Czym my jesteśmy?
Zapytany o ich relację odpowiedziałby zwykle "Jestem przyjacielem Illumiego", jednak nie zawsze. Czasami udawał, że nic ich nie łączy. A może i nie udawał? Czasem nazywał się jego wrogiem a czasami kochankiem. Poniekąd byli zaręczeni... ale czy tak naprawdę byli? Ich słowa i czyny zmieniały się prędko, gdy skakali z ofiary na ofiarę. Wpadali w różne obsesje, zapominając o sobie nawzajem.
Czy na pewno?
Illumi słysząc o mrówkach chimerzych, od razu pomyślał o Hisoce, o tym jak dobrze on by się bawił, walcząc z nimi. Nie powiedział mu o tym na czas. Dlaczego? Czy mógłby posłać go tam z czystym sumieniem? Czy miał jeszcze sumienie?
Zwykle spotykali się przypadkiem albo zdzwaniali, żeby sobie z czymś pomóc i "przy okazji" spędzali wspólne noce.
W końcu, nie rozumiejąc tego uczucia w brzuchu, zadzwonił do niego, bo Hisoka był zajęty swoimi sprawami. - Hisoka? Mam zlecenie, które może cię zainteresować i potrzebuję wspólnika. - zwykle mawiał. Noc była dla nich dosyć oczywista, po poderżnięciu innym gardeł, Hisoka lubił drapać jego plecy, gryźć usta i ciągnąć za włosy.
Jako zabójca, rzadko myślał o tym czuje, a nawet gdy myślał, to nie rozumiał uczuć. Nie umiał ich raczej odróżnić i czasami pytał magika, odgarniając włosy na bok "co teraz czuję?". Morrow zawsze umiał mu odpowiedzieć i jakoś mu wierzył, bo czemu miałby kłamać? A nawet jeśli ekscytacja nie była złością, to co to zmienia? Kompletnie nic. Dlaczego więc obgryzał paznokcie, gdy ze stresem czekał na swojego klauna?
- Nie powinieneś tego robić, to brzydkie. - jak zawsze pojawił się znikąd, bo taki był Hisoka. Pojawiał się kiedy i gdzie chciał, proszony czy nie. Oczywiście, Illumi słyszał stukot jego obcasów, lecz ani drgnął.
- Hisoka, skończyłeś już z nimi?
- Jasne! Chcesz zobaczyć jak śmiesznie ich pozabijałem? Możemy ustawić ich twarze w zabawne miny? - magik wydawał się zadowolony, również podniecony ewidentnie zbliżającą się wspólną nocą.
- nie. - Illumi jak zwykle, nie udawał kogoś, kim nie jest. On chyba widział zabijanie nieco inaczej niż ten klaun.
- aiya... czyli idziemy już? - Hisoka jednak wyczuł jakąś zmianę, coś dziwnego. Jakby ich niespójna rutyna, została zakłócona.
- Gdzie chcesz iść? - odpowiedzi długowłosego zawsze były suche, lecz teraz coś więcej było na rzeczy. Nie byli z tych, co pytają siebie jak się czują czy czule gładzą po policzkach.
- niedaleko jest opuszczony hotel. - mruknął i po chwili milczenia, zerknął na niego figlarnie - Illumi? - zagadnął.
Nic.
- Illu!
- co.
- Coś mi mówi, że świetnie byś sobie dziś poradził sam, wiesz? - oblizał usta - nie byłem ci potrzebny. Wygląda na to, że wezwałeś mnie z innego powodu... - kontynuował - czyżbyś po prostu za mną tęsknił? Wezwałeś mnie tylko dlatego, że chciałeś dzisiaj się pieprzyć? - dotknął jego brody.
- A nie mogę wzywać ciebie, gdy chcę się pieprzyć? - Illumi nie był w humorze, ale to żadna nowość. Rzadko wpadał w ekscytującą błogość, zwykle musieli się naćpać w tym celu. Patrzył na niego spokojnie, lecz Nen miał gęsty.
Hisoka chciał rzucić kolejnym żartem z podtekstem, ale wyjątkowo coś dotarło do jego mózgu i zrozumiał, że to jest poważne pytanie.
- możesz.
Illumi zeskoczył z dachu bez słowa. Hisoka uśmiechnął się lekko i podążał za Zoldyckiem, w kilka sekund dostali się na dach opuszczonego hotelu. Illumi bez żadnych oporów wybił dziurę w ścianie i po prostu tam wszedł, magik za nim.
