9.
- Molly! – krzyknęła przerażona i otworzyła gwałtownie oczy. Rozejrzała się po pomieszczeniu i odetchnęła z ulgą. Dopiero teraz docierało do niej, że życie bez bliskich osób było o wiele łatwiejsze. Odkąd wprowadziła się na Baker Street nawiedzały ją koszmary i niepokojące myśli. Zanim przeniosła się do Londynu nie miała nikogo bliskiego, a co za tym idzie, nie pojawiały się żadne zamartwienia o najbliższych. Gdy mieszkała w swoim mieszkaniu nie działo się nic niepokojącego. Dopiero w mieszkaniu pani Hudson czuła ciągły niepokój.
- Nie... Ja muszę... muszę iść. – wstała rzucając w kąt kocyk. Nie zwracając uwagi na ból jaki jej towarzyszył poszła po swój płaszcz i buty i wróciła do salonu, gdzie zobaczyła Sherlocka stojącego w tej samej pozycji co przed chwilą. Spojrzała na niego raz jeszcze i zeszła na dół.
Przed budynkiem złapała taksówkę i podała adres kierowcy. Wciąż patrzyła uważnie przed siebie, jednak starała się nie myśleć. Próbowała wyłączyć się chociaż na chwilę tak jak to robiła u siebie w mieszkaniu. Przeszkodził jej w tym dzwonek telefonu.
- Halo?
- Pani Lopez? – w słuchawce usłyszała dobrze znany jej damski głos.
- Przy telefonie. – powiedziała ponuro. Ustaliła kilka rzeczy i rozłączyła się.
Molly wyszła z pojazdu płacąc wcześniej za przejazd. Biegiem ruszyła przed siebie. Weszła do budynku, a następnie do znanego jej mieszkania.
-Molly! Gdzie jesteś!?- chodziła nerwowo po całym mieszkaniu. Na końcu udała się do kuchni, gdzie siedziała skulona patolog. – Molly...- szepnęła.
- Był tu... - szepnęła. Wtedy grunt pod brunetką zaczął się walić. Nie wiedziała co się dzieje. Zamknęła oczy próbując uspokoić się. Zrzucała wszystko na swój stan zdrowia i całą sytuację jaka toczyła się wokół niej.
- Kto? – szepnęła tak samo cicho z wciąż zamkniętymi oczami. Coś jej nie pasowało. Coś płatało jej figle.
- Ten trup... Trup z prosektorium. – wciąż trzęsła się i otulała dłońmi. Lopez trzymała dłonie na jej kolanach kucając naprzeciwko niej. – Przyszedł po wyjściu hydraulika. Próbował mnie udusić. – spojrzała na nią, jednak ta wciąż miała zamknięte oczy. Otworzyła je jednak po chwili i zaprowadziła kobietę do salonu. Ta wpatrywała się w nią z przerażeniem.
Molly zmrużyła oczy. Przed nią pojawiła się postać, która po sekundzie zniknęła. Ruszyła powoli przed siebie. Ta sama postać pojawiła się w innych drzwiach i znowu zniknęła. Jej wygląd od razu rzucał się w oczy. Miała na sobie jedynie czarną szatę, czarne długie włosy i czarny sznur. Na podłodze pojawił się dym. Wszystko zaczęło wirować, a tajemnicza osoba zaczęła pojawiać się i znikać. Brunetka dopiero teraz zorientowała się, że jest w kuchni. Jej oddech był szybki i nierównomierny. Co chwila przecierała twarz dłonią. Na jej czole pojawiły się kropelki potu.
Wszystko było niewyraźne i co chwila kręciło jej się w głowie.
- Głupia gorączka. – szepnęła do siebie.
- To nie gorączka. – tuż przed nią pojawiła się ta sama osoba. – To śmierć. – uśmiechnęła się złowieszczo.
Brunetka chwyciła nóż z blatu i uciekła przed siebie do łazienki gdzie zamknęła drzwi na kluczyk. Zaczęła rozglądać się. Próbowała uspokoić się i zrozumieć cokolwiek z tej sytuacji. Upadła tuż przed umywalką i widząc swoje odbicie w kranie zrozumiała co się dzieje.
- Hydraulik. – szepnęła i wstała z zamiarem wyjścia z łazienki, jednak usłyszała za sobą odgłos przekręcania kluczyka w drzwiach. Jej serce biło jakby miało zaraz wybuchnąć. Odkręciła się i krzyknęła z przerażenia widząc ta samą osobę, jednak postanowiła nie poddawać się.
- Uspokój się...- warknęła na samą siebie. Ścisnęła mocniej nóż po czym krzyknęła do siebie patrząc w stronę tajemniczego przybysza. – To tylko złudzenie! Opanuj to! – wtedy czarna postać ruszyła w jej stronę, a one wysunęła nóż przed siebie. Poczuła ogromny ciężar na sobie i upadła na podłogę. Również na swoich dłoniach poczuła silny uścisk. Puściła nóż i syknęła z bólu, przekręcając głowę w bok.
- Już wszystko jest dobrze. – usłyszała przy swoim uchu. Ponownie spojrzała na osobę, która leżała na niej. Była to ta sama tajemnicza postać.
- Aaaa!! – krzyczała próbując wyrwać się z uścisku nieznajomego.
- Molly uspokój się!! Otwórzcie okna!!! – krzyknął nieznajomy, jednak brunetka nie zwracała na to uwagi. Podczas jego nieuwagi wyrwała rękę z uścisku i uderzyła z pięści w twarz napastnika, który syknął z bólu, jednak nie puścił jej. Wstał i zwinnym ruchem podniósł ją tak, by nie wyrwała się z jego uścisku. Przyprowadził ją na balkon, gdzie siedziała przerażona Molly Hooper.
