20.


W pomieszczeniu zapadła cisza. Dopiero po chwili przerwała ją Vivien, która szepnęła cicho:

- Niedobrze mi. – zasłoniła usta dłonią i pobiegła do łazienki.

- Pogadamy później. – John powiedział surowo i poszedł za brunetką. Po półgodzinnej rozmowie z dziewczyną, lekarz uznał, że interwencja szpitala nie będzie koniecznością. Skontaktował się on z lekarzem, który zajmował się brunetką. Dowiedział się jakie leki zażywała i w jakich godzinach przyjęła ostatnią dawkę. Ta ostatnia wiadomość pozwoliła mu stwierdzić, że oprócz ciężkiej nocy, Vivien nie zagraża nic poważnego.

Gdy oboje wrócili do salonu, zauważyli, że Sherlock zniknął tak samo jak jego płaszcz. Brunetka usiadła na fotelu detektywa, a John usiadł w tym, który niegdyś należał do niego.

- Brakuje ci tego. – stwierdziła szybko widząc spokój jaki ogarnia doktora.

- Czasami. – powiedział spokojnie, ale po chwili spojrzał na nią poważnie. – To coś poważnego? – Vivien przypomniała sobie o sytuacji, jaka zdarzyła się między nią, a mężczyzną. Początkowo poczuła miłe ciepło, ale później wszystko zniknęło i pojawił się ból, smutek, żal i strach.

- Nie wiem, John. – powiedziała cicho. Nie potrafiła określić co tak naprawdę czuje.

- Czego tak naprawdę chcesz? Czego ci potrzeba? – powiedział spokojnie.

- Nie wiem, John. Nic nie wiem. Nie wiem, czemu to wszystko w ogóle miało miejsce. To nie powinno było się wydarzyć.

- Ale nie żałujesz. – bardziej stwierdził niż zapytał. Na te słowa spojrzała w jego oczy. Nie potrafiła wyprzeć się tego, co zasugerował lekarz. – wiesz, że uczuć nie można się bać ani wstydzić, prawda? – obdarował ją ciepłym spojrzeniem.

- Można, gdy wiesz, że w żadnym stopniu nie są odwzajemnione. – powiedziała smutno i spojrzała na swoje dłonie.

- Vivien... Naprawdę myślisz, że pocałowałby cię gdyby nic do ciebie nie czuł? – spojrzała ponownie w oczy Johna.

- Był pijany, tak jak ja. Nadal jestem. – ułożyła usta w wąską linię. – jeszcze kilka godzin temu chciał żebym się stąd wyniosła.

- Bo się boi. Bo wszystko wymyka się spod kontroli. – powiedział dość szybko i pochylił się przed siebie. – Chce cię chronić.

- Nie John... Po pierwsze, on nie rozumie, że tu chodzi tylko o niego. Że jedynym sposobem na ocalenie go jest to, że muszę być przy nim. Jim zrobi wszystko, żeby go wykończyć, a później zabić. Będzie próbował mnie wykorzystać. Cały czas to robi. – warknęła zła. – po co ja tu przyjeżdżałam...

- Wiesz, że ryzykujesz życiem, walcząc z nim i chroniąc Holmesa? – brunetka pokiwała twierdząco głową. – I naprawdę jesteś gotowa na tyle poświęceń? Spójrz. Cierpisz. Vivien, potrzebujesz ciepła i miłości. On się tego wszystkiego boi. Nie jest w stanie ci tego zapewnić. Z czasem może się przełamie, ale może być za późno.

- To czego ja potrzebuje, nie jest najważniejsze. Obiecałam Mycroftowi, że dotrzymam słowa. Na dodatek jestem mu to winna. To mój ojciec knuje za jego plecami. Jestem jego córką i widzę jak oboje z Mycroftem na mnie patrzą. On wciąż ma wątpliwości.

