Prolog
Z pewnością każdy z nas ma jakieś marzenia. Moim od zawsze było śpiewanie... na scenie, w świetle reflektorów. Już jako dziecko, zapytana z pozoru żartobliwie o to, co chcę robić w przyszłości, odpowiadałam, że będę piosenkarką. Wtedy byłam zupełnie poważna, udzielając tej odpowiedzi. Nie rozumiałam reakcji dorosłych, którzy usłyszawszy moją odpowiedź, jakoś dziwnie się do mnie uśmiechali. Z biegiem czasu dziecięca beztroska i pewność siebie ustąpiły miejsca dojrzałości, czyniąc mnie osobą twardo stąpającą po ziemi, która podporządkowuje się panującym regułom. Zrozumiałam, że nic nie jest takie proste, jakie wcześniej mi się wydawało. Dostrzegłam okrucieństwo tego świata: ból, cierpienie i fakt, że nic nie zostanie mi podane na talerzu. Każdy kolejny rok życia uczył mnie nowych, coraz to okropniejszych rzeczy, ukazywał fakty, które zbyt trudne do pojęcia i tak musiały zostać przeze mnie zaakceptowane. W końcu przestałam marzyć, dotarło do mnie, że to nie ma sensu. Smutek przepełniał moje serce, gdy z boku patrzyłam jak osoby ze znajomościami (bo na pewno jakieś miały) wygrywały programy muzyczne, zupełnie na to nie zasługując. Towarzyszyła mi przy tym również frustracja. Wiedziałam, że mi nigdy nie uda się zajść tak daleko. Nie posiadałam pleców, mnóstwa pieniędzy... Do tego nie byłam przebojowa ani jakoś specjalnie pewna siebie, żeby pchać się wszędzie na upartego. Brakowało mi dosłownie wszystkiego, żeby cokolwiek osiągnąć. Często płakałam w zaciszu swojego pokoju. Moglibyście powiedzieć: „Hej, dziewczyno, weź się w garść i zacznij działać!". Tylko, że ja działałam cały czas... próbowałam wybić się na czymkolwiek. Założyłam kanał na Youtubie, TikToka (do którego czułam okropną odrazę), nawet zapisałam się do agencji aktorskiej; bycie aktorką było na drugim miejscu zaraz po śpiewaniu. Niestety, los jakby uwziął się na mnie i po kilku latach wciąż stałam w tym samym miejscu. Mój wysiłek był jedną wielką syzyfową pracą. Czego bym nie zrobiła, zaraz albo byłam staczana w dół przez hejterów, albo nie miałam żadnych wyświetleń. Nie mogłam znaleźć sposobu, żeby zaistnieć. Robiłam chyba najgorsze, co można robić w takiej sytuacji: siedziałam i czekałam na cud, który nie przychodził. W pewnym momencie nawet i to przestałam robić. Mając dziewiętnaście lat i idąc na zakończenie roku szkolnego w liceum, zdałam sobie sprawę z tego, że jak tak dalej pójdzie, w przyszłości będę wykonywać jakąś nudną pracę, która nie będzie mi sprawiać żadnej radości. Rodzice oczywiście powtarzali mi, że jestem młoda i przede mną jeszcze całe życie. Klasyk. Jednak w swoich własnych oczach nie czułam się już tak młodo. W mojej głowie dawno temu uroiłam sobie, że w bardzo młodym wieku zostanę rozpoznawalną piosenkarką i będzie tak fantastycznie. Nie było. Ani trochę. Spoglądając na swoje dotychczasowe życie, czułam obrzydzenie i niechęć. Flaki z olejem. Nic więcej. Niczym najnudniejszy serial, w którym nic się nie dzieje. Moja codzienność wyglądała następująco: szkoła-dom. Nie miałam znajomych w liceum. Posiadałam tylko przyjaciółkę, jeszcze z czasów gimnazjum. Ale nie narzekałam, bo ona zastępowała mi dziesięciu fałszywych idiotów. I nawet pomimo tego, że przez moje matury praktycznie straciłyśmy kontakt, jego odbudowanie szło nam całkiem nieźle. Niesamowicie cieszyło mnie to, że Daria nie miała do mnie żadnych pretensji. W końcu nie widywałyśmy się przez osiem miesięcy.
Nawet nie zauważyłam, kiedy moja mama pojawiła się w kuchni.
- Wszystko w porządku? – zapytała, nalewając sobie wodę do szklanki. Musiała zauważyć mój spięty wyraz twarzy. – Coś cię trapi? – dodała, gdy nie uzyskała ode mnie odpowiedzi. W jej oczach malowała się troska.
- Tak, tak, wszystko w porządku. Po prostu dzisiaj jestem trochę rozkojarzona.
