34.

- Vivien! – Molly podbiegła do dziewczyny i ją przytuliła. – Tęskniłam. – w odpowiedzi otrzymała jedynie uśmiech brunetki.

- Cześć wam. – przywitała się ze wszystkimi. – Jak sobie radzicie?

- Kończymy małe remonty. Jeśli to dla ciebie nie problem... nie chcemy się spieszyć. Dobrze nam się razem żyje i nie chcemy się spieszyć z przeprowadzkami. Zanim wyremontujemy nasze mieszkania może trochę minąć. – Greg spojrzał na nią niepewnie.

- Czemu to miałby być problem. Kupiłam ten dom dla was. Możecie tu zamieszkać na stałe. – Vivien spojrzała na każdego po kolei. – Znalazłaby się jeszcze jedna wolna sypialnia?

- Zostajesz z nami? – John podszedł do niej z Rosie, a ta od razu przeszła na ręce pani detektyw.

- Jeśli wam to nie przeszkadza...

- Chyba sobie żartujesz. – Greg zaśmiał się, odebrał walizkę od dziewczyny i pomógł jej zanieść ją do sypialni. Przedpołudnie minęło w miarę spokojnie, jednak atmosfera była dosyć napięta. Nikt nie odważył się zapytać o to gdzie jest Sherlock, ani o to co się stało.

Vivien właśnie zeszła do wszystkich, jednak przed wejściem do salonu zatrzymała się i usłyszała cichą rozmowę.

- Odkąd przyjechała nie uśmiechnęła się dłużej ani raz. – Greg brzmiał na naprawdę zaniepokojonego.

- Była taka odkąd wróciła do nas. Nie wiem co się z nią dzieje. Nie jest sobą. Jakby coś odebrało jej chęci do wszystkiego. – Molly również nie była zachwycona.

- Nie coś, a ktoś. – powiedział Mycroft i objął Grega ramieniem.

- Chciałbym jej jakoś pomóc. – policjant wtulił się w ramię Holmesa.

- Nie powinniśmy się wtrącać w ich sprawy. – Molly stwierdziła i upiła łyk herbaty.

- Jak się masz? – John od razu zmienił temat gdy w drzwiach pojawiła się Vivien.

- Bywało gorzej. – mruknęła pod nosem i usiadła w fotelu obok Johna. Nie mogła znaleźć odpowiedniej pozycji. Ciągle coś jej przeszkadzało.

- Przywiązywanie się do rzeczy jest dość dziecinne. – Mycroft spojrzał na nią z uniesioną głową. Widział, że ten fotel nie jest tym z Baker Street.

- Mówi to ktoś, kto od kilku lat chodzi z jedną i tą samą parasolką nawet, gdy nie pada? – rzuciła ironicznie.

- Skąd pewność, że to ta sama?

- Ma na sobie ślady długiego użytkowania. Dodatkowo, kto normalny naprawia parasolkę zamiast kupić nową? – podeszła do niego, wzięła przedmiot, który stał oparty o ścianę i pokazała mu miejsca, gdzie widoczne były poprawki. – Daruj sobie Mycroft.

- Czasami się nie dziwie mojemu bratu, że był przez ciebie rozdrażniony.

- Bo po raz pierwszy pojawił się wśród was ktoś, kto zaczął widzieć tyle samo co wy? Niedorzeczne. – prychnęła i spojrzała na niego, marszcząc przy tym brwi. – Do tej pory raczej nikt nie analizował takich szczegółów z życia twojego brata. Zaczęło wam obojgu przeszkadzać to, że już nie będziecie w stanie tak łatwo kłamać albo przekręcać pewnych spraw na swoją korzyść. – oblizała usta i spojrzała na Holmesa z wysoko uniesioną twarzą. Po kilku minutach bitwy na spojrzenia, wstała i ruszyła do korytarza. Tam włożyła buty, płaszcz, szal i kapelusz.

- Nie przejmuj się. Idę na spacer. – powiedziała, gdy zobaczyła jak Greg wychodzi do korytarza i rozgląda się energicznie za nią. – Nie ucieknę. – dodała i wyszła z budynku. Szła przed siebie tak długo, ze nawet nie zauważyła, że doszła do centrum miasta. W pewnym momencie z nieba zaczął padać śnieg. Zatrzymała się na chwilę i podziwiała jak malutkie śnieżynki spadają na nią. Stała sama na środku prawie pustej ulicy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że stoi przed szpitalem, w którym pracuje Molly. To tu zaczęła się jej wspólna sprawa z Gregiem, Molly i Sherlockiem.

Z minuty na minutę śnieg padał coraz mocniej. Ulice zaczynały robić się białe, a niebo zmieniało kolor na ciemniejsze. Wraz z połową grudnia przyszła zima, którą Vivien naprawdę lubiła. Spacery w śniegu pozwalały jej na chwilę wyciszenia. Uwielbiała biel jaka ją wtedy otaczała. Może to właśnie dlatego najczęściej pokoje, które były zazwyczaj jej miejscem pracy, były pomalowane na biało. Ten jasny kolor najwyraźniej pozwalał jej szybko przetwarzać, układać i łączyć informacje. Był dla niej przy okazji kolorem „czystości", która tyczyła się jej umysłu i przeżyć. W miejscu, gdzie przeważała biel czuła większy spokój, a nad sercem i uczuciami panował rozum oraz racjonalne myślenie.

- Podobno potrafisz zamykać się w swoim pałacu i kontaktować z otoczeniem. – usłyszała, gdy zderzyła się z kimś na chodniku.

- Mam słabość do zimy... - mruknęła i wyprostowała się. Jej oczy ukryte były pod kapeluszem. Nie patrzyła na Sherlocka. Wszystko inne zdawało się być bardziej ciekawe niż on.

W gruncie rzeczy, chciała po prostu uniknąć zbędnych pytań i komentarzy. Cały czas miała wrażenie jakby jej oczy zdradzały wszystko o czym myśli. Nie chciała pokazywać tego Sherlockowi. Wciąż jej myśli wirowały wokół powrotu do starego mieszkania, ale nie chciała po raz kolejny cierpieć. Wolała trzymać się z daleka od młodszego Holmesa, który teraz brzmiał nad wyraz neutralnie. Można było wręcz uznać, że jest jakiś czuły i delikatny.

