3.
Tuż po powrocie do mieszkania Molly otworzyła drzwi, a przed nią stało sporej wielkości pudełko. Od razu wolnym ruchem wyjęła zza spodni swoją broń i powolnym i cichym krokiem zaczęła sprawdzać każdy pokój. Gdy doszła do kuchni mimowolnie walnęła dłonią w ścianę i zaczęła się surowo śmiać po czym od razu przyjęła obojętny wyraz twarzy.
- Mycroft… - weszła od razu do pomieszczenia i wstawiła wodę na herbatę. – Co to za pudło?
- Mój brat się o tobie już dowiedział. – bez zbędnych wstępów od razu przeszedł do sedna.
- Miło, że wpadłeś. Napijesz się czegoś? – dziewczyna widząc kubek kawy w ręku mężczyzny rzuciła sarkastycznymi tekstami. – czuj się jak u siebie… - po tym skierowała się do salonu gdzie zostawiła gorący napój i wzięła z korytarza ostrożnie pudło. Postawiła je na stole i spojrzała wyczekująco na Mycrofta. Ten jednak nie miał zamiaru mówić je co jest w środku. Zachowanie jej gościa było niesamowicie podobne do jej zachowania, co spotkało się z wewnętrzną krytyką z jej strony. Odstawiła w kąt pudełko i usiadła wygodnie na kanapie nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie Holmesa i na podarowaną rzecz.
- Mógłbyś oddać wszystkie klucze jakie dorobiłeś do mojego mieszkania?
-Do mieszkania mojego brata też mam klucze. - prychnął.
- Nie jestem twoim rodzeństwem! A już na pewno nie ćpunką zachowującą się jak dziecko, które potrzebuje opieki! – dziewczyna prawie krzyknęła w stronę Mycrofta, jednak udało jej się opanować emocje.
- Waż słowa. – odpowiedział chłodno.
- Może mi powiesz, że się mylę, hm? – Molly nie miała zamiaru uważać na to co mówi. Zazwyczaj mówiła co chciała i kiedy chciała. Nie obchodziło ją to, czy rozmawia z normalną osobą, czy z kimś wagi państwowej.
- Sama nie jesteś lepsza. Spójrz w lustro. – kobieta zapominała, że Mycroft jest jej odzwierciedleniem irytującego człowieka, który pod względem zachowania był łudząco podobny do niej samej. – To od Lestrade’a i ode mnie. Dodałem płyty od siebie. – wstał, zostawił 3 zestawy kluczy na stole i wyszedł obrażony. Dziewczyna wciąż stała i patrzyła w jedno miejsce. Czyli już wszystko wie… postanowiła jednak nie przejmować się tym i od razu zaczęła odpakowywanie paczki. W środku były duże głośniki z odtwarzaczem płyt CD. Od razu ustawiła je na półce i rozpoczęła przeglądanie płyt. Wszystkie idealnie wpasowały się w jej gust muzyczny. Zaczynając od muzyki poważnej, przechodząc w lata 80. i 90. Od razu włączyła jedną z nich i napisała do każdego z mężczyzn wiadomość o treści:
„Dziękuję”
Mycroft nie odpisał na ten gest żadną wiadomością, jednak Lestrade od razu odpisał.
„Mam nadzieję, że wszystko pasuje”
„ Piękny dźwięk i pasuje do pokoju, ale nie wiem czy mogę to przyjąć.”
„Jak nie przyjmiesz będzie mi smutno ☹”
Molly zaśmiała się do ekranu.
„ W takim razie chcę się jakoś odwdzięczyć/zrewanżować”
„Kolacja?”
Po tej wiadomości od razu przyszła druga.
„Po przyjacielsku? ☺”
Dziewczyna lekko się spięła, ponieważ nawet nie pomyślała o tym, że kolacja mogłaby odbyć się w innym świetle niż czysto przyjacielskim. Jednak odkąd poznała policjanta bacznie przyglądała się jego zachowaniu wobec niej i lekko ją niepokoiło jego podejście do jej osoby.
„ U mnie za 30 minut?”
