11.

Od godziny oboje siedzieli w salonie zamknięci ze swoimi przemyśleniami. Holmes starał się zrozumieć samego siebie, nie do końca wiedząc co kierowało nim cały dzień i czemu zachowywał się tak wobec brunetki, pomimo tego, że wciąż irytowała go niemiłosiernie. Ona za to nie rozumiała, czemu brunet na początku był dla niej taki miły, a później zmienił się drastycznie w nieczułego człowieka jakim był na co dzień, po czym znowu nie wiedzieć czemu stał się miły. A teraz w dodatku siedzi obok niej bez słowa i co chwila spogląda na nią surowym spojrzeniem.

- Miałam wtedy 6 lat. – przełknęła głośno ślinę i spojrzała na mężczyznę, który spoglądał na nią bez zrozumienia. – Do tamtej chwili miałam szczęśliwą rodzinę i piękny dom w Polsce. Gdy miałam 5 lat wszystko zaczęło się psuć. Ojciec odszedł i zostawił nas bez słowa. Rok później spłonął mój dom. – zatrzymała się na chwilę, by nie pozwolić łzom na spłynięcie po policzkach. – widziałam jak moja mama umiera. Spłonęła w pożarze. Na moich oczach. – zamknęła oczy. Wiedziała, że Holmes wie o niej sporo, a oczy zdradzały by ją jeszcze bardziej. – trafiłam do domu dziecka, bo dalsza rodzina uważała, że jestem dziwakiem. Od początku widziałam to, czego według nich nie powinna. Wydałam ciotkę, że zdradza wujka. Powiedziałam babci, że dziadek żyje i nie umarł tylko uciekł od niej. – zaśmiała się na to wspomnienie. – Oczywiście wszystko okazało się być prawdziwe. W domu dziecka wszystko wyglądało jak wojna. Nie można było nikomu ufać. Nie można było pokazywać, że coś cię boli. Słabości były zmorą. Albo ich nie okazywałeś i byłeś odludkiem, albo pokazywałeś swoje czułe punkty, a oni cię niszczyli. To była wojna o wszystko. O jedzenie, ubrania, zabawki. Czasami jakaś rodzina mnie brała do siebie i wtedy było... inaczej. Ale później orientowali się, że nie pasuję do nich i oddawali mnie z powrotem. Jak miałam 14 lat zaczęłam chodzić do biblioteki. Kręciły mnie kryminały. Później znalazłam książki o sztukach dedukcji. Były dwie. Z czasem każdy w sierocińcu zaczął się mnie bać po tym jak czytałam z nich jak z książek. Przez te kilka lat stałam się dzieckiem, które nigdy się nie uśmiechało. – mówiła powoli. Po jej policzkach co chwila spływały pojedyncze łzy. Holmes uważnie przyglądał jej się i z każdym zdaniem zaczynał rozumieć zachowanie dziewczyny. – gdy skończyłam 16 lat, zaczęłam rozwiązywać pojedyncze sprawy, typu zdrady itd. Uzbierałam za to trochę pieniędzy, które przeznaczyłam na szkołę. Poszłam na medycynę. W między czasie chciałam zostać policjantką, ale widząc ich głupotę i stosunek do mnie... to nie było to. Minęły 4 lata, a ja wplątywałam się w coraz większe bagno.

- Co masz na myśli mówiąc bagno? – przerwał jej na co zaśmiała się pod nosem.

- Ty akurat wiesz najlepiej co to znaczy. – dziewczyna uśmiechnęła się z ironią i kontynuowała: w wakacje przed ostatnim rokiem wyjechałam do Hiszpanii. Chciałam odpocząć od wszystkiego i postanowiłam dołączyć do szkółki policyjnej, później miałabym łatwiej dostać się do ogólnej szkoły, ale po pierwszych dwóch tygodniach, kiedy przerywałam wykładowcom, jeden z nich do mnie podszedł i powiedział, że w policji nie ma miejsca na takich jak ja. Uznał, że ludzie od razy by mnie wyeliminowali przez konkurencje i nigdzie by mnie nikt nie zatrudnił. – jej twarz stała się ponura, a smutek zniknął. – powiedział wprost, że mnie nie lubi na co zapytałam go czy chce wiedzieć tajemnice swojej rodziny. Uznał, że nie, więc zapewniłam go, że to jedyna taka okazja no i się zgodził. No to powiedziałam mu, że jego żona pracuje w klubie ze striptizem. Widziałam ją po prostu jak tam wchodziła i rozmawiała z ochraniarzem o tym. Później biedaczek dowiedział się, że jego syn zamieszany jest w handel narkotykami.