- Kawa? – czuła na sobie palący wzrok Sherlocka.

- Ciśnienie mam zaskakująco wysokie. Podziękuję.

- To herbata. Na uspokojenie. – Sherlock nie dawał za wygraną.

- Piłam w domu. – Brunetka również się nie poddawała.

- Ulepiłem pierogi. – usłyszała i zakrztusiła się śliną.

- Chyba pani Hudson to zrobiła. -  prychnęła cicho.

- Nie było jej cały dzień w domu. Pojechała do „przyjaciółki" i dlatego przed wyjściem stroiła się dwie i pół godziny. – rzucił ironicznie.

- Wole nie ryzykować zatruciem.

- Stałaś się bardzo uszczypliwa i pyskata. – stwierdził na co dziewczyna prychnęła i wciąż przyglądała się otoczeniu z rękami w kieszeniach. Holmes stał wyprostowany z dłońmi złączonymi za plecami. - Nie daj się prosić. – Powiedział i podszedł do niej o krok bliżej. Brunetka poczuła jak do jej nozdrzy dolatuje zapach jego perfum na co przymknęła na chwilę oczy. Sherlock po tym jak nie otrzymał odpowiedzi chwycił jej podbródek i skierował jej twarz tak, by spojrzała na niego. – Proszę. – Vivien widziała, że tym razem już nie ucieknie, więc uniosła brwi i spojrzała na niego z pogardą. – I tak dopnę swego.

- Czemu tak bardzo ci na tym zależy, hm? – spytała go nagle, a on od razu spoważniał. Wpatrywał się w jej oczy, które tym razem biły tą samą pewnością siebie, co kiedyś. Po raz pierwszy od dawna, ponownie zatopił się w nich bez odwrotu. – Holmes. – powiedziała ostro, gdy ten stał i wpatrywał się w nią bez ruchu. Ponownie odchrząknął i wyprostował się.

- Uznajmy to za spóźniony prezent urodzinowy.

- Urodziny miałam prawie miesiąc temu.

- I prawie tyle samo nie było cię na Baker Street.

- Sam po części do tego doprowadziłeś. – powiedziała od razu i wyminęła go. Ruszyła przed siebie bez dłuższej wypowiedzi.

- Pamiętasz zagadkę, w której po raz pierwszy braliśmy udział i zostałem postrzelony? – Na te słowa dziewczyna zatrzymała się. Holmes doskonale wiedział, że brunetka go słucha. – Liczysz na to, że powiem, że jest kolejna zagadka z nią powiązana, prawda? Brakuje ci tego. – Podszedł do niej na tyle blisko, że jego klatka piersiowa stykała się z jej plecami. – Tęsknisz za tym bardziej niż kiedykolwiek dotąd. – czuła jego oddech na skórze za swoim uchem. – Zasmucę cię, od kilku dni nie mam żadnej sprawy, która byłaby godna naszej uwadze. W każdym razie, tamta zagadka sporo namieszała w moim życiu i pozwól, że teraz chociaż w niewielskim stopniu naprawię to, co zepsułem. Wróćmy chociaż do tego, co było przed twoim zniknięciem. – Vivien słyszała jego niepewność w głosie. Nie wiedział co ma dokładnie powiedzieć.

- W takim razie, wiele się nie zmieni. – powiedziała. – I tak miałam się wtedy wyprowadzić, bo nie chciałam przeszkadzać tobie i Molly, albo...

- Przecież już wszystko zostało wyjaśnione.

- Adler nigdy nie zostanie... wyjaśniona. – powiedziała delikatnie i ruszyła przed siebie.

- Twoja zazdrość jest wyczuwalna na kilometr. – zaśmiał się i ruszył za nią, jednak po tych słowach Lopez zatrzymała się gwałtownie.

- Moja zazdrość zniknęła po rozmowach z twoją siostrą. – powiedziała i uniosła głowę tak, by przyjrzeć mu się uważnie. Wtedy też pokiwała głową ze zrozumieniem i kpiącym uśmiechem na ustach. – Skąd to przerażenie w twoich oczach... Boisz się, że dowiedziałam się o czymś, o czym nie powinnam wiedzieć. – mówiła jakby wciąż z niego czytała. Na jego twarzy z kolei pojawił się niepokój i tajemniczość. – Eurus zna twoje wszystkie sekrety... a ja spędziłam z nią ostatnio sporo czasu. – uśmiechnęła się zwycięsko. Sherlock patrzył na nią zdezorientowany. Gdy tylko zaczął mówić, od razu zostało mu przerwane.

- Ja... - podrapał się po tylnej części głowy.

- Nie skorzystałam z okazji. – powiedziała szybko. – Nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich tłumaczeń odnośnie twoich tajemnic, których w większości nie znam. Nie chciałam ich znać. Nie obchodzi mnie twoje życie uczuciowe, łóżkowe itd. Skończyłam z tym. Zaczęłam myśleć o sobie i nie potrzebuję żadnych tłumaczeń. Żyj swoim życiem. Ja będę żyła swoim. Tak jak powinno to być do teraz. – Gdy skończyła, odkręciła się i ruszyła przed siebie.

- Nie odpuszczę tego obiadu. – poczuła jak zatrzymuje ją uścisk na nadgarstku.

- Jest kilka miejsc do których muszę iść. Może innym razem. – powiedziała z irytacją w głosie. Holmes ruszył za nią bez słowa. Szli obok siebie w milczeniu. – Chciałam pobyć sama.

- A ja nie. Nudzi mi się...

- Dlatego będziesz za mną chodził?

- Między innymi.

- Co jeszcze cię trapi? – spojrzała na niego przelotnie.

- Nic, po prostu potowarzyszę ci podczas tych spotkań, czy coś... Później zabiorę cię na kolację.

- Powiedziałam ci coś...- Była na tyle zirytowana, że warknęła na niego.

- Ja też mówiłem, że nie odpuszczę.