- Nie ma ich. Widziałem to i rozmawiałem z nim. O mało nie pobił Mycrofta, gdy ten nazwał cię zdrajczynią. Spójrz na mnie. – powiedział i położył dłoń na jej kolanie. – nie jesteś mu nic winna. Słyszysz? Jeśli czujesz, że męczysz się tu, to się wyprowadź, ale wiem, że jesteś dla Sherlocka ważna. Odkąd tu jesteś stał się bardziej ludzki.

- To nie chcę wiedzieć jaki był wcześniej. – burknęła delikatnie zła.

- Vivien, musisz wiedzieć, że on ciągle ma wyrzuty sumienia i obwinia się o to, że mogłaś zginąć.

- I dlatego karze mi się wyprowadzić?

- Myślę, że on uważa, że jak się stąd wyprowadzisz to będziesz bezpieczniejsza, a on po jakimś czasie zacznie wracać do swojego wcześniejszego zachowania. Sprawiłaś, że jego podejście do wielu rzeczy zmieniło się i po prostu nie jest do tego przyzwyczajony. Boi się kolejnych zmian i tego, że ktoś wykorzysta to co jest między wami.

- Mój ojciec będzie pierwszy. – uśmiechnęła się sztucznie. – Jakoś nie ma skrupułów i bawi się uczuciami własnej córki.

- Ale?

- Ale powiedział, że jak poczuję, że mam dość, to mam mu powiedzieć i pozwoli mi odejść, a Holmes zostanie z tym sam i nie będę musiała grać w jego gry.

- Widziałaś się z nim?!

- Przyszedł do mnie do szpitala.

- Molly... znaczy Vivien i powinnaś była wezwać pomoc. Jest nieobliczalny.- powiedział i poniósł się zły z fotela. – Wykończy was. Vivien, jak masz okazję to odejdź z Baker Street.

- Ty nie rozumiesz... Jeśli będę chciała odejść to tak, żebym zostawiła was wszystkich i przeszła na jego stronę. – powiedziała zła. Cała ta sytuacja denerwowała ją coraz bardziej. – Na dodatek, nie zostawię go, John. Was też nie. Tu też chodzi o was. Nie mogę pozwolić, żeby coś wam się stało.

- Vivien. – westchnął. –Nie uratujesz sama całego świata. Nie wiem co mam ci powiedzieć... Widzę jak patrzysz na Sherlocka i mam nadzieję, że z czasem przestanie uciekać i powie co czuje. Nie wiem czy on darzy cię tym samym uczuciem, ale mam nadzieję, że kiedyś się określi.

- John, ja sama nie wiem co czuję.

- Dziewczyno, jesteś w stanie poświęcić własne życie dla niego. Ufasz mu. Widzę jak na niego patrzysz gdy on nie patrzy na ciebie.

- No niby jak... - prychnęła.

- Vivien. Przestań się wypierać. Nie jesteś nim. Nie wypieraj się uczuć. Patrzysz na niego jak na obrazek. Śledzisz uważnie każdy jego krok i ruch.

- John...

- Vivien. Może i on rozwiązuje więcej zagadek niż ty i jest lepszy w tym co robi, ale to ty jesteś silniejsza wewnętrznie. Uczucia często są słabością, ale ty przekręcasz wszystko na drugą stronę. Vivien, twoja przyjaźń, miłość i ciepło jakim darzysz nas wszystkich, ma niesamowitą moc. Wierzę w to, że to jaka jesteś zmieni Sherlocka i jego pogląd na okazywanie tego co czuje. Wierze, że razem pokonacie tego idiotę i uratujecie nas, ale musisz wiedzieć, że to nie będzie proste, a Holmes nie będzie ci tego ułatwiał swoim zachowaniem. – powiedział i przytulił ją. – Jest twoim zakrzywionym odbiciem lustrzanym. – powiedział cicho. – Spotkał je i zamiast robić wszystko by stać się tym prawdziwym, wykrzywia się coraz bardziej przez strach. Nie widzi, że tym samym powoduje rysy na tobie. Musisz być silna i odporna. Nie pozwól, byś upadła, by coś cię przygniotło. Skoro uważasz, że jesteś w stanie go uratować, to ja też tak uważam. Myślę, że skoro walczycie razem, macie ogromne szanse na to, że wszystko skończy się szczęśliwie i go pokonacie, ale musisz umieć zapanować nad emocjami w stresujących sytuacjach.