- A to skąd wiesz? – na to pytanie brunetka automatycznie spięła się. Postanowiła nie odpowiadać na to pytanie i kontynuowała swoją wcześniejszą wypowiedź.

- Po tym wyszłam i wróciłam do siebie. Resztę wakacji spędziłam w pracy i próbowałam rozwiązać swoje problemy. Skończyłam szkołę i jestem tu. Dalej już wiesz jak wszystko wyglądało. – otarła resztkę łez i poprawiła się na fotelu. Spojrzała na niego uważnie. Pomimo ich ciągłych kłótni brunetka zdawała sobie sprawę, że jakaś cząstka niej polubiła Holmesa i zależało jej, by ten nie zaczął o niej gorzej myśleć. Uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała w oczy mężczyzny.

- I po tym wszystkim co cię spotkało w dzieciństwie jesteś w stanie zajmować się czymś takim? Większość osób chodziła by do tej pory na terapie na twoim miejscu. – stwierdził, jednak wiedział, że Molly jest silna i nie odbiera bodźców z zewnątrz tak jak inni. Ale wiedział też, że nie jest taka jak on. Pojawiają się chwile, kiedy jest wrażliwa, delikatna i łatwo ją wtedy zranić.

- Uznałam, że lepiej nie pokazywać tego co się czuje. Ludzie wykorzystują emocje, dobroć i naiwność wynikającą ze zwykłej chęci do pomocy. – stwierdziła i wróciła wzrokiem do kominka w którym tańczyły płomyki żywiołu, który odebrał jej dom.

- Chciałabyś odnaleźć ojca? – tym pytaniem wybił ją z równowagi, którą przed chwilą odzyskała.

- Tak inteligentny, a zadaje takie pytania. – rzuciła ironicznie. – Prawda jest taka, że ojciec nie odszedł sam z siebie. Moja rodzina maczała w tym palce. Próbowałam go odnaleźć, ale ciotki kazały mi o nim zapomnieć. Babcia sprawiła, że gdziekolwiek nie poszłam, tam nikt nie chciał udzielić mi informacji. Uznałam, że to bez sensu.

- Nadal jestem ciekawy, czy twoje bagno to te same, o którym myślę... - powiedział jakby do siebie, jednak i tak nie otrzymał na to odpowiedzi. Brunetka wstała i odniosła swój kubek do kuchni. Była lekko roztrzęsiona po tym, że w końcu przed kimś udało jej się otworzyć, jednak bała się, że Sherlock nie był odpowiednią osobą. – Molly i Lestrade nie wiedzą, prawda? Tylko ja wiem. – w odpowiedzi otrzymał delikatne skinienie głową.

- I prawdopodobnie twój braciszek, który prześledził mnie od głowy do stóp. – zwęziła usta. Panowała między nimi dziwnie niezręczna atmosfera. Być może dlatego, że dla Molly była to pierwsza taka sytuacja, a Sherlock zdawał sobie z tego sprawę i wiedział, że nie bez powodu dziewczyna postanowiła wyjawić prawie wszystko, akurat jemu. Oczywiście nie zwracał uwagi na to, że jego nalegania miały na to ogromny wpływ i to, że ciemnooka widziała, że detektyw zaczyna dostrzegać więcej niż by chciała, a z czasem zacząłby łączyć fakty.

Bez słowa ruszyła na górę i zaczęła słuchać muzyki. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. Jej sen był niespokojny. Całą noc czuła niepokój i czyjąś obecność. Nawiedzały ją koszmary i dziwne wizję. W pewnym momencie obudziła się coś krzycząc, jednak zły sen okazał się być początkiem koszmaru.

***

Sherlock usłyszał krzyk brunetki, jednak zbagatelizował to. Uznał, że znowu coś sobie zrobiła, albo coś ją zdenerwowało. Jednak po tym jednym krzyku nie usłyszał już nic oprócz skrzypiącej podłogi piętro wyżej, które z całą pewnością nie było spowodowane aktywnością jego współlokatorki. Dziewczyna nie należała do najcięższych osób i jedyne skrzypnięcia jakie powodowała były na schodach, które skrzypią przy najmniejszym nacisku. Z całą pewnością był to mężczyzna. Dosyć masywny. Dziewczyna nie spała, a on zachowywał się nad wyraz spokojnie.