- Sherlock, proszę cię... przestań. Jestem umówiona z kimś. Chcę miło spędzić te popołudnie.

- Gwarantuję ci to samo.

- Chcę zrobić coś dla siebie.

- Ale...

- Sherlock! – pisnęła zdenerwowana. – Jak bym ci powiedziała, że z kimś idę na randkę to też byś tak za mną chodził?

- Po pierwsze, nie idziesz na nią. Po drugie, sam właśnie ci to proponuje. Po trzecie, najprawdopodobniej tak, bo wybrałabyś kogoś nie właściwego i bym pilnował, żeby ci się nic nie stało. – Vivien stanęła w bezruchu.

- Co... Chwila... Czekaj...- Próbowała przeanalizować to co usłyszała. – Skąd pewność, że nie idę na randkę?

- Gdy spotykałaś się z Benem ubierałaś się inaczej. Bardziej... dbałaś o swój wygląd.

- Z Brunonem. To po pierwsze. Po drugie, pilnowałeś mnie jak szłam spotkać się z kimkolwiek? A po trzecie, wyjaśnisz mi co ma znaczyć twoja propozycja?

- Może nie zawsze, ale często. - posłał jej szybki ironiczny uśmiech. - Spędzaliśmy tak czas zanim chciałaś uciec, a mówiłem, że chcę wrócić do tego co było wcześniej.

- Nie chodziliśmy na randki. – powiedziała od razu z oburzeniem w głosie.

- Dwójka ludzi chce miło spędzić ze sobą czas. – powiedział z przemądrzałym tonem głosu. – Więc spędzaliśmy tak większość czasu.

- Nie Sherlock. Randki to coś innego. Przyjaźń, miłość, fascynacja, zauroczenie, zakochanie to też inne pojęcia i żadne z nich nie jest łatwe w zrozumieniu. A teraz wybacz, ale zatrzymuję się tu. Mam umówioną wizytę. – spojrzała na salon kosmetyczny, który znajdował się naprzeciwko niej.

- Metamorfoza? – spojrzał na nią zaskoczony.

- Jak to ostatnio ująłeś, nie dbałam ostatnio o swój wygląd tak, jak kiedyś. – prychnęła i weszła do środka. – Dzień dobry. – powiedziała, a zaraz za nią zrobił to Holmes.

- Witam, pani Lopez na godzinę dwunastą, tak? – podeszła do niej młoda kobieta. Odebrała od niej płaszcz i wskazała miejsce Sherlockowi, by usiadł.

- Co dziś robimy? – Vivien siedziała już na fotelu kosmetycznym.

- Oczyszczanie i odżywienie twarzy z tymi zabiegami, które są na głównej stronie w pakietach. Do tego regulowanie brwi i przedłużenie rzęs. Może pod koniec zmienimy coś z włosami. – Dziewczyna spojrzała na nią zadowolona.

- Pański partner może wejść do nas, jeśli pani chce. – Vivien spięła się automatycznie.

- Niech poczeka. – powiedziała, by nie musieć tłumaczyć całej sytuacji.

- Rozumiem, robimy niespodziankę. – zaśmiała się i nałożyła dziewczynie fartuch na klatkę piersiową i ramiona. Dziewczyna siedziała spokojnie na pochylonym fotelu i cieszyła się chwilą. Nie miała ochoty na rozmowy z panią, która nakładała i zmywała z jej twarzy kosmetyki. Po całym procesie dziewczyna spojrzała w lustro.

- Chyba ma pani ochotę na większą zmianę.

- Sama nie wiem... - spojrzała na nią ze skwaszoną miną.

- Świat należy do odważnych. Proszę się nie krępować. Do przyjścia kolejnej klientki mamy jeszcze około czterdziestu minut.

- Tniemy. – Vivien stwierdziła krótko widząc na swoje pokręcone włosy sięgające do połowy pleców. Usiadła na fotelu przed lustrem i spojrzała na kobietę, która przygotowywała potrzebne przedmioty. – Zdążymy z jakimś zabiegiem na prostowanie włosów?

- Jeśli ma pani czas to oczywiście. Od razu mówię, że zajmie to co najmniej dwie godziny i będę musiała zakończyć pracę u pani pomiędzy innymi klientkami.

- W takim razie zdaje się na panią.

Sherlock w tym czasie zdążył odwiedzić Scotland Yard, rozwiązać kolejną zagadkę i wrócić ponownie do miejsca gdzie od czterech godzin siedziała Vivien. Gdy jego cierpliwość była na skraju wyczerpania drzwi od salonu kosmetycznego otworzyły się, a w nich stanęła brunetka. Holmes spojrzał na nią ze zmrużonymi oczami, ale nie odezwał się ani jednym słowem. Wpatrywał się w nią ze skupieniem i lekko rozchylonymi ustami.

- Dziękuję jeszcze raz. – Vivien zwróciła się do kosmetyczki i fryzjerki w jednym.

- Cieszę się, że podoba się pani efekt końcowy. – stwierdziła, pożegnała się z brunetką i wróciła do swoich klientek.

- Idziesz? – spojrzała na niego gdy podeszła do drzwi. Sherlock wciąż mierzył ją wzrokiem bez słowa. Jedynie skinął głową, włożył płaszcz i ruszył za nią. – Czyżby morderstwo w cukierni?

- Hm? – spojrzał na nią niezrozumiale. Oboje zatrzymali się przed wejściem do budynku, z którego przed chwilą wyszli.

- Masz resztki lukru przy kącikach ust. – powiedziała pokazując mu na samej sobie gdzie znajduje się resztka słodyczy na twarzy bruneta. – I okruszki na płaszczu. Nie masz w zwyczaju jeść na mieście, a już na pewno nie o tej porze dnia. Takie poświęcenia u ciebie ma miejsce jedynie podczas pracy. Musiałeś wtopić się w tło, więc zmusiłeś się do jedzenia. Zawsze później jesteś małomówny, bo musisz bardziej skupić się nad przemyśleniami. Zjadłeś pączka, ale koniecznie bez nadzienia, bo to by było już za dużo dla ciebie. Jak miewam z cukierni „Na rogu", gdzie wczoraj zmarła piętnastolatka.