- Przecież cię znam nie od dzisiaj, Rita. – zrobiła kilka kroków w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrała się zbyt ładnie jak na siedzenie w domu. Dzisiaj miała mieć wolne. Jednak zanim cokolwiek z siebie wydusiłam, położyła mi rękę na ramieniu. – Cokolwiek cię trapi, minie. Wiem, że teraz się boisz, ale nie masz czego. Na jakieś studia się dostaniesz, a przecież wiesz, że później i tak pewnie będziesz robić coś zupełnie innego. – Ona zawsze wiedziała, co mi leży na sercu. Czytała ze mnie jak z otwartej księgi. Nic nigdy nie udało mi się przed nią ukryć.
- Dzięki mamo, ale przestanę się o to martwić dopiero, jak dostanę wyniki matur. – Czyli w połowie wakacji... - A ty, nie miałaś dziś być w domu?
Popatrzyła na mnie, jakbym mówiła do niej w innym języku.
- No co ty, przecież mówiłam ci wczoraj, że dzisiaj mam ostatni dzień w pracy przed urlopem. – W jej spojrzeniu mignęło coś dziwnego.
- No dobra.
Spojrzała na zegarek i pobiegła do przedpokoju. Poszłam za nią.
- Dobrze, że mi przypomniałaś – rzuciła, zakładając buty. – Zupełnie się zagapiłam. Myślałam, że mam jeszcze pół godziny. Do zobaczenia wieczorem. – Ucałowała mnie w policzek i wyszła. Postanowiłam wrócić do kuchni. Jakieś nie dające się zwalczyć uczucie waliło we mnie z całą siłą sygnalizując, że coś jest nie tak. Rozproszył mnie telefon, który akurat zawibrował na blacie. Odblokowałam ekran i przeczytałam wiadomość:
Daria: Masz może dzisiaj czas? Kawa .
Ja: No jasne. Z chęcią.
Daria: To o której ci pasuje?
Spojrzałam na godzinę w telefonie i odpisałam:
Ja: Byle jak najszybciej. Skisnę w tym mieszkaniu.
Daria: Haha, dobra już wychodzę z domu. Będę u ciebie za pół godziny.
Odpisałam jeszcze „okej" i odłożyłam telefon na blat. Przejechałam dłońmi po twarzy i spojrzałam przez okno. Świeciło słońce. Na niebie widniały tylko nieliczne, niewinne obłoki. Pogoda w telefonie pokazywała dwadzieścia dwa stopnie. Nareszcie trochę cieplej. Przez ostatnie dni było dość zimno. Udałam się do swojego pokoju w celu zamiany dresów na coś sensowniejszego. Jakoś nie wyobrażałam sobie wyjścia z domu w tym, co miałam na sobie. Przez chwilę zawiesiłam swój wzrok na krótkich spodenkach, ale po chwili stwierdziłam, że chyba nikt włącznie ze mną nie chciałby oglądać moich, delikatnie mówiąc, nieładnych nóg. Co prawda jakaś gruba nie byłam, ale chuda niestety też nie... W końcu wybrałam jasne jeansy z niewielkimi dziurami i wysokim stanem oraz szarą bluzkę z krótkim rękawem z Levis'a. Podwinęłam nogawki i nagle znikąd zdałam sobie sprawę z tego, że poprzedniego wieczoru zapomniałam umyć włosy. Zabrałam się więc za to od razu, bez większego zastanowienia. Akurat, gdy skończyłam zawijać sobie ręcznik na głowie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Cholera. Coś wcześnie przyszła. Popędziłam do przedpokoju.
- Hejka – twarz Darii momentalnie rozświetlił uśmiech.
Jej pozytywna energia czasem mnie przytłaczała.
- Coś blado wyglądasz. Wszystko w porządku?
- Za mało spałam. To wszystko.
Zamknęłam drzwi wejściowe. Poprowadziłam przyjaciółkę do salonu.
- Wysuszę tylko włosy i możemy wychodzić.
- Dobra – machnęła ręką. – Mamy czas. Nie musisz się spieszyć.
Stanęłam przed lustrem w łazience i nałożyłam pod oczy korektor. Wklepując go gąbką, odleciałam myślami gdzieś indziej. Konkretniej do mojej niedawno pisanej matury. Bardzo bałam się, że jej nie zdam, choć co prawda nie powinno się to wydarzyć. Wyciskałam siódme poty na korepetycjach i w szkole, więc nie możliwe, żebym nie zaliczyła. Ale to nie zmieniało faktu, że w tym roku egzamin dojrzałości dał mi w kość. Mimo to jak zwykle za bardzo się przejmowałam. Wiedziałam o tym. I nienawidziłam tego w sobie.
- Hej, Rita! Chodź tu szybko.
