4. Cedrick
Coś ją naszło. Nie umiała dokładnie określić, co to takiego; czy radość, czy może raczej nienawiść. Już dawno się tak nie czuła. Zapomniała jak to jest, kiedy chce się stworzyć coś nowego i kreatywnego. Pragnęła zasiąść przed fortepianem i zagrać piosenkę, którą wczoraj - nie do końca świadomie - nuciła. Delikatne nuty mieszające się z myślami utkwiły w jej głowie i nie chciały dać spokoju. W uszach słyszała odgłosy tamtych lat: śmiech siostry, dźwięki fortepianu babki, kłótnie rodziców, rozmowy rówieśników. Jej mały świat przeszłości rozpętał w niej burzę.
Szukała w sobie pewnej osoby, której bardzo potrzebowała, a której nie mogła znaleźć - dawnej siebie. Siebie, która doskonale radziła sobie ze światem, z ludźmi, ze zmianami. Ta nowa twarz aż prosiła się o więcej uwagi. Blair, nie mając wyjścia, pielęgnowała ją i karmiła, by rosła w siłę. Jednak mimo wszystko, uwielbiała ją. Uwielbiała swój nowy charakter, który bardzo jej zaimponował swoją sarkastycznością i surowym spojrzeniem na świat. Nigdy nie spodziewałaby się, że taka jest gdzieś tam głęboko w środku. Nie wiedziała, że tkwi w niej tyle obsesji, tyle natręctw.
Tego dnia otumanienie znów spadło o stopień w dół, co sama Blair dość wyraźnie odczuła. Miała wrażenie, jakby wybudzała się z długiego snu. Skrawki tych dni, podczas których była pod wpływem leków od czasu do czasu powracały do niej. Jednak najdziwniejsze było to, że nie pamiętała całych dni, czy konkretnych wydarzeń. Nie umiała odtworzyć ich z pamięci. Poza tym, i tak chciała o nich zapomnieć. Brzydziła się swoją bezsilnością w tamtym czasie. Była na siebie wściekła, że poddała się leczeniu farmakologicznemu. Ta myśl doprowadzała ją do szału.
Usłyszała jak ktoś wchodzi do jej mieszkania. Odłożyła ołówek na bok i wstała. Czuła jak myśli ze ścian ściskają ją dookoła i zacieśniają niegdyś szeroki umysł. Zamknęła oczy i wciągnęła powietrze. Zatańczyła raz jeszcze z potworami, po czym sztywno ruszyła w stronę drzwi.
To wcale nie była Carly. To była jakaś inna dziewczyna o jasnych włosach i błyszczących zielonych oczach. Blair poczuła się nieswojo, kiedy ta mierzyła ją wzrokiem z zainteresowaniem. Dosłownie, jakby była jakimś eksponatem w muzeum. Zrobiła kilka kroków w tył. Miała ochotę wykopać dziwną nieznajomą z domu, albo nawrzeszczeć za naruszenie jej osobistego psychotycznego spokoju. Jednak nie zrobiła nic. Stała jak stała z pochyloną głową i wbitymi w obcą dziewczynę oczami.
- Jestem Alyssa, przyjaciółka Carly.
Te słowa przeleciały przez umysł Blair niczym tornado, które wywołało burzę w jej uporczywych myślach.
- Co tutaj robisz? - zapytała z niesmakiem Blair. Czuła wyraźne obrzydzenie do tej całej Alyssy. Nie miała pojęcia, skąd się napatoszyła ani, dlaczego przyszła do jej domu.
- Przestań nękać moją przyjaciółkę - zaczęła z grubej rury dziewczyna. Czuła żal do Blair, że ta doprowadzała Carly do skrajnej rozpaczy.
Blair psychopatycznie uniosła jedną brew i oparła się o ścianę. A podobno to ja jestem ta dziwna, przebiegło jej przez myśl. W pewnym momencie zachciało jej się śmiać z Alyssy. Czuła się zdecydowanie potężniejsza i mądrzejsza od niej.
- Nie kompromituj się dziewczyno - rzuciła ostro Blair. Jej słowa niczym sztylety uderzyły w Alyssę. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. Strach ogarniał jej ciało, z każdą sekundą coraz bardziej. A przecież miała się nie bać. - Nie wiem, co naopowiadała ci o mnie moja idiotyczna siostrzyczka, ale wynoś się - wskzała na drzwi.
