2.

Czarne szpilki uderzały o chodnik Londynu. Dziewczyna przechodziła od sklepu do sklepu szukając farb do ścian, koszyków do przyborów oraz kuchennych akcesoriów.

Postanowiła wejść do dużego sklepu z artykułami budowlanymi. Po kilku minutach w jej wózku była biała, czarna, szara i czerwona farba. Do tego kupiła kilka pędzli, taśmy, kilka ładnych misek, filiżanek, talerzy i zestaw sztućców. Na koniec postawiła na detale dekoracyjne do mieszkania. Lampeczki, wazony i doniczki na kwiaty oraz świece zapachowe.

Przy kasie trafiła na uprzejmego pracownika sklepu, który poinformował ją o tym, że zakupy może dostarczyć do jej mieszkania kurier, który rozwozi codziennie zamówienia i pracuje wtedy, gdy sklep jest otwarty. Jako że sklep był do 20, brunetka uznała, że to najlepszy sposób na transport przedmiotów. Po zapłaceniu i podpisaniu kilku faktur poszła do drogerii. Miała godzinę na zakupy i dotarcie do domu, gdyż kurier miał być u niej około 19:30.

Wypełniła koszyk żelami pod prysznic, szamponami, odżywkami do włosów, maseczkami i różnymi kosmetykami do twarzy oraz podstawowymi przyborami do łazienki takimi jak szczoteczka do zębów czy też gąbki do mycia. Dokupiła jeszcze środki czystości i wróciła do mieszkania.

Przejrzała całe mieszkanie w poszukiwaniu ukrytych kamer. Kupiła mieszkanie z pełnym umeblowaniem z dobrą lokalizacją i w dodatku znalazła je 2 godziny po przyjeździe do Londynu. Doskonale wiedziała, że za tą sprawą stał Mycroft. Dlatego też postanowiła sprawdzić czy nie miał w tym jakiegoś celu. Tak jak się spodziewała, w kuchni znalazła podsłuch, a w salonie oprócz tego samego urządzenia co w kuchni ukrytą kamerę. Uśmiechnęła się do niej sztucznie i powiedziała jedynie :

- To nie było sprytne panie Holmes. Czuję, że się nie polubimy. - i od razu ją zdeptała i wyrzuciła na ulicę przez okno razem z resztą ukrytych urządzeń.

Po odebraniu zamówionych rzeczy zabrała się za malowanie. Na podłodze leżały stare gazety. Meble były owinięte przezroczystą folią, a listwy i przedmioty przy ścianach były zabezpieczone taśmą. Salon pomalowała na szaro oprócz jednej ściany, która była czerwona i stała przed nią kanapa.

W trakcie malowania do mieszkania dotarły zamówione wcześniej przedmioty.

Sypialnia była pomalowana cała na czarno łącznie z sufitem, a pokój gdzie będzie pracowała był cały biały. Po 3 nad ranem, ze zmęczenia zasnęła na fotelu podczas odpoczynku wśród swoich przemyśleń.

Dziewczyna obudziła się koło 6 z burczącym brzuchem oraz bólem karku. Rozmasowała bolące miejsce i ruszyła zrobić sobie śniadanie. Postanowiła zrobić placki bananowe z płatkami owsianymi. Po zjedzonym posiłku odświeżyła się, przebrała i od razu wzięła się za przemeblowanie. W salonie stała kanapa naprzeciwko niej pod drugą ścianą stały trzy, niziutkie komody, a na środkowej z nich stał spory telewizor.

W sypialni pod sufitem powiesiła śliczne światełka. Na środku stało dwuosobowe łózko z czerwoną pościelą, a po obu stronach łóżka stały szafki nocne z lamkami.

Ostatni pokój odróżniał się od poprzednich jeszcze bardziej. Białe ściany i jasne panele przyprawiały o dreszcze na plecach. Pokój, o ile da się go tak nazwać , przypominał wyglądem jakąś cele ze szpitala psychiatrycznego. W środku była jedna duża szafa przy ścianie, w której były drzwi do pomieszczenia. Również biała. Na środku pokoju stał biały wygodny fotel oraz małe krzesełko naprzeciwko niego. Pomieszczenie w żadnym miejscu nie wyglądało jak biuro czy gabinet, a to właśnie z tego pomieszczenia Molly była najbardziej zadowolona.

***

-

Szybko postanowiłaś się pojawić w pracy. - na widok kobiety w Scotland Yardzie pani sierżant od razu rzuciła uszczypliwy tekst. - Mycroft informował, że przyjdziesz, ale myśleliśmy, że zrobisz to rano a nie... - policjantka spojrzała na zegarek. - o 2 po południu.

- Nie pracuje w policji. Plus nie musze ci się tłumaczyć z tego. - fuknęła brunetka i udała się do inspektora Lestrade'a.

- Witam. Coś ciekawego na dziś?

- Cześć. Mów mi Greg. - mężczyzna był zaskoczony wizytą dziewczyny. - Nikt mi nie mówił, że przyjdziesz.