- John... - westchnęła ciężko. – Nie mam wyjścia. Muszę zaryzykować, zrozum. Nie mam nikogo oprócz was. Nawet gdybym uciekła po raz kolejny... on i tak mnie dopadnie. Nie wiem, czemu wybrał mnie i to mnie wykorzystuje, by zniszczyć Sherlocka. Nie wiem jak chce to zrobić, ale nie pozwolę mu na to.

- Vivien... on widzi każdy wasz ruch. Nawet to jak Holmes patrzy na ciebie. Spójrz na to realistycznie i nie wypieraj tego co widzisz. Musisz znaleźć granicę, między tym kiedy możesz pokazywać to co czujesz, a między tym kiedy musisz nad tym panować. Sherlock nie potrafi panować nad emocjami, bo wymykają mu się coraz bardziej spod kontroli. Z waszej dwójki, tylko ty możesz nauczyć się nad tym panować w tak krótkim czasie. Jim najprawdopodobniej zaatakuje niedługo. Holmes nie ma czasu na emocjonalne przygotowanie się do spotkania z nim. W tym momencie to uczucia grają główną rolę. To nie ty jesteś słabym punktem tylko Sherlock. To jemu wszystko wymyka się spod kontroli i walczy sam ze sobą. Jesteś dla niego ważna, Vivien. On boi się, że cię straci, a z drugiej strony boi się okazać to co czuje. – do uszu brunetki dobiegł dźwięk zamykanych drzwi na dole, a następnie powolnych kroków stawianych na schodach.

Kobieta, patrząc na odgłos obcasów. – w głowie Vivien pojawił się cichy głosik, który pojawiał się, gdy działo się coś innego, nowego. – Prawdopodobnie ma jakieś wspomnienia z tym miejscem, sądząc po jej wolnym, spokojnym chodzie, który nie jest spowodowany żadnym utykaniem czy kontuzją. Rozgląda się i cieszy się pobytem tu. – brunetka wyciągnęła powoli z biurka broń i przeładowała ją powoli. Wtedy ją olśniło. Jedyna kobieta oprócz Molly, która mogłaby mieć jakieś wspomnienia z Baker Street to Irene Adler.

Tak jak Vivien przewidziała, ta sama kobieta pojawiła się po chwili w progu salonu.

- Och John. – zaczęła nie zwracając uwagi na brunetkę. – Gdzie Sherlock?

- Nie wiem. Wyszedł. – powiedział podejrzliwie.

- Hmmm Vivien Lopez. – powiedziała powoli uważnie przyglądając się brunetce. – Chyba inne nazwisko by pasowało bardziej. – powiedziała jadem w głosie. Ciemnooka zachowała poważną twarz, jednak jej dłonie zacisnęły się na fotelu. – Słyszałam o tobie co nie co. – zaczęła i zbliżyła się do niej. Brunetka wstała i spojrzała w oczy gościa. – Ahhh, no tak. Teraz rozumiem. – szepnęła. – O tych oczach Sherlock pisał ostatnio. – Vivien uniosła brew.

- Czego tu szukasz? – powiedziała spokojnie.

- Muszę porozmawiać z Sherlockiem. – powiedziała ostro.

- Vivien, ja będę wracał do siebie. Potrzebujesz pomocy? – John wstał i włożył kurtkę.

- Poradzę sobie. – powiedziała wciąż patrząc w oczy kobiety. Oderwała wzrok od Irene i pożegnała się z Watsonem.

- Zmieniłaś Sherlocka. – powiedziała stanowczo.