Alyssa nie słuchała. Rozejrzała się po przedpokoju i z przerażeniem stwierdziła, że kartki walające się wokół, budzą niemały postrach. W całym mieszkaniu mogła wyczuć niestabilną i rozchwianą atmosferę. Spojrzała w oczy Blair. Były zwyczajne, szaro - niebieskie. Chociaż od zawsze wyobrażała sobie, że oczy psychopatów są ciemne, albo czarne. Ta dziewczyna, według niej, wyglądała na całkowicie normalną, ale nauczyła się już doskonale, że pozory mylą. ,,Pamiętaj, to właśnie ci najwięksi mordercy wyglądają najnormalniej" - powtórzyła sobie swoje mądre słowa.
Tymczasem Blair patrzyła na wystraszoną przyszłą panią psychiatrę jak na dziwadło. Nie mogła uwierzyć, że budzi w ludziach aż taki postrach. Twierdziła, że to, co robiła - co wydawało się innym dziwne - robiła z przymusu, coś jej kazało. Ona chciała tylko poczuć się bardziej bezpieczna poprzez zapełnienie pustej dziury w umyśle pisaniem ,,głupot". To była jej ucieczka, ucieczka, której nikt nie potrafił zrozumieć.
- Długo jeszcze będziesz tak się gapić?
- Chciałam... z tobą porozmawiać - wydusiła z siebie Alyssa. Znalazła w sobie odwagę, ale na jak długo?
- O czym?
- O... tobie.
Blair prychnęła i uśmiechnęła się głupawo pod nosem.
- Nie sądzę. Uwierz, nie chcesz mnie znać. Jestem przekonana, że nie spotkałaś kogoś takiego jak ja nawet w swoim największym koszmarze - powiedziała Blair obojętnie.
- Blair, wiem, że sobie ze sobą nie radzisz. Potrzebujesz pomocy. Ja to wiem i ty to wiesz. Czy chcesz się ze sobą męczyć już zawsze? - Na trzęsących się nogach zrobiła krok w stronę dziewczyny. W odpowiedzi Blair się cofnęła.
- Ja się ze sobą nie męczę - odparła z dziwnym spokojem. - Jest mi dobrze tak jak jest. Dlaczego wy, ludzie, nie możecie zostawić takich jak ja w spokoju? Czemu tak się pchacie, żeby nam pomóc? Czy któreś z was zastanowiło się, że być może my nie chcemy żadnej pomocy? Wam jest dobrze w tym waszym normalnym świecie rutyny, zostawcie nasz.
A podobno miała brać leki, przypomniała sobie Alyssa. Cóż, według niej Blair nawet nie wyglądała na osobę pod wpływem psychotropów.
Kiedy dziewczyna odeszła, Alyssa wślizgnęła się do kuchni i zaczęła grzebać po szafkach. Znalazła jakieś tabletki, które mogły być psychotropami. Niektóre nawet kojarzyła. Wyciągnęła jeden z listków i wsadziła do swojej torebki. Posprzątała, po czym w ciszy opuściła mieszkanie.
Wykorzystując nieobecność Carly, sprawdziła w internecie tabletki, które zabrała z mieszkania Blair. Jak się później okazało - były na schizofrenię. Alyssa niemal spadła z krzesła, kiedy przeczytała o efektach ubocznych: senność, marazm, spowolnienie. Już totalnie zdębiała. Przecież Blair ani trochę nie przypominała zmęczonej, prócz tego, miała powiększone do sporych rozmiarów źrenice, co stanowiło dla Alyssy zagadkę. Z natury była bardzo ciekawską osobą i lubiła wtykać nosa w nieswoje sprawy, ale tym razem poczuła strach. Siostra przyjaciółki wydała jej się taka... inna. W jej oczach nie można było dostrzec ani grama psychotyzmu. Wyglądała aż zbyt normalnie. Nie wyglądała nawet na oszustkę, która zakłada maskę. Nie było się do czego przyczepić, z wyjątkiem bardzo jednej istotnej rzeczy: tego dziwnego blasku w oczach. A nie był to taki zwykły, wariacki blask. Jej zachowanie natomiast wydało się Alyssie po prostu... zwyczajne. Takie jak u wielu ludzi. Zetknęła się bowiem kiedyś z osobą, która mówiła w podobny sposób. Ale nie była chora psychicznie. Tu bardziej pasowało określenie ,,ekscentryczna''. Jak tak myślała, doszła do wniosku, że najprawdopodobniej niepotrzebnie tak panikowała. Może ona taka po prostu jest? Chyba zbyt pochopnie ją osądziłam, pomyślała.
