R4

[29.03.1988]

Pojechaliśmy do ojca Cassandry z Mirandą i Tatianą

- Tym razem chyba wiesz, po co tu jesteś? - zapytał ojciec Cassandry, gdy wprowadzili mnie do jego biura, gdzie obok niego siedziała Cassandra w długiej złotej sukni o tak luźnych rękawach, że nie widziałem jej dłoni...

Pchnęli mnie na kolana

- Tak Panie. - odparłem nie patrząc mu w oczy

- Więc?

- By udowodnić ci Panie, że zasługuję na rękę Panienki

- Dokładnie. Moi ludzie zabiorą cię teraz zaprowadzą cię do naszych piwnic na test.

Bez słowa poszedłem z nimi.

W sali pełnej rzeczy na pograniczu zabawek erotycznych i narzędzi tortur kazali mi rozebrać się do bielizny - posłuchałem. Na kolanach miałem czekać na Cassandrę i jej ojca. Pierwsze wszedł jej ojciec. Za nim bracia Cassandry (z wyjątkiem Aleksandra, którego przecież sam zabiłem) każdy pod rękę z piękną kobietą, ostatnia z nich szła sama, ale każda z nic miała identyczną suknię jak Cassandra. Za nimi sama Cassandra. Wyglądała jak bogini... Za nią weszły służki jej braci, na końcu Miranda i Tatiana. Najpiękniejszy fotel zajął ojciec Cassandry, identyczny stał nieruszony średnie fotele zajęli Bracia, pozostawiając dwa najbliżej Ojca wolne. Najmniej okazałe miejsca zajęły towarzyszące im kobiety, siadając obok tego, z którym przyszły, a ta która szła sama zajęła taki sam fotel jak one, przy wolnym miejscu pozostawionym po prawej Ojca - jak się tylko domyślałem, normalnie siedziałaby przy Aleksandrze. Średni fotel po lewej Ojca zajęła Cassandra. Miranda i Tatiana klęczały pod ścianą

- Możemy zacząć - stwierdziła Cassandra

- Dziękuję. - odparł Ojciec, po czym spojrzał na mnie - Widzisz te urocze niewiasty? - zapytał podnosząc mój podbródek końcem swojej złotej laski, zmuszając mnie do patrzenia na nich

- Tak Panie. - odparłem

- To są żony moich synów. Jak widzisz, zajmują najniższe trony. One też musiały taki test przejść. Nim zdasz test, to dla ciebie Panienki, rozumiesz?

- Tak Panie.

- Cudnie. - stwierdził zabierając laskę - Lale, do dzieła. - rzucił do Mirandy i Tatiany

Te bez słowa podeszły do Cassandry, pomogły je wstać i podprowadziły ją do mnie...

Czułem się jak w tanim filmie o średniowieczu

Miranda klęknęła na czworaka za plecami Cassandry, a ta usiadła na jej plecach

- Kochasz moją córkę? - zapytał Ojciec

- Nad życie, Panie. - odparłem

- Jest coś, czego normalnie byś nie zrobił, ale w jej obronie nie miał byś oporu?

- Zabiłbym każdego kto ważyłby się przyczynić do łez Panienki.

- Rozumiem... - machnął ręką w kierunku jednego ze swoich ludzi, którzy mnie przyprowadzili, a ten zapisał coś na kartce - Łaska mojej córki jest przy tobie. Uzupełniła tą część formularza, do której potrzebny nie byłeś. Podziękuj jej jak na sługę przystało.

Przez chwilę nie wiedziałem o czym mówi, ale Tatiana uratowała mi tyłek lekko unosząc suknię Cassandry i odsłaniając jej stopy. Zrozumiałem. Padłem jej do nóg i zacząłem całować jej stopy

- Dziękuję ci, Panienko... - powtarzałem całując jej stopy - dziękuję...

- Możemy przejść dalej? - zapytał któryś z Braci Cassandry

- Starczy - powiedziała do mnie Cassandra

- Oczywiście. - odparł Ojciec - Masz propozycję?