Brunetka wzięła kilka głębokich wdechów. Nie mogła uspokoić się. Musiała uciec z Molly. Nie mogły tu zostać. Dopiero po chwili do jej uszu dobiegła ta sama melodia, którą Sherlock grał dziś na skrzypcach. Otworzyła oczy widziała przed sobą kogoś, kto kucał tuż obok niej i grał na skrzypcach. Muzyka... ta sama... Znowu spowodowała, że zasnęła.
Otworzyła oczy. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Po godzinie bezczynnego leżenia i rozmyślania zrozumiała co się stało, jednak nie wiedziała jednego. Czemu poczuła na sobie ciężar tej postaci. Przecież to wszystko było wytworem jej wyobraźni.
Ruszyła do łazienki, gdzie wzięła prysznic i doprowadziła się do porządku. Włożyła koszulkę i krótkie spodenki, a na to swój delikatny szlafrok i ruszyła na dół. Jej mokre włosy przyjemnie chłodziły jej kark dzięki czemu nie musiała przejmować się wysoką temperaturą w budynku.
- Dzień dobry. – przywitała się widząc Johna, Grega, Molly i Sherlocka, który miał podbite oko i rozcięty łuk brwiowy. Na ten widok dziewczyna zmarszczyła brwi, za to Sherlock odchrząknął znacząco gdy tylko zobaczył kobietę w szlafroku.
- Molly - podeszła do niej brunetka i przytuliła ją delikatnie, bojąc się o jej ranę na brzuchu.
- Pamiętasz coś z wczoraj? – zapytał John podając jej herbatę.
- Aż za dobrze. – warknęła zła. Była zła na siebie. – jak tylko przyjechałam Molly siedziała zwinięta w kłębek w kuchni i mówiła coś o jakimś trupie. Odprowadziłam ją do salonu i wtedy to zobaczyłam. – skrzywiła się przypominając sobie czarną zjawę. Opisała ją szczegółowo co spotkało się z małym zaskoczeniem ze strony detektywa. – Zaczęła znikać i pojawiać się. Uciekłam do łazienki. Tam zrozumiałam, że hydraulik rozpylił jakiś gaz w mieszkaniu i to powodowało halucynacje. Wiedziałam to. Wiedziałam! – krzyknęła zła na siebie. – Nie udało mi się tego zwalczyć! Próbowałam, ale nie mogłam. To coś mnie zaatakowało i upadłam na płytki. Później zaniosło mnie na balkon. A później, ta muzyka... - mówiła coraz szybciej, aż w końcu do niej dotarło co tak naprawdę działo się w mieszkaniu poprzedniego wieczora. – Sherlock... Prawię cię zabiłam... Mogłam cię dźgnąć tym nożem. Nie wiedziałam, że to ty. – szepnęła i zakryła swoje usta. Spojrzała na oko bruneta. – Przepraszam.
- Nic mi nie jest. – powiedział ostro.
- Czyli to wszystko... to sprawka gazu? – wtrąciła się Hooper.
- Wychodzi na to, że u mnie w pokoju też ktoś to rozprowadził. – stwierdziła kobieta, a na jej słowa Greg zadzwonił po specjalistów, którzy po kilkunastu minutach zajmowali się już jej pokojem. – To by wyjaśniało te koszmary.
Greg i John wrócili do siebie. Molly również udała się do swojego mieszkania, które już było oczyszczone i nie było w nim żadnego gazu. Lopez za to wzięła się za robienie śniadania w ciszy i skupieniu. Po chwili pojawił się przy niej brunet i zaczął lustrować ją wzrokiem.
- Jak się czujesz? – spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią po czym rzuciła krótko:
- Teoretycznie nic nowego. – na te słowa Sherlock przechylił głowę i próbował zrozumieć co dziewczyna miała na myśli.
- To znaczy? – ta jedynie uśmiechnęła się słabo pod nosem i kontynuowała krojenie kurczaka.
- Będziesz jadł?
- Nie trujące? – zapytał próbując rozluźnić atmosferę, która od rana była dziwnie napięta. Na te słowa Molly szturchnęła go w żebra z uśmiechem na ustach. – Gerald chyba zostawił to dla ciebie. – podał jej torebkę. Dziewczyna odłożyła nóż i wytarła dłonie. W środku były jej ulubione odżywki do włosów i kosmetyki do twarzy. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do krojenia mięsa.
Po zjedzonym posiłku, podczas którego detektywi pokłócili się kilka razu, brunetka poszła do siebie do pokoju gdzie znalazła swój telefon. Napisała do Grega:
„Dziękuję za prezent. To moje ulubione kosmetyki"
W czasie gdy leżała i nudziła się nie miłosiernie otrzymała odpowiedź:
„Jakie kosmetyki?"
Odpisała mu od razu.
„Nie wygłupiaj się. Sherlock mi je dał i wydał cię, że to ty je zostawiłeś"
„Nie zostawiałem żadnego prezentu Molly"
Na tą wiadomość brunetka zmarszczyła brwi i postanowiła napisać do Joha.
„John zostawiałeś jakieś kosmetyki u Sherlocka?
ML"
„Nic nie zostawiałem. Skąd masz mój numer? Nie przypominam sobie, żebym ci go dawał. „
„Kiedyś mi się rzucił w oczy"
„O co chodzi z tymi kosmetykami?"
„Sherlock dziś mi je dał twierdząc, że Greg je zostawił, ale on wypiera się i twierdzi, że to nie on.
Skoro nie on i nie ty to kto?"
„Widzę, że ty też nie dopuszczasz do siebie, że Sherlock może być uprzejmy. Przyzwyczajaj się. Potrafi zaskakiwać. Chociaż mi bez powodu nigdy nie dał prezentu, co jest jeszcze dziwniejsze."
