki dziwnie się popatrzyli, ale nie zwracając na nich uwagi zdecydowałem się podzielić z nimi swoim pomysłem.
- A co powiecie na Creep-ery.
Oni natomiast, nawet przez chwilę nie musieli zacząć się zastanawiać, kiedy to gwałtownie wydali z siebie okrzyki swojej aprobaty skierowane w stronę przed chwilą wymyślonej przeze mnie razem z nimi nazwy.
- Wooo, stary! - Zaczął najwyższy z naszej trójki, by zaraz po tych słowach złapać mnie za ramię i przybliżyć moją osobę do niego. - Widzisz? Jak chcesz to umiesz! - Krzyknął jeszcze raz, tym samym wprawiając mnie w ten sam stan radości i euforii, w którym on sam się znalazł, poprzez nakręcenie się taką zwykłą głupotą.
- No, naprawdę nieźle, SapNap. - Dodał na dobitkę tego wszystkiego nasz drużynowy okularnik, by tylko po chwili dopytać się pewnej rzeczy. - Skąd ten pomysł żeby dodać końcówkę "ery"? Szczerze spodziewał bym się raczej takiej kreatywności od Dream'a, aniżeli od ciebie. - Zwracają się do mnie, tak samo jak ja wcześniej nabrał takiego samego podstępnego wyrazu twarzy, który w tym samym momencie był lekko wyzywający i czekający tylko na to, aż dam się lekko wciągnąć w to małe wyzwanie, które mi rzucił.
- Ej, wypraszam sobie, jak chcę to też potrafię na coś konkretnego wpaść! - Próbowałem powiedzieć wymienione wyżej słowa przez śmiech, co chwilami niekoniecznie mi się udawało, ale ma szczęście udało mi się dokończyć zdanie bez problemu. - A co do twojego pytania, pomyślałem, że skoro nagle na świecie pojawiły się potwory, to czy nie jest to przypadkiem jakby nadejście nowej ery? - Mówiąc to, złapałem się za swój własny podbródek i przez krótką chwilę zacząłem rozmyślać nad tym, jak ubrać swoje własne myśli w słowa tak, żeby moi przyjaciele to zrozumieli. Kiedy w końcu pozbierałem wszystko do kupy, z zadowoleniem zdecydowałem się na kontynuację swojego monologu. - Jeśli tak, po prostu pomyślałem, że ciekawie by było dodać końcówkę ''ery'', na znak tego, że zaczyna się nowa, która jeszcze nie wiemy co nam przyniesie.
Kończąc swoją wypowiedź, wzruszyłem lekko ramionami, a na mojej twarzy można było bez problemu dostrzec widoczne zmieszanie połączone z głupawką, która jak widać jeszcze mnie nie puściła i coś mi się wydawało, że jak na razie też nie miała takiego zamiaru, by mnie od siebie uwolnić.
- Wooo, SapNap myśli z sensem, rzeczywiście nowa era, co kolejne, nagle użyjesz mózgu? - O nie, tego za wiele!
- Ja ci dam zaraz! Ja zawsze używam mózgu, to wasza dwójka jest za bardzo prymitywna żeby zrozumieć moje rozumowanie! - Wypowiadając to, rzuciłem się jednocześnie na George'a, który był odpowiedzialny za powiedzenie wcześniejszych słów. Kiedy wylądowałem na nim, zaczęliśmy się w pewien sposób siłować, ale uśmiech nie znikał z naszych twarzy, co świadczyło naszemu obserwatorowi o tym, że robimy to wszystko dla żartów.
To i tak jednak nie powstrzymało go od wkroczenia do akcji i włączenia się do naszej małej "bójki", co sprawiło tym samym, że każdy z nas miał po dwóch przeciwników, których musiał jakoś "pokonać''. W dosłownie jednym momencie można było usłyszeć nasze głośne śmiechy oraz momentami dość nietrafne wyzwiska kierowane po kolei do każdego z nas, ale nie przeszkadzały nam za one za bardzo, w tym momencie, pragnęliśmy poczuć się jak dzieci, którymi nawet byliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top