Przestraszyłam się. Rzuciłam pomadkę i popędziłam do salonu.
- O co chodzi? – zapytałam.
- Posłuchaj – pogłośniła telewizor. Wlepiłam wzrok w ekran. Jakaś kobieta lat około czterdzieści, stała przy nowoczesnym budynku i mówiła:
- ...bardzo serdecznie zapraszamy wszystkich na przesłuchania do pierwszej w Polsce szkoły, Elite Arts...
Zmarszczyłam brwi.
- ...jeżeli marzycie o karierze aktorskiej, tanecznej bądź wokalnej, w naszej nowo otwartej, pierwszej takiej w Polsce placówce otrzymacie najwyższej klasy wykształcenie na miarę zagranicznych uczelni".
Prychnęłam.
- Stara, i to ma być takie istotne?
Być może zbyt ostro zareagowałam, ale wolałam nie budzić w sobie jakichkolwiek nadziei. Nie dostałam się już na studia aktorskie, na które startowałam. Podobnie jak kilka lat temu nie dostałam się do szkoły muzycznej na wokalistykę pomimo rocznych, ciężkich przygotowań. Być może popełniłam błąd nie biorąc kursów przygotowawczych na aktorstwo, jednak werdykt i tak byłby taki sam. Tak naprawdę cały wydział zapewne był już obsadzony dzieciakami znanych aktorów albo po prostu ludźmi ze znajomościami. Takie okazy z ulicy rzadko kiedy się dostają, o ile w ogóle. Znałam tą branżę. A nadal walczyłam z uporem maniaka o wkręcenie się tam. Nie wiedziałam po co. Chyba stwierdziłam, że moje życie po prostu nie będzie miało sensu bez występów na scenie i kamer. Po prostu. Będąc na planie, czy śpiewając dla ludzi, czułam się na właściwym miejscu. I wiedziałam, że każdy z nas ma tylko jedno takie miejsce. Z racji tego, że los stwierdził, że ani aktorstwo, ani śpiew nie są dla mnie, miałam iść na studia, które mnie zupełnie nie interesowały. Już teraz czułam, że to będzie męka przez niewypał, ale musiałam mieć jakieś wykształcenie, żeby w ogóle potem znaleźć pracę. Zagryzłam dolną wargę, żeby się nie popłakać. Nie wyszło.
- Hej, co się dzieje? – Daria zauważyła mój nagły zwrot w stronę okna.
Drążenie tego tematu prowadziło donikąd. Za bardzo mnie bolał, a przecież nie miałam zamiaru rozklejać się przed przyjaciółką. Nikt przecież nie lubi ponuraków.
- To nie ma sensu, błagam cię, wyłącz ten telewizor i chodźmy.
Jakoś udało mi się pohamować łzy. Zgarnęłam z kanapy moją małą, czarną torebkę i zarzuciłam ją na ramię. Gdy zamykałam drzwi od mieszkania, klucze wypadły mi z dłoni. Przeklęłam.
- Na pewno wszystko dobrze? Wyglądasz na roztrzęsioną. Mnie nie oszukasz...
- Błagam, nie rozmawiajmy na ten temat – poprosiłam ją o to chyba resztkami sił, jakie miałam. Modliłam się, żeby nie dopytywała więcej.
Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i rzuciła mi wrogie spojrzenie.
Tylko nie to.
- Nie każ mi, proszę – złożyłam ręce jak do modlitwy.
- Nie dam ci płakać i więdnąć. Koniec z tym. - Wzięła mnie za rękę i gwałtownie pociągnęła. Zaskoczyła mnie tym. – Urodziłaś się, by śpiewać i grać. Dla mnie to po prostu niewyobrażalne, żebyś nie dostała się do tego... jak tam...
- Elite Arts? O nie. Nie zaciągniesz mnie tam. Po moim trupie. Mam dość masonerii.
Zaparłam się nogami, gdy podjęła kolejną próbę pociągnięcia mnie.
- Idziesz tam i koniec. Popatrz, to twoja szansa. Wszystkie szkoły już zakończyły rekrutację, ale popatrz, tutaj masz jeszcze szansę.
Po raz drugi tego dnia prychnęłam.
- Ty naprawdę jesteś taka naiwna? Nie mam ŻADNYCH szans. Myślisz, że tam jest inaczej? Talent nie liczy się w tych czasach.
- Chociaż spróbuj – zaproponowała zrezygnowana.
Zrobiło mi się głupio, że mówiłam do niej takim tonem. Może faktycznie powinnam spróbować? Może tym razem się uda? Haha, naiwna idiotka. Mój mózg właśnie śmiał mi się w twarz.
- No dobra.
Zaraz, zaraz. Co ja właśnie powiedziałam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top