- Molly. - skinęła nieznacznie głową - Ale pani sierżant wiedziała - od razu rozsiadła się wygodnie na fotelu i wyczekiwała kolejnych ruchów od policjanta.

- Na biurku leży kilka najświeższych spraw. Te 3 ostatnie są chyba z tego tygodnia. Może coś cię zaciekawi. - odpowiedział i zabrał się za swoją papierkową robotę. Ciemnooka od razu rozpoczęła czytanie spraw, które leżały przed nią.

Mijały minuty, a dziewczyna nie znalazła nic godnego uwagi. Dopiero ostatnie 2 sprawy zaciekawiła ją na tyle, że postanowiła je zbadać.

Dotyczyły ona 2 zaginionych, młodych dziewczyn. Zgłoszenia zostały przyjęte od najbliższych rodzin zaginionych. Obie zniknęły tuż około 19. Dodatkowo obie były w tym samym wieku. Pochodziły z różnych regionów kraju, a do Londynu przeprowadziły się stosunkowo niedawno. Dziewczyna ustaliła, że jedyne, co je łączyło to wiek, nieciekawa sytuacja finansowa rodzin i wygląd. Obie były ładnymi, zgrabnymi brunetkami z niebieskimi oczami.

- Ze wszystkich spraw te chyba są najlepsze. Chociaż liczyłam na coś ciekawszego. Czemu te dwie sprawy są oddzielnie? - powiedziała nagle.

-Myślisz, że mają ze sobą coś wspólnego? Nasi ludzie nic takiego nie ustalili. - na jego twarzy pojawiło się zmieszanie i grymas.

Dziewczyna bez słowa wyszła z budynku jakby w ogóle nie zwracając uwagi na słowa Grega. Od razu skierowała się do domu, gdzie mieszkała jedna z zaginionych dziewczyn wraz z rodziną. Dom był mały, ale widać było, że dbano o niego na miarę możliwości. Kobieta zapukała do drzwi, a jej oczom ukazał się starszy mężczyzna ze smutna twarzą i wymalowanym zmęczeniem na niej. Zaraz za nim ukazała się drobna sylwetka jego żony.

- Witam zajmuję się sprawą zaginięcia państwa córki. Możemy porozmawiać?

- Tak oczywiście proszę. - mężczyzna wpuścił dziewczynę do środka.

- Kawy, herbaty? - zapytała starsza kobieta z lekkim uśmiechem.

- Kawa, jeśli to nie problem. - odpowiedziała życzliwie i ruszyła do salonu za mężczyzną. W domu było mnóstwo leków i recept. Wystrój był skromny, ale starannie zadbany.

- To nasza córka. -pan Smith podał dziewczynie zdjęcie z półki. - Bardzo dobrze się uczyła. - mężczyzna speszył się gdy powiedział o córce w czasie przeszłym. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy smutek.

-Miała jakichś wrogów?

- Ależ skąd. To spokojna i ułożona dziewczyna. Miała w planach iść na prawnika. Nie wplątałaby się w żadne kłopoty. - do pokoju weszła matka dziewczyny z ciepłymi napojami.

- Ostatniego dnia nie wydawała się państwu jakaś inna? Zamyślona? Zaniepokojona?

- Nie. Wie Pani...
- Molly Lopez
- Odkąd przenieśliśmy się do Londynu, wszystko zaczęło nam się powoli układać. Ostatniego dnia, jak zawsze, zeszła na śniadanie w bardzo dobrym humorze. Miała spędzić wieczór z koleżankami z klasy. Szybko złapała kontakt z rówieśnikami. - Na wspomnienie o córce kobieta zaczęła płakać. Molly chciała ją jakoś pocieszyć, ale nie była w tym najlepsza. Zazwyczaj nie umiała pokazywać tego co czuje tak jak by chciała. Dodatkowo musiała się powstrzymywać przed wzruszeniem. Sama była bardzo delikatna jeśli chodzi o przykre sprawy związane z jakąś osobą i jej bliskimi, ale nie mogła pokazać swoich słabości. To nie byłoby profesjonalne zachowanie.

-Postaram się zrobić co w mojej mocy. Dziękuję za kawę, ale musze iść. W takich sytuacjach czas jest na wagę złota.

Już 20 minut później dziewczyna była w domu drugiej zaginionej. Siedziała naprzeciwko kobiety na oko 45 lat, która odpowiadała jej na pytania.

- Santana mieszka ze mną. Jej ojciec zostawił nas bez słowa kilka lat temu z ogromnymi długami. Pomimo wysokiej pensji jaką dostaję nie jestem w stanie zapewnić córce i sobie wszystkiego. Przepraszam. - kobieta otarła łzy i odebrała telefon. Gdy wyszła z pokoju dziewczyna miała czas na rozejrzenie się po pokoju pani Berry. Recepty, leki, przedmioty medyczne i dużo książek o medycynie.