„Jasne”
Mimo obaw kobieta przygotowała najszybsze i najpyszniejsze danie jakie mogła zrobić z posiadanych w mieszkaniu składników. Do najbliższego sklepu miała pieszo co najmniej 10 minut, więc nie zdążyłaby przygotować czegoś lepszego. Od razu wzięła się do roboty i po 20 minutach w mieszkaniu unosił się piękny zapach potrawy, a w salonie czekał stół przygotowany dla dwóch osób. Jednak nie był on taki jak na typowych spotkaniach czy filmach romantycznych.
Był to niski stolik, wyglądem przypominający stolik kawowy. Na nim leżały dwa talerze, sztućce i 2 kieliszki do wina. Wino stało pośrodku gdzie miało stać również przygotowane danie. Przy stole nie było kanapy ani krzesełek. Na podłodze leżały miękkie poduszki. Właśnie tak dziewczyna jadał większość posiłków.
Dzwonek do drzwi wyrwał dziewczynę z przemyśleń dotyczących dzisiejszego dnia i sytuacji z Molly. Od razu poszła otworzyć drzwi, w których stał wcześniej zapowiedziany gość.
- Bez kwiatów, bo po przyjacielsku. Ale mam piwo. – Pokazał zadowolony. Dziewczyna wiedziała, że czeka ją długa noc. Noc słuchania zwierzeń policjanta.
- Wchodź. Ja na zmianę smaku mam jeszcze wino. – zaprowadziła go do pokoju gdzie leciały spokojne kawałki Whitney Houston. Po rozłożeniu wszystkich swoich rzeczy dziewczyna zaprowadziła swojego gościa do kuchni, gdzie wyjęła z piekarnika zapiekankę z makaronem, kurczakiem brokułami, kalafiorem i sosem serowym. Wrócili do salonu gdzie wciąż panował przyjemny klimat.
Od kilku godzin siedzieli, rozmawiali, jedli i pili jak przyjaciele, którzy znają się od dawna.
- Znasz mnie od niecałych dwóch dni, a zaczynasz mi się zwierzać. Czym jest to spowodowane? – dziewczyna spojrzała na policjanta z politowaniem.
- Nie rozumiem o czym mówisz…
- Jesteś, aż tak pijany czy zrobiłam coś co zdobyło twoje zaufanie?
- Od dawna nie miałem do czynienia z taką osobą jak ty. W sumie to nigdy nie miałem takiej okazji.- mężczyzna zamyślił się na chwilę. – a nie jednak miałem. Sherlock. Ale on nie wyda twoich sekretów, bo albo cię nie słucha, albo mu się nie chce, albo uznaje to za mało istotne, albo po prostu nie chce się wtrącać i być może po prostu nie chce kogoś urazić, co jest u niego rzadkością. A najczęściej wydaje ludzkie sekrety, bo ma takie widzi mi się. Po prostu. Dla urozmaicenia czasu i zdenerwowania innych. – Lestrade patrzył w pusty już kufel po piwie i co chwila zatrzymywał się w swojej wypowiedzi, jakby chciał przemyśleć każde zdanie– jesteś do niego podobna, tyle, że ty jesteś miła.
- Myślę, że Donovan tak nie myśli… - oboje zaczęli się śmiać.
- W policji nie mam przyjaciół. Są znajomi, koledzy, ale nie przyjaciele. To jedne wielkie bagno, gdzie nikomu nie można zaufać. Nie ma tam nikogo komu można się zwierzyć. Można komuś powierzyć jakiś sekret i zaraz każdy o tym wie. – powiedział ze smutkiem. Gdyby nie odwracanie jego uwagi od przykrych myśli, prawdopodobnie przez cały wieczór byłby smutny i zamyślony o problemach. Molly też często spędzała w taki sposób wieczory, jednak czuła, że musi mu jakoś pomóc. Dziewczyna otworzyła kolejny napój i rozlała go do szklanych naczyń. Po chwili jednak wstał i podeszła do szafy, z której wyjęła skrzypce i gitarę. – umiesz grać?
- Nie, ale kiedyś byłem w chórze, więc mogę zaśpiewać. – uśmiechnął się uroczo na co dziewczyna przewróciła oczami.
- A fortepian? – spojrzała na instrument stojący w wykuszu. Jak już wcześniej ustaliła, musiał należeć do poprzednich właścicieli, bo w podłodze były tylko jedne wgłębienia tuż przy nóżkach, na których stało wielkie grające pudło. Nikt go stamtąd nie przenosił odkąd go zakupiono. Nie było go w umowie wraz z zakupem mieszkania, więc nie uważała tego za własność, tak samo jak skrzypiec i gitary.