Sherlock od razu zerwał się na równe nogi i ruszył na górę. Przy drzwiach do pokoju dziewczyny usłyszał jedynie rozmyte słowa. Przeklął w myślach skrzypiące schody, które poinformowały prawdopodobnie nieproszonego gościa o jego obecności. Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Próbował dostrzec cokolwiek w ciemności, jednak jego oczy przyzwyczajone do światła, nie zdążyły dostosować się jeszcze do otoczenia.

- Miło cię znowu widzieć Sherlock. – do uszu bruneta dobiegł znany mu głos. W jego głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Wciąż nie mógł dostrzec co dzieje się w pomieszczeniu. Czuł napinające się mięśnie i dreszcz jak przeszedł marsz po jego plecach.

- Nie mogłeś przyjść od razu do mnie? – brunet zdołał wydusić z siebie pierwsze zdanie.

- Och Sherlock. Widzę, że twoja samo ocena wciąż jest tak wysoka jak kiedyś. – stwierdził jego gość, a zaraz po tym w pomieszczeniu udało się usłyszeć ironiczny śmiech brunetki i uderzenie, które ją uciszyło. Holmes przymknął na to oczy, jednak od razu je otworzył.

- Mówisz o wysokiej samoocenie? – dziewczyna nie dawała za wygraną. – Mówiąc o kimś, kto trzaska drzwiami, by wzbudzić podziw i strach w innych, bo w głębi duszy czuje, że nie jest taki jaki by chciał być? Proszę was, nie rozśmieszajcie mnie. – dziewczyna po raz kolejny poczuła uderzenie, tym razem w brzuch. Było one na tyle silne, że upadła na podłogę.

- Widzisz Holmes, są jednak wśród nas inne, ciekawe osoby. Nie tylko  nasza dwójka. Postanowiłem poznać kogoś takiego. Kogoś kto najwidoczniej rzuca trafnymi spostrzeżeniami. – stwierdził mężczyzna, który był przyzwyczajony do panującej ciemności i w delikatnym świetle księżyca widział każdą zmianę na twarzy Holmesa. Nawet tą związaną z upadkiem brunetki czy jej słowami odnośnie jego osoby. Tym razem jednak Holmes również widział co działo się wokół niego. Wciąż nie do końca wiedział co się dzieje. Czemu nie reagował? Nie mógł. Najzwyczajniej nie mógł. Coś go blokowało i nie pozwalało mu na jakikolwiek ruch. Czuł jakby każda jego część ciała była sparaliżowana. Spojrzał przelotnie na Molly leżącą za Moriartym. Na jej twarzy widniała jedynie złość. – Czyżbyś zmienił się jeszcze bardziej? Najpierw John, teraz...- spojrzał na niego z przechyloną głową i uśmiechem po czym krzyknął wskazując gwałtownie palcem na brunetkę. – Ona!

- Nic się nie zmieniłem. – powiedział spokojnie detektyw patrząc na niego wrogo.

- Nie wierzę ci. Widziałem jej oczy... Mają coś w sobie, prawda? – zaśmiał się pod nosem. Brunet nie wiedział co odpowiedzieć. Wiedział, że mężczyzna zna odpowiedź na to pytanie. Odpowiedź, którą sam w sobie zaprzeczał i starał się okłamywać samego siebie.

- Są zwyczajne. – odpowiedział po chwili namysłu.

- Nadzwyczajne Holmes! – uniósł głos ponownie. – Są dla ciebie nadzwyczajne. – tym razem odezwał się do niego z niesamowitym spokojem. Stał prosto z dłońmi splecionymi za plecami. Brunetka widziała w nich nóż. Wiedziała też, że to test. Moriarty chce ją sprawdzić. Wstała więc powoli tak by jej nie usłyszał i chwiejąc się złapała się za brzuch. – Sam mam problem, by się od nich oderwać, a co dopiero ty! Gdy masz je przy sobie na co dzień i zachwycają cię z dnia na dzień coraz bardziej...- zrobił ironicznie zdziwioną minę i ścisnął mocniej nóż. Dziewczyna obserwowała każdy jego ruch. Gdy jego mięśnie na nadgarstkach napięły się i wystartowały do zamachu, Molly od razu doskoczyła do niego i chwyciła jego nadgarstek w swoją dłoń, ściskając go coraz bardziej. Zobaczyła w jego oczach rozbawienie i wściekłość.