- Skąd o tym wiesz?

- Mówili w telewizji. – wzruszyła ramionami i rozejrzała się wokoło. – Nadal masz zamiar za mną chodzić?

- Powiedziałem ci, że nie odpuszczę tak łatwo.

- Nie wiem jak ty, ale ja idę na zakupy. – od razu wyminęła go i ruszyła przed siebie. Po kilku minutowym spacerku oboje dotarli w milczeniu do dużego centrum handlowego.

- Czego szukamy? – Po raz pierwszy od kilku minut Sherlock postanowił zabrać głos.

- Jakaś sukienka. Może koszula i jakieś eleganckie spodnie. – stwierdziła i weszła do pierwszego sklepu i chociaż znalazła tam kilka idealnych rzeczy to specjalnie chodziła po sklepach jak najdłużej. Z każdego sklepu wychodziła bez żadnych zakupów. Widziała kontem oka jak Holmes zaczyna tracić cierpliwość i walczy z samym sobą, jednak w jej zamyśle było to, by brunet odpuścił całkowicie. Nie chciała z nim spędzać czasu. Po prostu nie miała ochoty. Wciąż potrzebowała czasu, by przemyśleć wszystko na spokojnie. Widziała jak Sherlock starał się jej pomóc w każdym sklepie. Przynosił jej ubrania, doradzał i komentował o dziwo dosyć przychylnie.

Czas mijał, a dziewczyna nic nie kupiła, chociaż już od dobrej godziny wiedziała co kupi.

- Długo jeszcze? – Holmes zatrzymał się nagle.

- Mówiłam ci, że nie musisz za mną chodzić.

- Robisz to specjalnie. – powiedział z uśmiechem na twarzy i dozą tajemniczości. Dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem. Ten jedynie ruszył przed siebie bez słowa wyjaśnienia. Vivien ruszyła za nim, przewracając wcześniej oczami. Gdy zatrzymali się, zobaczyła jak Holmes otwiera jedną z szafek, do których można wkładać rzeczy, by nie nosić ich cały czas. Od razu wyjął z niej trzy torebki i podał je brunetce. Ta od razu spojrzała do jednej z nich, a następnie spojrzała zszokowana na Holmesa.

- Kiedy ty...

- Powiedziałem, że idę do toalety. Zdążyłem kupić to po co miałaś zamiar wrócić. – posłał jej zwycięski uśmiech, a ona westchnęła zrezygnowana.

- Ile jestem ci winna?

- Kolację.

- To jest przekupstwo.

- Raczej sprytne podejście do tematu. A teraz się nie wywiniesz. Wiem, że specjalnie chciałaś się mnie pozbyć i już sama traciłaś cierpliwość. W dodatku jesteś głodna, a przez to robisz się zła. Dlatego zapraszam na kolację.

- Sprytnie to rozegrałeś, ale i tak nie odpuszczę i oddam ci pieniądze za to. – wskazała na torebki z zakupami.

- A ja nie odpuszczę kolacji.

- Sherlock...- mruknęła zrezygnowana.

- Panie przodem. – stwierdził i wskazał dłonią na wyjście z budynku, które znajdowało się obok nich.

- Tak się nie robi. – Mruknęła pod nosem i ruszyła przed siebie.

- Na następny raz nie musisz udawać, że nie możesz nic dla siebie znaleźć.

- A ty nie musisz za mną wszędzie chodzić.

- Mówiłem, że nie odpuszczę.

- A ja już mam dość wszystkiego. – westchnęła i wsiadła do taksówki, do której drzwi otworzył jej Sherlock.

- A ja korzystam z tego, że już nie masz siły walczyć o swoje i zabieram cię na pierogi.

- Przysięgam, że zanim tam dojedziemy to ja zasnę, więc chcę wrócić do domu. – mruknęła i ziewnęła. Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi. Siedziała zamyślona z głową opartą o szybę. Nie rozumiała zachowania Holmesa. Wiedziała, że prędzej czy później znowu zmieni do niej nastawienie, a ona znowu będzie cierpiała. Jej myśli rozpraszało wszystko co ją otaczało. Nawet to, że jej włosy, które do niedawna sięgały do połowy pleców i były kręcone, teraz są proste i sięgają jej prawie do pasa. Gdy dojechali do mieszkania, Holmes otworzył jej drzwi od pojazdu, a następnie przepuścił ją w drzwiach do budynku.

- Od kiedy stałeś się takim gentlemanem? – prychnęła uszczypliwie.

- Kobiety podobno lubią szarmanckich mężczyzn. – powiedział gdy tylko wszedł do salonu i stanął za nią, dotykając swoim ciałem jej pleców. Ciągle czuła jego oddech na swojej skórze, a jego wzrok wiercił w niej dziury.

- Nie przywykłam do takiej wersji ciebie. – powiedziała ledwo słyszalnie. Powietrze w jej płucach stało się jakby gęściejsze, tak samo jak atmosfera w pomieszczeniu. – Rzadko zdarza ci się być tak...

- Uprzejmym i miłym?

- Mhm. – wciąż czuła jego klatkę piersiową na swoich plecach. Po chwili na jej ramionach pojawiły się dłonie Sherlocka na co wzdrygnęła się. Czuła jak delikatnie zsuwa z niej płaszcz. Gdy ciężki materiał zjechał po jej dłoniach zdjęła delikatnie kapelusz i szal. Gdy detektyw odnosił ich ubrania, ona rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało na swoim miejscu. Tak jak wtedy gdy opuściła Baker Street. Podeszła powoli do swojego fotela, na którym teraz leżały trzy torebki z ubraniami. Wyjęła dwie koszule, które dostrzegła w torebce. Jedna była czarna, a druga zwykła biała. W drugiej torebce ku jej zdziwieniu znalazły się dwie sukienki. Jedna była prosta. Lekko rozkloszowana od bioder w dół, z długimi rękawami. Była czarna bez żadnych zdobień. Dekolt był w stylu hiszpańskim przez co ramiona były mocniej odsłonięte.

Druga sukienka była czerwona. Tak jak czarna sięgała do połowy ud, jednak ta była przylegająca. Dekolt był znacznie mniejszy.