- Moglibyśmy zacząć od Wisielca. Do tej pory go nie stosowaliśmy .

- Niech będzie. - skinął na swoich ludzi

Ci podeszli do Cassandry. We dwóch wzięli ją pod ręce i podnieśli

- Puszczać! - krzyknęła - puszczać mnie nędzne robaki!

Byłem pewien, że to jest ten test. Zerwałem się na równe nogi i usiłowałem im ją wyszarpać, ale dwóch kolejnych odciągnęło mnie

- Puszczaj! - wrzasnąłem i usiłowałem się uwolnić

Piąty podszedł i zerwał z Cassandry suknię, bieliznę i buty. Podwiesili ją tak samo jak ona mnie - za ręce związane nad głową i tak, że tylko czubkami palców u nóg dotykała ziemi

- Wypuście mnie... - rozpłakała się - błagam...

Wisiała tam nago, z liną wbijającą się w nadgarstki, a ja znów nie mogłem jej pomóc, bo sam nie mogłem się uwolnić...

- Nie wyrywaj się! - nakazał mi jeden z tych, którzy mnie trzymali i wykręcił mi rękę - dopiero szykują Panienkę

Przewiązali ją w pasie kolejną liną, robiąc z tej liny stringi

- Zostawcie mnie! - płakała

Jej łzy bolały mnie bardziej niż kiedykolwiek. Szarpałem się znowu, mimo wykręcanych rąk i szarpania za włosy. W desperacji gryzłem po rękach trzymających mnie ludzi ojca Cassandry

Cassandrze związali nogi i przywiązali je do mocowania w podłodze, a do stringów z liny dowiązali linę przewleczoną przez mocowanie na suficie... drugi koniec liny przywiązany był do betonowego pustaka stojącego na dwumetrowym stojaku z desek

- Gotowa? - zapytał Ojciec

- Tak, sir - odparli równo goryle

Dostrzegłem nóż i pistolet na stoliku za Cassandrą

- Start. - nakazał Ojciec Cassandry

Goryl kopnął w stojak przewracając go. Pustak siłą grawitacji zbliżył się do ziemi, sprawiając, że lina wrzynała się w krocze Cassandry... Ta zaczęła wrzeszczeć... Puścili mnie...

Podbiegłem do stolika za nią i wziąłem i nóż i pistolet

- Już dobrze, Panienko - powiedziałem odcinając linę... pustak spadł na ziemię.

- Dziękuję ci... - szepnęła uśmiechając się przez łzy

- Wara, śmieciu! - powiedział jeden z goryli odciągając mnie od Cassandry

Na ślepo wycelowałem za siebie i strzeliłem... momentalnie puścił mnie...

Odwróciłem się... trafiłem go prosto między oczy... Stanąłem tyłem do Cassandry, osłaniając ją i zastrzeliłem wszystkich goryli jej ojca, po czym uwolniłem Cassandrę i posadziłem ją na stoliku

- Pozwól Panienko, że zobaczę, czy nie masz żadnych ran...

Nim sprawdziłem czy lina nie rozcięła jej niczego, usłyszałem za plecami szepty rodziny Cassandry

- Mówiłem, że każdego... - syknąłem odwracając się i celując w nich - nie dam nikomu krzywdzić mojej Panienki. Nikomu! - położyłem palec na spuście. - Was też zabiję, jeśli Panienka nie powie, że wam wybacza. Panienko, powiedz słowo, a zabiję po kolei wszystkich, powiedz, a oszczędzę

- Nie zabijaj ich. - odparła

- Jak sobie Panienka życzy... momencik... - podszedłem do ściany i zerwałem z niej ozdobną zasłonę i z nią wróciłem do Cassandry - Panienka może na chwilkę stanąć na ziemi?