- Przepraszam Panią, ale z pracy nie dają mi spokoju. Proszę ją znaleźć. Mam tylko ją. Z resztą rodziny nie mamy kontaktu. Żyjemy w konflikcie, nasze relacje nie są rewelacyjne.

- Rozumiem. Dziękuję. Będę z panią w kontakcie.

- W kawiarni przy twojej pracy. Weź ze sobą jakieś ubranie dla lekarza. - tylko tyle przekazała rozmówcy przez telefon i udała się w wyznaczone miejsce.

- Ustaliłaś coś?- to pierwsze co Molly usłyszała gdy weszła do środka. - po co ci strój lekarza?

- W końcu nim jestem co nie? - usiadła naprzeciwko Grega i odebrała rzeczy od niego.

- Dwie kawy poproszę. - Lestrade zwrócił się do kelnera zza lady. - słodzisz? Z mlekiem?

- Mhm - odmruknęła zamyślona dziewczyna.

-Jedna czarna bez cukru druga z mlekiem i cukrem. - dodał po czym skupił całą swoją uwagę na towarzyszce. - to jak? Co wiesz?

- Greg nie chce, żeby twoja aktualna jeszcze żona mieszała mnie do waszych spraw. - dziewczyna odparła całkiem poważnie.

- Nie rozumiem...

- Wiem, że się rozwodzisz.- nie było dane dokończyć wypowiedzi.

- Nie będę pytał skąd to wiesz. Ale czemu masz być w to wplątana...

- Facet, który siedzi za mną przy wejściu śledzi cię. Stał wcześniej pod twoją pracą i wczoraj też przyjechał na miejsce strzelaniny. Gdy weszłam do kawiarni kończył rozmowę. Mówił coś w stylu „ Mam go ciągle na oku. Niech się pani nie martwi, pani Lestrade". A aktualnie twoją największą zmorą jest żona. Więc to raczej ona go wynajęła.

- Żmija. - syknął przez zęby - Nie przejmuj się później to załatwię. Teraz mów co ustaliłaś. - upił łyk ciepłego napoju.

- Obie dziewczyny chorowały. Jedna z nich miała niewydolność nerek, a druga miała problemy z płucami. Musiała mieć jakieś zmiany nowotworowe na płucach. Matka tej drugiej leczyła też tą pierwszą. Obie w najbliższym czasie miały mieć operacje. W tym samym szpitalu, więc potrzebuje stroju lekarza.

- Myślisz, że znajdziesz odpowiedź w szpitalu? Przecież to nie możliwe żeby wnieść kogoś do szpitala tak, żeby nikt tego nie zobaczył.

- A kogo przywozi się do szpitala? Chorych, potrzebujących. To nie problem gdy jesteś pracownikiem szpitala.

- A co z systemem? W żadnym szpitalu nie wprowadzono ich danych.

- będąc pracownikiem szpitala masz spore możliwości. Muszę pospieszyć się zanim nastąpi kolejne morderstwo.

- Jak to kolejne?

- Normalnie. - i już jej nie było.

***

Do ogromnego szpitala weszła szczupła brunetka w białym fartuchu i eleganckich ubraniach. W ręku niosła dużo papierów. Od razu skierowała się do windy. Kliknęła przycisk z numerem -2 i ruszyła na dół. Przy wyjściu minęła pielęgniarkę, która zaciekawiona jej osobą postanowiła zaczepić nieznajomą.

- Pracuję tu od dawna i nie widziałam tu pani wcześniej. - niska blondynka uśmiechnęła się do dziewczyny.

- Jestem tu nowa. To mój pierwszy dzień pracy. Zostałam tu pokierowana. Camila Smith, miło mi. - kobieta podała dłoń pielęgniarce, która lekko ją chwyciła.

- Mi również. Diana Johnson. - blondynka była ewidentnie czymś zdenerwowana. Miała spocone dłonie i przyspieszony oddech dodatkowo nerwowo przeskakiwała z nogi na nogę.

- To ja już pójdę. Pierwszy dzień zawsze jest ciężki, a co dopiero gdy ma się drugą zmianę, prawda? Muszę zaadaptować się w nowym miejscu pracy.

- Powodzenia. - Dziewczyna ruszyła do windy. - A zapomniałabym. Wolne miejsca w prosektorium są jedynie po lewej stronie. Po prawej wszystko zajęte. Za trzy dni do pracy przyjdzie pani Molly Hooper, więc pomoże pani w razie potrzeb na razie jest ktoś inny na jej zastępstwo. Pani Hooper jest na 2 tygodniowym urlopie.