„To nie możliwe, żeby on był miły. Podczas śniadania obraził mnie i moją dedukcje 4 razy, a śniadanie które zrobiłam prawie wyrzucił. Dodatkowo skoro tobie nie dał prezentu, to czemu ma dawać go mi?"
„nie mam pojęcia. A zjadł te śniadanie?"
„Zjadł"
„Dziwne"
„Czemu?"
„Zazwyczaj go nie jada. A w szczególności gdy mu nie smakuje"
Na tą wiadomość Molly już nie odpisała. Postanowiła sprawdzić mężczyznę i ruszyła na dół z wcześniej otrzymaną torebką. Weszła z grobową miną do kuchni i otworzyła szafkę gdzie znajdował się kosz.
- Co robisz? – zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Wyrzucam to do kosza. – powiedziała robiąc smutną minę.
- Czemu? Nie podoba ci się prezent?
- Greg twierdzi, że to nie od niego, a po ostatnich wydarzeniach wole nie ryzykować i nie będę przyjmowała podejrzanych prezentów. – spojrzała na niego z ustami ułożonymi w wąską kreskę.
- Ale to nie musisz ich od razu wyrzucać. Mogę je sprawdzić jeśli chcesz. Na dodatek wszystkie są szczelnie zamknięte. – patrzył na nią jak małe dziecko, które nie osiągnęło tego co chciało.
- Sherli, mogłeś powiedzieć wprost, że to od ciebie. – na te słowa brunet roześmiał się na głos, a dziewczyna uśmiechnęła się chytrze.
- Skąd ten pomysł? Mówiłem ci, że nie podążasz za moim tokiem myślenia i jesteś głupsza.
- To po co trzymasz paragon w płaszczu na te same produkty? – uniosła brew z uśmiechem. Na twarzy bruneta pojawiło się zmieszanie. – widziałam go jak szłam na dół. Wystawał ci w płaszcza. – puściła mu oczko i minęła go zadowolona. – Ciekawe kto za kim nie nadąża, hm? – i już jej nie było.
- Nie nazywaj mnie Sherli. Jestem Sherlock. – warknął pod nosem i wrócił do swojego fotela i narzekania na nudę.
Jeszcze tego samego dnia Greg zadzwonił do Sherlocka zapewniając go, że ma ciekawą sprawę na co Holmes wyśmiał go i rozłączył się.
- Czemu nie przyjmujesz tej sprawy? – brunetka schodziła powoli po schodach. Gdy weszła do salonu dostrzegła fortepian stojący na środku. Spojrzała na niego pytająco wiedząc skąd wziął się przedmiot w salonie.
- Mycroft kazał to tu przywieźć. Nie ja o tym zadecydowałem. – prychnął zły patrząc chłodno na instrument. – Za to gitarę przywiozłem ja. – pokazał futerał, który pojawił się w jego dłoni. W oczach dziewczyny pojawiły się skaczące iskierki, które od razu dało się zauważyć. – uznajmy, że chciałem wynagrodzić ci ten upadek i przy okazji może poczujesz się lepiej na Baker Street.
- I tak tu długo nie zabawię. – odebrała instrument z rąk mężczyzny po czym spojrzała na niego i uśmiechnęła się ciepło. – Dziękuję. – powiedziała zadowolona. Sherlock mógł śmiało stwierdzić, że brunetka po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego z czystego zadowolenia. Nie był to uśmiech wymuszony ani sarkastyczny. Po raz pierwszy od kilku dni uśmiechała się szczerze.
- Co do twojego mieszkania tu... - jego wyraz twarzy spoważniał – Niestety nie do końca jest tak jak planujesz...
- To znaczy? – spojrzała na niego, a jej uśmiech zniknął.
- Mycroft uznał, że możesz mieszkać tutaj i że nie potrzebujesz już tamtego mieszkania. Starałem się mu to wybić z głowy, ale się nie dało, więc chyba będziesz musiała poszukać czegoś nowego. – brunetka zrobiła się cała czerwona ze złości. Holmes widział ją po raz pierwszy w takim stanie toteż cofnął się o dwa kroki i podał jej telefon z wybranym już numerem do swojego brata. W głębi duszy cieszył się jak małe dziecko czekając na rozwój wydarzeń.
- No co tam braciszku? – dziewczyna włączyła tryb głośnomówiący i wpatrywała się w telefon z nienawiścią w oczach. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. – Sherlock, wszystko dobrze? – Mycroft zmienił głos na lekko zaniepokojony.
- Ja ci dam DOBRZE! – wydarła się do telefonu. – Podobno jesteś taki mądry, a zabrałeś mi dach nad głową! Może współpracujesz z tym Moriartym, hm?! Oboje chcecie się mnie pozbyć! Pożałujesz tego Holmes! – rozłączyła się i oddała telefon Sherlockowi, który uśmiechał się od ucha do ucha. – A ty czego się cieszysz?
- Jesteś jedną z nielicznych osób, które potrafią zamknąć buzie mojemu braciszkowi i nie dać mu dojść do słowa.
- Muszę się uspokoić, bo zaraz coś komuś zrobię.
- To chodź zabiorę cię do niego, już dawno nie miał obitej twarzy. – Wziął płaszcz i włożył go zwinnie. Brunetka przypatrywała mu się z uwagą.
– Jade do Scotland Yardu.
- Po co?
- Muszę się czymś zająć. – prychnęła i poszła po swój płaszcz, który po chwili został jej odebrany. – Oddaj to moje!
- Grey mnie zabije jak zobaczy, że pozwoliłem ci wyjść i zajmować się przestępstwami.
- To jest Greg. – wycedziła przez zęby i zbliżyła się do niego powoli. Wyprostowała się i patrzyła mu prosto w oczy po czym powiedziała powoli i wyraźnie tak, by ją zrozumiał. – Zejdź. Mi. Z. Drogi.
