3. W stronę marzeń
Słońce zaszło już całkowicie i zaczynało się ściemniać. Aż bałam się sprawdzić godzinę. Przez ostatnią godzinę pod salą przesłuchań zebrała się całkiem spora grupa ludzi. Każdy z głową marzeń o wielkiej karierze, nie każdy w pełni świadomy realiów. Zdążyłam już nawet zrozumieć mechanizm procesu tej całej rekrutacji. Gdy nadchodziła czyjaś kolej, aplikacja Elite Arts włączała alarm. Omijając wzrokiem zegar na ekranie telefonu, gorączkowo sprawdzałam, kiedy nadejdzie moja kolej. Przede mną było jeszcze pięć osób. Ale to nie zmieniało faktu, że właśnie wybiła dwudziesta pierwsza.
Rodzice mnie zabiją...
Na podłokietniku po prawej stronie Darii usiadła już jakiś czas temu jakaś dziewczyna z włosami pofarbowanymi na różowo. Żarliwie dyskutowała z jakimś chłopakiem. Moja przyjaciółka przysunęła się do mnie już tak blisko, że praktycznie wbiła mnie w lewy bok.
- Auć – syknęłam w końcu.
- Wybacz. Nie przewidziałam, że typiara będzie się aż tak pchać – wyszeptała.
Wywróciłam oczami. Moja osobowość obserwatora taksowała wzrokiem każdego z osobna. Nagle komuś zabrzęczał telefon. Każda para oczu zwróciła się w stronę jednego z tych chłopaków, którzy przyszli tutaj na początku, zaraz po nas. Byłam tak zmęczona czekaniem, że już ledwo kontaktowałam. Szczęśliwiec o roztrzepanej czuprynie wszedł do pomieszczenia. Dziwne, wydawało mi się, że dosłownie dwie minuty temu ktoś otrzymał alarm. A może mi się wydawało? Po prostu siedziałam jak na szpilkach, będąc pełna podziwu wobec sąsiadki z drugiej strony kanapy, która swobodnie dyskutowała ze swoim towarzyszem. Stwierdziłam, że muszę zająć czymś myśli, bo inaczej zwariuję. Zwróciłam się do Darii przeglądającej Instagrama:
- Nie zaśpiewam „Warrior" – poinformowałam ją.
Podniosła na mnie oczy i wygasiła ekran urządzenia.
- Co? Przecież nie ma już czasu na wybór czegoś innego.
- No to nie wystąpię – wzruszyłam ramionami i spojrzałam przez okno obok mnie. Naprawdę miałam już dosyć i wszystko było mi obojętne. – Pieprzyć to. – Momentalnie ogarnęło mnie uczucie bezsensu. Moje marzenia zawsze były ode mnie odległe. A teraz, patrząc na tych wszystkich ludzi i ich uśmiechy oraz pewność siebie, miałam ochotę zniknąć. Może to nie był mój świat? Może przez cały czas żyłam, oszukując siebie, że kocham śpiewanie na zabój?
Różowowłosa dziewczyna niespodziewanie odwróciła się w naszą stronę. Jej zielone, wystrzelone w moją stronę oczy, podkreślone były eyelinerem.
- Czy ja dobrze usłyszałam? Chcesz zrezygnować?
Nie wiedziałam za bardzo jak odebrać jej nagłą reakcję na moje słowa. Tak więc, siedziałam skonsternowana, czekając na jej dalsze ruchy.
- Wiesz, nie chcę wyjść na jakąś bardzo wścibską ani nic, ale taka okazja w twoim życiu może się już nie przytrafić.
- Aneta, czemu ty zawsze musisz wściubiać nosa tam, gdzie nikt cię o to nie prosił? – przeniosłam wzrok na towarzysza dziewczyny, który pokręcił głową z dezaprobatą, po czym wyciągnął rękę w stronę Darii:
- Arek.
- Daria.
Potem przedstawił się też mi i zwrócił się do nas:
- Wybaczcie mojej siostrze, jej hobby to życie innych ludzi.
Aneta sprzedała mu kuksańca w bok. Chłopak zatoczył się lekko w bok, co zwróciło uwagę stojącej obok grupki dziewczyn, na którą prawie wpadł. Zaśmiałam się pod nosem. Arek posłał siostrze mordercze spojrzenie.
- No to mnie już znacie – dziewczyna uniosła kąciki pomalowanych na czerwono ust ku górze. – A zdecydowanie bardziej od wtrącania się w czyjeś życie – zaakcentowała ostatnie słowa wyraźnie zerkając przy tym na Arka – wolę śpiewać. Jak każdy tutaj zresztą. Wiem, nie jestem zbyt oryginalna.
