[11]

#Jimin

Jeszcze nigdy chyba nie byłem tak zadowolony z siebie, jak kiedy następnego dnia wchodząc do szkoły nie podszedłem nawet, a zwyczajnie spojrzałem na dziwnie zmieszanego Taehyunga, który właśnie mieszał coś tam w swojej szafce, zapewne szukając książki, w jakiej posiadaniu byłem teraz ja.

Oczywiście, że planowałem mu ją oddać, bo zwyczajnie nie była moja, ale jeszcze nie teraz, na pewno nie. Czekałem na długą przerwę, żeby dopiero wtedy zawołać go gdzieś na bok, którym prawdopodobnie znowu byłby dach, aby tam poruszyć ten dość osobliwą kwestię. A w każdym razie dla Kima osobliwą, bo dla mnie istniały znacznie inne tematy tabu.

Stąd też wyminąłem go po prostu, ani słowem się nie odzywając, a jedyne co to uśmiechnął się pod nosem, szczególnie, gdy po chwili zauważyłem, że na ławce pod jakąś klasą siedzi James. Ten sam, z którym miałem niedokończoną sprawę, jaką wypadało wreszcie ruszyć.


#Taehyung

No srałem pod siebie dosłownie, kiedy wysiadając rano z auta tylko przełknąłem ślinę, przy czym w głowie słyszałem już wszystkie śmiechy i cytaty z tej przeklętej książki, jaką dostałem od tego szalonego mnicha. Z którym tak tylko okrężnie dodam, że miałem wizytę pojutrze. A zgubiłem jego własność! Ta cała sytuacja była tak beznadziejna, że aż sam nie rozumiałem, co się tak właściwie działo.

Bo kiedy wszedłem do szkoły nikt na mnie nie patrzył, nikt o mnie nie mówił, jako że poprzednia sprawa widocznie znudziła się już uczniom, ale nowy temat wydawał się nie powodować żadnej furory. Zupełnie tak, jakby nikt nie widział o co chodzi. Lub... ogólnie nikt nie wiedział o żadnej książce.

Odetchnąłem z ulgą, ale tylko trochę, bo to, że prawda się nie wydała nie zmieniało mojej sytuacji na tyle, żebym mógł się cieszyć. Tak naprawdę nie miałem bowiem żadnej najmniejszej gwarancji, że ktoś za chwilę nie podniesie całego tego przeklętego kloca papieru i prawdziwa zabawa nie zacznie się właśnie wtedy, dlatego wciąż stresowałem się, nawet kiedy otwierałem szafkę, przy czym ledwo udało mi się włożyć kluczyć do zamka, żeby zaraz i tak [po bardzo zawziętych poszukiwaniach] zorientować się, że i tam tej książki nie ma.

No to po ptakach.

Nie zamierzałem jakoś specjalnie panikować, żeby nie tworzyć zbędnego zamieszania, które co prawda miałbym gdzieś, jako że do innych ludzi wciąż podchodziłem ze zdaniem, że są i tyle, ale nie widziałem sensu w denerwowaniu się tym na zewnątrz, woląc się trzymać swojej zamkniętej strefy bycia na uboczu całego życia.

Zamknąłem więc szafkę z normalnym wyrazem twarzy, postanawiając usiąść zaraz na korytarzowej ławce, żeby jeszcze raz na spokojnie zastanowić się co teraz z tym zrobić, bo znając siebie wiedziałem, że dopóki ten pieprzony poradnik się nie znajdzie nie będę umiał spokojnie usiedzieć na żadnej lekcji, nie mówiąc już nawet o skupianiu się na ich treści. Dlatego myślałem, myślałem i myślałem, aż w końcu nie przyszło oświecenie i to dosłownie, bo żarówka pod którą się znajdowałem wariowała już od jakichś dwóch tygodni, przy czym w tamtym momencie zapaliła się, dodając mi jeszcze blasku swoim światłem.