- Ale ta sprawa nie jest nawet warta mojej uwagi. – jęknął zmęczony ciągłym siedzeniem w mieszkaniu i użeraniem się z dziewczyną.
- A ja się nudzę, jestem zdenerwowana i nie mam własnego mieszkania. Więc łaskawie rusz się i chodź ze mną albo mi nie przeszkadzaj. – odebrała swój płaszcz i ruszyła do wyjścia. – Podsłuchałam o czym jest ta sprawa i jedna rzecz mi się nie zgadza, więc możliwe, że nie jest taka banalna.
- Sherlock, co ona tu robi? Miałeś ją pilnować. – powiedział Greg z rezygnacją.
- Uznajmy, że próbowałem. – powiedział poważnie.
- Sam się nudziłeś, prawda? – na to już nie uzyskał odpowiedzi i zabrał się za podawanie informacji o zbrodni. – Mamy do czynienia z nienormalnym profesorkiem i 5 letnim dzieckiem o bujnej wyobraźni. Wokół jednego z cmentarzy pojawiła się czerwona smuga, która otacza kółkiem cały cmentarz. Jako jej początek uznaliśmy miejsce, gdzie leżały zwłoki dwudziestoletniej kobiety. Policja wciąż jest na miejscu...- kontynuował, jednak przy tym zdaniu zatrzymał się gdy zobaczył, że detektywi wychodzą z jego pokoju. – Molly! – zawołał krótko. Ta odwróciła się w jego stronę i posłała pytające spojrzenie. – Ten człowiek ma na ciebie zły wpływ. – wskazał na Holmesa, który stał do nich tyłem.
- Spokojnie Greg, nic mi nie jest. Widzimy się po pracy?
- Jasne. – posłał jej ciepły uśmiech i wrócił do swojej papierkowej pracy.
W taksówce Molly siedziała spokojnie ze słuchawkami w uszach. Również z nimi wysiadła z pojazdu i ruszyła na miejsce zbrodni. Przy zwłokach napotkała Andersona i Donovan, którzy rozmawiali żwawo. Gdy tylko zobaczyli dwójkę detektywów przewrócili oczami i zamilkli.
Molly podeszła do martwej kobiety i sprawdziła kilka rzeczy, Sherlock poszedł w jej ślady i po chwili patrzył na nią z zaciekawieniem.
- Co tym razem powiesz? – zapytał widząc zamyśloną minę dziewczyny, ta jednak nie reagowała. Dopiero po kilku minutach rzuciła pretensjonalnie w stronę policjantów:
- Możecie się zamknąć? Przez słuchawki was słyszę. – na te słowa Holmes uśmiechnął się pod nosem, gdyż brunetka wyręczyła go z tego, co miał w planach zrobić. – Anderson idź stąd. – syknęła i spojrzała na detektywa. Wyjęła słuchawki i schowała je starannie do kieszeni. Brunet uniósł brew i wciąż patrzył na kobietę.
- Uciekła z domu, ma przy sobie nad wyraz dużo pieniędzy i przedmiotów w kieszeniach. Przeczuwam kłótnię z rodzicami o chłopaka. To znaczy narzeczonego. Ma pierścionek zaręczynowy z grawerem, do którego jest bardzo przywiązana patrząc na to, że diamencik trzymała na wewnętrznej części dłoni i ściskała go mocno, co spowodowało liczne podrażnienia na dłoni. Patrząc na ubiór nie było jej w domu kilka dni, jest brudna i przemoczona, dodatkowo jest w żałobie. Miała zdjęcie narzeczonego w kieszeni, więc to on zapewne nie żyje. Ktoś ją zaatakował. Ma ślady szarpaniny na nadgarstkach i twarzy. Ktoś dźgnął ją 2 razy, wnioskuję, że był mało precyzyjny. Pierwszy cios nie spowodował nagłej śmierci, przez co morderca spanikował i zadał drugi cios, by mieć pewność, że ofiara nie przeżyje. Kółko z krwi wokół cmentarza raczej nie jest jakimś znakiem. Zabójca szukał miejsca gdzie mógłby ją schować, ale w ciemności nie zauważył, że zostawia ślady krwi. Kobieta nie zginęła tu tylko gdzieś na cmentarzu. Została raniona w brzuch, a po ubraniach sądzę, że ciągnięto ją po plecach, dlatego ślady krwi nie pojawiły się od razu, bo ubrania nie przesiąkły jeszcze krwią. Była nad grobem narzeczonego, nie umiała pogodzić się z utratą bliskiej osoby, więc pewnie to było przyczyną częstych kłótni w domu. Jej rodzice musieli nie akceptować tego chłopaka, skoro nie okazywali córce wsparcia po jego śmierci. Grób jest gdzieś blisko. Gdyby był daleko ślady krwi pojawiły by się już na cmentarzu.
Holmes kiwnął nieznacznie głową. Patrzył z uznaniem na brunetkę, jednak ta nie zwracała na to uwagi. Była jak w jakimś transie, zachowywała się jak robot, tak jak on. Włożyła ponownie słuchawki do uszu i ruszyła na cmentarz, wcześniej sprawdzając kilka informacji w Internecie.
- Peter Loaf. Zginął w wypadku samochodowym. – szepnęła i rozejrzała się wokół nagrobka. Uśmiechnęła się pod nosem, włożyła białe rękawiczki i zwinnym ruchem podniosła błyszczący w świetle przedmiot. Spojrzała na niego uważnie i schowała do małej torebeczki.
- Znalazłaś coś? – detektyw podszedł do niej po chwili. – Szukałem czegoś na cmentarzu ale nic nie znalazłem. – ta kiwnęła w odpowiedzi na grób i schowała szybko folijkę do kieszeni. – pominęłaś w analizie, że denatka była w ciąży. – brunetka spojrzała na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Po czym to stwierdziłeś?