- Illumi - zagadnął.
- Tak? - zabójca wreszcie na niego spojrzał i się zatrzymał, za co dostał buziaka w nos.
- naprawdę możesz.
- wiem - Zoldyck przewrócił oczami, lecz nadal przygryzał paznokcie - a...
- a....? - zachęcił go Morrow. Illumi rzadko miewał pytania nacechowane emocjonalnie, więc chciał wiedzieć o co chodzi.
- Nieważne. - porażka, nie umiał o to zapytać. To byłoby przyznanie się do posiadania uczuć i potrzeby posiadania przyjaciół. Zabójca ich nie potrzebuje. Nie potrzebuje miłości. Rodzice przypominali mu to, gdy razili go prądem i podawali truciznę na obiad. Puste oczy nagle zaszły dziwną mgłą, a Hisoka zrozumiał, że nic już z niego nie wyciągnie, więc powalił go na ziemię i pocałował z całych sił.
- Tęskniłem. - przyznał, niby drobnostka, gdy już się do niego dobierał, znacząc bieluśką skórę ugryzieniami. - Lu! Chodźmy do najlepszego apartamentu, a gdy skończymy, spalimy go. - zaproponował magik.
- dobrze.
Tak właśnie się stało i puste ściany hotelu mogły odbijać głośne "Ah" i pragnące "szybciej" i okrzyki bólu i zachwytu też. Potem mogły tylko płonąć, gdy nagi Hisoka oblewał je benzyną, chichocząc a Illumi, lekko znudzony szedł za nim i rzucał za siebie zapałki.
Potem już lecieli sterowcem w stronę rezydencji Zoldycków, gdzie Hisoka raczej wstępu nie miał, a nigdy o niego nie poprosił, lecz odprowadzał swoją porcelanową zabawkę do domu, jak prawdziwy rycerz.
- Mogę dzwonić, gdy nie potrzebuję twojej pomocy, tylko ciebie? - Illumi nie patrzył na niego. Morrow pielęgnował paznokcie, pilniczkiem nadając im kształt.
- Nie zrobiłeś tego czasem teraz? Stajesz się wymagający, Illu.
Przełknął ślinę. Chciałby czasem... czasami tylko... jak normalny człowiek...
Szybko starł jedyną łzę z policzka i obiecał sobie w myślach, że utoczy sobie za nią szklankę krwi. - ale jeśli nie chciałbym seksu?
- ani zabijać?
- nie.
- ani podpalać? ani śledzić, ani rabować ani planować? - Hisoka patrzył na niego srogo.
- Nie... - był naprawdę bliski płaczu, po tym wszystkim co ostatnio się działo z Killuą, Alluką i tym wszystkim...
- Czyli co robić?
Bez słowa podał mu ulotkę z kieszeni. "Czułość w związku", głosił tytuł. Hisoka zdębiał. Przytulanie, trzymanie za ręce, czułe słowa, wspólne hobby.
- Dlaczego nie robimy tych rzeczy? - zapytał lekko zranionym głosem - nie wiedziałem, że pary to robią, ale zobaczyłem to. Robią tak. - Illumi był widocznie urażony.
Hisoka zaczął się śmiać. I na to był ten cały cyrk? - jesteśmy parą? - śmiał się dalej.
Zoldyck nie wahał się długo. Spoliczkował go i spojrzał mu w oczy - oświadczyłeś mi się milion razy, a ja to przyjąłem. Jeśli to był żart, zab-
Morrow uspokoił się, pocierając obolałą twarz - Lu. To ty sam nie pozwalasz mi się nazywać "skarbem". Jesteś moim narzeczonym, oczywiście. I robimy te rzeczy, mamy wspólne pasje...
- Masz mnie trzymać za rękę przy seksie i gdy skaczemy po dachach. - rozkazał panicz Zoldyck, nie przyzwyczajony do próśb.
W odpowiedzi, magik po prostu złapał go za silną dłoń, ale jednocześnie tak delikatną. - a mogę cię też przytulać?
- zabić cię?
- spróbuj, skarbie~
Tak...Hisoka stanowczo się prosił o śmierć z rąk Illumiego. A może całkiem na odwrót? Kto to wie, wszak jeden bardziej zjebany od drugiego. I pewnie za to się kochają...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top