☬15☬
Tydzień później Rider siedział u siebie na podwórku. Jak dobrze, że jeszcze jest ciepło! Chociaż niedługo zacznie się połowa sierpnia i z pewnością nadejdzie również ochłodzenie. Że też cudowna pora zwana latem nie mogła trwać już zawsze...
Po chwili obibok poczuł, że jego telefon znajdujący się w kieszeni portek zawibrował. Kolejna wiadomość? To już był dwudziesty raz z rzędu w ciągu ośmiu minut. Chłopak nawet nie wyjął komórki, bo wiedział, że nadawcą jest Maryna. Nie dawała mu spokoju, a Rider miał już jej po dziurki w nosie.
Zamknął oczy, chcąc wyciszyć myśli, gdy usłyszał nadjeżdżające auto. Było to dosyć niespotykane, bo ulicą, na której mieszkał chłopak, prawie nikt nie jeźdźił. Rider szybko otworzył z powrotem swoje ,,piękne paczajki" i przyjrzał się samochodowi. Był zaparkowany dwa domy dalej. Uff, czyli nikt nie zamierza odwiedzić jego rodziny. Chłopak wstał i ruszył do kuchni, chcąc wyjać jakiegoś loda z zamrażarki. Gdy wrócił na podwórko, to położył się na rozwieszonym nieopodal hamaku. ,,To jest luksus!" ~ pomyślał. Szkoda tylko, że znowu nie miał paliwa w simsonie. Może przydałoby się znaleźć jakąś pracę, a nie ciągle wyciąga hajs od rodziców? Chociaż, z deugiej strony, Rider jest zbyt leniwy...
Gdy zjadł już przyniesiony przysmak, to postanowił skorzystać z nieobecności ojca i przejechać się jego wypasionym samochodem. W końcu nikt nie zauważy, prawda?
Chłopak wstał i wszedł do garażu. Po kilku chwilach wyjechał autem swojego rodziciela na podwórko. No, a teraz migiem na ulicę! Jak dobrze, że miał przy sobie pilota od bramy i mógł ją automatycznie włączyć. Cóż za luksus!
Rider zapiął na wszelki wypadek pasy i ruszył przed siebie. Niedawno wyrobił sobie prawo jazdy, więc ogarniał to i owo.
W chwili, gdy już miał wyjeżdżać na główną ulicę jego pięknej mieściny, coś niespodziewanie pojawiło się na samym środku drogi. Jakieś zwierzę? Nie... To człowiek! Rider nacisnął hamulec, ale był już tak rozpędzony, że nie udało się zatrzymać pojazdu i osoba przed samochodem została potrącona. I to dosyć mocno. Chłopak patrzył bez słów na opadające ciało. To była ta co go porwała, Herbacianka! O szlag! Rider, niewiele myśląc, nacisnął gaz do dechy i odjechał. Miał szczęście, że tymi ulicami rzadko jeździ policja, bo w mig zauważyliby krew na oponach! Wystarczy teraz tylko wjechać do jakiejś myjni bezdotykowej i zmyć zabrudzenia. A Beata? Może jeszcze żyje?
Ale niestety czy też stety, nie żyła już.
***w tym samym czasie***
Dejwid siedział w swoim wspaniałym biurze i obserwował ekran telefonu. Uwielbiał swoją przezorność! Wiedział, że Herbacianka znajduje się na jakimś nieznanym mu osiedlu. Jednak skąd miał pewność, że akurat tam? Pomogła mu pluskwa przyczepiona do ubrania Beaty. W końcu musi ją pilnować, by nie wygadała nikomu o tym, jak on ją traktuje. A przecież szarpanie za włosy i posługiwanie się nią jak służącą jest normalne w małżeństwie, prawda? W końcu tak mawiał ojciec Samczyka, więc to musi być prawda!
Zadowolony uśmieszek jednak szybko zszedł z twarzy Dejwida gdy odkrył, że punkt oznaczający Herbaciankę na jego telefonie zniknął. Czyżby odkryła przedmiot i zniszczyła? A może zrobił to kto inny? Może zepsuł się? Niedobrze!
Mężczyzna wstał i założył okulary na nos. ,,Trzeba będzie z nią porozmawiać jak wróci". Pewnie zastanawiacie się teraz: czemu ten idiota Samczyk zostawił samowolę swojej żonie, skoro mogła z łatwością na niego nakonfidencić? Otóż Dejwid był wręcz pewien, że Beata jest zbyt lękliwa, by na niego naskarżyć władzom.
To przedświadczenie jednak okazało się dla niego zgubne, bo chwilę później do pokoju wbiła grupka policjantów z bronią gotową do akcji.
- Ręce do góry! - zawołała jedna z nich. Samczyk jednak był w końcu szefem rosyjskiej mafii i nie straszna mu jakaś banda obdartusów, żrąca co dzień pączki z czekoladą! Schował się za biurko i wyjął z kieszeni krótką spluwę. Nie miał przy sobie nic lepszego, bo cały wspaniały arsenał znajdował się w piwnicy. Meżczyzna wysunął się z boku biurka i strzelił w nogę jednemu z policjantów. ,,Szlag, nie trafiłem!". Przez ten błąd inna osoba zdążyła celnym strzałem wysłać spluwę Samczyka w powietrze, przez co ten był teraz bezbronny.
- Nie ruszaj się, radzę Ci - usłyszał. Nie chciał za bardzo tracić życia, więc usłuchał.
Kilka minut później wychodził z budynku, otoczony wianuszkiem stróżów prawa. Co z tego, że teraz trafi do więzienia, skoro jego podwładni w mig go uwolnią?
I tym razem Dejwid nie przemyślał jednej rzeczy. Jego "podwładni" nie cierpieli swojego szefa i na pewno mu nie pomogą.
--------------------
Chyba jest jakiś progres w końcu, bo zamiast napisać "w międzyczasie" po raz entny, to jest "w tym samym czasie".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top