- Miała w portfelu zdjęcie USG i w telefonie w usuniętych wiadomościach były wiadomości od matki dziewczyny, żeby pomyślała chociaż o dziecku w tej sytuacji. – wzruszył ramionami, a brunetka pokiwała głową ze skruchą.
- Musimy porozmawiać ze świadkami. – powiedziała wyrywając się z zamyślenia.
- Chcesz rozmawiać z pięciolatkiem i człowiekiem, który ma swój świat? – wyśmiał ją patrząc jej w oczy.
- Od kilku dni mam do czynienia z jednym takim jak ta dwójka. – uśmiechnęła się sarkastycznie i wyminęła go szybko.
W taksówce pomalowała usta matową pomadką, która była w prezencie od „Grega" i poprawiła rzęsy wodoodpornym tuszem.
- Kochany ten Greg, nieprawda? – spojrzała na niego z ponurą miną, jednak w środku była szczęśliwa. Ten jednak parsknął krótko i odwrócił twarz do okna.
Brunetka śmiało mogła stwierdzić, że ostatnia noc wiele zmieniła. Była spokojna, a pokój jak i całe mieszkanie na Baker Street zaczęło jej się wydawać przytulne i rodzinne. Widziała również starania Holmesa, który zwalał wszystko na swojego brata lub Grega. Nie zastanawiała się czemu tak dziwnie się zachowuje. Nie interesowało ją to, ale John miał rację. Sherlock wcale nie jest taki zły.
Na miejsce dotarli dosyć późno, przez co nie zdążyli nawet zjeść obiadu, co skutkowało ciągłym narzekaniem Molly. Holmes w środku kipiał ze złości i bezsilności i nie miał zamiaru tego ukrywać, toteż dokuczał dziewczynie jeszcze bardziej. Po raz pierwszy widział kogoś, kto jest tak bardzo rozdrażniony, gdy jest głodny. Po kłótni w taksówce, do której z czasem dołączył sam taksówkarz upominający się o cisze, oboje opuścili pojazd. Oczywiście Holmes musiał zrobić dziewczynie na złość i wysiadł pierwszy nie płacąc kierowcy za przejazd. Brunetka wyszła z pojazdu trzaskając drzwiami i ruszyła bez słowa przed siebie. Weszła po schodach, gdzie stał Holmes i czekał, aż ktoś otworzy drzwi. Ta jednak wtargnęła przed drzwi niczym huragan i bez pukania weszła do środka rzucając mężczyźnie groźne spojrzenie.
- Nie ruszać się! – w korytarzu odezwał się męski głos, a na klatce brunetki pojawił się czerwony punkcik od lasera. Wywróciła oczami wydęła usta.
- Niech pan to odłoży. – powiedziała groźnie, jednak mężczyzna pokazał się na schodach wciąż celując w nią z broni sporej wielkości. Wyjęła dłoń z kieszeni i podniosła ją w miejsce gdzie znajdowała się czerwona kropeczka. Odkręciła dłoń wewnętrzną stroną w kierunku mężczyzny. W dłoni trzymała lusterko, które nakierowała szybkim ruchem tak, że wiązka lasera odbiła się od niego i skierowała się wprost w oko właściciela domu. Krzyknął z bólu, złapał się za oczy i upadł na schody. Kobieta od razu podbiegłą do niego, odebrała mu broń i podniosła go. Wykręciła mu dłoń, by jej nie uciekł i skierowała się z nim do salonu.
Holmes przyglądał się całej sytuacji i z ukrytym podziwem ruszył za nimi. Usiadł wygodnie w fotelu, a naprzeciwko niego usiadł mężczyzna, który wpatrywał się w niego. Raczej próbował dostrzec kto znajduje się przed nim, jednak laser musiał dość mocno go oślepić, bo nadal miał mroczki przed oczami.
- Czego chcecie? – warknął. Wtedy dopiero oboje zwrócili uwagę na jego wygląd, przez co dziewczyna ledwo pohamowała śmiech.
Mężczyzna miał na sobie koszulę i dresy. Na koszuli miał kamizelkę w kratę, którą zapewne wyhaftował mu ktoś bliski. Na nogach miał wypolerowane pantofle, a na nosie okrągłe okulary. Jego twarz wyglądała bardzo młodo, przez co brunetka stwierdziła, że ma maksymalnie 40 lat. Na ramiona opadały mu siwe włosy, które ewidentnie były malowane patrząc na odrosty. Odludek.
- Co pan robił w nocy? – zapytał Holmes.
- Byłem na spacerze.
- O 3 w nocy? – brunetka oparła się dłońmi o poręcz kanapy, na której siedział świadek. Patrzyła na jego profil i lustrowała go uważnie wzrokiem.
- Mam problemy z bezsennością. Spacery mnie uspokajają. – powiedział nie patrząc w jej stronę. Unikał jej palącego wzroku jakby się go bał.
- U kogo był pan na cmentarzu? – zapytał Sherlock.
- Nie byłem na cmentarzu. – zaprzeczył szybko.
- To co pan tam robił?
- Już mówiłem. Byłem na spacerze. – podczas gdy Sherlock przesłuchiwał mężczyznę, brunetka wymknęła się i rozejrzała się po całym domu. Znalazła to czego się spodziewała. Dziwaczne przedmioty, charakterystyczne dla profesorków. Dowiedziała się, że uczył on w jednej ze szkół. Był do niej przywiązany, ale na zdjęciach z uczniami już wtedy wyglądał dziwacznie. Po długim przesłuchaniu detektywi ruszyli do kolejnego świadka.
- Ojciec ofiary. – powiedział szybko Holmes.
- Nie. To nie on. – zaprzeczyła od razu gdy zrozumiała o czym mowa.
