XXIII
Co ciekawe na lekcji eliksirów, którą spędziłam z Draconem wszystko było dobrze, dopóki nie zapytałam go co się stało, że tak nagle straciliśmy kontakt, a on wytłumaczył, że to sprawy które mnie nie dotyczą i nie chce mnie nimi zadręczać.
- Dlaczego nie? - Zapytałam - Jestem... a przynajmniej byłam, twoją przyjaciółką i chciałabym ci pomóc, więc nie odwracaj się na wyciągniętą dłoń.
- Potter, czego ty nie rozumiesz? Nie możesz mi pomóc. - Zdenerwował się, ale od razu zszedł z tonu uspokajając się - Uwierz mi, że są rzeczy o których nie masz pojęcia. Takie, które choćbyś bardzo chciała nie będą cię dotyczyć i uwierz, że naprawdę doceniam twoje chęci, ale nie mogę ich przyjąć.
- Dobra, rozumiem - odparłam - ale chce żebyś do mnie przyszedł jeśli coś się stanie. Obiecujesz? - Zapytał wystawiając w jego stronę mały palec.
- Ale że tak bez przysięgi wieczystej? - Zaśmiał się wykonując ten sam ruch co ja
- Bez, ale pamiętaj, że jak złamiesz tą obietnice to mam prawo odciąć ci palec. - Pogroziłam wracając do ważenia eliksiru.
Gdyby spojrzeć na to z innej strony to jeszcze niedawno byliśmy parą. Tą parą, która rządzi w szkole, a na korytarzu robi się dla niej przejście. Nasza romantyczna relacja nie trwała długo, ale wtedy znałam go na wylot. Potrafiłam czytać z niego jak z otwartej księgi. Teraz, nie jestem pewna czy jest tym samym zakochanym w sobie księciem. Zmienił się. Bardzo się zmienił.
***
O dwudziestej umówiona byłam z Elizą, w naszym dormitorium. Z kolei z Harrym na siedemnastą w bibliotece. Takie strategiczne zagranie, żeby na mnie nie nawrzeszczał. Do tego czasu musze jeszcze wysłać list do Syriusza i iść na transmutacje, gdzie będę mogła porozmawiać z Ginny, przynajmniej mam taką nadzieję.
- Hej, Potter! - Usłyszałam za plecami, dobrze wiedząc kto się zbliża.
- Hej, Malfoy! Nie rozmawialiśmy przypadkiem chwile temu? - Dodałam śmiejąc się
- Być może... dobra nie ważne. Idziesz z kimś do Hogsmeade jutro?
- Jutro? Całkiem o tym zapomniałam!
Ostatnimi czasy moja pamięć bardzo szwankuje i chcąc nie chcąc umykają mi takie szczegóły jak wyjście do pobliskiego miasteczka.
- Czyli nie jesteś jeszcze z nikim umówiona? To super, widzimy się za pięć dwunasta w sali wejściowej. - Dodał i poszedł sobie nie czekając na moją odpowiedź.
- Hej, ale ja się w cale nie zgodziłam! - Zawołałam za nim, ale już dawno zniknął za rogiem
Lekko zdezorientowana skierowałam się w stronę klasy McGonagall. Moje myśli zaprzątały dwa planowane na dzień dzisiejszy spotkania. Ze starszym bratem będę się musiała podzielić nowościami od Umbridge natomiast z Elizą, przedyskutować to jak nasza relacja się zmieniła i dowiedzieć czemu przerzucono ją na eliksirach o klasę niżej. Przeczucie mi podpowiadało, że żadna z tych rozmów nie skończy się dobrze.
- Dzień dobry - powiedziała profesor McGonagall otwierając nam drzwi klasy. - Na dzisiejszych zajęciach omówimy wasze ostatnie wypracowania, które poszły gorzej niż się spodziewałam, oraz zajmiemy się zeszłorocznym zadaniem egzaminacyjnym, którego wasi starsi koledzy nie potrafili zrobić, tracąc przy tym kilka punktów.
Kiedy tylko zajęłam swoje miejsce w przedostatniej ławce, zauważyłam, że Ginny wcale nie pojawiła się na zajęciach. Zdziwiło mnie to, ponieważ Weasley'owie zawsze byli okazami zdrowia. Oprócz pojedynczych wypadków Rona, nigdy nic im się nie działo. Profesor musiała zauważyć moje zakłopotanie, ponieważ podając mi sprawdzone wypracowanie, dodała:
- Panna Weasley, trafiła dzisiaj rano do skrzydła szpitalnego. Stała się ofiarą żartu pana Zabiniego. Nic poważnego jej się nie stało, ale panowie Potter i Weasley uparli się, żeby ją przebadać. Wracając do wypracowania, jest ono jednym z lepszych, ale i tak oczekuje wyższego poziomu, a w szczególności od ciebie, Potter.
