"W 80 dni dookoła świata" Juliusz Verne, 1872
"To wyjaśniało dlaczego żył samotnie i, aby tak rzec, poza nawiasem społeczeństwa; rozumiał dobrze, że w życiu istnieje zjawisko tarcia, a ponieważ tarcie opóźnia ruch, więc nie ocierał się o nikogo. "
Pete codziennie przynosił do biblioteki dwie kawy - jedną dla siebie i jedną dla Mikey'a. Miał naprawdę ochotę zaprzyjaźnić się z blondynem, ale nie za bardo wiedział ja może to zrobić. Znowu strach przed odrzuceniem zapanował nad jego logicznym myśleniem.
Mikey tym bardziej nie wiedział jak zbliżyć się jeszcze bardziej do starszego. Chciałby mieć przyjaciela, tak jak wszyscy znajomi, którzy go otaczali, tak jal jego brat, jak jego rodzice. Jednak on zawsze trzymał się z boku, nie chcąc być znowu źle przeczytanym. W tym przypadku widział, że Pete potrafi dobrze go czytać i rozumie każde słowo, które wypowiadał.
Kawa na której byli dwa tygodnie temu była wyjątkowo dobrą kawą. Brunet musiał przyznać, że długo nie rozmawiało mu się tak dobrze, lekko i bez żadnego skrępowania. Młodszy był wyjątkowo oczytanym chłopakiem, a jego wiedza o literaturze imponowała nawet Peteowi. A Way chyba po raz pierwszy w swoim życiu powiedział tyle rzeczy o sobie innej osobie.
Blondyn wszedł o trzynastej do biblioteki, uśmiechając się słabo do Wentza. Na jego twarzy oprócz rumieńców widniał średniej wielkości siniak. Brunet od razu wyszedł zza biurka, ignorując wszystkie osoby dookoła niego. Słońce wpadało przez źle domknięte do biblioteki, oświetlając wszystko swoim złotym blaskiem.
- Hej, wszystko okej? - chwycił dziewiętnastolatka za ramię, pocierając je lekko. Blondyn tylko skinął głową, nie mówiąc zupełnie nic. Czasami wystarczały tylko gesty lub reakcje.
Mikey usiadł z książką przy oknie, otwierając swój notatnik. Jakaś kobieta z krótkimi, czarnymi włosami pokazywała swojemu synkowi jak powiniem traktować książki. Cóż, brązowooki szanował takich ludzi, w końcu książki są naszą skarbnicą wiedzy, należy im się szacunek. Nawet nie zauważył kiedy koło niego pojawił się dwudziestolatek z kawą, uśmiechając się.
- Teoretycznie nie pije się w bibliotece, ale wiem, że nie zniszczysz książki. - wyższy uśmiechnął się, zamykając książkę i odkładając ja na parapet.
- Dziękuję. - chwycił za kubek, upijając łyka.
- Kto Ci to zrobił?
- Nikt. Uderzyłem się sam. O drzwi. - Wentz uniósł jedną brew w niedowierzaniu, na co blondyn westchnął - To za mojego brata. Zadarł z jednym chłopakiem i tak wyszło. - Wentz skinął głową.
- Masz ochotę się spotkać jak skończę? - brunet zapytał, przygryzając nerwowo wargę.
- Tak, z chęcią. - skinął głową, odgarniając swoje włosy za ucho. Pete z radością wstał i odparł:
- To do zobaczenia później. - błysnął śnieżnobiałymi zębami i wrócił na swoje stanowisko.
Może dwudziestolatek kiedyś był zdania, że ludzie są jak liście nie wietrze - odlatują z mocniejszym powiewem, ale czuł, że Mikey jest jak wyjątkowo liść i jeśli dobrze się go przyczepi to nawet wichura go nie porwie. Jakże chciałby wiedzieć jak go przyczepić. Jest szansa, że wkrótce się dowie.
Od autroki: Halo. Witam! Miałam być często, ale wolę tego nie pisać z chujowym samopoczuciem, a ostatnio takie mam.
Co tam u Was? Wami też tak wstrząsnęła wczorajsza sytuacja? Ja do teraz nie wierzę, ze Chester popełnił samobójstwo.
Miłego dnia ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top