- To on. Nie mógł pogodzić się z odejściem córki.
- To nie on mówię ci. Obstawiam profesorka.
- Zakładamy się? – wysunął do niej dłoń.
- O co? – uśmiechnęła się do niego.
- Jak wygram opowiadasz mi o sobie i oddajesz mi łuk. – na te słowa Molly zaśmiała się. Była zadowolona z siebie, że Holmes nie był w stanie wiele z niej wyczytać. – A jak ty wygrasz...
- Jak ja wygram, to codziennie zamawiasz jedzenie i jesteś dla mnie miły. – posłała mu cwany uśmiech. Uścisnęła delikatnie jego ciepłą dłoń i spojrzała ponownie w jego oczy, w których dopiero teraz dostrzegła coś specyficznego. Innego. Ciekawego. Hipnotyzującego. Zorientowała się jednak, że patrzą na siebie zbyt długo, więc odkręciła się i znowu weszła w swój świat z piosenkami.
- W czym mogę pomóc? – drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku.
- Pani jest mamą Victora? – brunetka uśmiechnęła się życzliwie.
- Tak, a o co chodzi?
- Chcemy z nim porozmawiać o zdarzeniu z cmentarza.
- Nie ma takiej opcji, on już wystarczająco dużo powiedział. – próbowała zamknąć drzwi, jednak brunetka zatrzymała je nogą.
- A może powiedział za dużo o swojej rodzinie? – Molly z uprzejmej zmieniła się w oschłą i bezwzględną co spowodowało lekki szok u obecnych tu osób. – jeśli pani nie chce mieć nad sobą kuratora i odebranej opieki nad dzieckiem, radzę nas wpuścić.
- Pani mi grozi. – sapnęła kobieta.
- Ja tylko ostrzegam, przed konsekwencjami jakie może pani ponieść przez swoje zachowanie i utrudnianie w śledztwie.
- Proszę... - wpuściła ich do środka i zaprowadziła gości do salonu. – Proszę poczekać, pójdę po syna.
- Skąd wiedziałaś? – szepnął Holmes upewniając się, że kobieta ich nie słyszy.
- Czytam akta od Grega. – powiedziała poważnie.
- Od kogo? – na to pytanie już nie otrzymał odpowiedzi, tylko rozczochranie włosów. Poprawił je od razu i spojrzał wrogo na dziewczynę.
- Zmieniłeś perfumy. – zauważyła brunetka.
- Szybko zwróciłaś na to uwagę. – rzucił oschle.
- Dzień dobly. – powiedział mały chłopiec, który wszedł do salonu z mamą za rękę.
- Cześć. Chcieliśmy z tobą porozmawiać. – brunetka kucnęła przed nim i podała mu dłoń na co Holmes wywrócił oczami.
- Pan ma pistolet! – zawołał zachwycony wskazując na kieszeń Holmesa, który prawie zakrztusił się własną śliną. Brunetka spojrzała na niego z uśmiechem dając mu do zrozumienia, że mają do czynienia z małym geniuszem. – tes mam taki.
- Victor usiądź na kanapie, żeby pani nie musiała klęczeć przed tobą. – odezwała się matka chłopca, która usiadła na fotelu. Chłopiec z uśmiechem na twarzy usiadł na kanapie i zaczął wymachiwać nóżkami.
- Opowiesz nam co robiłeś dziś w nocy? – brunetka posłała mu uroczy uśmiech. Chłopiec wpatrywał się w nią jak w obrazek, przez co Sherlock chrząknął znudzony.
- Nie mogłem spać. Posedłem na spacel. Telaz mama jest zła. – zrobił smutną minę.
- Mama na pewno martwiła się o ciebie. Myślę, że nie jest zła, tylko boi się, że coś może ci się stać.
- Wieeem. No i posedłem sobie i psy cmentazu widziałem jakiegoś pana. Aaaa był taki śmiesny jakiś. – zaśmiał się nagle i podszedł do dziewczyny. – posedł na cmentaz, a ja posedłem dalej.
- Widziałeś jego twarz? – Holmes zainteresowany spojrzał na niego podejrzanie, co nie spodobało się maluchowi.
- A ty widzis moją cy jesteś ślepy? – chłopiec zmierzył go wzrokiem. Brunetka próbowała nie wybuchnąć śmiechem widząc irytacje Holmesa. – Było ciemno, ale nie as tak. Jak wlacałem to widziałem jak jakieś światełko odbijało się w jego kierunku, ale było takie kololowe. – tym razem zwrócił się z uśmiechem do dziewczyny. – migało fajnie. Miał tes latalke. Jak wychodził stamtąd to chyba plecy go bolały, bo się schylał dziwnie. – chłopiec powiedział i pobiegł na chwilę na górę. Po chwili wrócił na dół i spojrzał na dziewczynę.
- Pani znajduje ludzi? – na to kobieta kiwnęła głową. – a znajdzie pani mojego tatę?
- Victor! – matka chłopca uniosła głos. – Taty nie ma i nie będzie.
- Zostawił dla mnie to jak byłem malutki. – zasmucił się i przytulił się do Molly. Ta zdezorientowana szukała ratunku u Sherlocka, który z udawanym rozczuleniem patrzył na nią. Objęła ramieniem pięciolatka i spojrzała na przedmiot, który wręczył jej przed chwilą.
- Myślę, że już wiemy wszystko. Dziękuje. – Molly wstała i pogłaskała chłopca po główce.
- Victor idź do siebie, ja zaraz do ciebie przyjdę. – poczekała aż chłopiec zamknie drzwi od pokoju i spojrzała na kobietę. – zostawił mnie po porodzie. Nie widziałam go od 5 lat.
- Chce się pani dowiedzieć, co się z nim dzieje? – zapytała ją brunetka.
- A wie pani gdzie on jest?
