rozdział 3 | 2869 słów

Jeongguk

Może to kwestia monotonii, a może kwestia działania przeciwko mojej naturze, ale mój instynkt nie pozwolił mi zapomnieć o tamtym zapachu. Jakbym podczas tej krótkiej rozmowy właśnie upatrzył sobie ofiarę, na którą powinienem zapolować. Jednak fakt, to nie było zgodne z moją naturą. Nie tą ludzką. Bo w przeciwieństwie do większości osobników mojego gatunku nie pozwalałem sobie na krzywdzenie ludzi wbrew ich woli. Nie miałem zamiaru tak jak inni porywać ich, żywiąc się ich krwią, nabijając tym samym statystyki brutalnych morderstw lub zaginięć, dzięki którym służby porządku publicznego nie były w stanie namierzyć przestępcy oraz wykryć jego motywu. Wolałem korzystać z banku krwi lub osób chętnych na ukąszenie. Dlatego nie rozumiałem, dlaczego w wolnej chwili, między zajęciami, zamiast pogrążyć się w nauce, udawałem się do miejsc, w których mogłem zastać szatyna o rumianych policzkach. Mój węch z początku sam mnie do niego zaprowadził, kiedy kilka dni po tamtej rozmowie mijałem jeden ze sklepów spożywczych. Okazało się, że Park Jimin w nim pracował, a jego krew nawoływała mnie do jej skosztowania. I niestety trochę się temu poddałem, zaczynając śledzić jego poczynania. Chłopak pracował tam w dni robocze, tuż po zaprowadzeniu Seungu do szkoły, aż do jego powrotu. W weekendy natomiast dorabiał w jednej z mniejszych restauracji, zostawiając swojego syna u znajomego lub sąsiadki. Poznałem o nim wiele faktów i informacji, które jako do nauczyciela jego dziecka nigdy nie powinny dotrzeć. Nie zdziwiło mnie osiedle komunalne, na jakim mieszkali. Ani jego problemy finansowe, o których często rozmawiał ze znajomym. Był samotnym ojcem, bez większego wykształcenia, dlatego rozumiałem, że tylko na takie życie było go stać. To była niestety rzeczywistość większości ludzi w naszym kraju, zwłaszcza w drogim Seulu. Jednak nie pojmowałem, dlaczego jego los, jako mojej potencjalnej ofiary, mnie obchodził. I dlaczego tak obsesyjnie pojawiałem się w miejscach, w których przebywał.

Do tej pory nie ujawniałem swojej obecności. Możliwe, że miał wrażenie, jakby ktoś go śledził, choć zawsze starałem się, aby nie mógł mnie zobaczyć. Jednak dzisiaj w przerwie między zajęciami na uczelni nogi same zaprowadziły mnie do restauracji Sangsu Cham, w której Park Jimin miał zmianę.

Nie przepadałem za głównymi wejściami, które przez moją naturę i wygląd robiły wokół mnie zbyt dużo zamieszania. Dlatego upatrując odpowiedni moment, przeniosłem się do jednego z oddalonych stolików, których nie obejmował monitoring. Kelnerzy oczywiście zdążyli podzielić się już danymi obszarami restauracji, stąd wiedziałem, że ten stolik również należy do Park Jimina i powinien mnie obsłużyć, znów upajając swoim słodkim zapachem krwi.

Jednak jak mogłem się tego spodziewać, moja obecność nie została od razu zauważona. Nikt nie widział, że tutaj wszedłem, dlatego przez pierwsze kilka minut nikt z kelnerów do mnie nie podszedł. Zdążyłem wyciągnąć moje materiały z łaciny, wracając w międzyczasie do analizy struktur zdań, aby stwarzać pozory pochłoniętego pracą. Choć tak naprawdę mój słuch skupiał się tylko i wyłącznie na pracujących kelnerach. Trochę im zajęło, zanim zorientowali się o mojej obecności, oznajmiając Jiminowi, że powinien przyjąć moje zamówienie. Jednak jakim zaskoczeniem była dla mnie jego odmowa. Bo jak to ujął: „To nauczyciel Seungu, nie pójdę tam!". Jakby poza szkołą nie miał okazji natrafić na mnie lub innego nauczyciela na ulicy, w sklepie, czy jakimkolwiek innym publicznym miejscu. Zresztą, czy byłem aż tak przerażający w jego oczach, aby nie chciał mieć więcej ze mną styczności? Może to była kwestia jego pierwszego wrażenia z tamtej rozmowy?