- Nie należę do uzdolnionych muzycznie. – zachichotał pod nosem.
- A co chcesz zaśpiewać?
- A na czym zagrasz? Na czym umiesz grać?
- Uznajmy, że dostosuję się do ciebie.
- Znasz „When I was your man”? – mężczyzna zapytał z zaciekawieniem na co ta prychnęła sarkastycznie I zrobiła obrażoną minę.
- Proszę cię, znam większość piosenek, jeśli chodzi o takich piosenkarzy i artystów. – Wzięła większy łyk napoju, przygotowała największy z instrumentów, tak by jego dźwięki były czyste i miłe dla ucha.
Dziewczyna była od lat związana niesamowitą więzią z muzyką, o czym świadczyło jej wczucie się i piękna gra pomimo zamkniętych oczu. Wczuwała się w każdą nutę graną na instrumencie jak i w każde zaśpiewane przez nią słowo. Greg po ocknięciu się z szoku jaki wywołał u niego piękny głos dziewczyny, dołączył do niej przy drugiej zwrotce. Mężczyzna wczuł się w piosenkę na tyle, że próbował opanować wszystkie emocje jakie w nim tkwiły. Między innymi dlatego momentami zamiast „she” śpiewał „he”, naiwnie mając nadzieję, że brunetka tego nie zauważy. Ona jednak nie była tym zaskoczona. Od pierwszego spotkania wiedziała, że Greg nie do końca jest tym za kogo uważa go większość osób. Piosenka musiała wiele dla niego znaczyć, gdyż przy niektórych słowach mocniej zaciskał i oczy i pięści, lub po prostu otwierał na moment oczy, w których były łzy.
Molly nie miała zamiaru jednak przerywać. Chciała, żeby mężczyzna wyrzucił z siebie wszystkie emocje. Dla niej muzyka była kluczem do otworzenia się przed kimś lub po prostu przed swoimi słabościami i samą sobą. Była czymś co było kluczem i odpowiedzią na większość problemów. Sama odczuwała pewną więź z tą piosenką i postanowiła skupić uwagę również na swoich emocjach, które od dawana w sobie kumulowała i nie miała okazji do poukładania ich.
Po zakończonej piosence uśmiechnęła się do Grega, który sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Dopiero do niego dotarło ile emocji włożył w ten utwór.
- Wow. – szepnął lekko zaskoczony swoimi możliwościami wokalnymi.
- Zaskoczyłeś mnie… - dziewczyna patrzyła na niego spokojnym wzrokiem oparta o instrument.
- Ja siebie też. – zaśmiał się lekko. – to zaszczyt móc cię czymś zaskoczyć.
- Daj spokój. Nie jestem Sherlockiem. Nie wiem wszystkiego tak jak on. – Molly powiedziała z lekkim wyrzutem.
- Nie bądź taka skromna. Też jesteś niesamowita w tym co robisz. Czemu w siebie nie wierzysz? – usiadł obok niej na małym krzesełku przy instrumencie i patrzył na nią wyczekująco, w momencie gdy ona szukała poprawnej odpowiedzi na to pytanie.
- Może po prostu nigdy nikt nie widział w tym nic niesamowitego. Raczej było to klątwą ciążącą nade mną niż darem. O ile można to tak nazwać. – zatrzymała się na chwile jakby zamyślenia pochłonęły ją gdzieś daleko od rozmowy. – Od zawsze byłam wyrzutkiem. Większość osób patrzyła na mnie jak na wariatkę, która stara się zwrócić na siebie czyjąś uwagę.
- Co powiesz na kolejną piosenkę? – Tym razem to on starał się odwrócić uwagę Molly od przeszłości i stygmatów, które jej pozostawiła. Dziewczyna czuła, że Greg powiedział jej większą część swojego życia, bo miał taką potrzeba, jednak ona jej nie miała. Cieszyła się, że mężczyzna jej nie namawia do zwierzeń.
- Znowu zdaję się na ciebie. – brunetka uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Grega.
- Teraz twoja kolej. – spojrzał na nią z podniesioną brwią na co dziewczyna lekko przegryzła dolną wargę.