Jedyna dziura we wczorajszym dniu. Jedyna sytuacja, w której na chwilę straciłem panowanie nad swoimi rzeczami i jedyna sytuacja, która mogła pozbawić mnie mac'n'cheese. Jak ten głupi playboy Park rozproszył mnie swoją obecnością, przez co przypadkowo strąciłem swojego plecaka na podłogę, powodując małe zamieszanie z wszystkimi tymi książkami i zeszytami jakie się z niego wysypały i wymieszały z tymi Jimina właśnie.

W pewnej chwili przełknąłem ślinę, kiedy zaciskając dłonie na ramionach od plecaka modliłem się, żeby to nie było to, co mi przyszło do głowy. Pobiegłem więc czym prędzej do tej samej sali od matmy, nie zamierzając już trzymać samego siebie w napięciu, po czym wpadłem do środka z odpowiednią kulturą, starając się zachować jakieś pozory tego, że wcale nie jestem o kilka minut od zawału. Pan od matematyki stał już tam, szukając czegoś właśnie w jakiejś szufladzie, przy czym widocznie nawet nie zauważył mojej obecności, dlatego sztywniejąc cały, kiedy doszło do mnie, że moja książka nie leżała wcale pod ławką, jaką zajmowałem, odchrząknąłem, rzucając spojrzenie mężczyźnie.

- Oh, dzień dobry Kim, w czym mogę ci pomóc z rana? - wyprostował się, odkładając coś na biurko, po czym zaczął coś jeszcze wpisywać w komputer, poświęcając mi teraz pewnie jakąś połowę swojej uwagi.

- Dzień dobry, ja mam taką sprawę. Bo miałem z panem wczoraj zajęcia na drugiej lekcji i pod koniec spadł mi plecak, rzeczy mi się wysypały i ogólnie nieciekawie, ale chodzi o to, że zgubiłem książkę. I przeszukałem już szafkę i tak dalej, ale... po prostu wydaje mi się, że mogła tu zostać i ten... nie znalazł pan żadnej książki pod tamtą ławką? - wskazałem na tą, przy której zawsze siedziałem.

Po mojej pośrednio niezręcznej wypowiedzi mogłem jedynie sam pogratulować sobie tego, że gość nie przyczepił się do mojej płynności wysławiania się, ale po fakcie nie był anglistą, co mogło w jakimś stopniu na to wpływać. W każdym razie ja tak tylko przed niektórymi dorosłymi czułem się jak kompletny sub bottom konwersacyjny. I tak szczęście, że od 8mej klasy podstawówki nauczyłem się panować nad jąkaniem przy pytaniu o wyjście do kibla. Co nie tyczyło się oczywiście angielskiego i mojego 'chorego pęcherza', czy czegoś tam.

- Książka? Hmm, to znaczy wczoraj chyba jakoś po czwartej lekcji jeden uczeń przyniósł mi książkę, którą znalazł na swojej ławce, ale od razu po dzwonku przyszła ją odebrać jakaś pierwszoklasistka. Nie wiem, nie była podpisana, ale to był podręcznik do fizyki dla pierwszych klas, więc, to raczej nie ten, którego szukasz, prawda? - zamyślił się na chwilę, przy czym ja przełknąłem ślinę - Chyba że tak, to wtedy...

- Ouh, nie! To nie ta książka! Właściwie to ten... - moja książka dotykała raczej biologicznych tematów, psorze. - To nie był podręcznik szkolny.

- Ah, w takim razie na pewno nic takiego nigdzie tu nie leżało. Czy też, bynajmniej nie zostało mi to zgłoszone. - tego się właśnie najbardziej obawiałem. Cholera, cholera, cholera. Przecież na sto procent ktoś to znalazł, na sto procent ktoś teraz właśnie siedzi w otoczeniu grupki przygłupów, którzy już tylko podśmiechują się pod nosem, myśląc o znalezieniu posiadacza mac'n'cheese. To znaczy chwilowego posiadacza, bo wątpię, żeby cała ta sprawa trafiła na tor poszukiwań Seokjina, który powinien conajmniej znaleźć się na celowniku jakichś służb antynarkotykowych, bo gość wyglądał jakby ostro dawał w palnik, ale ja tego nie powiedziałem. O mój Boże! Przecież to stuprocentowo tylko kwestia czasu, zanim jasnym stanie się, że czytam książki o seksie, na co od razu nasuwa się kolejny wniosek jakim jest to, że jestem napalonym zboczeńcem!!! To znaczy nie jestem takowym, ale to liceum! Tutaj nie liczy się to, co jest prawdą, ale to, co wywoła rozrywkę dla spierdolonych stulejarzy bez życia poza forami internetowymi od wyzywania i ruchania sobie wzajemnie matek! - Kim, wszystko w porządku? Coś tak nagle zbladłeś?