- Dziękuję za informacje. - obie kobiety ruszyły w swoim kierunku. Brunetka wiedziała, że nie ma dużo czasu i nie ma miejsca na błędy. Gdy tylko pielęgniarka wspomniała o zastępstwie za pani Hooper mimowolnie uśmiechnęła się co było odruchem naturalnym w przypadku wspomnienia o kimś ważnym. Najczęściej partnerze. Skoro była z nim blisko i patrzyła podejrzliwie na brunetkę, na pewno powiadomi lekarza jak najszybciej. Przejrzała kilka papierów i zaczęła sprawdzanie ciał znajdujących się w prosektorium. Zdążyła obejrzeć każde zwłoki. Dosłownie w tym samym czasie gdy usiadła przy biurku usłyszała nadjeżdżającą windę. Wyjęła z torby jakieś papiery, które ze sobą przyniosła i położyła je na biurku na dwóch stertach. Tak, żeby wyglądało, że przegląda je i odkłada obok. Dziewczyna dokładnie słyszała ciężkie kroki zbliżającego się mężczyzny. Wszedł on do prosektorium, jednak dziewczyna wciąż była zapatrzona w papier, jakby czytała najlepszy kryminał na świecie.

- Witam - mężczyzna postanowił się w końcu odezwać.

- Już, już chwilka. - dziewczyna udając, że kończy czytać dokument wstała z fotela. Odłożyła po chwili dokument i spojrzała przed siebie. Stał przed nią wysoki brunet z dość długimi włosami.

- Mogę wiedzieć kim pani jest?

- Jestem tu nowa. A pan?

- A ja można powiedzieć jestem tymczasowym dyrektorem prosektorium. Jestem na zastępstwie za panią Hooper. I na razie tu dowodzę. A zdaje mi się, że nikt mnie nie informował o nowej asystentce. - patrzył na nią podejrzliwie z lekką irytacją i wymuszonym uśmiechem, który miał być życzliwy.

- Może dyrektor szpitala zapomniał. Sam mnie pokierował tu i trafiłam bez problemu. Posegregowałam papiery, żeby było panu łatwiej, a teraz zajęłam się swoimi. Nie miałam żadnych informacji o tym, że mam wykonać jakąś sekcje zwłok, więc zajęłam się swoimi sprawami. Mam nadzieję, że to nie problem. - dziewczyna starała się brzmieć jak najbardziej przekonująco co zdecydowanie jej wychodziło.

- O pan Carol. Witam, Molly Hooper. Już może pan iść do domu. Dziękuję za zastąpienie mnie.

- Ależ to nie problem. Ale miała pani wrócić za trzy dni, czy coś się stało?- spojrzał na nią zaskoczony - Jeszcze jutro tu przyjdę po swoje rzeczy dobrze? - zapytał nerwowo.

- Nie, po prostu postanowiłam szybciej wrócić do pracy. Oczywiście, jestem jutro od 8 więc zapraszam. A pani to nasza nowa asystentka prawda?- dziewczyna zwróciła się do brunetki. Ta była lekko zdziwiona jej pytaniem lecz z uśmiechem potwierdziła i spojrzała zadowolona na mężczyznę. Ten tylko pożegnał się i ruszył do windy. Gdy tylko winda odjechała Molly spojrzała na brunetkę.

- Słyszałam waszą rozmowę. Mogę wiedzieć kim pani jest?

- Podczas pani nieobecności doszło do przestępstwa. - dziewczyna zignorowała pytanie towarzyszki.

- Za chwilę zawołam ochronę jeśli nie uzyskam odpowiedzi na moje pytanie. - powiedziała najgroziej jak potrafiła, co rozśmieszyło Lopez.

- Pomagam policji i prowadzę sprawę zaginięć dwóch, młodych dziewczyn. Molly Lopez. - dziewczyna przedstawiła się z lekką irytacją w głosie.

-Molly Hooper. - odpowiedziała jej kobieta patrząc na nią z nerwową miną. - kolejny detektyw. Więcej was nie było?

- Jeśli nie chce być pani wmieszana w sprawę zabójstwa to radzę nie narzekać i mi nie przeszkadzać. - rzuciła oschle.

- Powie mi pani o co chodzi?

- Podczas pani nieobecności do szpitala trafiły 2 młode kobiety. Zostały tu przywiezione jako żywe usunięto im dobrze pracujące organy i teraz leżą martwe tu. Ten „lekarz" przyjdzie tu jutro przed Pani rozpoczęciem pracy, żeby móc podrzucić dokumenty, jako zamkniętą sekcje zwłok, tak, żeby pani już tej sprawy nie dotykała. Wraz z pielęgniarką wywiozą nad ranem stąd zwłoki i zostawią podrobione dokumenty. Wszystko będzie wyglądało tak, jakby ciała były wywożone na pogrzeb. - dziewczyna tłumaczyła jej gestykulując i wskazując na różne przedmioty.

- Chce mi pani powiedzieć, że pan Carol Berry zabił 2 osoby, by sprzedać ich organy?

Dziewczyna na słowa Hooper wstała gwałtownie. Przecież to było takie proste!

- Zadzwoń do Lestrad'a, żeby przyjechał tu sam. - rozkazała brunetka po wyrwaniu się ze swoich przemyśleń.

- Nie jestem twoją służącą. - warknęła na co pani detektyw zmroziła ją wzrokiem. - już dzwonie.