- Sherlock... Wiesz, że takie sukienki ciężko jest kupić dobrze znając rozmiar, a co dopiero go nie znając?

- No ja twój znam. – na te stwierdzenie zmierzyła go wzrokiem.

– Nie mogę tego wziąć. To za dużo kosztowało.

- Nie otworzyłaś jeszcze jednej torebki. – stwierdził i ruszył do kuchni.

- Czy ty zaczniesz kiedyś mnie słuchać?

- Słyszę cię.

- Słyszysz, ale nie słuchasz.

- To w tym momencie nie ma znaczenia! – odkrzyknął z kuchni. – Możesz przymierzyć, jak będzie nie dobre to oddamy! Ale szczerze w to wątpię.

- Usunąłeś metki, żebym nie widziała cen! – oburzyła się. – Nie będę niczego mierzyła. Jesteś przekonany, że są dobre, bo nawet nie zostawiłeś metek jakby trzeba było je oddać. Kiedy zdobyłeś moje tak szczegółowe wymiary...?

- Żyłem z tobą ponad pół roku. – powiedział gdy przyszedł ponownie do salonu i wziął z półki dwie świeczki.

- Ahhh no tak... - pokiwała głową z rezygnacją. Gdy Holmes po raz kolejny wszedł do kuchni i zasunął za sobą drzwi, Vivien wyjęła czarną koszulę z torby i zdjęła tą, którą miała na sobie. Gdy miała wsunąć na siebie czarny materiał usłyszała za sobą cichy szept:

- Vivien... - podskoczyła gwałtownie i włożyła koszulę na ramiona, a z przodu od razu zakryła się nią.

- Puka się! – krzyknęła oburzona.

- Kto ci to zrobił... - podszedł do niej powoli i staną za jej plecami. – Mogę? – wskazał na jej plecy, a ona posłała mu jedynie pytające spojrzenie. Po chwili zrozumiała o co mu chodzi i bardziej nakryła się materiałem.

- To nic takiego. – posłała mu jedynie niepewny uśmiech i szybko zaczęła zapinać koszulę.

- Nie musisz się przede mną krępować. – Powiedział delikatnie. Brunetka była zdziwiona. W jego głosie rzadko kiedy można było usłyszeć taką troskę. – Jedynie chcę wiedzieć kto ci to zrobił...- tym razem jego głos spoważniał.

- To nic... Jakby to... syn Jima uciekł z więzienia i skontaktował się z nim. To on mnie napadł i zaniósł do tego pomieszczenia. – powiedziała szybko. – Zanim mnie tam zaniósł postanowił się zemścić za postrzelone dłonie i za to, że Jim w jakimś stopniu starał się mnie uratować...- patrzyła na niego z lekkim uśmiechem. – Dotknął mnie kilka razy gorącym prętem. Od tego zostały mi takie blizny. – powiedziała i wzdrygnęła się na myśl o bólu jaki jej zadano.

- Gdzie on teraz jest? – spojrzał na nią. W jego oczach nie widziała niczego poza złością.

- Nie wiem... - powiedziała zmieszana. Ciężko było jej przyznać przed nim, że nie znalazła własnego brata.

- Obiecuję, że go znajdę. – powiedział ostro, po czym wziął jej dłoń w swoją i pociągnął ją do kuchni. – Pasuje ci ta koszula. – stwierdził gdy odsuwał jej krzesełko by mogła usiąść. Dziewczyna dopiero teraz zaczęła zapinać guziki.

- Dzięki. – stwierdziła zawstydzona i ziewnęła. Holmes postawił na stole wino, a następnie pojawiły się ciepłe pierogi. Sherlock usiadł naprzeciwko niej.

- Skąd pomysł na wino?

- Sama mówiłaś, że łatwiej jest ze mną dogadać się ze mną jak jestem podpity. – powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy. Dziewczyna jedynie pokiwała głową, przypominając sobie wieczór gdy Holmes pocałował ją po raz pierwszy. Poczuła jak żołądek zaczyna robić fikołki. Uśmiechnęła się delikatnie. 

- To prawda. – Holmes wstał ponownie.

- Postanowiłem ułatwić sobie zadanie, bo nie jest to dla mnie łatwe. Jestem w nowej sytuacji i nie jest to dla mnie proste.

- Zaczynam się bać. – powiedziała lekko rozbawiona, gdy Sherlock chwycił mocno nóż. Zwinnym ruchem wyjął za jego pomocą korek z butelki.

- Wybacz, ale nie mamy nigdzie otwieracza do wina.

- Pani Hudson pożycza go co jakiś czas. – powiedziała i podała swój kieliszek. Holmes nalał do niego ciemnej cieczy i oddał go dziewczynie. To samo zrobił ze swoim kieliszkiem i usiadł znowu na swoim miejscu. Dziewczyna mierzyła go wzrokiem i obserwowała jego każdy ruch. Widziała jak siedzi spięty i nie do końca wie co powiedzieć.

- Tak więc... słucham. Co jest takie ważne, że musiałeś mnie tu przyciągnąć, by mi o tym powiedzieć?

- Ja... Chciałbym wyjaśnić kilka kwestii, które nurtują i mnie i ciebie. – zaczął niepewnie. Cały czas unikał jej wzroku. W tym czasie brunetka nałożyła i jemu i sobie porcję pierogów, a Holmes wypił duszkiem zawartość kieliszka, po czym dolał sobie trunku.

- Zanim zaczniesz kłamać... - zaczęła, jednak Holmes wtrącił się szybko.

- Nie mam zamiaru kłamać.

- Zanim zaczniesz kłamać, chcę ci powiedzieć, że nie wierzę w to, że to ty zrobiłeś te pierogi. Smakują jak te, które robiła moja mama. – powiedziała zaskoczona i ukroiła kolejny kawałek miękkiego ciasta z farszem.

- Znalazłem przepis w twoich rzeczach. – posłał jej zwycięski uśmiech.

- Nie wiem czy mam być zła za to, że grzebiesz w moich rzeczach, czy dziękować za pyszną kolację.