- Nie mi to oceniać. – Vivien powiedziała szorstko i usiadła w fotelu.

- Czyżby zazdrość i poczucie zagrożenia dotarło do ciebie wraz z moim przyjściem? – uśmiechnęła się i zdjęła płaszcz, pod którym miała aksamitny, krótki szlafrok.

- Nie mam ku temu powodów. – powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Nie wydaje mi się.

- Wiem co czuję. – stwierdziła.

- W to również wątpię. – Irene usiadła w fotelu Sherlocka. – Sherlock...- powiedziała zmysłowo gdy zobaczyła bruneta w drzwiach. Ten spojrzał na nią i przyglądał się jej przez dłuższą chwilę.

- Co cię do mnie sprowadza? – powiedział i zdjął płaszcz, nie zwracając uwagi na Vivien i uciekając od jej osoby wzrokiem.

- Potrzebuję twojej pomocy. – powiedziała szybko i podeszła do niego tak, że ich klatki stykały się ze sobą. Vivien za to oparła się wygodnie o fotel i przyglądała się całej sytuacji z powagą i zaciekawieniem na twarzy.

- Patrząc na twój przyjazd do mnie i ryzykowanie własnym życiem, uznaję, że jest to mało istotne i był to jedynie pretekst. Gdybyś była w prawdziwym zagrożeniu wysłałabyś wiadomość, a teraz przyjeżdżasz tu jak gdyby nigdy nic nie przejmując się nawet o własne życie. Brakuje ci przygód. – stwierdził i złączył ręce za plecami.

- Brakowało mi twoich szybkich wywodów i pewności siebie. – powiedziała i zbliżyła się do niego jeszcze bardziej. Szepnęła mu coś na ucho patrząc przy okazji na Vivien, która mimowolnie roześmiała się ironicznie i wstała powoli, tak by zminimalizować ból brzucha. Ruszyła na górę. Czuła, że przeszkadzała Sherlockowi i Irene. Nie chciała wadzić im podczas rozmowy, która mogła mieć dla niej dziwny charakter i powodować zawstydzenie i zmieszanie u niej.

- Nie powinnaś się przemęczać. – usłyszała gdy wzięła płaszcz leżący na łóżku. Jej pokój opanowała ciemność, ale nie powodowała ona żadnych problemów.

- Zostawianie jej samej na dole, jest nierozsądne. - nie zwróciła uwagi na stwierdzenie detektywa.

- Nie powinnaś wychodzić nigdzie w takim stanie.

- Twoje zachowanie jest nieodpowiedzialne. – powiedziała stanowczo, bagatelizując stwierdzenia mężczyzny.

- W takim razie niczym się nie różnimy. – zaśmiał się gorzko.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się różnimy. – wycedziła przez zęby. – Ja potrafię kochać i okazywać uczucia.

- Takie jak zazdrość w szczególności. – rzucił ironicznie. Na te słowa Vivien wyprostowała się i uśmiechnęła pod nosem. – Mylisz się twierdząc, że nie potrafię okazywać tego co czuję.

- Nie potrafisz zwalczyć strachu, Sherlock. Zbudowałeś mur po wydarzeniach z dzieciństwa. Zamknąłeś się na uczucia. Problemem nie jest strach przed uczuciami, jako czymś innym i czymś co zakłócałoby twoje myślenie. Problemem jest ten mur, który zbudowałeś, bo boisz się, że pojawi się ktoś ważny i ponownie go stracisz. Boisz się, że będziesz musiał znowu przeżywać stratę przyjaciela. Tym się różnimy. Nigdy nie patrzyłam na uczucia, jako na coś co osłabia człowieka. To nie uczucia sprawiają, że ktoś widzi w nas słabość. To strach przed utratą innych pozwala im działać. To obawa wymalowana na twarzy zachęca innych ludzi do działania, by odebrać ci najbliższych. – mówiła stojąc plecami do niego. – Nagle mur zaczął się burzyć, a ty nie wiesz czego chcesz. Nagle pojawiła się Irene, Molly. Kto wie ile jeszcze innych kobiet zaczęło mieszać w twojej głowie. Nagle ja zniknęłam i stałam się ponownym obiektem dla ciebie do drwin. Bawisz się moimi uczuciami, bo nie jesteś w stanie zdecydować kto tak naprawdę jest dla ciebie ważny. Nie potrafisz odróżnić przyjaźni od miłości ani podziwu i zainteresowania. Mam dość twoich gierek i zabaw. Przestań wplątywać mnie w swoje zagwozdki, które idą donikąd. Takim zachowaniem nigdy nie zrozumiesz co czujesz do danej osoby. – włożyła płaszcz i odwróciła się do niego. W jej oczach była pustka. Nie było bólu, złości ani zazdrości. Właściwie to nic w nich nie było. Brunetka ruszyła bez słowa do drzwi.

