ESSSSA
Dni mijały spokojnie aż do piątku. W piątek wyjeżdżali Vince i Will. Ogólnie to często wyjeżdżali i za każdym razem odwalaliśmy coś śmiesznego. Wróciłam ze szkoły i pobiegłam do mojego pokoju żeby się przebrać w coś wygodnego. Zeszłam do salonu i rzuciłam się na najwygodniejsze miejsce w całym pomieszczeniu. Kanapa. Położona idealnie przed telewizorem.
- Weź stąd te nogi- powiedział Dylan biorąc kilka padów.
-A dasz mi zagrać?- spytałam.
-Niech ci będzie- Dylan usiadł obok mnie i podał mi pada wcześniej go włączając.
-Co dzisiaj planujecie?- zapytałam, układając poduszki tak żeby było mi wygodnie.
-W jakim sensie?- odpowiedział mój brat włączając grę.
-No nie ma Vince i Willa. Pusta chata.
-Nie wiem. Coś wymyślimy- powiedział. Po chwili dołączyli do nas Shane i Tony. Graliśmy w 4. Nie wiem gdzie wcięło moją siostrę. Oczywiście byłam w drużynie przeciwnej i jakimś cudem zabiłam (w grze oczywiście) wszystkich moich braci.
-KURWA ALA- krzyknął Tony.
-ESSAAAAA- ja też krzyknęłam i poderwałam się z kanapy- przegrałeś ze swoją młodszą siostrą. Jakie to uczucie?- dopóki tak skakałam Shane już się odrodził ( w grze) i zabił mnie. Jak on mógł. Potem dołączyła do nas Hailie jednak nie chciała z nami grać. Stwierdziliśmy, że zamówimy coś do jedzenia. Ja odmówiłam i na szczęście nikt mnie nie namawiał. Hailie nie miała wyboru i musiała coś wybrać. Poszłam do toalety i kiedy wróciłam mojej siostry juz nie było.
-Ej jedźmy do sklepu po piwo- zaproponował Dylan.
-Mi się nie chce- odparł Tony.
-Ja pojadę- zgłosiłam się i stanęłam obok Dylana.
-No dobra. Weźmiemy też Shane'a. Chodź- powiedział Dylan i poszliśmy ubierać buty. Po chwili dołączył do nas też Shane. Wsiedliśmy do auta i wyjechaliśmy z rezydencji Monetów. Przez całą drogę słuchaliśmy głośnego rapu. W sklepie byliśmy po 20 minutach. Teraz zdałam sobie sprawę na jakim zadupiu ja mieszkam. W sklepie chłopaki wzięli tyle piwa że wszyscy gapili się na nas jak na debili. No i może przez to że chłopaki nie wyglądali na pełnoletnich. Wzięliśmy też jakieś chipsy i poszliśmy do kasy. Pani kasjerka popatrzyła na nas i zapytała.
-Dowodzik?
Byłam już pewna że nici z naszych zakupów ale zapomniałam że Dylan jakiś czas temu wyrobił sobie sztuczny dowód. Uroki bycia bogatym. Dał kasjerce swój dowód z wielkim uśmiechem na twarzy. Ta chyba nie za bardzo nam wierzyła ale odpuściła. Z pełna siatą chipsów i piw poszliśmy do samochodu.
- Czy będę mogła spróbować? Proszeeee- zapiszczałam milutko.
-Nie, zwariowałaś- prychnął starszy bliźniak.
-Ale to nie fair. Wy kiedy mieliście 14 lat już na imprezy chodziliście. A ja? Na ostatnie urodziny Tony podarował mi lalkę. Lalkę- Shane zaśmiał się i powiedział.
-Będziesz miała 18 to wtedy.
-Ale to jeszcze 5 lat.
-Weź się uspokój mała. Nikt ci nie da piwa- odezwał się Dylan i już więcej nie protestowałam. Ehhh.
••••••••••
Hejka
Wrzucam po szkole. Sorki ze tak późno.
(465)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top