- Jesteś słaba... taka delikatna... tak niewiele trzeba... coś niewidzialnego cię wyniszczy... - mówił strasznie spokojnym, wręcz hipnotyzującym głosem. W pewnym momencie puścił nóż i odepchnął dziewczynę korzystając z jej nieuwagi. Szybko podbiegł do okna i skoczył z niego. Holmes podbiegł do okna zobaczyć na czym wylądował skoro skoczył z drugiego piętra i widząc odjeżdżający wysoki samochód, a na jego przyczepie mężczyznę, warknął zdenerwowany. Odwrócił się do Molly, która stała w samej koszuli między ścianą, a łóżkiem i trzymała się za włosy oddychając głęboko.

- Powinnaś przyłożyć coś zimnego do brzucha. – stwierdził po chwili.

- Nic mi nie jest. – syknęła.

- Testował cię. Wiedziałaś o tym. Po co to zrobiłaś?

- Nie chciałam ryzykować.

- Przecież wiedziałaś, że nic mi nie zrobi. To po co to zrobiłaś?! – uniósł się i podszedł do niej nerwowo tak by w końcu spojrzała na niego. – Po co?

- Nie wiem! To był odruch! I tak by uciekł, nie ważne co bym zrobiła! – również na niego krzyknęła i podeszła do niego bliżej. – Obiecałam twojemu bratu, że nic ci się nie stanie. – wysyczała w jego kierunku.

- Pod warunkiem, że nie będę ci wchodził w grę. – odpowiedział z satysfakcją.

- Sama tu przyszłam. Gdybym chciała już by mnie tu nie było.

- To po co tu jesteś? Co cię tu trzyma? Pani Hudson? – spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach połączonym z kpiną.

- Po to, żeby pozbyć się raz na zawsze tego człowieka. – powiedziała i skupiła się na jego oczach, które teraz były całe ciemne i przepełnione czymś czego nigdy w nich nie widziała. – I przestań ciągle patrzeć mi w oczy jakbyś chciał mi je wydłubać. – dodała i ominęła go chwiejnym krokiem, za to brunet stał i patrzył wciąż w tym samym kierunku, gdzie stała przed chwilą dziewczyna. Ocknął się po dłuższej chwili i zszedł na dół, gdzie Molly leżała na kanapie ze słuchawkami w uszach i gitarą w dłoni.

- Jest 3 w nocy. – powiedział sam do siebie i usiadł w fotelu. Cieszył się z powrotu kogoś, kto jest w stanie umilić mu czas? Chyba nie tym razem. Nie po tym ile przykrych sytuacji było z nim związanych w życiu Sherlocka. Wiedział, że teraz nic nie zrobi. Musiał czekać. Czekać na jakieś zagadki i kroki ze strony wroga. Zdawał sobie sprawę, że na razie próbuje on wzbudzić niepokój. W szczególności w Molly, która przecież pomaga mu w rozwiązywaniu zagadek. Osłabiając ją osłabi i jego, ale czy wszystko idzie zgodnie z jego planem?

Holmes spojrzał na brunetkę. Siedziała po turecku na kanapie z kocem na nogach. W rękach trzymała gitarę. Miała zamknięte oczy, a jej zachowanie było przepełnione spokojem. Pytanie, czy ukrywała wszystko tak jak miała to w zwyczaju, czy naprawdę nie odczuwała lęku przed kimś tak nieobliczalnym. Wpatrywał się w każdy jej ruch, szarpnięcie o struny. Wsłuchiwał się w każde słowo jakie śpiewała, jednak nie był w stanie jej zrozumieć. Patrząc na szelest jaki wydobywał się z jej ust na pewno było to po polsku. Piosenka była spokojna, z czasem stała się bardziej emocjonalna, a gra dziewczyny była głośniejsza tak jak śpiew. Zakończyła ją spokojnie i otworzyła oczy, by zmienić utwór w słuchawkach.

- Miałeś się nie patrzeć. – powiedziała przeglądając listę utworów w urządzeniu.

- Nie w oczy, a miałaś je zamknięte. – odparł stanowczo. – Zagrajmy coś razem... - podszedł do skrzypiec. Molly patrzyła na niego przez chwilę po czym podeszła do fortepianu. – znasz to?

Ułożył skrzypce i spokojnie zaczął sunąć smyczkiem po strunach. Ciemnooka początkowo myślała, że mężczyzna zacznie grać jakiś klasyczny utwór, jednak on wybrał dosyć starą piosenkę, którą brunetka doskonale znała. Dołączyła po chwili z grą na instrumencie. Nie śpiewała nie chcąc zakłócić harmonii jaką tworzyły dwa instrumenty. Tuż przed refrenem Holmes przestał grać, a zaraz za nim uczyniła to Molly.

- Śpiewaj. – powiedział stanowczo i wrócił do gry. Brunetka zrobiła skwaszoną minę i tym razem dołączyła z grą i śpiewem do Sherlocka.  