- Nieee. Lepiej sam wybierz. Ja będę robiła to wieczność. – policjant doskonale wiedział co dziewczyna ma na myśli.
- Za dużo piosenek, które wiele dla ciebie znaczą. – pokiwał twierdząco głową ze śmiechem.
- Otóż to. – Molly również zaśmiała się i podeszła do odtwarzacza CD.
- Dalej, pokaż chociaż kawałek siebie. – patrzył na nią wyczekująco.
Brunetka puściła dosyć głośno jakiś utwór, który w pierwszej chwili nic nie mówił Lestradeowi, który uważnie śledził każdy ruch towarzyszki. Ta jednak postanowiła zmienić utwór i całkowicie wyłączyła urządzenie. Zanim zaczęła śpiewać wzięła głęboki wdech, zaczęła delikatnie grać na klawiszach, które jak pod wpływem magicznej różdżki uginały się pod palcami dziewczyny tworząc piękną melodie. Dodała jeszcze po chwili:
- Dużo osób uważa tą piosenkę za tandetną, albo opisującą piękną miłość jak z filmów. Dla mnie ma inne znaczenie… - westchnęła na napływ wspomnień na myśl o tej piosence. – obiecałam sobie, że jeśli w moim życiu pojawi się ktoś strasznie ważny to mu ją zaśpiewam. Chce, żeby mógł później poznać to co ona dla mnie znaczy.
- Jak mam rozumieć mówisz mi o tym, żebym sobie za wiele nie dopowiedział? – zapytał rozbawiony na co dziewczyna zaśmiała się razem z nim i przytaknęła.
Greg nie miał jej tego za złe. Pomimo tego, że czuli się przy sobie swobodnie oboje wiedzieli, że ich znajomość będzie opierała się jedynie na przyjaźni.
Wtedy Molly zaczęła śpiewać:
- The day we met frozen, I held my breath right from the start I knew it I found a home for my heart…
()
Z każdą chwilą grała coraz mocniej I głośniej, a jej ton głosu nasilał się wraz z emocjami. Może nie była w tym co robiła tak samo niesamowita jak znane piosenkarki, jednak miała w sobie coś co przyciągało uwagę i ogromny potencjał i moc w głosie, którego nigdy nikomu nie ujawniła. Jedynie przed samą sobą była w stanie pokazać na co stać ją w 100%.
- Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak bardzo okazywał emocje za pomocą muzyki. – Greg powiedział lekko oszołomiony w momencie gdy Molly zakończyła utwór lekko zdyszana i rozdrażniona. Czuła, że w końcu znalazła właściwą drogę, którą chce iść. W końcu odnalazła spokój, którego tak naprawdę nie czuła. Było jednak coś co wciąż ją męczyło, drażniło. Wciąż czuła dziwną pustkę i nie do końca wiedziała co jest tym spowodowane. Przecież miała to czego chciała. Prace, która daje jej wszystko czego od niej wymagała łącznie z adrenaliną i sporym zarobkiem. Dodatkowo poznała Lestrade’a, który tak jak ona był zagubiony i osamotniony, a w dodatku miała piękne mieszkanie już na samym starcie nowego życia w Londynie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że musiałaby dosyć długo pracować jako lekarz, by móc kupić chociażby dwupokojowe mieszkanie w przyzwoitym stanie. A teraz ma trzypokojowe spore, piękne mieszkanie z wyposażeniem i udekorowanym przez nią wnętrzem.
- W takim razie będziesz miał do tego wiele okazji. – odeszła od instrumentu i usiadła na podłodze przy stole. – może zmieńmy trochę te piosenki, hm? Nie mam ochoty na takie smęty.
- Też mi się wydaje, że tak będzie lepiej. – policjant podszedł do płyt jakie znajdowały się na półce. – Mycroft musiał przejrzeć twoją playlistę. – stwierdził od razu z uśmiechem pod nosem.
- Ty też to zrobiłeś, tylko w inny sposób. – od razu stwierdziła patrząc na niego z satysfakcją. – Wychodzę z założenia, że jeśli po kilku godzinach spędzania czasu ze sobą ktoś wie czego słucha druga osoba, bez szczególnego wnikania w to, to ma się takie same albo podobne gusta.