Od razu rozwinęłam oba zwoje pergaminu i szybko przeleciałam wzrokiem tekst. Na tyle trzeciej strony znajdował się długi komentarz nauczycielki, napisany czerwonym atramentem. Krytykowała w nim drugi akapit rozwinięcia i nic nie wnoszące zakończenie, ale pochwaliła mnie za dobrą składnie, wyszukane słownictwo oraz odpowiednio dobrane argumenty. Koniec końców, moja punktacja to 48/70. Nie jest źle, jednak gdyby to przeliczyć, to wyszłoby nie całe 70%. Nie jestem zadowolona z takiego wyniku, ale nie mogę za niego obwiniać nikogo innego jak siebie. Byłam za mało skupiona i przejmowałam się nie tym czym trzeba.
Kolejnych kilkadziesiąt minut McGonagall katowała nas naprawdę trudnym zadaniem. Wyszło mi dopiero za czwartym razem, ale przynajmniej jako pierwszej, dzięki czemu Slytherin otrzymał dodatkowych dziesięć punktów. Postanowiłam zrzucić winę nieudanego zaklęcia na Zabiniego. Zrobił krzywdę mojej przyjaciółce, a to rozpraszało mnie wystarczająco, żeby nie skupić się na wykonywanym zadaniu.
Wybiegłam z sali kiedy tylko rozległ się dzwonek i poleciałam do skrzydła szpitalnego. Grzecznie zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź przekroczyłam próg. Od razu spotkałam się z karcącym spojrzeniem madame Pomfrey, które zawsze przyprawiało mnie o ciarki.
- Czego panienka tu szuka, Potter? - Zapytała kobieta, unosząc jedną brew
- Profesor McGonagall wspominała, że trafiła tu dzisiaj Ginny Weasley. Chciałam ją zobaczyć i dowiedzieć się co się stało. - Wyznałam
- Nic jej nie było. - Odpowiedziała szybko i mało przekonująco.
- Czyli nie ma jej tu? - Zapytałam
- Nie.
- W takim razie wie pani gdzie mogę jej szukać? - Zapytałam lekko zirytowana jej krótkimi odpowiedziami
- Nie wiem. Proszę wyjść. Przeszkadza mi panienka w wykonywaniu zawodu.
Zdenerwowana obróciłam się na pięcie i wyszłam nie zamykając drzwi. Zdecydowanie Pani Pomfrey coś ukrywa, tylko pytanie co i przed kim. Szczerze wątpię, że tylko przede mną, więc musi to być coś większego.
Maraton przez szkołę zajął mi ponad pół godziny, a nie załatwiłam tak naprawdę nic. Muszę dostać się do sowiarni i wysłać list do Syriusza, który będzie największym kłamstwem jakie mu wcisnę. Napisałam, że wszystko jest super, często rozmawiam z Harrym, a nauczyciele mnie chwalą. Oczywiście żaden z tych elementów nie miał prawa bytu w moim życiu przez ostatnie półtorej miesiąca. Nic mi się nie układało a codzienność zmieniła się w walkę o przetrwanie. Chciałam płakać, ale z drugiej strony nie chciałam pokazywać słabości.
Powoli schodziłam z wieży kierując się do swojego dormitorium. Potrzebuję drzemki. Bardzo potrzebuje.
***
Przekroczyłam prób biblioteki i skierowałam się do swojego ulubionego działu - smoki i węże. Zakładam, że Harry też się tu skieruje, bo jak wiadomo, spędzam tu większość swojego wolnego czasu. Jestem zmęczona, nie mam ochoty myśleć, a najchętniej uciekłabym stąd i wskoczyła w pierwszy pociąg do Londynu. Potrzebuje przytulić się do Karo i wyjść z nią na spacer. Spojrzałam na swoje ulubione miejsce pod oknem, aktualnie zajęte przez jakiś pierwszoroczniaków. Chyba zauważyli że im się przyglądam, bo czym prędzej pozbierali swoje rzeczy i przesiedli się alejkę dalej. Nie wiedziałam, że mam aż taką moc.
Oczekując na Harry'ego, jak zwykle spóźnionego zaczęłam kreślić rysunki na kawałku pergaminu zostawionym przez strachliwe dzieci.
- Co rysujesz? - Zapytał brat, stając za mną i pochylając się nad rysunkiem
- Nie wiem, nic konkretnego. - Odpowiedziałam kopiąc w krzesło, jednocześnie odsuwając je od stołu
- Wszystko dobrze?