- To co pozwoli mi to rozróżnić, hm? Słucham. Skoro wiesz, to mi powiedz. – pociągnął ja do siebie za rękę tak, że teraz stykali się ciałami, a on trzymał ją kurczowo przy sobie za plecy. Ich oddech były nierównomierne i przyspieszone. Ich spojrzenia wędrowały od oczu do ust i z powrotem.

- Pytasz kogoś, kto nigdy nie był z nikim w związku. – szepnęła, wpatrując się w jego oczy.

- Mam więcej doświadczenia jak widać. – posłał jej ironiczny uśmiech. Po tych słowach Vivien spróbowała wyrwać się z uścisku, jednak Sherlock przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej, co spowodowało ciche westchnienie ze strony dziewczyny. Atmosfera w pokoju była co najmniej napięta. W głowie Holmesa wędrowało mnóstwo myśli, nawet tych, których nie miał w zwyczaju mieć, ani do siebie ich dopuszczać.

- To je wykorzystaj. – powiedziała ze wzrokiem skierowanym na jego usta, a następnie na oczy. Położyła delikatnie dłoń na jego szyi i uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła gęsią skórkę na jego skórze. Pogładziła jego policzek kciukiem, na co mimowolnie zamkną na chwilę oczy. – Nie potrafisz, Sherlocku. Jedyne co potrafisz ocenić to to, co uważasz za atrakcyjne i pociągające. Oceniasz kryteriami i schematami. Zapamiętaj jedno. Życie to nie schemat, tak samo jak uczucia.

- Wchodzimy na niewłaściwe tematy, Vivien.

- Masz gościa. Zapewne siedzi naga na dole i czeka na ciebie. – stwierdziła z przekąsem.

- Vivien. – powiedział groźnie, jednak ciemnooka jedynie zaśmiała się ironicznie.

- Im dłużej tu jest, tym bardziej miesza ci w głowie. Wystarczy usiąść i zastanowić się nad każdą osobą, która odgrywa jakąkolwiek rolę w twoim życiu. Odpowiedz sobie sam na pytanie, kim dla ciebie jest. Ja nie mam zamiaru znosić twoich zmian nastawienia do mnie. Nie potrzebuję twoich uprzejmości. Możesz po prostu być dla mnie oschły. Tak będzie dla mnie łatwiej. Nie mam zamiaru ukrywać, że swoim zachowaniem mieszasz mi w głowie.

- Po tylu latach w szklanej bańce, która izolowała mnie od uczuć, ciężko jest zrozumieć uczucia i szukam pomocy. – powiedział niczym jakaś maszyna. Najprawdopodobniej nawet nie miał zamiaru mówić tego na głos.

- Szukaj czegoś co pozwoli ci zrozumieć wszystko od początku. – powiedziała i ponownie szarpnęła się by wyjść z uścisku Sherlocka. Nie wiedziała nawet kiedy, on zrobił kilka kroków tak, że obrócił ich i zrobił kilka kroków do przodu. Brunetka poczuła na plecach ścianę, do której została przysunięta.