Bez słowa stanęła. Owinąłem ją zasłoną tworząc z zasłony suknię

- Panienka chwileczkę przytrzyma ręką tutaj... - położyłem jej rękę tak, by trzymała materiał

Zabrałem pasek ze zwłok jednego z goryli i wróciłem do Cassandry. Ubrałem jej pasek kończąc suknię

- Już Panienki nie skrzywdzą. - powiedziałem kopiąc zwłoki tego, który wcześniej rozebrał Cassandrę i przewrócił stojak

Uwiesiła mi się na szyi i płakała mi w ramię

- Spokojnie Panienko... - przytuliłem ją do siebie, chowając ją w ramionach - Oni bardziej martwi nie będą...

Nagle obsunęła się nieprzytomna i upadłaby na ziemię, gdybym jej nie trzymał

- Cassandra! - położyłem ją na ziemi i próbowałem ocucić

- Jak śmiesz nędzny sługo mówić do swej panienki po imieniu?! - Ojciec udeżył mnie głową laski w żebra

- Odpierdol się! - odparłem - Ona potrzebuje pomocy! - nadal próbowałem ją ocucić - Miranda daj mi lodu albo wody! - krzyknąłem do Mirandy i Tatiany i wziąłem Cassandrę na ręce - Tatiana prowadź do pokoju Panienki

Posłuchały

Już w jej pokoju położyłem ją na łóżku i rozebrałem ją

- Kochanie, ocknij się - znów próbowałem ją ocucić klęcząc na ziemi przy jej łóżku - Kochanie, Cassandra...

- Jeszcze raz zrównasz się kastą z moją córką, osobiście przebiję ci gardło własną laską - syknął Ojciec łapiąc mnie za włosy

- Ważna jest teraz kasta, czy Cassandra? Nie wiem jak dla Pana, ale dla mnie ważniejsza jest Cassandra. Jeśli Pana bardziej interesują kasty niż własne dzieci, to żal mi ich.

Nie odezwał się, ale mnie puścił... Miranda przyniosła wodę i lód

- Daj mi jeszcze jakieś ręczniki. Tylko szybko.

Gdy przyniosła ręczniki klęknęła obok mnie

- Jak mogę jeszcze pomóc?

- Weźmiesz zaraz ten ręcznik... - powiedziałem mocząc ręcznik w zimnej wodzie - i przyciskaj do panienki świętości. - mimo strachu o życie kobiety, którą kochałem bardziej od kogokolwiek kiedykolwiek starałem się o niej mówić tak, by jej ojciec pozwolił nam na ślub

Podałem ręcznik Mirandzie, a sam przełożyłem Cassandrę na ziemię i położyłem ją na boku. Miranda od razu zrobiła co kazałem

- Co ja mam robić? - zapytała Tatiana

- Ty przytrzymuj Panience głowę.

Posłuchała

- Panienka krwawi! - krzyknęła Miranda pokazując mi krew na ręczniki i swoich rękach

- Cholera... - syknąłem - Proste pytanie - wstałem i spojrzałem ojcu Cassandry w oczy - Cassandra notuje okres?

- Słucham?! Jak nędzny sługo śmiesz o to pytać?! - oburzył się

- Tu chodzi o jej życie. Jeśli to nie okres, to prawdopodobnie właśnie ważą się losy czy poroni, więc łaskawie niech mi pan powie: Czy Cassandra notuje okres?

- W aplikacji w telefonie.

Znów odblokowałem jej telefon i sprawdziłem aplikację... okresu dostać nie miała, ale za to jej dni płodne, które aplikacja również wyznaczała, zbiegały się z dniami gdy uprawialiśmy seks, a że zawsze robiliśmy to bez zabezpieczeń, to wiedziałem już co się dzieje...

- I co? Pseudo doktorku? Masz diagnozę? - zapytał prześmiewczo Ojciec

- Najpewniej ciąża. Zadzwońcie po pogotowie! - zaczynałem panikować

- Żadnego pogotowia nie będzie. - złapał mnie za gardło - Albo ty ją uleczysz, albo ja ją dobiję - puścił mnie

Namoczyłem kolejny ręcznik w zimnej wodzie i zamieniłem ręcznik, który przykładała Miranda, na świeży, a poprzedni cisnąłem w kąt, a ręczniczek do rąk namoczyłem w zimnej wodzie i przyłożyłem Cassandrze do czoła

- Kochanie, proszę... Najdroższa... - już płakałem

Wziąłem w ręce trochę wody i chlusnąłem Cassandrze w twarz... zareagowała.