- W sumie masz rację. Już w kawiarni gdy w tle leciała piosenka Queen wiedziałem w jakiej muzyce mniej więcej gustujesz. – puścił jej oczko i włożył jedną z płyt do odtwarzacza.
W pokoju rozbrzmiała jedna z piosenek, a dziewczyna od razu wstała i podeszła do pilota i podgłosiła piosenkę. Od razu zobaczyła, że Lestrade próbuje nie tańczyć, jednak jego nogi same go zdradzały.
- Jackson ma niesamowitą moc. Nie można się przy nim opanować. Nie krępuj się. – wskazała na jego stopy i sama od razu zatańczyła cały układ choreograficzny do refrenu idealnie odzwierciedlając każdy krok piosenkarza niczym idealną jego kopię. Greg nie wiedział co się dzieje. Każdy krok dziewczyny był doprowadzony do perfekcji i nie zauważył żadnej pomyłki ani potyczki podczas układu co wprawiło go w jeszcze większe osłupienie.
Molly przestała tańczyć i spojrzała na niego wyczekująco pokazując na środek pokoju, który był wolny i jakby specjalnie przygotowany jako parkiet dla dwójki nowych znajomych, którzy wspaniale bawili się przy swoich ulubionych piosenkach. Lestrade nie wytrzymał i sam wskoczył na sam środek „parkietu”, ucieszony niczym małe dziecko, które zorientowało się właśnie, że może panować nad własnym ciałem. Jego ruchy nie były tak perfekcyjne jak Molly, jednak dziewczyna mogła wydedukować, że mężczyzna spędził nie jeden wieczór w swoim życiu, poświęcając czas na taniec do kawałków Michaela Jacksona.
- Zawsze nie potrafię usiedzieć w spokoju, gdy słyszę jego piosenki. – gdy wszystko ucichło oboje po wspólnym wygłupianiu się padli bez siły na kanapie. Przetańczyli do wszystkich piosenek z płyty „Bad”.
- Widzę. Michael ma niesamowitą moc. – pomimo kilku wypitych piw oboje nie byli bardzo pijani. Wręcz można by powiedzieć, że byli w pełni świadomi tego co robili i co działo się w mieszkaniu dziewczyny.
W pewnym momencie ich spokój został jednak zakłócony hałasem. Początkowo oboje nie wiedzieli co się dzieje. Z jakiegoś miejsca dobiegł do ich uszu niesamowity huk spowodowany niesamowitym uderzeniem i dźwiękiem tłuczonego szkła. Zupełnie jak na początku piosenki „Smooth Criminal”. Oboje spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. To faktycznie był początek tej piosenki, jednak nie dobiegał on z głośników z salonu i dodatkowo faktycznie gdzieś nastąpiło zbicie szkła czymś twardym, co również przyczyniło się do ogromnego hałasu. Dopiero po chwili zauważyli, że piosenka została puszczona na dworze, natomiast to jak głośno była ona puszczana można było porównać do koncertu.
Molly od razu poszła do kuchni, gdzie hałas był o wiele głośniejszy i wtedy na podłodze zobaczyła sporej wielkości kamień owinięty papierem. Po chwili zaraz za jej plecami stał Greg. W momencie gdy ona podeszła do okna i patrzyła przez dziurę, on podniósł kartkę z kamieniem.
Dziewczyna wpatrywała się w niewielką dziurę w oknie próbowała znaleźć cokolwiek co mogłoby nakierować ją na sprawcę całego zamieszania.
- Odsuń się od tego okna. – powiedział do niej ostrożnie i przesunął ją dłonią za ramie bliżej ściany.
Po 15 minutach w mieszkaniu była już policja i Mycroft, natomiast nie było Molly. Po przeczytaniu kartki wybiegła z mieszkania zabierając jedynie płaszcz i telefon.
„Jeszcze tego pożałujesz John”
Ta myśl nie dawała jej spokoju i wciąż miała przed oczami kartkę z tym napisem. Nie była wystraszona. Nie miała ku temu powodów. Osoba, do której była zaadresowana groźba już tu nie mieszka. Tak naprawdę Molly była jedynie niewłaściwą osobą, w nie właściwym miejscu o nie właściwej porze. Natychmiast sprawdziła kilka miejsc i porozmawiał z kilkoma osobami w czasie gdy policja zbierała ślady w jej kuchni.