Po 10 minutach policjant był już na miejscu gdzie Molly Lopez przeprowadzała dokładną sekcje zwłok 2 dziewczyn.

- Przecież to zaginione dziewczyny! - mężczyzna od razu rozpoznał ofiary. - czemu je chowasz?

- Bo muszą zostać tam gdzie zostawił je sprawca. Jutro z samego rana przyjedzie tu ten, kto je zabił. Pani Hooper pokrzyżowała mu nieco plany. Przez te 3 dni zdążyłby przemycić jeszcze jedną ofiarę, a nawet dwie.

- Czemu nie pojedziesz i go nie zaaresztujesz? - wtrąciła się imienniczka niedoszłej policjantki.

- Bo trzeba go złapać na gorącym uczynku, żeby Greg mi uwierzył. Widzisz? Patrzy na mnie jak na wariatkę. - dziewczyna zamknęła w tym czasie zwłoki w specjalnym pomieszczeniu. - będę tu czekała całą noc. I dam ci znać.

- nie ma takiej opcji. Sam będę tu z tobą czekał. Będziesz miała czas, żeby mi wszystko wytłumaczyć.

- To ja zostaje z wami. - wtrąciła zaciekawiona Hooper.

- A może jeszcze książę na białym koniu nam potrzebny? - parsknęła ozięble ciemnooka. I w tym samym momencie w pomieszczeniu pojawiła się pani sierżant ze swoim „kolegą" z pracy.

- My też z chęcią posłuchamy tej bajki. Sama tu byłaś więc może to ty je zabiłaś i tu zostawiłaś, hm?

- To sobie sprawdź kamery? Już nawet takich rzeczy nie dostrzegasz? - warknęła dziewczyna ze złością, którą pohamowała. W ten sposób uciszyła kobietę i jej towarzysza.

Dochodziła 11 w nocy. W szpitalu oprócz pacjentów i personelu już nikogo nie było. A w prosektorium siedziało 5 osób, wśród kilkunastu trupów, z kawą i chińskim jedzeniem przyniesionym przed chwilą przez Molly. Molly Hooper.

- Ja tu jeść nie będę. - odezwała się policjantka.

- Ja chyba też podziękuję. - powiedział Lestrade z obrzydzeniem.

-Smacznego Molly. - pani detektyw zignorowała narzekanie ze strony dwójki towarzyszy.

- Smacznego Molly. - odpowiedziała z uśmiechem i zaczęła jeść ciepłe danie.

- Powiesz coś więcej na temat śledztwa? - zapytał z pełną buzią Lestrade.

- Przed chwilą mówiłeś, że nie będziesz tu jadł. - ciemnooka podniosła brew i włożyła kolejny widelec z jedzeniem do buzi.

- Zmieniłem zdanie. Więc?

Dziewczyna uważnie przyglądała się policjantom. Siedzieli i wyczekiwali z niecierpliwością w oczach jakby mieli za chwile usłyszeć jakąś niezwykłą historię.

- Zaginione dziewczyny oprócz podobnego wyglądu, wieku i przeprowadzki do Londynu łączyło również to, że miały mieć niedługo operacje. Jedna miała mieć przeszczep nerki, a druga miała przejść skomplikowany zabieg w okolicach płuc. Każda była leczona w tym szpitalu. Matka jednej z nich mnie okłamała. Powiedziała, że ojciec jej córki je zostawił. - dziewczyna żwawo chodziła po pomieszczeniu gestykulując rękami jakby pomagały jej wyłapać każdy szczegół. - Zapomniała tylko schować teczki z dokumentami rozwodowymi. Prawda jest taka, że kobieta odebrała panu Carolowi prawa do opieki nad córką. Prawdopodobnie zadbała również o zakaz zbliżania się i kontaktowania z córką. Matka zaginionej pracuje tu jako pediatra dziecięcy. A pomimo tego, że pracowała przez kilka dni w jednym szpitalu ze swoim byłym mężem nie minęła się z nim ani razu. Carol wszystko doskonale obmyślił. Ona pracuje na 3 piętrze, on na -2. Nie było dla niego wyzwaniem unikać swojej byłej żony. Jedyna okazją do napotkania swojej ex było przyjście do pracy oraz wyjście z niej. Codziennie przychodził pół godziny wcześniej i wychodził po godzinach tak, żeby widziało go jak najmniej osób. - dziewczyna kręcąc się na fotelu przy biurku podała reszcie notatnik. Ustalenie do kogo należał nie zajęło za długo Lestradowi. - Każdy dzień był idealnie zaplanowany. Przynosił jedzenie i picie gdy przychodził do pracy więc nie musiał jechać na górę na stołówkę. Łazienka też jest na tym piętrze, więc nie opuszczał prosektorium przez cały czas pracy. W notesie miał zdjęcie córki. Jest połową całego zdjęcia. Widać tylko kobiecą dłoń obejmującą dziewczynkę. - Lestrade podszedł do biurka, gdzie leżało zdjęcie. - To musiała być jego żona. Nie oderwałby ze zdjęcia kogoś na kim mu zależało. Uwiódł jedną z pielęgniarek, która była w niego ślepo zapatrzona. Pomogła mu we wszystkim. Tylko jedna rzecz mi się nie zgadzała. Nie wiedziałam kim ten człowiek był dla ofiar. Zastanawiałam się, gdzie pominęłam jeden szczegół. A przecież był wszędzie! Pani doktor wypisywała leki swojej córce i drugiej zaginionej. To ona była odpowiedzialna za jej leczenie. Na receptach w domu obu ofiar! Na dokumentach i w notatniku Carola. Nazwisko! Kobieta po rozwodzie nie zmieniła nazwiska. Carol jest ojcem jednej z ofiar. Zabił swoją córkę w zemście! Nie kochał jej. Kochał małą dziewczynkę, którą zapamiętał jako swoją córkę. Za odebranie mu córki on postanowił ją odebrać byłej żonie. Na zawsze. - dziewczyna nagle ściszyła ton głosu.