***

Ostatnie dni na Baker Street były jednymi ze spokojniejszych. Holmes pomimo iż brunetka wyznała mu większość prawdy o sobie, starał się dotrzymać danego słowa. Tym razem jednak było to dodatkowym wyzwaniem, gdyż dziewczyna zatruła się czymś i stała się bardzo marudna.

- Sherliiiiii... - Molly po raz kolejny zawołała przeciągle bruneta, który wywracał oczami dziś tak często, że zaczynała boleć go głowa. Odwrócił się do niej, odłożył skrzypce i spojrzał na nią z irytacją.

- Nudzi mi się. – powiedziała wyciągając się na kanapie. – I ciągle mi nie dobrze.

- Zwymiotowałaś wszystko co dziś zjadłaś, więc raczej to nie zatrucie jakimś jedzeniem skoro już nie masz nic w żołądku. – spojrzał na nią unosząc brew. Uśmiechnął się do niej cwaniacko, a dziewczyna pokiwała przecząco głową z wystraszoną miną.

- Nie pójdę do lekarza! – zaprzeczyła od razu i owinęła się w koc. – zimno tu. – Sherlock podszedł do niej i podał jej termometr. Ta spojrzała na niego jak na kretyna, prychnęła i wzruszyła ramionami. Mężczyzna sam przyłożył urządzenie do czoła dziewczyny i nacisnął przycisk. Przedmiot wydał kilka szybkich dźwięków i podświetlił się na czerwono.

- Masz gorączkę. Zadzwonię do Johna, żeby coś ci wypisał. – usiadł w swoim fotelu i wyjął komórkę.

- Nie mam gorączki. To ten termometr źle działa. Już długo nie miał wymienianych baterii. – dziewczyna spojrzała na niego uśmiechnięta. – Baterie są w szufladzie w kuchni.

- To mi je podaj. – powiedział wciąż patrząc w telefon.

- Sherliiiiii, jesteś bliżej. – powiedziała i bardziej skuliła się, jednak widząc brak reakcji ze strony bruneta wstała, przyniosła dwie baterie i włożyła je na miejsce starych. Zmierzyła sobie temperaturę i widząc zielone światełko i 36.6 na ekraniku uśmiechnęła się do siebie.

- Skąd mam wiedzieć, że nie włożyłaś teraz tych starych, a tamte nie były nowe? – wciąż nie odrywał wzroku od swojego urządzenia. Molly odwróciła się do niego tyłem i ruszyła na kanapę.

- Doskonale o tym wiesz. – powiedziała szybko zbywając go. Po chwili telefon bruneta wydał nietypowy dźwięk, który był dla dziewczyny dość dezorientujący. Spojrzała zaskoczona na ścianę przed sobą po czym odkręciła się do Holmesa.

- Od kiedy jęczysz jak kobieta? – próbowała nie zaśmiać się, przez co na jej policzkach pojawił się rumieniec. Po chwili w pomieszczeniu dało się usłyszeć ten sam dźwięk przez co brunetka wybuchła niepohamowanym śmiechem. Opanowała się jednak i spojrzała na niego z powagą.

- Myślałam, że z nikim się nie spotykasz. – znowu zaśmiała się pod nosem, doskonale wiedząc kim była osoba pisząca z Sherlockiem.

- Jedyną osobą jaką notorycznie ostatnio spotykam jest ten irytujący policjant. – stwierdził odrywając na chwilę wzrok od telefonu i zerkając na dziewczynę stojącą obecnie przy kominku. -I ty.

- Greg nie jest irytujący w porównaniu do ciebie. – odgryzła mu się.

- O, a ten to już w ogóle jest irytujący.

- Mówimy o jednej osobie, Holmes.

- Och, naprawdę? – spojrzał na nią ponownie.

- Greg to jego imię. – powiedziała. Wtedy też poczuła kolejny napływ mdłości i pobiegła do łazienki, gdzie zdołała usłyszeć ciche „Mam nadzieję, że zdążyła", na co przewróciła oczami. Gdy wróciła Sherlocka nie było w pokoju tak samo jak jego płaszcza. Westchnęła wiedząc, że nie namówi go na wspólne rozwiązywanie sprawy. Stwierdziłby, że po prostu będzie go opóźniała.