Starałem się ukryć lekkie zdenerwowanie i rozczarowanie, gdy Park Jimin wypchnął do mnie jakąś młodą dziewczynę. Widziałem po tej zaskoczeniu i lekkim zawstydzeniu, wraz z przyspieszoną pracą serca, że taki obrót spraw jak najbardziej jej pasował. Prawie tu przybiegła po zobaczeniu, od kogo dokładnie ma przyjąć zamówienie. A ja miałem ochotę ciężko na to westchnąć. Ewentualnie odesłać ją z powrotem na kuchnię po ukrywającego się przede mną Parka.

- Dzień dobry. Czy udało się panu wybrać coś z karty? – zapytała tuż po dotarciu do mojego stolika. Nie zwracałem na nią szczególnej uwagi, siląc się jedynie na lekki, uprzejmy uśmiech i taki sam ton.

Oczywiście nie zdążyłem nawet zajrzeć do leżącej na stoliku karty, jednak zdążyłem podsłuchać jakie pozycje zawierają interesujące mnie dania. Dzięki czemu byłem w stanie cokolwiek teraz zamówić.

- Dzień dobry. Poproszę pozycję czwartą i herbatę lawendową.

- Oczywiście. Jak ma być wysmażony stek? – Z ust dziewczyny nadal nie znikał uśmiech, a jej wzrok chętnie wpatrywał się w moje ciemne oczy. Widziałem jej zafascynowanie. Tak dobrze mi znane z wykładów i zajęć z licealistami. Przynajmniej tutaj nie musiałem prosić jej o uwagę, a nie bujanie w obłokach.

Poziom wysmażenia steku przywołał mi na myśl znów ten sam zapach. Dlatego moja odpowiedź zabrzmiała dość poważnie i może nieco dwuznacznie:

- Rare.

Dziewczyna natychmiast spłonęła rumieńcem, a moje oczy od razu powędrowały do tego fragmentu jej twarzy, obserwując to zaczerwienienie.

- Oczywiście. Herbatę podam za chwilę, na stek trzeba będzie niestety dłuższą chwilę poczekać – oznajmiła, choć na razie nie byłem w stanie skupić się na tej informacji. Zresztą, była ona zbędna, bo nie przyszedłem tu na jedzenie. Zwłaszcza gdy uświadomiłem sobie pewien fakt. Jej krew również słodko pachniała, ale nie tak jak ta Park Jimina. A przynajmniej nie miała takich samych nawołujących mnie właściwości.

- Dobrze. Dziękuję – odpowiedziałem na to, może nieco oschłym tonem, wracając wzrokiem z powrotem na moje materiały. Jednak chciałem już, żeby sobie poszła i najlepiej zastąpił ją Park Jimin. Bo przecież po to tutaj przyszedłem?

Dziewczyna pobiegła z powrotem na kuchnię, na szybko przekazując kucharzom złożone przeze mnie zamówienie. I już myślałem, że wróci na salę, ale zamiast tego udała się do Parka, któremu zaczęła zdawać relację z tego „jaki to jestem przystojny z bliska". Zakładałem, że jak zawsze niezbyt będzie mnie interesować taka rozmowa. Jednak tym razem liczyłem na jakieś potwierdzenie z jego strony i może taką samą ekscytację moją obecnością. Po co? I dlaczego? I skąd w ogóle taka myśl?

Zarówno ta dziewczyna, jak i Jimin wrócili zaraz do obsługiwania klientów, a ja kontynuując pracę nad moim materiałem, zastanawiałem się, dokąd zmierza ta moja fascynacja, w międzyczasie obserwując, jak chłopak w końcu wyłania się z zaplecza. Ładnie wyglądał w koszuli. I za wszelką cenę starał się nie patrzeć w moją stronę, co z jednej strony mnie bawiło, a z drugiej lekko irytowało.

W końcu jego koleżanka przyniosła mi herbatę. A po dłuższym czasie dołączył do niej stek. Zjadłem go, ostrożnie, starając się nie poddać instynktowi, aby nie świecić tutaj kłami. Choć obecność Park Jimina trochę to utrudniała.

Oczywiście nie mogłem tak tego zakończyć. To on miał mnie obsłużyć i to jemu planowałem dać jakiś większy napiwek, chcąc choć trochę pomóc w jego kłopotach finansowych. Dlatego wpadłem na plan, który zmusi mnie do chwilowego znalezienia w centrum uwagi wszystkich klientów restauracji. Jednak liczyłem, że poskutkuje również zwróceniem na mnie uwagi Park Jimina. Dlatego w pewnym momencie, udając zamyślonego, strąciłem filiżankę z lawendową herbatą. Akurat w chwili, gdy na sali znajdował się tylko Jimin.