Zmarszczyła twarz i zaczęła mamrotać... Chwilę później otworzyła oczy i niepewnie się rozejrzała

- Gdzie ja jestem? - zapytała kładąc dłoń na moim kolanie

- W twoim pokoju Panienko. Zemdlałaś. - odparłem przekładając ją na łóżko

- Jesteśmy sami?

- Nie, Panienko. Jest tu Pan, Tatiana i Miranda. Dobrze się już Panienka czuje?

- Nic mnie nie boli, ale nie mam siły się podnieść...

- Powiedz tylko, a zrobię co zechcesz, Panienko

- My też, Panienko - dodały równo Miranda i Tatiana

- Skoro już się ocknęła to nie jesteś potrzebny. - stwierdził Ojciec... równo z jego słowami poczułem lufę pistoletu na szyi - Pod ścianę.

- Tatusiu nie! - krzyknęła Cassandra i przytuliła moją głowę do swoich piersi - On mi jest potrzebny

- Niby do czego? Po za tym chciał nas zabić, a do ciebie mówił po imieniu

- Pozwalam mu. Podnieca mnie to. A do was celował, bo to ty kazałeś mnie związać i torturować. Moim zdaniem to właśnie tym, że był gotów was zabić, najlepiej udowodnił, że nikomu niezależnie od kasty nie da mnie skrzywdzić.

- Nie przestaje krwawić... wydaje mi się, że jest gorzej - przerwała im Miranda

- Panie jeśli macie osobistego lekarza, wezwij go. Jeśli nie, pozwól mi wezwać tu mojego - powiedziałem odrywając się od Cassandry

- Która z nich ma mniej ważne zadanie? - zapytał

- Tatiana, Panie

- Tatiana, biegnij po Alberto i Beatrice.

Tatiana pobiegła, a kilka minut później wróciła z siwym mężczyzną, wyglądającym na Włocha i tą samą dziewczyną, którą wtedy chciałem podwieść...

Przekazałem im co się działo... Alberto kazał mi zanieść Cassandrę do swojego gabinetu...Tam kazali mi posadzić Cassandrę na fotelu ginekologicznym...

- Wygląda tylko na rozcięcie pachwiny, głębokie, ale nadal rozcięcie. - stwierdziła Beatrice, która badała Cassandrę - Proponuję osuszenie rany i zszycie jej. Dziś i jutro Panienka poleży, pojutrze na ślubie i tak będzie Panienka siedzieć. Z racji miejsca, to koło tygodnia potrwa nim rana się dobrze zrośnie.

- Rób co uważasz za słuszne. - odparła Cassandra - Potrzebujesz asysty?

- Jednej osoby do ochraniania świętości Panienki

- Michael pomożesz jej

Posłuchałem... Upili Cassandrę prawie do nieprzytomności

Miranda i Tatiana trzymały jej nogi. Alberto ręce, a jeden z goryli jej ojca, biodra

Beatrice zaszyła ranę, po czym zwróciła się do mnie

- Przytrzymasz teraz tak, żebym mogła założyć panience cewnik.

- Po co cewnik?

- Opatrzę ranę i zwiążę Panience nogi, żeby rana się nie otworzyła. Cewnik założę po to, żeby mogła się załatwić.

Posłuchałem jej. Założyła Cassandrze cewnik, a gdy skończyła zaniosłem Cassandrę do jej pokoju

Cassandra popatrzyła na mnie

- Jesteś mój... - wymamrotała - mój... - zaczęła się śmiać

Dobrze wiedziałem, że cokolwiek teraz robi czy mówi wynika z tego, że jest kompletnie pijana

- Jestem twój... - odparłem kładąc ją na łóżku - jesteśmy tu tylko my dwoje, Miranda i Tatiana.