W czasie gdy mężczyzna rozwiązywał kolejną zagadkę, ona zdążyła posprzątać salon, zacząć robić ciasto i doprowadzić samą siebie do porządku. Po długiej, gorącej kąpieli wyszła z łazienki w maseczce na twarzy i włosach zawiniętych w ręczniku. Włożyła białą podkoszulkę oraz krótkie, czarne spodenki i zeszła na dół gdzie roznosił się zapach ciasta pieczonego w piekarniku. Widząc, że wypiek niedługo będzie można wyjąć postanowiła ubić białka. Włączyła sobie ulubione piosenki, tak by mikser ich nie zagłuszał. Ruszała mikserem w misce co chwila dosypując cukier do miski i ruszając się w rytm muzyki przy okazji śpiewając. Gdy uznała, że piana jest wystarczająco sztywna, wyłączyła głośne urządzenie, odłożyła je na blat obok i oblizała dłoń. Wtedy też dostrzegła dwie osoby stojące w wejściu do kuchni i przyglądające się jej z zainteresowaniem. Przez chwilę stała nieruchomo, następnie zmieszała się nieco, po czym uśmiechnęła się ciepło do starszych ludzi.

- Dzień dobry...- zaczęła powoli. – Mogę w czymś pomóc? – zmierzyła wzrokiem gości, którzy po chwili również przywitali się z nią.

- My do syna. – powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do niej ciepło. – Sherlock Holmes się nazywa.

- Tak, tak proszę. – brunetka zmieszała się i nie do końca wiedziała co ma zrobić. Nie spodziewała się gości, a już na pewno nie rodziców Holmesa. Zaprowadziła parę do salonu, gdzie mogli zostawić niepotrzebne rzeczy, po czym ruszyli za nią do kuchni i usiedli przy stole. Dziewczyna za to nerwowo zaczęła szukać telefonu i gdy znalazła go wróciła do kuchni.

- Kawy, herbaty? – zapytała po chwili.

- Ja poproszę kawę. – odezwała się kobieta.

- Ja też. – nieznajomy w średnim wieku uśmiechnął się do niej.

- Ty nie możesz. – zaczęła jego żona. – masz chore serce. Nie możesz pić tyle kawy.

- To może herbata? Niedawno kupiłam kilka rodzajów herbat. Polecam zieloną.

- W takim razie zdam się na panią. – stwierdził rażąc wzrokiem żonę. Dziewczyna w tym czasie wstawiła wodę w czajniku.

- Proszę mówić mi po imieniu. Molly Lopez. – podała dłoń obojgu po czym również usłyszała ich imiona - przepraszam, że jestem w takim stanie. W czasie gdy woda się gotuje, pójdę na chwilkę do siebie, dobrze? – spojrzała zestresowana na rodziców Sherlocka.

- Spokojnie, nigdzie się nie wybieramy. – zapewniła ją kobieta z uśmiechem. Molly zmyła maseczkę z twarzy, zdjęła ręcznik z włosów i rozczesała je. Napisała przy okazji krótką wiadomość do Holmesa o treści „pomocy". Nałożyła na siebie jeszcze długi, cienki sweter i wróciła na dół.

- Wszystko dobrze? Jesteś jakaś blada? – ojciec mężczyzny spojrzał na nią z przejęciem.

- To prawda, nie czuję się najlepiej. – podeszła do piszczącego czajnika i zalała kubki wrzątkiem, po czym podała je na stół z cukrem i mlekiem.

- To coś poważnego? – zmartwiła się kobieta.

- Nie, wie pani... - dziewczyna ponownie zmieszała się i od razu poprawiła samą siebie. – wiesz ostatnio prowadzę dość chaotyczny tryb życia i jedzenie co popadnie mi nie służy. Po prostu chwilowe zatrucie. – ułożyła usta w wąską kreskę i ponownie poczuła napływ nieprzyjemnych dolegliwości. – przepraszam- powiedziała szybko i wybiegła do łazienki. Tym razem okazało się być to niepotrzebne, gdyż dolegliwości ustąpiły, a dziewczyna mogła wrócić do swoich gości, którzy żwawo z kimś rozmawiali.

- Jak tak mogłeś synku? – usłyszała głos kobiety.

- Co wy tu robicie? – westchnięcie przepełnione zrezygnowaniem dobiegło aż do Molly.

- Nie tego cię uczyliśmy. – powiedział groźnie mężczyzna.

- Co się znowu stało? – mężczyzna od początku wydawał się być zirytowany obecnością swoich rodziców.

- No jak to co?! – jego mama naskoczyła na niego ze zdenerwowaniem. – Zostawiasz dziewczynę w ciąży, gdy się źle czuje? Co z ciebie za chłopak i ojciec, że się nie opiekuje własną rodziną?! – kobieta słysząc swoje ostatnie słowa, chyba sama w nie nie dowierzała, za to Molly akurat wtedy zdążyła wejść do kuchni i po usłyszeniu całej wypowiedzi kobiety znieruchomiała.