- Wolę te drugie. – Kolejna godzina minęła w kompletnej ciszy. Vivien nie miała zamiaru rozpoczynać rozmowy, a Holmes nie wiedział od czego zacząć. Brunetka co chwila śmiała się delikatnie. Na pytania co się stało odpowiadała, że to nie ważne. W rzeczywistości widziała zamyśloną twarz bruneta i jego rozterki. Gdy skończyła jeść odłożyła sztućce i dokończyła kolejny kieliszek wina.

- Ciężko mi to przyznać, ale było pyszne. Dziękuję.

- Widzę, że lubisz mi ostatnio docinać. Cieszę się, że ci smakowało.

- Teraz jedyne na co mam ochotę to sen, więc będę się zbierała. – powiedziała, gdy widziała, ze Holmes raczej nie ma zamiaru powiedzieć jej coś co miało by jakikolwiek sens i wpływ na ich relację. Wstała od stołu i ruszyła do salonu, gdzie został jej płaszcz. W tym samym czasie jej telefon, który leżał na stoliku, wydał dźwięk przychodzącego powiadomienia. Od razu podeszła do niego i odblokowała urządzenie.

„Zalało cały parter

John"

„Chyba nie jest tak źle,

skoro piszesz, a nie dzwonisz"

- Coś się stało? – Holmes podszedł do niej gdy zobaczył jej zmarszczone brwi.

- Zalało parter. – powiedziała szybko i ponownie spojrzała na urządzenie.

„Kuchnia pływa, ale jest stabilnie"

„John, co wy zrobiliście?"

„Molly postanowiła wykąpać Rosie i nie zakręciła wody, a wyszła z łazienki i o tym zapomniała. Zlało łazienkę na górze, a stamtąd woda zleciała na dół. Nieszczelne rury i dziura w suficie."

- Wiesz, że możesz zostać tu na noc, prawda?

- Wiesz, że mam sypialnię w domu na górze i mogę tam nocować, prawda? – posłała mu krótki uśmiech z nutką ironii.

„Udało się wam jakoś to unormować?"

„Mycroft z Gregiem wynoszą na dwór dywany,

Molly osusza podłogę, a ja wycieram blaty. Nie jest źle."

„Zaraz tam będę, więc wam pomogę"

„Nie!"

„Co? Czemu?"

„John, co tam się dzieje?"

„Nic nic. Wszystko jest pod kontrolą."

„John!"

„Miłej randki z Sherlockiem <3"

- O widzisz? Nawet on mnie rozumie. – Holmes powiedział wskazując na telefon dziewczyny. Stał za nią i czytał jej wiadomości z Johnem.

„John, ja cię proszę...Powiedz mi co tam się dzieje"

„Oprócz powodzi i pożaru, to nic"

„Jaki pożar?!"

- John co tam się dzieje!? – krzyknęła do telefonu gdy usłyszała, że John odebrał połączenie.

- Loly!!! – usłyszała głos Rosie.

- Rosie, daj telefon tacie. – powiedziała szybko.

- Witaj Vivien. – John przywitał się z powagą.

- Co tam się dzieje?

- Nic takiego. Nie chcemy, żebyś tu wróciła i zastała dom w takim stanie patrząc na to ile cię to kosztowało, więc... Sherlock, wiem, że tam jesteś. Nie pozwól jej wrócić tu przez najbliższe dwie godziny.

- Masz to jak w banku John. – Holmes odebrał jej urządzenie z ręki i po chwili pożegnał się z lekarzem.

- To jakaś zmowa, tak?

- Nic mi o tym nie wiadomo. – wzruszył ramionami.

- Kłamczuch. – mruknęła pod nosem. W pokoju rozległa się piosenka Elvisa Presley 'a „Can't Help Falling In Love" włączona przez Sherlocka. Holmes wysunął dłoń do dziewczyny. Po chwili namysłu Vivien chwyciła ją delikatnie, a detektyw przysunął ją do siebie i ułożył drugą dłoń na jej łopatce.

- Take my hand... - Brunetka zaczęła cicho nucić pod nosem.

- Take my whole life too. – Holmes dołączył do niej. Prowadził ją delikatnie. Kołysali się na boki obracając się wokół własnej osi. Sherlock trzymał dziewczynę blisko siebie tak, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. – Cieszę się, że tu ze mną przyszłaś. – powiedział cicho do jej ucha.

- Nie miałam wyjścia. – powiedziała delikatnie jakby cała złośliwość wyparowała z niej w ułamku sekundy. Kolejną piosenką była „Right Here Waiting".

- Możesz mówić co chcesz, ale jesteś dla mnie bardzo ważna. – dziewczyna na chwilę wstrzymała oddech gdy usłyszała słowa bruneta. - *Oh, can't you see it baby 

Czy nie widzisz tego, kochanie 

You've got me going crazy

że doprowadzasz mnie do szaleństwa  

Wherever you go

Gdziekolwiek pójdziesz

Whatever you do

Cokolwiek zrobisz

I will be right here waiting for you 

- Będę na ciebie czekał właśnie tu.– zanucił delikatnie przy jej uchu. – Nigdy nie chciałem cię ranić. Uznawałem, że to jedyny sposób, by nas od siebie oddalić. Bałem się dopuścić cię do swojego życia na stałe, ale to i tak się stało. - I wonder how we can survive