Nie.

- Tak! - no nie całkiem. - Tylko przypomniałem sobie, że mam klasówkę zaraz i muszę powtórzyć te... wyżyny w... Morzu Śródziemnym? - brawo.

- Wiesz, Kim, nie jestem geografem, ale wątpię, żeby w Morzu Śródziemnym były jakiekolwiek wyżyny. - jedyne wyżyny tutaj to są mojej głupoty. Skrajnie się zbłaźniłem, wiem, ale jakbyście wy zareagowali na sytuację w jakiej ja byłem? Każdy by się stresował i myślał tylko o tym, co dalej robić.

- Uf, to na szczęście, jednak nie będę musiał nic powtarzać, haha. - zaśmiałem się niezręcznie, dopowiadając jedynie donośne 'do widzenia', po czym żwawym krokiem opuściłem klasę, kucając pod nią i łapiąc głowę obiema dłońmi.

No nie jest dobrze.

***

Kilka kolejnych lekcji minęło mi w całkowitym stresie, bo poszedłem jeszcze do sekretariatu, woźnego i chyba każdej możliwej sprzątaczki zapytać się, czy przypadkiem nikt nie widział mojej książki. I nic.

Mac'n'cheese jakby się rozpłynęło w powietrzu co jedyne utwierdziło mnie w przekonaniu, że ktoś ten podręcznik sobie wziął, zanim ktokolwiek inny się zorientował, że mi zaginął. Tylko kto w takim razie. To pozostawało pod jednym, wielkim znakiem zapytania, aż do długiej przerwy obiadowej, w trakcie której siedziałem na uboczu stołówki, nie mając nawet apetytu na swoje jedzenie, cały czas zagłębiając się w pytaniu 'co teraz' .

Z tym że w tym samym momencie podszedł do mnie Park, który nie witając się nawet przystanął tylko przede mną rozchylił zwyczajnie torbę, z której jakby nigdy nic z wesołym uśmiechem wyciągnął ów książkę, chowając ją do środka w tej samej chwili, zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować.

- Przejdziemy się znowu na dach, Taehyung? - powiedział tylko, przy czym ot tak wyminął mnie, nie patrząc nawet, czy za nim idę.

Oczywiście że wstałem, jak poparzony właściwie, co może było niepotrzebne, bo zwyczajnie pokazałem mu tym jak bardzo mi na mac'n'cheese zależy, aczkolwiek inaczej trudno było mi zareagować, bo się stresowałem. Nie chciałem zaczynać rozmowy tutaj, bo zrobiłaby się tylko niepotrzebna pokazówka, jaka z pewnością przerodziłaby się w widowisko, czego zdecydowanie wolałem uniknąć. Już sam widok mnie i Parka razem i to tak często mógł dawać ludziom temat do plotkowania.

Czekałem więc aż znajdziemy się na tym dachu, na który weszliśmy jakąś minutę później, zderzając się od razu z jakąś czwórką drugoklasistów, śmiejących się teraz z czegoś przy barierkach. Byłem gotowy skierować się w kompletnie inną stronę, żeby znaleźć jakąś prywatność do pogawędki, ale wtedy właśnie Jimin przystanął, krzyżując ręce, spoglądając na nich z irytacją i mówiąc:

- Won. - tyle starczyło, żeby cała grupka zebrała się czym prędzej, wymijając zarówno jego, jak i mnie, po czym opuścili dach, jak i naszą dwójkę, a ja poczułem jak pocą mi się dłonie.

Nie przyszedłem tu jednak po to, żeby się denerwować i milczeć, bo to mogłem robić gdziekolwiek indziej i przy kimkolwiek, z czego Jimin nie był moją ulubioną osobą do wspólnego przebywania, to chyba akurat jasne. Stąd też nie czekałem ani chwili, kiedy zacząłem pewnym głosem swoją część.