- Nie jestem w ciąży. – powiedziała od razu.

- Nie jesteśmy razem. – zaraz po niej odezwał się Sherlock, który miał już dość całej sytuacji i wyciągnął na chwilę telefon.

- On mnie nie kocha. On mnie nawet nie lubi. – dodała brunetka i spiorunowała współlokatora. Jego rodzice za to siedzieli zdezorientowani i rozbawieni całą sytuacją co zdenerwowało samą ciemnooką. W pomieszczeniu po chwili pojawił się Mycroft, który zareagował tak samo jak jego brat przed chwilą.

Najmłodszy z Holmesów pociągnął za ramie swojego brata i Molly do pokoju dziewczyny.

- Oni nie mogą tu zostać. – stwierdził od razu.

- Ja do siebie też nie mogę ich wziąć. Na ile tu przyjechali? – Mycroft prawie krzyczał.

- Patrząc po wielkości ich walizki to na jakieś 2, 3 dni. – stwierdziła dziewczyna. - Są ... nad wyraz zwyczajni.

- O 2, 3 dni za dużo. – stwierdził Sherlock na co brunetka skarciła go wzrokiem. – Jedną noc mogą zostać. Nie więcej. Molly jest chora potrzebuje odpoczynku. – Detektyw wybielając się od obowiązku dzięki chorobie Molly dopiął swego i już z większym spokojem ruszył na dół. Mycroft obiecał, że jutro weźmie rodziców do siebie po obiedzie i pojechał do siebie.

Dzień dobiegał końca, a brunetka ledwo trzymała się na nogach. Choroba odebrała jej wszystkie siły.

- Powinnaś dużo pić i położyć się już spać. – stwierdziła kobieta w średnim wieku delikatnie głaszcząc ją po plecach. Podała jej szklankę z mętną cieczą. – Wypij to, powinno ci pomóc.

- Mamo, daj jej spokój. Ona ukończyła medycynę. Wie co jest dla niej najlepsze. – stwierdził Sherlock przyglądając się wszystkiemu z fotela. Molly za to musiała przyznać, że mama mężczyzny była wspaniałą kobietą.

- Ale to dobre. – powiedziała po upiciu niewielkiej ilości cieczy. Uśmiechnęła się do kobiety. Po raz pierwszy od dawna chociaż w małym stopniu poczuła, że ktoś martwi się o nią. Poczuła też coś, co niesamowicie przypominało jej lata spędzone w rodzinnym domu. Ciepłą, rodzinna atmosferę, pomimo, że nie należała do rodziny Holmesów. – Dziękuję za opiekę, po raz pierwszy od dawna ktoś się mną zajął gdy tego potrzebowałam.

- Ależ nie ma za co. – powiedziała do niej z uśmiechem po czym spojrzała na swojego syna, który po słowach Molly spochmurniał. – A ty powinieneś się wstydzić mój drogi.

- Spokojnie, Sherlock akurat odziedziczył opiekuńczość od państwa. Znaczy od was. – poprawiła się na co każdy z wyjątkiem Sherlocka zaśmiał się.

Minęło pół godziny odkąd rodzice mężczyzny poszli spać do pokoju brunetki.

- Już dawno się nikt tobą nie zajmował. – brunet prychnął pod nosem.

- Sherliii, nie marudź.

- I kto to mówi...

- Widzę, że się o mnie martwisz. Nie umyka mi to. – spojrzała mu w oczy, podeszła do niego z zamiarem przytulenia się do mężczyzny i uśmiechnęła się, jednak jej uśmiech szybko zszedł z jej ust.

- Nie martwię się o ciebie, tylko chce, żebyś szybciej przestała marudzić. – na te słowa dziewczyna posmutniała i odsunęła się od niego kilka kroków, po czym bez słowa ułożyła poduszkę na kanapie, a zaraz po niej kołdrę. Mruknęła pod nosem „To o co ci chodzi, skoro się nie martwisz...". Zdjęła szlafrok, naciągnęła koszulę i podeszła do kanapy. – Chcesz tu spać? – Sherlock spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Nie uśmiecha mi się spać z twoimi rodzicami. – powiedziała bez większych emocji w głosie i spojrzała na bruneta, który widząc podkrążone ze zmęczenia oczy oraz wciąż wymalowany w nich smutek westchnął i zmieszał się wiedząc, że sam do niego doprowadził. – Mógłbyś iść już do siebie? Chcę iść spać. – usłyszał po chwili i kiwnął głową. Gdy miał już zamknąć drzwi od swojej sypialni usłyszał głos swojego ojca:

- Jak pozwolisz jej spać na kanapie to zostaniemy tu na tydzień. – po tym jeszcze usłyszeli zamknięcie drzwi i ciszę.