Nie znała się jeszcze dobrze na ludziach i miała tego świadomość. Wiedziała, że może się mylić, co do Blair. Że być może ona wcale nie jest taka na jaką wygląda. Mimo to i tak snuła domysły, siedząc przy komputerze i wstukując co kilka minut nowe hasła w przeglądarkę.
*
,, Stała przed nią dziewczyna wyglądająca identycznie jak ona. Nie różniła się praktycznie niczym, no, może oprócz uczesania i ubrań, kolorowych ubrań.
- Kim jesteś? - spytała Blair rozmytym głosem.
- Jak to kim? - oburzyła się dziewczyna. - Tobą, moja droga. Ale nie myśl sobie. Tą lepszą tobą.
Kopia Blair zaczęła chodzić po pomieszczeniu, co jakiś czas spoglądając na oryginał.
Blair czuła się osaczona przez drugą siebie. Musiała jednak przyznać, że wyglądała dużo lepiej niż ona: długie, kręcone ciemne włosy, makijaż, jasnoróżowa skórzana kurtka, biała bluzka, czarne rurki, białe baleriny. Prawie siebie nie poznała. Nie miała pojęcia, że mogłaby tak wyglądać. Jednak nie podobał jej się ten look. Był zbyt wesoły jak dla niej. Ona wolała ciemne bluzy, również czarne rurki, ale zamiast balerin, czarne trampki. To była cała, prawdziwa ona. Nie jakaś tam postać o identycznej twarzy.
- Nie jesteś mną. Ja nigdy bym się tak okropnie nie ubrała - zadrwiła.
- Cóż, ja przynajmniej nie jestem obłąkana, nie zabijam ludzi, nie noszę sztucznej maski i mam coś, czego ty nigdy nie będziesz miała...
Blair zmarszczyła brwi. W swoim mniemaniu miała wszystko, czego potrzebowała i to, co uważała za najważniejsze - jej świat. Nie potrzebowała niczego więcej.
- A cóż to takiego? - spytała z przekąsem w głosie.
- Miłość.
Zamrugała. Przez moment wydawało jej się, że się przesłyszała. Miłość? Aż wzdrygnęła się na myśl o tym dziwnym czymś, budzącym żar w sercu.
- To nie jest najważniejsze - powiedziała pewnie.
- No tak, zapomniałam, że ty umiesz tylko i wyłącznie oddawać całą siebie swojemu choremu światu i pasjom. Nic tylko grałabyś na tym całym fortepianie i snułabyś wizje. Tylko to potrafisz.
Słowa jej sobowtórki uderzyły w nią z całej siły. Jednak niewzruszona podniosła się pełna furii i powiedziała:
- Może i twoja twarz wygląda jak moja - zaczęła, robiąc małe kroki w stronę swojej kopii. - Ale ty nigdy, przenigdy - stanęła z nią twarzą w twarz - nie będziesz mną. Miej sobie tę miłość, czy cokolwiek tam chcesz... nie wnikam w to. Ale pasja i własny świat powinny być priorytetami w życiu ludzi. One dają niesamowite uczucie, jakiego nie da ci ta suka..."
Dzisiaj Blair postanowiła okiełznać swoje dziwactwa i wyjść z domu. Miała w sobie na tyle dobrej energii i odwagi, że była w stanie zrobić wszystko. Czuła, że nic jej nie powstrzyma. Od rana porządkowała sterty papierów z różnorakimi zapiskami. Niektóre czytała. Była pod ogromnym wrażeniem samej siebie. Postanowiła w najbliższym czasie wrócić do pisania historyjek.
Stanęła przed drzwiami. Przez chwilę wahała się, czy nacisnąć klamkę, czy raczej nie. Biła się z własnymi myślami. Nie miała ochoty wychodzić, ale coś w środku w bardzo natrętny sposób ciągnęło ją do ludzi jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miała pojęcia, skąd to się u niej wzięło, ale nie zastanawiała się nad tym. Wolała spełnić swoje pragnienie.