- Przeleć mnie tu i teraz

- Nie teraz. Rana się musi zagoić. Za tydzień będę cię pukał i bzykał ile tylko zechcesz.

- Bzzz... - udawała bzyczenie owada - jak pszczółka - znów się śmiała

- Jak pszczółka. - odparłem i sam zacząłem się śmiać, bo bawiła mnie już ta jej beztroska i radość ze wszystkiego

- Patrz - śmiała się - jestem syrenką - wskazała nogi związane na całej długości

- Jesteś urocza, wiesz?

- Wiem... - położyła dłonie na bokach piersi i ścisnęła je ze sobą - patrz... - dalej się śmiała - wygląda jak pośladki

- Widzę.

- Ruchaj mnie w nie.

- Dojdź najpierw do siebie...

Jakąś godzinę później zasnęła...

W nocy czuwałem przy niej jedynie drzemiąc na siedząco... postawiłem przy brzegu jej łóżka miskę

[30.03.1988]

4⁰⁰

Cassandra zerwała się i zwymiotowała prosto do miski

Pomogłem jej usiąść i podałem jej wodę

- Przepłucz usta...

Posłuchała...

- Spróbuj zasnąć... - powiedziałem pomagając jej się położyć

- Nie chcę spać... W co wierzysz?

- Czemu pytasz?

- Bo chcę ci powiedzieć, w co ja wierzę

- Powiesz, jak wytrzeźwiejesz... postaraj się zasnąć...

- Zaśpiewaj mi coś

Nie doszedłem do refrenu, a zasnęła przytulona do mojej ręki

11⁰⁰

Cassandra uchyliła oczy i spojrzała na mnie zaspana

- Zasłoń okno... - mruknęła chowając głowę pod poduszkę - I daj mi coś na ból... łeb mnie nakurwia

Zasłoniłem okno i poszedłem do kuchni. Przyniosłem jej śniadanie i leki na ból głowy. Gdy zjadła i wzięła leki popatrzyła na mnie

- Dziękuję ci... - szepnęła kładąc dłoń na moim policzku - Dziękuję kochanie...

- Nie dziękuj... sama mówiłaś, że jestem twój... - pocałowałem jej dłoń

- Nie rozumiesz... pierwszy się postawiłeś tatusiowi... Ja wszystko słyszałam... Nikt tego nie zrobił do wczoraj... Nawet moi bracia.

- Nie zrobiłbym tego, gdyby nie chodziło o ciebie... Może teraz mi powiedz, w co wierzysz... trochę lepszy kontakt teraz z tobą jest...

- Wierzę w istnienie istot nadprzyrodzonych. Wszystkich. Wierzę, że żyją między nami, a ujawniają się tylko tym, którym chcą. Tak samo duchy: widzą je tylko ci, którym duchy chcą się pokazywać...

- Może tak być... Powiedz mi jak się czujesz?

- Po za kacem, jest ok... rana trochę piecze, a związane nogi mi przeszkadzają

- Przynieść ci coś? Potrzebujesz czegoś kochana?

- Przytul mnie... - popatrzyła na mnie - tak jak wczoraj...

Znów przytuliłem ją ukrywając ją w ramionach

- Ochronię cię przed światem, moja księżniczko...

Pół siedząc, pół leżąc tkwiliśmy przytuleni...

- Boję się... - szepnęła jeszcze bardziej chowając się w moich ramionach

- Czego, piękna?

- Że tatuś mnie zabije... jestem w ciąży - szepnęła - przedwczoraj robiłam test...

- To moje dziecko, prawda?

- Tak... boję się... tatuś uznaje mnie tylko dzięki Aleksandrowi... naszego dziecka tym pewniej nie uzna, im bardziej widać będzie, że w 3/4 jest czarne

- Nie przejmuj się... zawsze jest też moja matka i Joe... oni zawsze je uznają...