- Molly, chodź spać do mojej sypialni. – na te słowa brunetka prychnęła. – proszę. – usłyszała zrezygnowany głos mężczyzny.

- Jutro wstanę rano to nie zobaczą, że tu spałam. – powiedziała z twarzą wtuloną w poduszkę. – dobranoc.

- Tu jest zimno. Powinnaś przespać się w wygodnym łóżku, żebyś jutro lepiej się poczuła. – Holmes nie dawał za wygraną.

- Daruj sobie. – warknęła dziewczyna i nakryła się mocniej kołdrą. – powiedziałam ci, że się nawet nie dowiedzą. - Sherlock chciał jeszcze coś powiedzieć, jednak zrezygnował i ruszył do swojego pokoju. Słyszał jeszcze jak Molly co chwila chodzi do toalety, jednak gdy przez dłuższy czas nie powtarzało się to, wrócił do salonu. Gdy tylko otworzył drzwi przeszedł go dreszcz. W salonie było znacznie chłodniej niż w jego sypialni, dlatego bez zawahania podszedł do dziewczyny, która spała spokojnie. Przyglądał jej się dłuższą chwilę. Leżała z podkulonymi nogami, które nie mieściły się na łóżku, a ona sama gdyby tylko przekręciła się na drugą stronę spadła by z łóżka. Podniósł ją delikatnie i zaniósł do swojego pokoju, gdzie przykrył ją szczelnie kołdrą i położył się obok niej. Wpatrywał się wciąż w twarz dziewczyny. Aktualnie miał do siebie więcej pytań niż do niej. Widział, że się zmienia. Czuł, że ona też nie jest dla niego obojętna. Miał ciągłe wrażenie, że coś jest nie tak. Z jednej strony nie chciał sprawiać jej przykrości i kłamać, a z drugiej próbował jakoś zahamować to co działo się w jego umyśle. Nie mógł zrozumieć jak w tak krótkim czasie po raz kolejny udało mu się komuś zaufać. Bo przecież ufał jej. Może nawet bardziej niż samemu sobie, ale nie chciał, by brunetka o ciemnych oczach, które sprawiają, że przechodzi do innego świata, stała się dla niego kimś więcej niż koleżanką czy przyjaciółką. Już i tak była kolejnym jego słabym punktem. Nie kochał jej, bo przecież nie umiał, ale wiedział, że nie jest mu obojętna. To dlaczego on sam cierpiał widząc smutek i zawód jaki wywołały jego słowa u dziewczyny?

Z tymi myślami zasnął, jednak obudził się słysząc przerażony szept Molly i skrzypiące łóżko. Otworzył oczy i zobaczył dziewczynę podpierającą się na łóżku i ciężko oddychającą.

- Coś się stało? – zapytał zaspany. Przez światło księżyca widział kropelki potu na czole kobiety.

- Zły sen. – wymamrotała jakby była nieprzytomna. – Miałam spać tam – powiedziała ledwo słyszalnie.

- Ale śpisz tu i koniec. – mężczyzna dotknął jej czoła. – masz gorączkę. Przyniosę ci leki.

- Sama pójdę. Nie potrzebuję niańki. – powiedziała smutno i poszła do kuchni po szklankę wody i leki. Wróciła z przymrużonymi oczami i położyła się na swoim miejscu, po czym od razu zasnęła. Po jakichś 30 minutach zaczęła mamrotać coś pod nosem, a jej ruchy stały się bardziej nerwowe. Sherlock patrzył na nią nie wiedząc co zrobić. W pewnej chwili Molly prawie uderzyła go w twarz, ale uratował się łapiąc jej dłoń w locie. Wtedy też dziewczyna uspokoiła się i zaczęła równomiernie oddychać. Ścisnął mocniej jej dłoń i położył się ponownie. Zasnął obok niej trzymając jej dłoń w uścisku. 

Po tak długim czasie znowu wstawiam rozdział. Chciałam życzyć spóźnionych, wesołych świąt. Życzę wam wszystkiego co najlepsze. A teraz jeszcze szczęśliwego Nowego Roku. Czasu spędzonego w gronie najbliższych i cudownej atmosferze. 🎊🎁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top