Przekręciła zasuwkę. Zgarnęła jeszcze tylko klucze z szafki i wyszła z mieszkania. Kiedy zamykała drzwi na klucz, jakiś głos się odezwał:
- Dzień dobry, jest pani tu nowa?
Zdezorientowana i spięta Blair pospiesznie schowała klucze do kieszeni bluzy i spojrzała na nieznajomego z dystansem. Był to młody chłopak, być może niewiele starszy od niej, miał jasne włosy i niezwykle ciemne oczy. Zatkało ją. Nie wiedziała, co zrobić, ani, co powiedzieć. Gapiła się na młodzieńca z dość dziwnym wyrazem twarzy, przez co ten, zaniepokoił się nieco.
Gdzieniegdzie ten chłopak przypominał jej Nicholasa, chociaż bądź co bądź, wyglądał zupełnie inaczej niż tamten.
Nie zamierzała się zbłaźnić, ale też nie miała ochoty się zastanawiać. Nakleiła więc sobie na twarz sztuczny, lecz bardzo wiarygodny, uśmiech.
- Tak, jestem tu od niedawna. A ty?
- Mieszkam tu już jakieś kilka lat.
- Co sądzisz o Los Angeles? - spytała znikąd.
- Och, to naprawdę piękne miasto. A ty, co o nim sądzisz?
Nigdy nie wychodziła z mieszkania. Nawet nie miała pojęcia na jakiej ulicy mieszka. Skłamała:
- Ma w sobie to coś.
Wtedy jej oczy błysnęły w dziwny sposób. Jednak chłopak nawet tego nie zauważył.
- W ogóle, jestem Cedrick.
- Blair - odpowiedziała pewna siebie dziewczyna.
- Piękne imię, takie... celtyckie.
Zaśmiała się słodko pod nosem. A śmiech ten doleciał do uszu chłopaka i oczarował go swoim dźwiękiem. Ciemnowłosa dziewczyna wydała mu się niezwykle intrygująca. A ona tylko grała. Grała, by być lubiana.
- Wiesz, może umówimy się gdzieś na kawę? Jeśli jesteś tu nowa...
- Pewnie, czemu nie?
Cedrik obdarował ją czarującym uśmiechem.
- To może w Black Café? Wiesz, gdzie to jest?
Oczywiście, że nie wiedziała. Ale jak zwykle wybrnęła.
- Nie bardzo... To wiesz co? Może przyjdź po mnie jakoś tak jutro o... - zamyśliła się, żeby wybrać idealną dla siebie godzinę - osiemnastej.
- Okej. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia - odpowiedziała cichym, niskim głosem, kiedy Cedrick był już daleko.
Była z siebie niezmiernie dumna, że przeprowadziła tak spontaniczną rozmowę z tak ogromnym sukcesem. Nie miała pojęcia, że umie rozmawiać z ludźmi. Wcześniej nie umiała. Ale teraz? Przeszła jakby transformację. Z cichej, skrytej psychopatki o wielu zaburzeniach, stała się kimś nowym. Kimś zdecydowanie silniejszym i... lepszym.
Ruszyła w miasto. Chodziła po ulicach, wchodziła do pobliskich sklepów - tak z czystej ciekawości - zwiedzała, po czym wychodziła i szła dalej, mając w głowie milion myśli i coś gadającego niewyraźnie jakieś słowa. Poznawała ten głos. Miała złe przeczucia.
Blair...
Na jej plecach zawitała gęsia skórka. Wyprostowała się i wzdrygnęła. Doskonale wiedziała, do kogo należy ten głos.
- To niemożliwe - powiedziała do siebie na głos, walcząc z odruchem naciągnięcia kaptura na głowę. Czuła się, jakby przed chwilą potrącił ją samochód - tak wielki szok odczuwała.
Mal - to imię ugrzęzło w jej myślach i utonęło na samym dnie czeluści jej umysłu.