Wydawała się mieć całkiem przyjazne usposobienie.
- Tak szczerze, to ja nawet nie wiem, co ja tu robię – przyznałam. – Zaraz będzie dwudziesta druga, rodzice mnie zabiją. Aż dziwne, że jeszcze nie dzwonią. Do tego nawet, gdybym dostała się na tą uczelnię – gdzieś w zupełnie innym świecie – rodzice i tak nie daliby mi pieniędzy na czesne. Podejrzewam, że nawet gdybym poszła do pracy, nie byłabym w stanie się wypłacić... - paplałam i paplałam. Normalnie nie byłabym taka rozgadana, ale senność już naprawdę mocno dawała mi się we znaki, przez co wszystko dookoła mi obojętniało.
- Zaraz, zaraz... – przerwała mi Aneta – o ile mi wiadomo, to będzie uczelnia publiczna. Chyba, że coś pokręciłam. Arek – zwróciła się do brata – chyba ty gdzieś tak przeczytałeś...
- Co? – chłopak zdezorientowany przeniósł wzrok z ekranu telefonu na siostrę. – A, tak. Czekaj, jeszcze się upewnię.
Przyglądałam się, jak wystukuje litery na wyświetlaczu.
- Hm... jest bezpłatna.
- Ha, mówiłam.
- Ale... Nie dla każdego. O tym, czy będziecie płacić decyduje jaką ocenę dostaniecie podczas przesłuchań. I oczywiście najpierw musicie się dostać.
Zmarszczyłam brwi. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie podobało mi się to. Już taki odsiew na samym początku... pokazywanie, gdzie jest twoje miejsce. Mimo sceptycznych przemyśleń, powstrzymałam się od komentarza.
- To takie trochę... nie fair – stwierdziła Daria.
- A czego się spodziewałaś? Na rynku muzycznym nie ma miejsca dla pierwszego lepszego, który umie śpiewać – powiedziałam brutalnie, mając gdzieś, co pomyślą o moim nastawieniu Aneta i Arek.
- No cóż, nic na to nie poradzimy – wzruszyła ramionami różowowłosa - jednak trzeba próbować wszystkiego. Nawet jeśli wydaje nam się, że coś nie ma sensu...
W tym momencie mój telefon zabrzęczał. Zmroziło mnie. Gdy tylko wyłączyłam alarm drżącymi palcami, przekierowało mnie do aplikacji, gdzie na samym środku białego ekranu pojawiły się dwa słowa, które brzmiały jak wyrok: „twoja kolej". Zadrżałam. W uszach brzęczały mi słowa Darii, Anety i Arka. Spojrzałam na ich zaniepokojone twarze, jednak nic już do mnie nie docierało. Byłam w totalnym amoku. Wstałam i na nogach jak z waty zbliżyłam się do czarnych drzwi. Czułam na sobie wzrok około dwudziestu par oczu. Ktoś chwycił mnie za ramię, jednak wyrwałam się z uścisku i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Zamrugałam oczami, żeby przyzwyczaić się do mroku. Jedynym światłem była mała lampka na suficie. Po prawej stronie dostrzegłam kontury trzech sylwetek, siedzących na krzesłach przy ścianie. Rozpoznałam w nich dwie płci żeńskiej i jedną męskiej. Gdy tylko się pojawiłam, omietli mnie wzrokiem, a zaraz później dziewczyny siedzące obok siebie wróciły do rozmowy. Chłopak obok nich spuścił wzrok. Mi nie pozostało nic innego, jak zająć wolne miejsce obok niego. Białe plamy pojawiły się przed moimi oczami, a na czole pojawił się pot. Otarłam go wierzchem dłoni ciężko oddychając. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wywnioskowałam, że mój stan mógł wynikać ze stresu albo z sześciu godzin niejedzenia. Albo z tego i z tego. Karciłam siebie w duchu, że mogłam coś zjeść przed wyjściem. W pewnym momencie poczułam, że mało mi brakuje do zemdlenia. Wtedy już nie starałam się zamaskować swojego fatalnego samopoczucia. Oparłam się rękoma o kolana i spuściłam głowę w dół. Nie obchodziło mnie, że ktoś może zwrócić na to uwagę. W myślach chłostałam się za swoją słabość. Nienawidziłam jej okazywać. Zamknęłam oczy.
- Czy... wszystko w porządku?
Przez mgłę w moim umyśle przedostał się niski męski głos dobiegający z lewej strony.
- Ja...
- Oddychaj. Zaraz przyniosę ci wody.