- Oddaj mi moją własność, Park. - to było moim zdaniem dość całej tej naszej gadki, która i tak właściwie nie była potrzebna, bo zdecydowanie wystarczyłoby gdyby zwyczajnie podszedł i oddał mi wtedy książkę, niepotrzebnie ciągnąc mnie za sobą na jakiś dach, czy cokolwiek innego. Ale z tego co zdążyłem już Jimina poznać to mogłem się zorientować, że zwyczajny 'dobry uczynek' nie byłby dla niego satysfakcjonujący. Musiał się mnie czepić jak jakiś rzep, oczywiście że musiał.

Jimin parsknął, oczywiście, rozbawiony teraz lekko przez moje słowa, co nie tylko zirytowało mnie, ale i w pewien sposób wystraszyło, bo tak naprawdę nie wiedziałem jakim on jest człowiekiem i do czego może posłużyć mu cały fakt wystąpienia takiej sytuacji. Mogłem tylko modlić się w głowie, żeby to nie poszło w jakimś złym kierunku. Z tym że gdyby się tak nie stało to pewnie byłoby dość nudno. Świeć panie nad moją duszą.

- Twoją własność? - skrzywił się, spoglądając jeszcze w tym samym momencie na trzymaną przez siebie mac'n'cheese. - Ah książkę o seksie? - uśmiechnął się szeroko. - Jasne, nie ma problemu. - i wtedy to mnie wryło w asfalt, kiedy zwyczajnie podał mi podręcznik, patrząc jeszcze na mnie tak, jakby oczekiwał, że go wezmę. Naprawdę się wystraszyłem, przysięgam, bo to mi się wszystko zupełnie nie zgadzało. - Bierzesz, czy nie? Nie jestem złodziejem, Kim, to twoja książka i ja ją znalazłem, więc teraz chcę ci ją oddać.

- Dzięki? - zmarszczyłem brwi, przejmując od niego podręcznik, jaki jeszcze pobieżnie obejrzałem z obu stron, po czym przełożyłem go do jednej ręki, zwieszając ją przy tym wzdłuż ciała. Miałem się odezwać raz jeszcze, zwiastując, że będę już spadał, ale wtedy Jimin przerwał moim myślom, przemawiając jako pierwszy.

- Tylko wiesz, jedno mnie zastanawia. - założył dłonie na krzyż, przewracając lekko głowę na bok, po czym cmoknął językiem, jakby zamyślony. - Po co czytać o seksie skoro można go uprawiać? I to jeszcze z najseksowniejszą osobą jaka chodziła po tej Ziemii.

I tutaj znowu zobaczyłem go w pełni okazałości. No oczywiście. Przecież to Park Jimin, nie kto inny. W tej rozmowie musiał pojawić się ten temat, inaczej to koleś by się chyba posrał.

- Nie wszyscy chcą uprawiać seks, okej. - wzruszyłem ramionami, jakoś niespecjalnie mając chęć do dalszej dyskusji. Szczególnie, że sprowadzała się zawsze do tych samych wniosków. - To nie jest jakiś wymóg do życia, jest mi dobrze tak jak jest.

- A ta sytuacja z Suzie? - ugh, przysięgam, jeśli jeszcze raz ta sytuacja zostanie użyta jako jakikolwiek argument to zagryzę osobę, jaka się na to odważy. - To chyba była 'próba seksu'. No chyba że Colllins próbowała cię zgwałcić? A może zwyczajnie wolisz chłopaków i boisz się do tego przyznać, hm, Tae?

Nie wolę chłopaków. Nie wolę nikogo w kwestiach seksualnych. Nie wolę wybierać i nie wolę o tym gadać na dachu z jakimś zboczonym napaleńcem, który przy każdym spotkaniu rozbierał mnie wzrokiem.

- Nie próbowała. - westchnąłem, patrząc pod jego nogi. - I... nie jestem gejem okej.