- Chyba tak. Jeszcze jedno pytanie. – dziewczyna zatrzymała się w drzwiach, a za nią stanął Holmes. – czy tata Victora miał coś do czego był przywiązany?
- Tak, właśnie te pryzmaty. Jeden dał mi, a drugi synowi, a później zniknął bez słowa.
- Dobrze dziękuję.
Po powrocie na Baker Street dwójka detektywów usiadła przy kominku i ze skupieniem myśleli.
- Po co pytałaś o ważne przedmioty dla ojca Victora?
- Bo to światełko od latarki w połączeniu z pryzmatem stworzyło kolorowe, migające światełka na cmentarzu. - Wiedziała, że nie musi mówić Holmesowi, że dzieciak jest synem dziwaka.
- Jaka jest twoja teoria? – zapytał po chwili. Był przekonany, że ma rację co do swojej tezy, jednak chciał usłyszeć wypocin kobiety.
- Ty zacznij. – uśmiechnęła się pod nosem.
- Ojciec zabił córkę po tym, jak ta wyniosła się z domu i zabrała większość cennych przedmiotów. Poszedł na cmentarz z nadzieją, że zastanie tam matkę chłopaka i namówi ją do rozmowy z narzeczoną jej syna. Myślał, że to właśnie u nich mieszkała jego córka. Chciał zaszantażować kobietę, by ta kazała wrócić dziewczynie do domu. Ona też chorowała na bezsenność, więc gdy zobaczył, że przy grobie jego niedoszłego zięcia siedzi jakaś kobieta, być może jego matka, postanowił tam iść i z nią porozmawiać skoro nadarzyła się okazja. Gdy był na miejscu i zobaczył kobietę siedzącą przy grobie zaczął na nią krzyczeć, okazało się, że to jego córka. Wtedy zaczęła się kłótni i przepychanki. Podczas kłótni wyszło parę niewygodnych faktów dla ojca ofiary. Zabił ją i chciał ją gdzieś schować, ale ktoś musiał go zobaczyć i uciekł. Nie zwrócił uwagi na krew, którą zostawił, a policja myśli, że to jakiś znak.
- Zgadzam się z pierwszą częścią, ale nie pasuje mi sytuacja z pryzmatami. Dopiero po przesłuchaniu młodego zrozumiałam, że żadne z nas nie miało 100% racji. Ojciec zabił narzeczonego w wypadku samochodowym, co nie było przypadkiem. Jak zeznała jego żona od tamtej pory nie mógł spać, bo przeżywał stan córki, co było zwykłą bujdą. Każdy wie, że nie lubił przyszłego zięcia. Bezsenność pojawiła się po tym jak zabił człowieka. Nie radził sobie z tym psychicznie. Na cmentarzu zobaczył córkę, z którą zaczął się kłócić. Popchnął ją i pewnie w sekcji wyjdzie, że dziewczyna doznała wstrząsu. Była nieprzytomna, ale jeszcze żyła. Zaraz po tym na grób przyszedł dziwak. Powiązanie? Jego synem jest i Victor i nieżyjący chłopak z wypadku. Widząc leżącą dziewczynę wpadł w szał. Obwiniał ją o stratę syna. Wiem, że to jego syn, bo na zdjęciach z wypadku samochodowego z akt, na lusterku był przewieszony ten sam pryzmat, który miał Victor i przyniósł mu na grób kolejny. Ten. – wyjęła z kieszeni folijkę ze szkiełkiem.- Zauważyłeś, że profesorek miał podrapaną twarz? Raczej nieprzytomna dziewczyna go nie zadrapała. Ojciec dziewczyny wrócił. Ochłonął i wrócił na cmentarz. Zaczęli się kłócić. Profesor ze złości dźgnął dziewczynę na oczach jej ojca, a ten rzucił się na niego. Odebrał mu nóż i wtedy przez przypadek dźgnął ją drugi raz z drugiej strony.
- Takie teorie można gdybać podczas oglądania kryminałów. – wyśmiał ją i podszedł do okna.
- To nie teorie, to fakty. Jak byłam w kuchni dziwaka znalazłam tam nóż z resztkami krwi. Mogła być zwierzęca, ale oddałam ją do badania, gdy ty go przesłuchiwałeś. Greg był w pobliżu i podjechał, żeby sprawdzić jak się czuje, bo pisałam z nim w taksówce. – zatrzymała się na chwilę, a telefon leżący na stoliku zaburczał. Holmes wyprzedził brunetkę i odblokował urządzenie. Spojrzał na dziewczynę, a jego mina zrzedła.
- Krew należy do denatki. Na uchwycie są odciski palców dwóch mężczyzn, którzy byli już notowani. – zacytował wiadomość z telefonu.
- Pora ich ze sobą skonfrontować, a sami się przyznają. – uśmiechnęła się do siebie po czym dodała – Czekam na pizzę i liczę na uprzejmość.
- Nie wiadomo od którego ciosu umarła. – oburzył się Holmes.
- Ale moja obecna teoria jest prawdziwa. – odpowiedziała mu szybko.
- Proponuję kompromis. – wyprostował się widząc nieugiętą postawę Molly.
- Nie ma takiej opcji. – pokręciła głową. – Ja miałam rację.
