☬11☬

Nastał wieczór. Maryna już czekała gotowa na nocną eskapadę pod pierzyną by rodzice myśleli, że niedługo pójdzie spać. Oni z pewnością niezbyt dobrze przyjęliby fakt, że ich córka zamierza "okraść" jakiegoś snajpera! Na szczęście mama i tata wcześnie położyli się spać. Maryna spojrzała na zegar wiszący nieopodal. Już 23:25. ,,Trzeba się zbierać".
Świerzbowska powoli wstała z łóżka, założyła płaszcz oraz buty, po czym wyszła z domu. Wzięła ze sobą tylko jakieś pudełko, by pomieścić te morele. W końcu nie idzie po dwie czy po trzy. Również nie może wziąć zbyt wiele, bo cała sprawa będzie mogła prędko wyjść na jaw. Rózanna powiedziała wczoraj, że Solesław ma tak dużo moreli w ogródku za tą swoją ruderą, że nie zauważy, jak zniknie kilka. Ale tylko kilka.
Świerzbowska spotkała się z Rózanną na umówionym miejscu. Potrzebowała jej, jakby miało się coś stać (na przykład, jakby któryś z domowników się obudził). Bez zbędnych powitań i pogaduszek dziewczyny ruszyły pod dom Solesława, który znajdował się już niedaleko.
Po dotarciu na miejsce Rózanna popchnęła delikatnie drzwi wejściowe. Ten Grzesiuk to serio miał dużą ufność wobec złodziei, skoro nigdy nie zamykał swojego mieszkania. Włamywaczki po cichu weszły do mieszkania. Wydawało się, że nikogo nie ma. Maryna wyszła tylnimi drzwiami do ogrodu, podczas gdy Rózanna przeszukiwała mieszkanie. Tu serio nikogo nie było. Gdzie Edgara? Solesław? Leszek?
Trochę to był podejrzane, ale trudno. Ulotnią się, zanim ktokolwiek wróci do domu. Towarzyszka Świerzbowskiej udała się do kuchni, chcąc zobaczyć, co jest w lodówce. Może natrafi na coś dobrego? Przy okazji włączyła światło, bo po co siedzieć w takim razie po ciemku? Otworzyła lodówkę i zajrzała do środka. Ser, szynka, dwa pudełka po lodach, jajka... Zaraz, pudełka po lodach? I to w dodatku z bakaliami mmm... Rózanna wzięła cięższe pudełko i je otworzyła. Tyle, że tam nie było lodów... I na pewno nie pachniało jak lody! Ohydztwo. Kogo to jest? Solesława? Nie... Raczej nie. Rózanna słyszała o nim różne opowieści i raczej nie robił czegoś takiego. Dziewczyna właśnie miała wołać Marynę, by zobaczyła znalezisko, gdy Świerzbowska akurat przylazła, trzymając pudełko w obu dłoniach.
- Ile wzięłaś tych moreli? - zapytała jeszcze.
- A z jakieś 30. Chciałam więcej, ale już się nie zmieściły - odparła z pewnym żalem Maryna.
- Dobra, dobra. Daruj sobie. Lepiej zobacz, co ja znalazłam.
Po tych słowach Rózanna pokazała Świerzbowskiej zawartość pudełka po lodach.
- C-czemu tu są organy wewnętrzne?! - krzyknęła Maryna, która nie miała racji. W tym pudełku znajdowało się jedynie kilka ludzkich serc! Co za psychol trzyma takie coś w pudełku po
lodach? Istniało tylko trzech podejrzanych - musiał to być któryś z domowników rudery. Trzeba będzie odkryć, kto posunął się do takiej paskudnej zbrodni, a... to paskudztwo oddać na policję czy gdzieś.
W czasie tych gorączkowych rozmyślań ktoś zamknął drzwi. Świerzbowska się odwróciła i zobaczyła... Solesława Grzesiuka z czerwonymi rękoma! Na ich widok chłopak zrobił zaskoczoną minę i zawołał:
- Co robicie w mojej ruderze, dzbany jedne? I jeszcze kradniecie mi żarcie z lodówki? Oj nie nie - po tych słowach wyjął on z buta gaz pieprzowy. ,,Jeny, czy on zawsze w tych butach nosi jakąś broń?" ~ pomyślała zniesmaczona Maryna. Jednak nie wyraziła tej myśli na głos.
- A żebyś widział, co znalazłam! No chyba, że to paskudztwo jest twoje - odparła Rózanna i pokazała mu zawartość.
- To nie moje, tylko Leszka po pierwsze, a po drugie, laleczki, czemu zakradłyście mi się do domu? - odrzekł Solesław. Najwyraźniej zawartość tegoż pudełka nie zrobiła na nim wrażenia.
- Ty serio o to pytasz, gdy znaleziono u Ciebie w lodówce organy wewnętrzne? - nie dowierzała Świerzbowska.
- Co mnie to obchodzi, co wyprawia Leszek? On się nie czepia moich hobby, to ja jego też nie. Wiadomo, jest to lekki szok, ale nic nie powiem. Chociaż zaraz... - zamyślił się Grzesiuk, po czym jego twarz wykrzywił grymas wściekłości.
- A więc to tak! Zabił moją Edgarę bez powodu, by tylko zyskać kolejne serce zapewne!
- O czym ty gadasz? - odpowiedziały chórem dziewczyny.
- O tym, co znalazłem na podwórku - odparł i ruszył do łazienki umyć ręce.
Rózanna i Maryna wyszły na dwór. Koło jakichś kwiatków leżało... ,,O nie..." ciało Edgary! Ledwo można ją było rozpoznać, rozkład robił swoje. Ale to ewidentnie ona. Co się stało?
Po chwili wrócił Grzesiuk i wtargał Edgarę do salonu.
- Nie mogłeś zostawić tych zwłok? Co, będzie tu leżeć do końca twoich dni? - rzekła Rózanna.
- Nie, chcę ją dobrze pochować, a nie byle jak. W końcu nie była taka zła. Zawsze mi czyściła bronie i miałem z kim się kłócić o byle co. Jedno wiem na pewno - Leszek będzie martwy w dwie sekundy, jak wróci tutaj. Gdybym miał jeszcze moja kochaną snajperkę, to zginąłby jeszcze wcześniej.
Po tych słowach Solesław położył się na ziemi i wyjął spod sofy niewielki pistolet. Ciekawe, ile jeszcze ma tak sprytnie poukrywanej bronii...
- Halo, Solesław, wróciłem! Zostało jeszcze coś z kolacji?! - dało się słyszeć z korytarza. Wrócił Leszek.
Grzesiuk szepnął do włamywaczek:
- Z wami później sobie pogadam, hultaje, teraz muszę coś załatwić.
Chwilę później wstał, przeładował broń i otworzył drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top