Zastanawiam się jak możemy utrzymać 

This romance

Ten związek

But in the end if I'm with you

Ale jeśli w końcu będę z Tobą 

I'll take the Chance 

Zaryzykuję – dziewczyna spojrzała mimowolnie w jego oczy. Wciąż miała mętlik w głowie. Być może teraz był on jeszcze większy niż do tej pory. - Oh, can't you see it baby You've got me going crazy. – Holmes wciąż przyśpiewywał fragmenty piosenki i ku zdziwieniu Lopez, robił to w oszałamiającym stylu. – To co powiedziałem przed twoją wyprowadzka... To nigdy nie było prawdą. – powiedział szybko. – Nigdy nie wybaczę sobie tego ile razy cię zraniłem. Wciąż mam przed oczami ciebie ze łzami w oczach i teraz gdy wiem, że nie ucieknę od tego co czuję... Nigdy nie zrobiłem głupszych rzeczy niż te, które cię zraniły. Wciąż kłócę się sam ze sobą i nie mogę ci obiecać, że nie zranię cię nigdy więcej, ale obiecuję, że będę się starał. – W tle leciała kolejna piosenka, a oni wciąż tańczyli powoli jakby nic innego nie miało znaczenia. Alkohol sprawił, że detektyw po raz pierwszy w życiu brzmiał nad wyraz ludzko i normalnie. – Odkąd cię poznałem...nic między mną, a Irene nie zaszło i możesz być o to spokojna. Nie wiem po co ci o tym mówię, bo traktuję cię jak przyjaciółkę, ale czuję, że powinnaś to wiedzieć. – Powiedział ostrożnie. Vivien poczuła delikatne ukłucie w sercu, jednak po chwili uśmiechnęła się do niego delikatnie. Czuła, że jego słowa są prawdziwe i cieszyła się, że może jest dla niego chociaż przyjaciółką. - **Look into my eyes

Spójrz w moje oczy

You will see

A zobaczysz, 

What you mean to me

Ile dla mnie znaczysz 

Search your heart

Zajrzyj do swojego serca 

Search your soul

Zajrzyj do swojej duszy

And when you find me there

 A gdy mnie tam znajdziesz, 

You'll search no more

Nie będziesz szukać więcej 

Don't tell me it's not worth tryin' for

Nie mów mi, że nie warto próbować 

You can't tell me it's not worth dyin' for

Nie możesz mi mówić, że nie warto za to umrzeć 

You know it's true

Wiesz, że to prawda 

Everything I do

Wszystko, co robię,

I do it for you

 Robię dla ciebie

Look into your heart

 Zajrzyj w swoje serce, 

You will find

A zobaczysz, 

There's nothin' there to hide

Że nie ma tam nic do ukrycia

Take me as I am

 Weź mnie takiego, jakim jestem, 

Take my life

Weź moje życie

I would give it all

 Oddałbym to wszystko,

I would sacrifice.

Poświęciłbym się

-Nie sądziłam, że potrafisz śpiewać. – powiedziała, gdy Holmes wyśpiewał każde słowo patrząc w jej oczy. I choć chciała by teraz powiedział jej, że jest kimś więcej niż przyjaciółką, czuła się o wiele bardziej szczęśliwa. Jedyne co nie dawało jej spokoju to to, że detektyw śpiewał tak piękne piosenki i wydawać się mogło, że chce je coś tym przekazać, a ona była dla niego tylko przyjaciółką.

- Zostawiam to na takie chwile jak dziś. – powiedział i obrócił ją delikatnie. – Przepraszam za to ile musiałaś się wycierpieć przeze mnie. Nigdy nikt nie zrobił dla mnie tak dużo i nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. – Brunetka położyła delikatnie głowę na jego ramieniu i pozwoliła prowadzić się dalej. – Jesteś dla nas jak ktoś z rodziny i to co powiedziałem kiedyś nie raz, nie jest prawdą. Mam nadzieję, że mi uwierzysz. Kiedyś. Z czasem. Może uda mi się zmienić samego siebie i nie pozwolić ci więcej cierpieć przeze mnie. Jestem świadomy tego co do mnie czujesz, ale... - zatrzymał się na chwilę jakby chciał przemyśleć i zadecydować co powiedzieć ostatecznie. – Ale nie jestem w stanie dać ci tego samego. Nie potrafię. To dla mnie i tak dużo. – nie odzywał się przez dłuższą chwilę. - Wciąż nie wiem czego tak naprawdę chcę. Miałaś racje gdy mówiłaś, że jestem pogubiony. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Wciąż gdzieś z tyłu głowy mam...

- Irene, słowa twojej siostry i Molly... - dokończyła za niego. – Nie oczekuję od ciebie, że nagle zadecydujesz kogo kochasz i czy w ogóle kogoś darzysz takim uczuciem. Cieszę się, że mogę być dla ciebie chociaż przyjaciółką. – powiedziała delikatnie.

- Nie mogę wziąć od ciebie tego co mi dajesz, bo sam nie mam wiele do zaoferowania tobie.

– Wezmę to co mi dasz.

- W dniu gdy Jim cię porwał obiecałem sobie, że znajdę go i zabiję, ale mnie wyprzedziłaś.

- Wybacz. – zaśmiała się.

- Poczekaj tu. Mam coś dla ciebie. – poszedł do swojej sypialni i wrócił po chwili. – Potraktuj to i dzisiejsze zakupy jako prezent urodzinowy. – powiedział i podał jej małą torebeczkę.

- Nie musiałeś... To i tak dużo. – spojrzała na torebki.

- Nic nie mów tylko otwórz. – Vivien widziała jak jego dłonie trzęsą się delikatnie, podczas trzymania torebki. Wzięła ją delikatnie i otworzyła. W środku było małe pudełeczko w kolorze ciemnej zieleni. Wyjęła je delikatnie i obróciła w dłoni. – Otwórz. – wykonała jego polecenie. Wpatrywała się długo w to co zobaczyła.

- Ja... nie mogę tego przyjąć. To musiało kosztować krocie.

- Nie prawda. Chcę, żebyś to przyjęła. – powiedział i chwycił jej dłoń, a następnie małe pudełeczko. Wyjął z niego delikatnie pierścionek i włożył na jej palec. Pudełeczko rzucił gdzieś na fotel. – Pasuje idealnie. – uśmiechnął się zwycięsko.

- Sherlock to...

- Nie rozmawiajmy o kosztach, dobrze? Po prostu powiedz czy ci się podoba. – spojrzał na nią zniecierpliwiony.

- Jest piękny. – powiedziała ledwo słyszalnie i przytuliła się do mężczyzny. – Dziękuję.

- Ja też.

- A ty za co?

- Za to że jesteś. – objął ją szczelnie ramionami i wtulił się jej szyję. – Pięknie wyglądasz. – powiedział cicho.

- Powiedziałeś to?

- Co?

- Nic, nie ważne. – skarciła samą siebie w myślach.