Skręciła w boczną, mniej zatłoczoną uliczkę i zanurzyła głowę w kapturze. Nareszcie poczuła się bezpieczna; sama ze swoimi myślami, których z sekundy na sekundę robiło się coraz więcej. Były coraz bardziej natrętne. Wytykały jej błędy przeszłości i przypominały o zabitych przez dziewczynę osobach. Nie mogła ich wytrzymać. Usiadła w końcu przy jakimś budynku i wyprostowała nogi. Wpatrywała się w czubki swoich czarnych trampek.
Blair...
Rozejrzała się nerwowo po bokach. Dopiero teraz przypomniała sobie o ludziach chodzących po ulicach. Wcześniej zupełnie nie zwracała na nich uwagi. Przestali dla niej istnieć. Ale teraz? Teraz czuła się niczym nic nie znaczący liść na chodniku - mała i bezbronna.
Zlękła się, i to naprawdę poważnie. Przycisnęła nogi do klatki piersiowej, zupełnie ignorując zbierających się dookoła niej ludzi. Niektórzy wytykali ją palcami i śmiali się, jeszcze inni wlepiały w nią oczy z wyraźnym zaciekawieniem. Niecodzienny widok dziewczyny siedzącej na chodniku zrobił niemałą furrorę wśród nielicznej grupy przechodniów.
Nieopodal szła zdenerwowana Carly, rozmawiając przez telefon z psychiatrą Blair.
- Ja wiem, że to brnie w niewłaściwym kierunku, ale nie dam jej umieścić w szpitalu psychiatrycznym.
- Obawiam się, że nie będzie innego wyjścia, pani Rozelarenson.
- Ja... jak to? - zająknęła się. - Przecież... - zamyśliła się. Rozejrzejrzała się dookoła, zatrzymując swój wzrok co jakiś czas na losowych osobach. Zupełnie utonęła w swoich myślach. Miała wrażenie, jakby odrywała się od ziemi i szybowała gdzieś wysoko ponad chmurami w poszukiwaniu zacisznego miejsca, w którym jej dusza mogłaby zaznać ukojenia. - Zawsze jest jakieś rozwiązanie - wydukała wolno. Rozłączyła się i skręciła w boczną uliczkę. Idąc tak bez celu jej uwagę przyciągnęło małe skupisko ludzi. Zaciekawiona podeszła bliżej. Wspięła się na palcach, chcąc zobaczyć kto, czy może raczej co jest obiektem drwin ze strony przechodniów. I wtedy zamarła. Pod ścianą kamienicy siedziała wystraszona Blair. Carly pośpiesznie przecisnęła się przez mały tłum i przykucnęła przy siostrze.
- Blair, słyszysz mnie? - W oczach Carly malował się strach i obawa. Bała się, że Blair mogła zrobić coś złego.
Dziewczyna żyjąc w swoim świecie, ignorowała siostrę potrząsającą jej ramionami.
- Idźcie stąd! - Ludzie ani drgnęli. Nadal wgapiali się w całe przedstawienie niczym sroka w gnat. - Już! - dodała głośniej dziewczyna.
Jakieś dwie nastolatki zaczęły coś sobie szeptać na ucho, ale poszły. Kilku starszych mężczyzn, jakby nie chcąc kłopotów, również odeszli. Jeden z nich nawet machnął ręką. Po kilku minutach cała reszta gapiów też się rozeszła.
Carly powróciła do przywoływania siostry na ziemię.
- Blair, Blair. Odezwij się, błagam.
Desperacko zdjęła kaptur z głowy siostry. Wtedy Blair przeniosła swoje tępe spojrzenie prosto na nią. Nie miało w sobie żadnego życia. Było po prostu martwe. Wtedy Carly pomyślała, że może jednak faktycznie psychiatryk to jedyne wyjście.
- Czego chcesz? - spytała zirytowana Blair. Nienawidziła, kiedy ktoś wybudzał ją z transu.
- Żebyś się odezwała.- Objęła siostrę ramionami, ta wstrzymała powietrze i spięła się.
- Odsuń się - powiedziała chłodno.
Carly zrobiła to, co chciała jej siostra. Zabolała ją jej reakcja, ale wiedziała, że musi być dla niej wyrozumiała. Przecież ona widzi świat inaczej - powtarzała sobie.
&
Jednak w sobotę. Koniecznie napiszcie, co myślicie o Blair jako postaci wykreowanej przeze mnie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top