- Możesz opowiadać mi o uczuciach ile chcesz. – szepnął, patrząc w jej oczy.

- Masz gościa.

- Poczeka.

- Zajmie to wieczność. – powiedziała powoli, jakby w transie.

- Mam czas. – jego oddech był szybki. Czuł jakby stracił nad sobą kontrolę. Nie przejął się tym. Chciał chociaż trochę być taki jak ona. Żyć chwilą i nie przejmować się konsekwencjami swoich emocji i uczuć.

- Sherlock, nie utrudniaj...- powiedziała i położyła dłonie na jego klatce, by go odepchnąć. Jego mięśnie napięły się pod naciskiem jej dłoni. – Znowu to robisz. Znowu mieszasz mi w głowie. A za chwilę zejdziesz na dół, będziesz z nią flirtował, a mnie traktował jak nic nie warty przedmiot.

- Wiedziałem, że jesteś zazdrosna.

- Bawi cię to? – zapytała, przewracając oczami.

- Troszkę.

- Życzę ci, żebyś ty też był kiedyś o kogoś zazdrosny. Zobaczysz, że nie ma w tym nic śmiesznego.

- Nie przejmuj się. Byłem już nie raz zazdrosny.

- Doprawdy? – jej oddech również nie potrafił się unormować. Wciąż czuła jak ciało Holmesa przyciska ja do ściany. Patrzyła lekko do góry, by móc patrzeć w jego oczy. Ciągle nie rozumiała, czemu on co chwila zmienia swoje zachowanie w stosunku do niej.

- Zaskoczyłem cię. – uśmiechnął się cwaniacko. – Lubię cię zaskakiwać.

- Najczęściej robisz to w negatywny sposób. – prychnęła.

- Tym razem spróbuję zrobić to w pozytywnym świetle. – odsunął się, powiedział i zanim dziewczyna zdążyła zapytać "Co?", on przycisnął swoje usta do jej ust. Stał przez chwilę nieruchomo jakby zastanawiał się nad tym co właściwie zrobił. Dopiero po kilku sekundach położył jedną rękę na biodrze dziewczyny, a drugą na jej policzku i przyciągnął ciało Vivien jeszcze bliżej do siebie, o ile w ogóle było to możliwe. Jego usta zaczęły szybko dotykać warg brunetki, która ze zdziwienia jęknęła w jego usta po nagłym przyciągnięciu jej ciała do tego Sherlocka.

- Sherlock... - sapnęła między pocałunkami, jednak Holmes nie miał zamiaru przestawać. W rzeczywistości Vivien nawet nie chciała by przestał. Oddawała każdy jego pocałunek z takim samym zaangażowaniem i pożądaniem jak on. Po raz pierwszy znaleźli się w tak... namiętnej, intymnej i delikatnej, dla ich znajomości, sytuacji. Oczywiście wcześniejszy pocałunek również wiele dla niej znaczył, jednak ten był inny. Tamten był delikatny i ostrożny, jakby oboje bali się, że robią coś niewłaściwego. Ten był przepełniony namiętnością i zmysłowością. Napięta atmosfera, która pojawiała się między nimi za każdym razem, gdy stali blisko siebie i patrzyli sobie w oczy, została rozwiana. Całe napięcie uleciało z nich razem z tym pocałunkiem, który wydawał się nie mieć końca. Sherlock trzymał kurczowo dziewczynę za biodra. Vivien z kolei jedną ręką gładziła jego policzek, a drugą trzymała w jego włosach. Co chwila pociągała za delikatne loczki, wywołując delikatny uśmiech na twarzy bruneta. Sherlock ponownie przycisnął dziewczynę do ściany, na co ta ponownie, cichutko jęknęła. Oderwali się od siebie dopiero gdy zabrakło im tchu. Oboje szybko oddychali, próbując wyrównać oddech. Holmes oparł swoje czoło o te należące do Vivien.

- Nie powinniśmy...- zaczęła, jednak mężczyzna przerwał jej szybko.