- To, że pięknie wyglądasz? Tak. I tak samo pięknie wyglądałaś bez zmian. – powiedział z uśmiechem.

- Dziwie się, że nie marudzisz, że ci się nudzi. – powiedziała rozbawiona, a Sherlock ponownie przyciągnął ją do siebie i zaczął prowadzić ją w tańcu.

- Ostatnio dzięki temu, że nie było żadnych zagadek miałem trochę czasu na przemyślenia.

- Naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, czemu jesteś taki bipolarny.

- W momencie gdy nie wiesz sama czego chcesz, nawet nie wiesz co jest właściwe, a co nie. – westchnął i ponownie obrócił dziewczynę. Teraz jednak był już jakby nie obecny. Błądził myślami gdzieś daleko, a przy okazji wydawał się być jakiś smutny.

- Tęsknisz za kimś? – zapytała i spojrzała na niego.

- Nie. – kłamał. Zawsze gdy to robił nie był w stanie spojrzeć w jej oczy. Wiedziała to doskonale.

- Powinieneś z nią o tym porozmawiać, Sherlocku. Męczysz się. Niepotrzebnie. – powiedziała jak gdyby nigdy nic. Nie dało się już usłyszeć w jej głosie zazdrości. Jedyne czego chciała to jego szczęścia. Może tylko tyle potrzebowała? Zapewnienia, że jest dla niego ważna i po prostu jego szczęścia? Może nie było to dla niej idealne zakończenie, ale cieszyła się z tego co miała. Po raz pierwszy od dawna usłyszała, że naprawdę liczy się dla Sherlocka.

- Jak się czujesz z tym, że odważyłeś się na szczerą rozmowę?

- To źle, jeśli odpowiem, że czuję się zaskakująco dobrze? – spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Ulga?

- Nawet nie wiesz jaka. – uśmiechnął się i pochylił ją, trzymając jej ciało w swoich ramionach. Wpatrywał się w jej oczy jakby był zahipnotyzowany, ale dziewczynie to nie przeszkadzało.

Ahhh, no tak. Teraz rozumiem. O tych oczach Sherlock pisał ostatnio. – usłyszał głos Irene w swojej głowie. Dokładnie to samo usłyszał z ust Adler podczas pierwszego spotkania Irene i Vivien. Stał wtedy za drzwiami i podsłuchiwał ich rozmowę. Po chwili jednak odgonił tę myśl, a Lopez odwzajemniła uśmiech. Wtedy też powróciła za jego pomocą do pionu.

- Wciąż nad czymś rozmyślasz. – stwierdził od razu.

- Nie prawda. – zaprzeczyła szybko.

- Znam cię już trochę. Nie okłamiesz mnie.

- Ty mnie też. – puściła mu oczko i chwyciła swój płaszcz. – Będę się zbierała. Późno już.

- Obiecałem Johnowi, że cię nie wypuszczę.

- Przez najbliższe dwie godziny. Minęły już chyba cztery, Sherlock. Jest koło drugiej, może nawet trzeciej. Dawno powinnam być w domu.

- Tu jest twój dom, Vivien. – usłyszała za plecami, a serce zabiło jej mocniej.

- Jeszcze go nie znalazłam, Sherlocku. – powiedziała delikatnie i odwróciła się w jego stronę. Stał z dłońmi włożonymi w kieszenie od spodni. Jego koszula idealnie opinała jego ramiona, a loczki opadały mu delikatnie na czoło.

- Kłamiesz. – powiedział szybko. – Tym razem się nie wywiniesz. – powiedział, a z kieszeni wyjął breloczek. Ten sam, który dziewczyna trzymała podczas ostatniego starcia z Jimem. Podeszła do niego bliżej i przysunęła dłoń do małego przedmiotu. Nie wzięła go w dłoń. Jedynie delikatnie go dotykała. Holmes obserwował każdy jej ruch jakby chciał wyczytać każdą myśl jaka w niej tkwi.

- Myślałam, że to koniec. – szepnęła jakby do siebie. Ścisnęła mocno oczy jakby chciała zapomnieć o całym zdarzeniu. Usta jednak miała wygięte w piękny, radosny łuk.

- Najgorszy dzień? Większego strachu chyba nigdy wcześniej nie czułaś co?

- Dzień może i najgorszy, ale na pewno nie był najstraszniejszy. Nie bałam się. Wiedziałam, że wszystko zależy ode mnie i że jesteście bezpieczni. – wciąż wpatrywała się w breloczek.

- Jest jakiś dzień kiedy bałaś się mocniej niż zazwyczaj? – spojrzała na niego gwałtownie.

- Nie wiem czy jest jeden taki dzień. Trochę tego było. – posłała mu nikły uśmiech.

- Rzadko pokazujesz, że się boisz.

- Nie lubię pokazywać słabości. – chwyciła brelok i schowała go do płaszcza. – Zatrzymam go sobie. – powiedziała i ruszyła do wyjścia.

- Kiedy bałaś się najbardziej? – usłyszała za plecami. Zatrzymała się i po chwili zastanowienia powiedziała:

- Było sporo takich dni.

- Na przykład?

- Na przykład gdy porwali ciebie i Irene, albo gdy dostałam wiadomość od Mycrofta, że próbowałeś wziąć narkotyki.

- Chyba jedynie John martwił się o mnie tak bardzo.

- Czasami możesz zaprzeczać, że na przykład nie martwisz się o kogoś, a prawda jest zupełnie inna. W sytuacjach gdy dzieje się coś poważnego nie patrzysz już na dotychczasowe założenia. Jedynie robisz wszystko, żeby ta osoba była bezpieczna. – powiedziała miękko. Holmes wsłuchiwał się w każde jej słowo. Wszystko brzmiało tak idealnie. Wszystko wydawało się być tak pięknie, a z drugiej strony miał wrażenie jakby było mu totalnie obce i dalekie. Wciąż towarzyszyło mu uczucie, że chciałby mieć to na co dzień, ale uciekało mu to sprzed nosa.

* Bryan Adams - (Everything I do) I do it for you 

** Richard Marx - Right here waiting


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top