- Nie mówię, że jesteś. - akurat. - Chociaż nie zaprzeczę temu, że tak myślę. - udław się serdecznie, Park.

- Zwyczajnie nie chcę uprawiać seksu! - może podnoszenie głosu nie było jakimś cudownym rozwiązaniem, ale no, na wszystkie świętości tego świata, ja już naprawdę miałem dość opowiadania o tym, tłumaczenia Parkowi, że nie jestem nim zainteresowany i jeszcze w dodatku potrzeby obnażania się ze swoimi problemami. To mnie frustrowało, irytowało i smuciło w jednym. - Ani z dziewczynami, ani z chłopakami, a już na pewno nie z tobą.

- W sensie że jesteś aseksem? - Sherlock Park, proszę państwa. Z tym że taki bez wystarczających dowodów.

- Może. - to było jednak prostsze. Przyznanie się do czegoś, co może było prawdą, może nie było. Bo ja seksu chciałem, ale i nie chciałem. Myśląc o tym, miałem niekiedy chęci do pójścia z kimś do łóżka, stąd ta sytuacja z Suzie, gdzie postanowiłem odeprzeć i ignorować wszystkie swoje wątpliwości i ten negatywny głos w mojej głowie i przespać się z nią, żeby zobaczyć jak to jest i czy mi się spodoba. Skończyło się tak, jak się skończyło, co już każdy wie. A ja wciąż pozostawałem bez żadnych odpowiedzi na wciąż kumulujące się pytania.

- To po co czytałeś książkę o seksie? - i tutaj Jimin przeszedł do konkretnych pytań, które już bezpośrednio dotykały mojego problemu. Co trochę mnie zmartwiło, przez co zatrząsłem się niewidocznie. - Jakbyś nie chciał go uprawiać to zwyczajnie byś go nie uprawiał, ale czytałeś o tym, jakiś poradnik do tego, jakbyś się szykował na jakąś seksualną krucjatę stulecia. Aseksualiści raczej nie mkną do seksu, Taehyung. - kolejny fakt, jaki powoli gotował moją krew. Ta rozmowa zaczynała zagłębiać się w stronę, do której nie chciałem dopuszczać ludzi.

- Nie jestem gejem. A nawet jakbym był to ciebie to nie powinno interesować. Zresztą, ta gadka jest bez sensu. Jeśli już tak bardzo musisz wiedzieć to czytałem to, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć, okej. Z tym że wyszło jedno wielkie gówno, jak zwykle. - tyle tylko dałem mu do zrozumienia, powoli zauważając i lekką irytację na jego twarzy. Na tym chyba nasz dialog powinien się zakończyć, bo Park nigdy nie był osobą, której miałem chęć się zwierzać. Zwyczajnie nie. - Dzięki za książkę i w ogóle, ale to koniec tej rozmowy.

- Jeśli nie wiesz jakiej jesteś orientacji to najlepszym rozwiązaniem jest eksperymentowanie z ludźmi. Próbowanie jak to jest z dziewczyną, jak z chłopakiem, inaczej się nie dowiesz, zwyczajnie trzeba czegoś spróbować, żeby zrozumieć, czy ci smakuje.

Zmarszczyłem brwi kolejny raz, w tej samej chwili, w której usłyszałem znane mi słowa. Te same, które znajdowały się gdzieś w rozdziale o orientacji. Park to czytał.

- Ty to...

- Czytałem. - ostatecznie dostałem potwierdzenie prosto od niego, kiedy jego poważna teraz mina zdawała się chcieć jak najbardziej przyspieszyć konwersację, żeby znowu wrócić do istotnego dla niego aspektu. - Ale i sam wiedziałem, że tak jest. Nie zrozumiesz siebie w pełni bez doświadczeń, a ja stoję tutaj przed tobą i któryś z kolei raz proponuję ci seks. Czy to nie jest idealny sposób na zbadanie siebie? Ja myślę, że lepszej okazji nie dostaniesz. - kolejny raz: sytuacja z Suzie. Nie chciałem tego powtarzać.

- Nie, Park, nie mam zamiaru uprawiać z tobą seksu, wyraziłem się jasno i to niejednokrotnie, daj mi wreszcie...