Oddychałam głęboko, odkąd tylko świat zaczął wirować. Doskonale wiedziałam, co robić w sytuacjach zasłabnięcia. Wiele razy w życiu mi się to zdarzało. Podobnie jak krwotoki z nosa. Ale nie byłam chora, nie. Byłam po prostu słaba. Do moich uszu dotarły jeszcze jakieś damskie głosy, ale już nie byłam w stanie ich zidentyfikować.
Bałam się uchylić powieki, jednak musiałam w końcu to zrobić. Nie pożałowałam. Białe plamy zaczęły znikać. Usłyszałam kroki. Przed sobą ujrzałam dłoń z papierowym kubkiem wypełnionym wodą. Wzięłam go mamrocząc ciche „dziękuję". Wzięłam solidny łyk trzeźwiącej cieczy i odchyliłam głowę do tyłu. Czułam na sobie spojrzenie nieznajomego, jednak nie ośmieliłam się odwrócić w jego stronę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po mojej lewej dostrzegłam kolejne drzwi. Ewidentnie znajdowałam się w czymś w rodzaju poczekalni. Zauważyłam, że dwie dziewczyny, które jeszcze przed chwilą tu siedziały, zniknęły. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego sąsiada:
- Lepiej?
- Yyy... tak – odpowiedziałam lekko zdezorientowana. Stwierdziłam, że oprócz bezsensownego dukania, powinnam wykrzesać z siebie odrobinę manier. – Jeszcze raz dziękuję. – Zmusiłam się by spojrzeć mu w oczy. Nigdy nie lubiłam tego robić. Zazwyczaj unikałam kontaktu wzrokowego.
- Drobiazg – obdarzył mnie delikatnym uśmiechem, a do mnie dotarło, że skądś kojarzę tę twarz... roztrzepane włosy...
- Zaraz, czy ty czasem nie wchodziłeś tutaj jakieś pół godziny temu? – zapytałam.
- Czterdzieści – poprawił mnie.
- No tak. Wiesz może, jak wyglądają te przesłuchania? – spytałam skupiając wzrok na pustym, papierowym kubku, który obracałam w dłoniach. Zaczęłam się stresować. Nie wiedziałam, dlaczego.
- Hm... z tego co się orientuję, za tymi drzwiami – pokazał palcem w lewo – jest scena. Naprzeciwko sceny podobno siedzi jury, ale nie mam pewności.
Skinęłam głową, ale nie mógł tego zauważyć, bo wyciągnął telefon i włączył Instagrama.
Aha.
Dobrze, nie musiałam być interesująca ani zabójczo piękna, żeby musiał się we mnie wpatrywać, ale scrollowanie postów wydało mi się lekko nie na miejscu. A może to ze mną było coś nie tak? Czasem miałam wrażenie, że nie pasuję do dwudziestego pierwszego wieku i znalazłam się w nim przez pomyłkę w ramach bardzo nieśmiesznego żartu. Drażniły mnie social media, co nie oznaczało, że nie miałam konta na Instagramie czy Facebooku. W ostatnich latach zaobserwowałam, że coraz mniej zaglądałam na serwisy społecznościowe.
W końcu przyszła i pora na tego, który nawet mi się nie przedstawił. Gdy na wyświetlaczu jego telefonu pojawiło się powiadomienie, wstał i jak gdyby nigdy nic podążył w stronę drzwi. Nic nie powiedział. Nawet się nie odwrócił. A zresztą, czego ja oczekiwałam? Tutaj toczyła się wojna o jedno z dwudziestu miejsc na kierunku, a ja, głupia i naiwna, przez chwilę pomyślałam, że ludzie tutaj będą życzliwi. Oj, Rita, to ostatnie miejsce, w którym ktokolwiek mógłby być dla ciebie pomocny i uprzejmy. Chciało mi się z siebie śmiać.
Drzwi trzasnęły. Zostałam sama. Poczułam niepokój. Nie wiedząc za bardzo, co ze sobą począć, poszukałam na telefonie instrumentalu do piosenki „Warrior". Zdecydowałam, że jednak podejmę się tego wyzwania. Jeśli już coś spartaczyć, to z hukiem. Wydrę się tak głośno, że to całe jury pospada z krzeseł. Te idiotyczne myśli dodały mi energii.
Nie miałam pojęcia, jak długo siedziałam, gapiąc się w podłogę, ale w pewnym momencie ciszę przecięło brzęczenie powiadomienia. Jakoś nagle dopadła mnie zupełna znieczulica. Stres pozostał gdzieś z tyłu głowy, totalnie nieszkodliwy, co nie znaczy, że wcale go we mnie nie było. Wstałam i podążyłam w stronę swoich marzeń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top