- Nie żałujesz. – stwierdził od razu.

- A ty? – spojrzała lekko przestraszona w jego oczy.

- Przecież potrafisz czytać z ludzkich ruchów i mimiki. Odpowiedz sobie sama. – posłał jej niepewny uśmiech.

- Sherlock?! – z dołu udało się usłyszeć zniecierpliwiony głos Irene. Sherlock od razu „wrócił na ziemię", wyprostował się i spoważniał. Vivien wzięła szalik z szafki obok, a w drzwiach pojawiła się Adler. W samej bieliźnie i szlafroku. Holmes zmierzył ją wzrokiem, a ona podeszła do niego zmysłowo. – Nie ładnie tak pozwalać gościom czekać na siebie. – jej dłonie powędrowały na jego koszulę. Vivien posłała mu pytające i pretensjonalne spojrzenie, jednak on nie drgnął. Nie zrobił nic, a Irene wciąż bawiła się guzikami od jego koszuli. Odpięła jeden z nich, przez co obie kobiety dostrzegły wyraźne obojczyki bruneta.

- Vivien idź stąd. – usłyszała stanowczy głos Holmesa.

- Miłej zabawy. – stwierdziła Vivien. Wyszła z pokoju i zeszła do salonu, stamtąd skierowała się na dwór, gdzie od razu złapała taksówkę.

- Proszę mnie wywieźć za miasto. – powiedziała i spojrzała szybko w okno, w którym stał Sherlock. Prychnęła coś pod nosem i włożyła słuchawki do uszu. Po długiej drodze, samochód znalazł się na dużym polu.

- Dziękuję. – powiedziała i zapłaciła wyznaczoną kwotę.

- Gdyby chciała pani wrócić, proszę zadzwonić. – powiedział taksówkarz i podał jej wizytówkę, którą od razu przyjęła. Wysiadła z samochodu i ruszyła wąską ścieżką, która oddzielała dwa pola od siebie. Gdy znalazła się wystarczająco daleko, stanęła w miejscu i rozejrzała się wokół siebie. Otaczała ja ciemność , którą rozświetlał jedynie księżyc i gwiazdy, a gdzieś daleko można było dostrzec jasny punkcik, jakim było miasto. Znalazła suche miejsce i rozłożyła na nim płaszcz. Pomimo częstych, chłodnych, jesiennych dni i wieczorów, ten należał do tych cieplejszych. Ciepły wiatr rozwiewał loki brunetki, która siedziała na swoim płaszczu i patrzyła w gwiazdy.

- Mamo... Czemu cię tu nie ma... Czemu to wszystko jest takie trudne... co ja mam robić... - dziewczyna zamknęła oczy, a w jej myślach pojawiły się sceny z przeszłości, gdy mogła cieszyć się ciepłem i rodzinną atmosferą.

- Mamusiu! Zobacz! – mała dziewczynka podbiegła do ślicznej blondynki, na której twarzy pojawiały się pierwsze oznaki starzenia. – Znalazłam to. – pokazała jej piękny breloczek. Mama dziewczynki spojrzała uważnie na przedmiot, a do jej oczu napłynęły łzy. – Mamusiu, czemu płaczesz?

- Bo czasami jest tak, że dla dobra kogoś kogo kochasz, musisz zrezygnować z tego na czym zależy ci najbardziej, kwiatuszku. – ukucnęła i wzięła w dłonie malutkie rączki dziewczynki. – Zapamiętaj, kochanie. Zapamiętaj, że rozum nie zawsze będzie szedł w parze z sercem, ale to ono zawsze wskaże ci poprawną drogę. Pamiętaj, że szczęśliwe zakończenia zdarzają się rzadko. Jedynie w bajkach zawsze jest tak pięknie. Niektórzy mają cudowne życie, inni muszą całe przecierpieć.

- Mamusiu, ale my jesteśmy szczęśliwi.