- W takim razie kim była dla niego ta druga dziewczyna? - zapytała ostrożnie Hooper jakby bała się swojej imienniczki.

- Odpowiedź na to pytanie jest tu. - podała jej obie sekcje zwłok, które sama przeprowadziła.

- Nic nie rozumiem. - szepnęła Donovan.

- Wiem. - Molly parsknęła surowo. - Nic dziwnego, skoro nie zwracasz uwagi na poszlaki, które są wszędzie.

- Molly daj jej już spokój. - Lestrade starał się uspokoić sytuację.

- Obie dziewczyny miały znamię. Takie same w okolicy małego palca u lewej stopy. Zabił swoje córki. Obie były do siebie podobne. Niedawno się tu przeniosły. Gdy zabił jedną i zdobył trochę pieniędzy postanowił przed ucieczką z kraju ostatni raz zobaczyć żonę. Chciał zobaczyć ból w jej oczach po utracie córki. 5 dni temu postanowił pojechać pod jej dom. Wiedział gdzie mieszka. Wystarczyło jednego dnia śledzić ją gdy wracała do domu.

- Czemu zabił obie córki. Przecież miał jedną. Skąd się wzięła druga? - sapnęła pani sierżant.

- Jak byś zareagowała gdybyś dowiedziała się, że zabiłaś nie tą osobę co trzeba? - kobieta ukucnęła naprzeciwko policjantki i sztucznie się uśmiechnęła. - gdy pojechał pod jej dom zobaczył jak kobiety spędzają razem czas. Wtedy dotarło do niego, że jego żona urodziła dwie córki. Jeszcze nie wiem czemu jedną z nich oddała. Z pomocą znajomych lekarzy okłamała męża, że urodziła jedno dziecko. Ten w złości zabił obie córki, bo je pomylił.

- Skąd wiedziałaś, że tu trzeba szukać odpowiedzi? - po raz pierwszy od dawna odezwał się Anderson.

- Pod latarnią najciemniej. Nikt by się nie zorientował, że do zabójstwa mogłoby dojść pod nosem matki jednej z ofiar. Dodatkowo w prosektorium znajdują się ludzkie zwłoki, więc czemu by szukać ich tutaj skoro to ich miejsce. Jeśli ktoś, by je porwał dla organów to by je zabił i gdzieś utopił, zakopał, schował w jakiejś ruinie daleko stąd. W dokumentach rozwodowych widniały fragmenty o leczeniu córki pani Berry, które było prowadzone przez obojga rodziców do momentu rozwodu. Skoro obie ofiary, oprócz domowników, nie utrzymywały kontaktu z dalszą rodziną, a z rówieśnikami miały dobre kontakty, należało szukać w tym kierunku, o którym wiedzieliśmy najmniej. Tym kierunkiem był były mąż pani Berry, która wciąż otrzymywała od niego smsy. Miała dwa telefony. Prywatny i służbowy. Na ten drugi dostała smsa o treści „ jestem blisko" gdy byłam u niej, a ona na chwilę wyszła. Skoro oboje leczyli córkę, to znaczy, że on również był lekarzem. A skoro jest blisko...Tak więc przez jeden błąd mamy 2 ofiary morderstwa i handlu organami. Jego była żona prędzej czy później zorientowałaby się kto za tym stoi, więc ją również miał zabić, a później uciec z kraju. Dokładnie za 3 dni, gdy pani Hooper miała wrócić do pracy. Jednak jego plany zostały pokrzyżowane, więc nawet gdyby ona dowiedziała się prawdy on już byłby daleko stąd. Kupił ten bilet. - podała je Lestradowi.- był w notatniku.

- Ale to jest jeden bilet do Japonii. A dla pielęgniarki? Co z nią?