Wróciła do mieszkania po godzinie i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała kilka pytań na raz:
- Masz jakichś wrogów?
- Ktoś wcześniej ci groził?
- Podejrzewasz kto to mógł zrobić?
- Jaki był w tym cel?
- Kim jest John z kartki?
- Emily Jones. – Molly jak gdyby nigdy nic nie odpowiedziała na żadne z zadanych pytań.
- Co? – wydusił z siebie Greg.
- To ona za tym wszystkim stoi.
- Jak to? – zapytał Mycroft pijąc ze spokojem herbatę.
- Widzę, że się o mnie martwisz, skoro tu jesteś. – uśmiechnęła się podle w jego kierunku po czym dodała. – I chyba nawet nie jesteś już zły.
- Wytłumaczysz mi o co w tym chodzi? – zignorował jej docinki i spojrzał na nią piorunującym wzrokiem.
- Poleciłeś mi mieszkanie, które należało do Johna Coopera. To o niego chodziło. Gdy weszłam do kuchni i spojrzałam prze okno widziałam jak ktoś gasi w pośpiechu światło w mieszkaniu naprzeciwko. Mieszkam na 4 piętrze więc prędzej czy później wiadome by było, że nikt z dołu kamienia nie rzucił. Rzucił nim ktoś, kto ma niewiele siły patrząc na to ze kamień po zbiciu okna leżał prawie pod ścianą i nie poleciał bardzo daleko. Dodatkowo wszystkie inne mieszkania były rozświetlone z powodu głośno puszczonej muzyki co wyróżniło sprawcę. A raczej sprawczynię, która gdy tylko zobaczyła, że w mojej kuchni zapaliło się światło od razu zaczęła uciekać i w pośpiechu zostawiła otwarte okno balkonowe i zgasiła światło jako jedyna na całym osiedlu. Od razu znalazłam właściciela mieszkania, który pokazał mi dzisiaj podpisane papiery wynajmu mieszkania niejakiej Emily Jones. – Molly oparła się o ścianę i kontynuowała oschle ze spokojem. – John był policjantem, stąd prawdopodobnie go znasz – tym razem zwróciła się do Mycrofta. – John 2 lata temu zanim przeszedł na emeryturę prowadził śledztwo w sprawie 3 morderstw na terenie Londynu, jednak coś poszło nie tak i wsadził za kraty niewinna osobę. Brata kobiety rzucającej kamieniami. Ona sama pochodziła z innego miasta, więc zajęło jej trochę znalezienie go i wymyślenie wszystkiego. John nie miał kontaktu z wieloma osobami po tym incydencie. Odszedł z pracy, wyprowadził się z osiedla, na którym miał znaczną część znajomych, stał się odludkiem. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego błędu. Wsadził za kraty kogoś bardzo delikatnego, kto po rok siedzenia w celi nabawił się chorób na tle nerwowym: nerwica, depresja i lęk społeczny. Został zamknięty pół roku temu w szpitalu psychiatrycznym, bo rodzina nie dawała sobie z nim rady. W tym czasie Emily znalazła Johna i postanowiła się zemścić. Pominęła jedynie fakt, że mógł on zmienić miejsce zamieszkania. Prawdopodobnie sprawdziła je na policji, gdzie pracuje jej znajomy z czasów liceum. w starych dokumentach musiały być informacje o Johnie, a znajomy jej je udostępnił. Swoją drogą to chyba zalicza się do przestępstw. – rozsiadła się na kanapie w salonie, gdzie wszyscy za nią ruszyli. – ja na jej miejscu poobserwowałabym mieszkanie gdzie rzekomo mieszka ktoś komu chcę uprzykrzyć życie. Przynajmniej by nie zakłóciła mi romantycznego wieczoru. Prawda Greg? – spojrzała na osoby w pomieszczeniu.
Lestrade od razu spuścił wzrok na podłogę robiąc się czerwony na policzkach. Mycroft natomiast odchrząknął i zaczął rozglądać się po pokoju jakby strasznie go interesował. Inni policjanci patrzyli z niedowierzaniem i szokiem w oczach.