- I ja też. Zabili ją oboje. Też mi się coś należy. – podszedł do niej na tyle blisko, że prawie stykali się nosami. Brunetka musiała podnieść delikatnie głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Do poprzednich zakładów dorzucam to, że będziesz mi robił codziennie rano kawę z mlekiem i cukrem waniliowym. – szepnęła patrząc mu głęboko w oczy z pewnością siebie. Można było nawet dostrzec w jej spojrzeniu coś w rodzaju flirtu. Właśnie to zauważył Sherlock, który po chwili namysłu stwierdził, że jej wzrok zawsze ma w sobie jedną wspólną cechę nie ważne w jakim nastroju jest dziewczyna. Jej wzrok zawsze był przeszywający, ponętny, zmysłowy i hipnotyzujący. Po tej analizie od razu skarcił się w myślach. Nie dopuszczał do siebie informacji, że mógł być jedną z niewielu osób, które tak reagują na jej spojrzenia. Odchrząknął po chwili i odpowiedział jeszcze niższym głosem niż zazwyczaj:
- Zgoda. – wciąż wpatrywał się w oczy dziewczyny, która musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się pod nosem i przygryzła nerwowo wargę. Brunet zjechał wzrokiem na chwilę na jej usta po czym znowu wrócił do bitwy na spojrzenia.
- Przeszkadzam w czymś? – oboje odskoczyli od siebie jak poparzeni słysząc znajomy głos Johna.
- Nie John. Dobrze, że jesteś. – odpowiedzieli oboje w tym samym czasie. Ten zmierzył ich wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Tuż za nim stał zdezorientowany Greg, który nie do końca wiedział czy to co widział było prawdziwe.
- Hej Greg. Musimy jechać do Scotland Yardu i wyślij ludzi po tych dwóch od noża. – Molly wzięła płaszcz i włożyła go tak szybko jak tylko mogła ograniczając ból do minimum. Chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji ruszyła na dół bez słowa. Za nią, ku jej nieszczęściu, ruszył Greg. John został z Sherlockiem. W tym czasie brunetka wsiadła do samochodu policyjnego z policjantem i ruszyli. W drodze napisała jeszcze do Sherlocka „Widzimy się na miejscu" i skupiła się na drodze. Ciszę zakłócała muzyka w radiu, którą co chwile zmieniała. W pewnym momencie Greg nie wytrzymał i złapał jej dłoń klikającą przyciski.
- Przestań. – powiedział stanowczo.
- Co cię ugryzło? – zmarszczyła brwi.
- W co ty się pakujesz? – spojrzał na nią szybko i wrócił spojrzeniem na drogę.
- Nie wiem o czym mówisz. – brunetka postanowiła, że to będzie najlepszy sposób na pozbycie się problemu, w postaci tej rozmowy.
- On nie umie kochać. Zrani cię. – powiedział wprost.
- Ale ja nie wiem, o co ci chodzi! – brunetka uniosła głos.
- Widziałem jak na siebie patrzycie. Nie chcę, żebyś cierpiała. Holmes jest dobrym aktorem. – zatrzymał się przed docelowym budynkiem.
- Który Holmes? Hm? – posłała mu piorunujące spojrzenie. – Nic między mną, a nim nie ma i nie będzie. On mnie nie znosi. Ja jego też. Gdyby mógł to już dawno by mnie wyrzucił z Baker Street. Z nim nie da się wysiedzieć kilku godzin. Chociaż dobre jest to, że mam pokój na innym piętrze. – rzuciła oschle i wyszła z pojazdu.
- To jak panowie... Który z was ją zabił? – brunetka patrzyła z uśmiechem na dwójkę mężczyzn zabijających się wzrokiem. Siedzieli naprzeciwko siebie, a po bokach siedział Holmes i Lestrade. Lopez chodziła po sali drażniąc ich swoim zachowanie. – aktualnie w gorszej sytuacji jest pan. – wskazała na profesora.
- Proste, że to on zabił moją córkę. – Syknął ten drugi i zacisnął mocniej skute w kajdanki dłonie.
- Sam ją zabiłeś. – odezwał się profesorek.
- Ty zadałeś cios jako pierwszy. – warknął ojciec ofiary. Na ten moment policjant z detektywami czekali od dobrych 20 minut.
- Co z ciebie za ojciec, który popycha swoje ciężarne dziecko i zostawia je bez opieki, a później wpycha mu nóż w brzuch?!
- To był przypadek!
- Za to Ty odebrałeś mi syna!
- Miałeś go w dupie ponad 20 lat i teraz go opłakujesz?! Zniszczyłby życie mojej córce.
- Dlatego ty zniszczyłeś ją? Zabiłeś swoje dziecko i wnuka. – zaczął się śmiać histerycznie.
- To był wypadek!
- Tak samo jak ten kiedy potrąciłeś mojego syna? To też był przypadek?!
- Należało mu się!
- Panowie! – krzyknęła brunetka wołając policjantów. Dwóch mężczyzn w mundurach weszło do sali i zabrali przestępców rzucających się sobie do gardeł do celi.
- Mało ciekawe w sumie. Jednak myślałam, że będzie ciekawsze. – brunetka zwinęła usta w wąską kreskę. – Greg o której kończysz?
- Właściwie to koniec na dziś. Kończę o 17:30, a już przed 18.
- Jedziesz do nas? – spojrzała na niego.
- Nie ma takiej opcji. – powiedział Holmes. – Musisz odpoczywać i tak za dużo ruchu miałaś na dziś. Całe szczęście, że nic ci się nie stało. – i wypchnął ja z sali posyłając zwycięski uśmiech Lestrade'owi i Molly, która kipiała ze złości.
- Miałeś być miły!
- Jestem. Dbam o ciebie. – powiedział bez większego entuzjazmu. Brunetka wróciła do pomieszczenia, gdzie był Greg i pociągnęła go za rękę za sobą.
- Jedzie z nami czy tego chcesz czy nie. – warknęła na niego i ruszyła do samochodu Grega. Była święcie przekonana, że Holmes nie wsiądzie do samochodu policjanta, jednak brunet pojawił się na tylnych siedzeniach szybciej niż ona. – Zapowiada się ciekawy wieczór... - westchnęła oparła głowę o szybę pojazdu.
Hejka. Mam nadzieję, że miło sie czytało. Do kolejnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top