- Trafne spostrzeżenie. Po co oszczędzać. Im więcej do sprzedania tym więcej pieniędzy. Zdążyłam sprawdzić kilka informacji o niej. Nie miała rodziny, żadnych bliskich osób, przyjaciół. Nikt by się nie zorientował, że zniknęła. Co do dyrekcji szpitala to nasz morderca by się tym zajął zdążył napisać za nią wypowiedzenie, które sama podpisała, myśląc, że wyjedzie razem z nim. Carol będzie chciał zabić i ją. Ona wie najwięcej, a to nie jest mu na rękę. Zrobi to jutro. A raczej dziś. - dziewczyna spojrzała na zegarek, który pokazywał 00:34. - Zaraz po tym jak naiwna pielęgniarka pomoże mu usunąć ciała. Później te jej również usunie.

Godziny mijały. Dłużyły się w nieskończoność dziewczyna siedziała na podłodze z opartą głową o ścianę ze słuchawkami w uszach. Wokół niej panowała ciemność. Widziała jedynie niewielkie światełka urządzeń lub zarysy mebli oraz jej śpiących na podłodze towarzyszy. Muzyka była jej nieodłączną częścią życia i tylko wtedy przepełniał ją spokój. Dopiero po dłuższym wsłuchiwaniu się w tekst piosenek zaczynała zagłębiać się w swoje przemyślenia i wracała wspomnieniami do różnych sytuacji, albo zagwozdek niedających jej spokoju. Molly w porównaniu do policjantów i swojej imienniczki nie mogła zasnąć. Przepełniała ją energia. Wyczekiwała nadejścia mordercy. To sprawiało, że jej krew w żyłach płynęła szybciej, a każdy zmysł pracował jeszcze intensywniej niż zwykle. Nawet słuchanie muzyki nie sprawiło, że dziewczyna przestała nasłuchiwać otoczenia.

Około 4 usłyszała dźwięk nadjeżdżającej windy. Od razu zbudziła wszystkich w pomieszczeniu, którzy od razu pochowali się tak, by nikt ich nie zobaczył. Brunetka jeszcze poprawiła kilka rzeczy, tak żeby przestępcy nie dostrzegli jakichś podejrzanych szczegółów.

Prawdopodobnie i tak by ich nie zobaczyli, gdyż dziewczyna często zapominała o braku spostrzegawczości i logicznemu łączenia faktów przez większą część populacji, jednak jej perfekcjonizm i profesjonalizm nie pozwalały jej na najmniejszy błąd. W ostatniej chwili, bez zbędnego hałasu, schowała się w jednej z komór przeznaczonej dla zmarłych. Oczywiście schowała się w tej tuż obok jednej z ofiar, wcześniej opróżniając ją i przekładając z włoki do innej, wolnej. Każda osoba znajdująca się w pomieszczeniu czekała w cierpliwości z naładowaną bronią.

W pomieszczeniu zapaliły się światła co spotkało się z niemiłym uczuciem wśród policjantów.

- Musimy je wywieźć, jak najszybciej. Ta asystentka... coś mi w niej nie pasuje. Mam nadzieję, że naprawdę nie patrzyła na żadne zwłoki. - głos mężczyzny zaczął się nasilać z każdą sekundą.

- Też mnie zdziwiła ta sytuacja. Dyrektor nic ci o niej nie mówił? Może zapomniałeś o niej po prostu. - pielęgniarka ewidentnie należała do gadatliwych i wścibskich osób.

- Pamięć mam dobrą. - warknął do dziewczyny. - Nie chciałem ci przestraszyć złotko. - powiedział spokojniejszym tonem - musimy się pospieszyć.

Nagle do miejsca gdzie ukrywała się młoda pani detektyw wpadło światło od strony drzwiczek po jej prawej stronie. Dziewczyna wstrzymała oddech widząc sprawcę wyciągającego z pobocznej części chłodni ciało zamordowanej dziewczyny. Następnie otworzono drzwiczki po lewej stronie.

- Ręce do góry. - usłyszała nagle głosy policjantów. Westchnęła z rezygnacją, bo doskonale wiedziała jak to się skończy. Zaraz po tym usłyszała niski śmiech mordercy, który prawdopodobnie również wyciągnął broń, a zaraz po nim wykonała to samo jego partnerka. Dziewczyna usłyszała wystrzał z pistoletu.

Wtedy Molly postanowiła wkroczyć do akcji i od razu kopnęła z całej siły drzwiczki, które otworzyły się z hukiem. Zdążyła jeszcze przygryźć lekko dolną wargę i odepchnęła się dłońmi od ściany zza głowy i na ruchomych noszach wyjechała na zewnątrz, gdzie stały zdezorientowani przestępcy. Od razu wycelowała w ich kierunku broń i spojrzała z cwanym uśmieszkiem na mężczyznę.

- To ty... - wyszeptał sam do siebie i w tym momencie poczuł przeszywający ból w brzuchu. Zaraz potem poczuł dokładnie to samo pod lewym okiem i w pasie. Z jego ręki wypadła broń tuż pod same nogi Molly Hooper, która została wcześniej postrzelona. Pani detektyw na widok krwawiącej lekarki od razu zareagowała i szybko przeszła do swojej imienniczki, by w razie wypadku pielęgniarka nie postanowiła kogoś postrzelić, tak jak przed chwilą uczynił to jej partner. Gdy mijała ją ostrożnie, uśmiechnęła się ironicznie i spojrzała na nią zwycięsko.