- A mnie? 10 lat od ciebie młodszą puszczalską szmatę?

- Nie mów tak o sobie... Ty po prostu nie zaznałaś miłości, nim mnie nie porwali...

- Może i tak...

- Żebyś ty się wczoraj słyszała i widziała, gdy totalnie pijana śmiałaś się z czegokolwiek... Byłaś w tym tak urocza...

- Tak mówisz?

- Śmiałaś się, że jesteś syreną, że ściśnięte ze sobą piersi wyglądają jak pośladki, prosiłaś, żebym cię przeleciał... gdy odpowiedziałem, że gdy rana się zrośnie będę cię bzykał ile zechcesz, to zaczęłaś się śmiać, że "bzzz" pszczółka

- Tak?

- Tak.

- Zanieś mnie do Beatrice. Niech zmieni opatrunek i rozwiąże mi nogi. Chcę trochę wolności. Na noc niech zwiąże je znowu... Dziś będę leżeć, ale jutro... Jutro po ślubie i weselu wrócimy do Neverland.

Posłuchałem. Gdy Beatrice rozcinała bandaże, zacząłem rozmowę z nią

- Sama tu przyszłaś, czy cię porwali? - zapytałem pomagając jej rozcinać bandaże, którymi Cassandra miała związane nogi

- Powiedz mu... - rzuciła Cassandra

- Porwali spod szpitala, w którym byłam praktykantką.

- Czemu gdy miałaś okazję, gdy wsiadłaś do mojego auta nie powiedziałaś prawdy? Czemu nie powiedziałaś, że potrzebujesz pomocy? Że więzi cię mafia?

Bez słowa zebrała pocięte bandaże i wyrzuciła je do kosza, po czym podeszła do zasłonki oddzielającej jej łóżko od części medycznej. Obok łóżka stała kołyska... Podszedłem do niej. W kołysce spało niemowlę

- Zabiliby ją... To dziecko Pana Francesca... ja je urodziłam... Kocham ją, ale gdy podrośnie odbiorą mi ją i Pan Francesco wychowa ją z Panią Matilde jako ich córkę.

- Czemu tak?

- Pani Matilde nie może mieć dzieci.

Beatrice wróciła do Cassandry i zdjęła jej stary opatrunek.

Gdy zmieniła jej opatrunek, zaniosłem Cassandrę do jej pokoju

- Gdzie spałeś w nocy? - zapytała Cassandra - wyglądasz na wykończonego

- Prawie nie spałem... czuwałem przy tobie... spałem może dwie godziny

- Śpij dziś ze mną... Jutro musisz być wyspany...

- Zadowolę się nawet kanapą... byle nie spać na ziemi

- Nie na kanapie. Masz spać ze mną. Chcę mieć cię przy sobie... Ale teraz potrzebuję twojej pomocy...

- Co zrobić?

- Chcę wziąć prysznic, ale nie chcę, żeby opatrunek zamókł... wymyślisz coś?

- Jasne... Masz lateksowy kombinezon albo bieliznę?

- W garderobie. - wskazała drzwi

Przyniosłem lateksowy kombinezon i położyłem na łóżku

- Gdzie masz nożyczki?

- W koszyczku na biurku.

Wziąłem nożyczki i położyłem je na kombinezonie

- Mogę go pociąć?

- Tnij...

Rozciąłem kombinezon tworząc z niego szorty i ubrałem je Cassandrze

- Teraz nie zamoknie... - stwierdziłem

- Idziesz ze mną? - ruszyła do łazienki

- Jeśli chcesz, to tak... Umyję cię...

W momencie gdy to powiedziałem, dotarło do mnie, że już dawno uruchomił się u mnie syndrom sztokholmski... porwali mnie na darmową dziwkę dla Cassandry, a ja dałem jej mną rządzić, bić mnie, ryzykowałem dla niej moje życie, zabiłem człowieka i sam zgodziłem się na ślub... dałem się jej opętać...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top