- Tak, kochanie, ale to nie znaczy, że będzie tak zawsze. Pamiętaj, że ci, których kochamy są najważniejsi. – Dziewczyna przytuliła się do kobiety i szepnęła jedynie ciche „Kocham cię". – Ja ciebie też, słoneczko.

***Vivien***

Kilka lat temu podczas wyboru studiów, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czułam się rozdarta, ale wiedziałam, że muszę coś osiągnąć, by być szczęśliwą. Teraz gdy osiągnęłam wszystkie cele... nie czuję szczęścia. Czuję jedynie ból, większy niż wcześniej. Ból i strach, który przeszywa mnie każdego poranka i towarzyszy mi całymi dniami.

Nie wiem jak zakończy się moja historia. Nie wiem co zrobić, by zakończyła się happy endem. Szukam odpowiedzi wszędzie, ale nie potrafię jej znaleźć. Każdy wieczór spędzam na wracaniu wspomnieniami do przeszłości. Do dziwnych sytuacji, które mogły mieć związek z Moriartym. Szukam czegoś co pozwoli mi go zniszczyć. Tak, chcę zniszczyć człowieka, który powinien grać rolę ojca w moim życiu. Nigdy go w nim nie było, a dodatkowo jest okrutnym człowiekiem, który nie liczy się z nikim.

Mieliście kiedyś tak, że marzyliście o czymś całe życie?

Kilkanaście lat... tyle marzyłam o znalezieniu domu i wewnętrznego spokoju. Tyle lat marzyłam o pięknej, czarującej miłości i kimś kogo pokocham bezgranicznie. A teraz? Teraz pora przyznać przed samą sobą, że zaczynam zakochiwać się w człowieku, dla którego prawdopodobnie mogłabym nie istnieć. Co sprawiło, że się zakochałam? Myślę, że tego nigdy nie zrozumiem. Nie zrozumiem też tego, czemu to tak bardzo boli. Przecież od początku każdy mi mówił, że Sherlock nie potrafi kochać. Nawet jeśli byłby do tego zdolny, czemu miałby pokochać mnie? Tym bardziej, że znamy się kilka miesięcy. Czemu padło na niego? Czemu mnie pocałował, a później kazał iść. Nie pocałował mnie raz. Teraz nie był bardzo pijany. Wydawało się, że myślał trzeźwo... dopóki do pokoju nie weszła inna kobieta. Nie wiedziałam co się z nim dzieje. Wiedziałam, że z nią pisał. Wiedziałam, że spotykał się z Molly. Widziałam ich któregoś wieczoru. Później czułam jej perfumy na jego płaszczu. A on bez problemu był w stanie przyjść i mnie pocałować. Byłam w stanie założyć się o wszystko co miałam, że przez najbliższe dwa tygodnie będzie oschły i nie pozwoli na to by na mojej twarzy zagościł uśmiech. Czasami mam wrażenie, że moja złość i smutek sprawiają mu przyjemność. Nie rozumiałam tego człowieka, chociaż bardzo chciałam. Analizowałam jego każdy ruch. I gdy już znalazłam wiele sygnałów, mówiących, że nie jestem dla niego obojętna, pojawiały się inne, sprzeczne sygnały, które jeszcze bardziej mąciły mi w głowie.

- Mamo pomóż... Proszę. – szepnęłam, patrząc w gwiazdy i szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi. – Oddałabym wszystko, żebyś mnie teraz przytuliła. Daj mi jakiś znak, że to co robię, ma jakikolwiek sens. Że kiedyś chociaż przez chwilę poczuje jak to jest być dla kogoś całym światem. Proszę. – powiedziałam, a jedna łza spłynęła po moim policzku. Tak bardzo chciałam, żeby Sherlock nie odwrócił się ode mnie po tym co się stało. Żeby chociaż nie przekreślił mnie na dobre...

Po chwili mój telefon zaczął wibrować.

„Pomocy

SH"

„Przyjedź"

„Proszę"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top