- Odrzucasz coś, co ci się podoba. - tutaj to już kompletnie wybił mnie z rytmu. 'Podoba'? Skąd on to, kurwa, wziął? - Pamiętasz jak całowaliśmy się w łazience? Podobało ci się i nie okłamiesz mnie, że nie, bo wiem kiedy coś się komuś podoba.

Okej. To co się stało w tamtej łazience na pewno może rzucać wiele podejrzanych świateł na mnie i na to, co uważam o Jiminie. I teraz pragnę to sprostować. Park jest cholernie atrakcyjny, a to jak mnie pocałował było świetnym uczuciem. Nie miałem nigdy doświadczenia w całowaniu, bo tak naprawdę robiłem to tylko ze dwa razy, włącznie z tym z nim, bo pierwszy był w podstawówce, na jakiejś wycieczkę na biwak leśny. Siedziałem wtedy na pomoście z taką ładną rudą dziewczynką, która mi się bardzo podobała. Co prawda nie wiem, czy faktycznie można nazwać to pocałunkiem, bo mieliśmy po jakoś 11 lat, a ja nawet nie wiedziałem co ze sobą zrobić, gdy nagle jej usta przylgnęły do moich, a rozłączyły się po mniej więcej 10ciu sekundach. Bardziej pasuje słowo - buziak. Tymczasem z Jiminem.... tutaj sytuacja wyglądała trochę inaczej. On poszedł na całość.

- Byłem w szoku. - co częściowo było prawdą. - Napadłeś na mnie nagle.

- 'Napadłem'? - Park zaśmiał się sarkastycznie, jakbym go conajmniej obraził. W sumie to może trochę to zrobiłem. - Pocałowałem cię! A ty mi na to pozwoliłeś i jeszcze sam wykazałeś inicjatywę! - moment, inicjatywę?! - Podobał ci się ten pocałunek, nie kłam że nie!

No i znowu te jego narcystyczne myśli, cholerny...

- Nie możesz mi mówić co mi się podoba, a co nie, bo to ja o tym decyduję!

- Tak bardzo ci się nie podobało, że aż zacząłeś się podniecać! - otworzyłem oczy jakbym się poparzył gorącym olejem conajmniej. Abort. - Myślisz, że nie czułem?! - okej, może i moje ciało jakoś odpowiedziało na jego nagły gest, ale to nie moja wina! Napierał na mnie jak jakaś kotka w rui! - Jesteś zagubiony w swojej orientacji, a ja...

- Nie potrzebuję żadnej twojej pomocy, chodzę do seksuologa i z nim załatwiam takie sprawy! - tutaj wybuchnąłem. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że mówienie komukolwiek, a jeszcze Parkowi o czymś takim nie było mądrym posunięciem, ale już naprawdę nie wiedziałem jak mu przemówić do rozsądku. No i też byłem mocno wkurzony, a to tylko rozwiązało mi język. - A ta książka nie jest nawet moja, tylko jego! I nie jestem gejem, nie jestem hetero, nie jestem aseksem, nie wiem jaki jestem, okej! Wizja seksu mnie obrzydza! To dlatego wyszło to całe bagno z Suzie, nie dlatego, że jestem jakimś jebanym gejem! Przestań sobie wyobrażać jakieś rzeczy, tylko dlatego, że chcesz zamoczyć fiuta, Park!

Jimin się zamknął. Nareszcie zamilkł i dał mi złapać oddech, żebym też jednocześnie zdał sobie sprawę, że właśnie otworzyłem się przed nim, jakby conajmniej był moim przyjacielem. Jest źle.

Poczułem jak robi mi się niedobrze, gdy tylko poziom stresu w moim ciele wzrósł ponad wszelkie granice, a mnie przeszły ciarki. W głowie już tylko widziałem scenariusz tego, jak Park wykorzystuje te informacje do jakichś swoich celów, a nawet zmusza mnie szantażem do uprawiania z nim seksu. Bądź co bądź nie znałem jego osoby prawie wcale i nie wiedziałem do czego jest zdolny.