Spojrzałam na chłopaka zastanawiając z której planety przyleciał. Skąd wzięło się u niego takie spokojne podejście. Zero nadpobudliwości, którą się cechował i żadnych krzyków.
- Nic nie jest dobrze. Czeka mnie rozmowa z Elizą, na którą nie jestem gotowa, okłamałam Syriusza, Draco zaprosił mnie do Hogsmeade, a Umbridge chce żebym dołączyła do jej szeregów zwalczania ludzi wierzących tobie. Nie wiem co mam robić, jestem bez silna.
- Jeszcze raz. Co zrobił Malfoy? - Zapytał lekko zagotowany
- Tyle wyciągnąłeś z mojej wypowiedzi? Serio?
- Chuj cię zdradził, zawarł jakąś przysięgę z Parkinson, a teraz chce żebyś poszła z nim do miasteczka sam na sam? Nie zgadzam się.
- Sorry, ale w tej kwestii nie masz totalnie nic do powiedzenia, więc możesz sobie odpuścić. Jeszcze nie wiem czy pójdę, a nawet jeśli to jest to moja indywidualna sprawa. - Ucięłam. - Wracając do Umbridge.
Widać było że zdenerwowała go moja samodzielność. Zdjął okulary, żeby uniknąć mojego spojrzenia i udawał że czyści je swetrem z mundurku. Mimo to opowiedziałam mu wszystko czego dowiedziałam się od ropuchy i zaznaczyłam, że nie chcę do niej dołączać.
- Hermiona chce założyć tajny klub do nauki samoobrony. - Wyznał. - Chciałbym żebyś do nas dołączyła. Nie wiesz jakie zagrożenia czekają za rogiem, a nie wybaczę sobie jeśli coś ci się stanie. To ja mam być nauczycielem, więc pokaże wam wszystko co tylko potrafię.
Wiedziałam, że się o mnie martwi. Wbrew wszystkiemu co mówią gazety i tego co uważa Syriusz, naprawdę jesteśmy zgranym rodzeństwem. Jedno bez drugiego nie przeżyje. Mimo to wzruszyły mnie jego słowa.
- Nie wiem co mam powiedzieć. - Odparłam
- Wystarczy tak lub nie. Maja, musisz wiedzieć że nigdy nie chciałem cię zranić, a ostatnimi czasy nie byłem dla ciebie najlepszym wsparcie. Wybacz mi proszę, bo inaczej zginę z rąk Ginny, Ivet i Hermiony.
- Przepraszasz tylko ze względu na nie? - Zaśmiałam się. - Zastanowię się nad twoją hojną propozycją i dam ci znać w niedzielę, okej? A teraz, gdzie jest Ginny i co jej się stało?
- Yyyy... - zakłopotany starał się uniknąć mojego spojrzenia, jednak nie wychodziło mu to ani trochę. - Ron zepchnął ją ze schodów.
- Co?! - Mój szept stał się odrobinę za głośny za co oberwaliśmy spojrzeniem groźnej bibliotekarki.
- To było przypadkiem! Sprzeczał się z Zabinim, a ona podeszła żeby ze mną porozmawiać i akurat trafiła na wymianę uderzeń. Zabini pchnął Rona, a Ginny weszła między nich i Ron nie patrząc co się dzieje odegrał się. No i okazało się, że Ginny nie ma za grosz równowagi, więc spadła. Ale tylko kilka schodków! Pani Pomfrey szybko ją obejrzała i nas wyrzuciła, a McGonagall powiedziała, że zwolni ją tylko z dzisiaj.
Nie wiedziałam czy jestem bardziej załamana czy przerażona.
- O co poszło z Blaisem? - Zapytałam
- Nie ważne, to ich sprzeczka, więc nie wtrącaj się proszę.
Westchnęłam, ponieważ liczyłam na jakieś ploteczki, a tu takie rozczarowanie. Nie no, tak szczerze to boję się o co mogli się pokłócić.
Posiedziałam jeszcze chwilę z Harrym po czym wyszliśmy kierując się do Wielkiej Sali. Ostatni raz kiedy tak miło wspólnie spędziliśmy czas to w dniu w którym odebraliśmy nasze psiaki. Spiskowaliśmy wtedy przeciw Syriuszowi i nic nie mogło nas rozdzielić. Później kłótnie i artykuły doprowadziły do rozpadu naszej siostrzano-braterskiej relacji. Nie byliśmy już tak silni, a osobno radziliśmy sobie lepiej. Czuję, że dzisiejsza rozmowa poprawi naszą relacje, zamknie usta plotkarom i zbuduje między nami silniejszą więź.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top