- Prawda, Greg? – dopytała ponownie na co Greg mruknął jedynie ciche „mhm”. Spojrzała zwycięsko przed siebie i poszła zdjąć swój płaszcz. Od razu zobaczyła, zastawione okno w kuchni jakąś płytą.
- Jutro przyjdą je wymienić. – Powiedział Mycroft.
Brunetka zignorowała mężczyznę i weszła do największego pomieszczenia w mieszkaniu po czym wygoniła każdą osobę, która w jakikolwiek sposób jej przeszkadzała. W mieszkaniu od razu zrobiło się cicho, ale atmosfera od razu stała się dziwnie napięta. Molly jednak nie zwracała na to uwagi w porównaniu do dwóch mężczyzn, którzy nie odezwali się ani słowem do siebie. Co chwila gdy mieli okazję patrzyli na siebie ukradkiem.
- Ja już pójdę. – warknął po chwili Holmes i wychodząc z pomieszczenia trącił bark dziewczyny pomimo sporej ilości wolnego miejsca w pokoju. Zamknął nieco głośniej drzwiami i już go nie było. Ona jednak nie zwróciła na to znacznej uwagi i usiadła spokojnie na fotel nie patrząc nawet na swojego towarzysza.
- Czemu to zrobiłaś? – odparł z wyrzutem po chwili namysłu policjant.
- Dla własnych obserwacji. – odpowiedziała szybko i zatopiła się w swoich myślach popijając co chwilę czerwoną, lekko cierpką ciecz z pięknego kieliszka.
- I co wywnioskowałaś?
- Że chyba ta jedna noc nie była nieporozumieniem i chwilą słabości. – powiedziała z nikłym uśmiechem na twarzy jakby wciąż zamyślona i niedostępna ze swoją świadomością.
Lestrade doskonale wiedział o czym mówi Molly. Wiedział, że ona wie. Nie chciał już nawet wnikać w to skąd to wszystko wie. Nie miał ochoty na dociekanie tego. Jedyne co chciał wiedzieć to co zrobić dalej.
W kominku delikatnie skakały iskierki. Zaledwie 2 godziny temu ciemnooka rozpaliła w kominku, a ogień już zaczął wygasać. Nie miała siły wstać i dorzucić drewna. Było coś koło 3 w nocy, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Siedziała pod ścianą z resztkami wina, skrzypcami, na których czasami coś przygrywała i słuchawkami w uszach. Od dobrej godziny oboje siedzieli w ciszy. Oboje byli pochłonięci w myślach i problemach jakie tkwiły w ich głowach.
Po kilkunastu minutach rozważania za i przeciw postanowiła wstać i dorzucić do ognia. Gdy już to zrobiła i otrzepała dłonie z resztek drewna podeszła do Grega i przykryła go delikatnie kocem. Jasnowłosy mężczyzna spał w najlepsze na kanapie przytulony do poduszki.
- Ty to masz szczęście Greg. Masz szczęście pod nosem… - mruknęła cicho i wróciła na swoje miejsce z poduszką i kocem. Postanowiła jeszcze napisać smsa do Molly i zapytać jak się czuje. Nie wiedziała czy już się wybudziła, ale gdy się wybudzi odczyta i pewnie odpisze. Przynajmniej powinna.
„Jak się czujesz?
ML”
Ku zaskoczeniu brunetki telefon dał o sobie znać po kilku minutach.
„Już lepiej. Nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć”
„Przyjdę jutro do ciebie”
Molly nie lubiła określenia „odwdzięczyć”. Skoro robi się coś dla kogoś, to nie powinno robić się czegoś po to, by mieć z tego jakieś korzyści. Nie rozumiała czemu ludzie są takimi materialistami i szukają tylko okazji, by osiągnąć jakiś cel dzięki czyjejś dobroci.
Skaczące iskierki, które wydawały co jakiś czas trzask usypiały dziewczynę co raz bardziej. Ciepło jakie biło od kominka spowodowało rumieńce na jej twarzy i przyjemne uczucie, które uspokajało ją i usypiało co raz bardziej.
Hejka. Mam nadzieję, że nie ma wielu zastrzeżeń i błędów. Liczę na to, że jeśli coś wam przeszkadza to będziecie o tym pisać, a jeśli wam pasuje to milewidziane sa opinie i gwiazdki, żebym wiedziała, że wszystko jest ok. 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top