- Nie jestem jakimś desperatem, jeśli o to ci chodzi. - moje myśli przerwał jego spokojny tym razem głos. Dziwnie spokojny, na tyle, że mogłem uznać go za jakiś rodzaj ulgi w tym wszystkim, kiedy nagle poczułem się bezpieczniej. - Nie jestem też totalnym kutasem bez uczuć. A przede wszystkim, nie proponuję ci seksu, żeby cię wykorzystać dla swojej przyjemności, bo moim zdaniem seks to przyjemność dla każdej strony, jaka bierze w nim udział. Podobasz mi się i to bardzo, Taehyung, na tyle bardzo, że jeszcze nie dałem sobie z tobą spokoju, mimo że jak na razie to tylko obrażasz mój styl życia. I nie wiem, co dla ciebie jest terapią, ale jak dla mnie terapia to nie tylko praca z jakimś -logiem, ale i wkład własny. Teraz mówię do ciebie nie jak gość zainteresowany drugim gościem, ale jak człowiek do człowieka. Jeśli chcesz coś w sobie zmienić, może dostrzec niektóre rzeczy to samo chodzenie na wizyty i czytanie jakiejś książki/poradnika niewiele ci da. Na pewno nie tyle co wkład własny i metoda prób oraz błędów. - wzruszył ramionami, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Przy czym wskazał wzrokiem trzymany przeze mnie wciąż podręcznik z takim dziwnym wyrazem twarzy, jakiego nie do końca umiałem odczytać. - W środku jest karteczka z moim numerem. Jak będziesz chciał się zabawić, może dowiedzieć się czegoś o swojej 'seksualnej naturze' to ja bardzo chętnie podzielę się swoim doświadczeniem. Możemy spędzić miło czas, Tae. Przemyśl to. - nie wiem, czy miałem coś jeszcze mówić, ale Jimin zdecydował za mnie, gdy w przeciągu chwili obrócił się nagle, nawet nie szczędząc mi już żadnego spojrzenia.

Momentalnie moje oczy napotkały Mac'n'cheese, kiedy dłonie zacisnęły się na książce natychmiastowo, a ja zagryzłem dolną wargę. Bo to wszystko co mówił naprawdę miało sens. Ale wciąż tak okropnie mnie przerażało i odrzucało, nawet jeśli Jimin podobał mi się z wyglądu prawie tak samo jak Suzie i kilka innych dziewczyn.

- I nie musisz się przejmować, Taehyung. Nikt się nie dowie ani o tej rozmowie, ani o niczym co mi powiedziałeś. - podniosłem wzrok, żeby na niego spojrzeć, ale Parka już nie było. A jedyne co zauważyłem to zamykające się właśnie drzwi od dachu.

Że mi ulżyło to chyba nawet za mało powiedziane, patrząc na to, jak wielką gulę udało mi się przełknąć, gdy przetrawiłem jego ostatnie słowa. I mimo, że poczułem jakby ktoś zdjął ze mnie kamień to wciąż główny problem pozostał, a udało się zwalczyć jedynie mniejszy.

Przemyśleć. Czy mogłem w ogóle myśleć o czymś takim? Czy był sens? Próbowałem już i nie wskórałem nic dobrego, bo jedyne co to zyskałem dręczycieli na kilka tygodni, nawet jeśli sprawa ucichła już niemalże całkiem.

Prawdą jest też to, nie mniej jednak, że nagle zacząłem widzieć Jimina jako kogoś więcej niż tylko fuckboy'a, jaki bawi się na koszt osób, które w jakimś stopniu zaciekawiły się nim na tyle, żeby pójść razem do łóżka. Czy mógłbym komuś takiemu ufać z tak wrażliwą sprawą? Musiałbym chyba być idiotą, co nie? Doświadczenie bowiem nie czyni z niego jakiegoś Boga seksu, a już na pewno nie ma szerszej wiedzy na ten temat, niż Seokjin.

I to chyba od niego zaczynało zacząć, jeśli w ogóle miałbym wziąć się za rozważanie rozważania słów Parka.

Z dachu zszedłem jakieś 3 minuty później, siadając znowu na poprzednie miejsce, tym razem, o ironio, jeszcze bardziej spięty niż poprzednio.

Cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top