- Spokojnie Molly. Jak się czujesz? - dziewczyna stała plecami do rannej i celowała do uzbrojonej kobiety. W tym czasie Lestrade zajął się leżącym na podłodze lekarzem, który został pokonany 2 kopnięciami brunetki i jednym uderzeniem w twarz.

- Nie mogę zatamować krwawienia. - odpowiedziała z bólem w głosie.

- Odłóż spokojnie broń i odkręć się do mnie tyłem. - pani sierżant postanowiła pomóc reszcie i spokojnym głosem skierowanym do pielęgniarki starała się uspokoić sytuację.

- Niby taka profesjonalistka z pani, pani sierżant, a nie zauważyła pani, że ta dziewczyna choć by chciała, nie strzeli. - Molly podeszła do pielęgniarki z wysoko uniesioną głową i spokojnym ruchem odebrała przestraszonej dziewczynie przedmiot trzymany w dłoni. Pielęgniarka sama nie wiedziała czego boi się bardziej. Aresztowania, niebezpiecznej sytuacji czy spokoju jaki panował na twarzy pani detektyw. Jej spokój połączony z pokerową mimiką twarzy był tak głęboki, że dziewczyna przez chwilę przypominała robota, albo kogoś chorego i niezrównoważonego psychicznie. Wtedy sierżant Donovan włożyła dziewczynie kajdanki na ręce, a Molly zajęła się z pośpiechem swoją ranna imienniczką, która z minuty na minutę była co raz bardziej osłabiona. W czasie gdy policjanci wyprowadzali przestępców i zabezpieczali miejsce zbrodni, dziewczyna zdążyła opatrzeć ranę i perfekcyjnie ją zszyć. Pomogła dziewczynie przejść do najbliższej wolnej sali przeznaczonej dla chorych i od razu zajęła się jej stanem. Po podłączeniu kroplówki i podaniu kilku leków brunetka poszła włożyć ubranie lekarza, poinformowała przy okazji o całej sytuacji dyrektora szpitala, który po dłużej namowie zgodził się, by Molly mogła zająć się jego pracownicą. W momencie gdy wróciła do sali jej podopieczna spała, a ona w tym czasie posprzątała wszystkie swoje rzeczy i posegregowała je w płaszczu, który powiesiła na krzesełku przy łóżku rannej.

- Jak się czuje panna Hooper? - do pomieszczenia wszedł dyrektor szpitala.

- Nabiera sił. Dostała silne leki przeciwbólowe, kroplówki na wzmocnienie i podłączyłam jej dodatkowo krew. Dużo jej straciła. Jest osłabiona, ale za kilka dni stanie na nogi. Całe szczęście operacja nie była konieczna. - dziewczyna ślepo patrzyła na śliczną brunetkę pogrążoną we śnie. - Już późno. Będę się zbierała. Mam nadzieję, że ma się kto nią zająć? - wstała i spojrzała na mężczyznę. Było widać, że przejmuje się stanem swojej pracownicy. Pomimo młodego wieku jest dyrektorem ogromnego szpitala, więc pewnie przejął stanowisko po kimś z rodziny. A mimo to szybko uporał się z zamieszaniem i sprawił, że pomimo takiej sytuacji, szpital funkcjonuje poprawnie.

- Oczywiście. Sam będę sprawdzał jej stan.

- Nie ma pan za dużo obowiązków, żeby poświęcać czas jednej osobie? - dziewczyna uśmiechnęła się cwaniacko na chwilę i ruszyła do wyjścia. Doskonale widziała jak dyrektor patrzył na swoją pracownice i wiedziała, że nie jest mu obojętna.

- Dla niej zawsze znajdę czas. - mężczyzna szepnął do siebie myśląc, że dziewczyna tego nie usłyszała. Oczywiście mylił się, jednak przemilczała to i włożyła płaszcz. Włożyła na głowę sporej wielkości kaptur od płaszcza i wyszła z pomieszczenia. Na korytarzu minęła jeszcze jakby znajomą jej osobę w długim płaszczu, jednak nakryła się bardziej płaszczem tak, by nikt jej nie poznał. Jeszcze w odbiciu przeszklonych drzwi widziała jak minięta osoba odwraca się i idąc tyłem przygląda jej się z niesamowitym zaciekawieniem. Molly uśmiechnęła się jedynie pod nosem i wyszła ze szpitala jedynie z widocznymi, czerwonymi ustami.

Sporo osób zauważyło, że rozdziały są dość długie. Jeśli chcecie mogę wstawiać krótsze. Jednak kiedyś wtt pomieszał mi rozdziały, gdy było ich dużo i chciałam tego uniknąć. Miłego czytania. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top