Niewielkie przedstawienie czas zacząć.

Od razu wstałem, zaczynając przepraszać wszystkich wokół. Filiżanka niestety się potłukła, jednak taka ofiara była nieunikniona.

Zacząłem zbierać jej kawałki, doskonale wiedząc, że nawet jeżeli się skaleczę, moja skóra zrośnie się w kilka sekund, nie pozwalając na żadne uszczerbki i niedoskonałości. I tak jak mój plan zakładał Park Jimin po krótkiej chwili i przyspieszeniu jego tętna, zapewne przez zorientowanie, że nikt go tym razem nie wyręczy w obsłudze mojej osoby, zjawił się przy mnie, natychmiast zabierając za zbieranie tych kawałków.

- Dzień dobry. Proszę zostawić, ja się tym zajmę – oznajmił na wstępie, jak to pracownik nie chcąc pozwolić, aby klient się skaleczył. Choć w tym przypadku to ja nie chciałem, aby to on się skaleczył, lecząc taką ranę długimi tygodniami.

- Przepraszam bardzo. Narobiłem kłopotów. Przepraszam – grałem dalej, brzmiąc na przejętego, choć moje oczy były przy tym spokojne, starając się zerknąć na jego twarz, którą chyba za wszelką cenę chciał ukryć, pochylając głowę tak, aby jego grzywka opadała do przodu. Chyba liczył, że go nie poznałem? Że nie wiedziałem o jego obecności w tej restauracji?

Jakbym nie przyszedł tu właśnie dla ciebie, Park Jimin.

Zapach jego krwi już zaczynał wpływać na moje zmysły. A widok jego czerwonych policzków, które zauważyłem, gdy w końcu przekręcił odrobinę głowę, zmusił mnie do zaprzestania moich działań. Porzuciłem zbieranie kawałków tej rozbitej porcelany. Poczułem lekkie palenie w gardle i znów niepotrzebnie skupiałem się na krążącej po jego ciele krwi.

Oczy na dół, nie wpatruj się w niego jak w swoją zdobycz.

- To nic takiego. Za chwilę przyniesiemy panu nową. Herbata lawendowa, prawda? – wydedukował, zapewne po zapachu, który jako człowiek czuł bez problemu. Bo niestety dla mnie cały obszar wokół nas wypełniał się zapachem jego krwi, a nie lawendy.

- Proszę się nie kłopotać. I tak będę już wychodził – zdradziłem, oczywiście powracając wzrokiem na tę podłogę, zbierając jeszcze kilka mniejszych kawałków, którymi mógłby się skaleczyć.

Jimin wrzucał je wszystkie na leżącą przy nim tacę, do której dołączyłem kawałki zebrane również przeze mnie.

- Na pewno? To naprawdę nie kłopot, proszę spokojnie dokończyć posiłek – zaproponował, ale mi już wystarczyło wrażeń na dzisiaj. Musiałem stąd iść. I oddalić się od tej słodkiej woni jak najszybciej.

- Poproszę już rachunek – zadecydowałem, zaczynając podnosić się akurat w tym samym momencie co Jimin. I dopiero taka zmiana położenia uświadomiła mnie o różnicy wzrostu. Nie była ona jakaś drastyczna, ale chłopak był ode mnie niższy. I drobniejszy, co zauważyłem dzięki dopasowanej do jego sylwetki koszuli. W tej chwili jeszcze bardziej pasował do opisu mojej potencjalnej ofiary. Drobna, słaba, bezbronna i... śmiertelna. Bo wystarczyło jedno ugryzienie. Jedno dłuższe zatopienie w nim moich kłów i posmakowanie jego krwi...

Muszę stąd iść.

Park na szczęście sobie poszedł, a ja przeprosiłem raz jeszcze wszystkich innych klientów wokół. Niestety to dziewczyna przyniosła mi rachunek. Choć i tak wykorzystałem to do wręczenia Park Jiminowi napiwku. Kilka banknotów 50-tysięczno wonowych rozdzieliłem na ich dwójkę. Dla jego koleżanki dwa i dla Jimina, za pomoc w posprzątaniu bałaganu, którego narobiłem, trzy. Dziewczyna początkowo zaniemówiła, a zanim cokolwiek zdołała powiedzieć, już wychodziłem.

Oczywiście chwilę zostałem pod budynkiem, aby podsłuchać czy aby na pewno Park Jimin otrzyma wręczone dla niego banknoty. Na szczęście jego koleżanka pobiegła prosto do niego, opowiadając o całym zajściu i znów rozwodząc się nad moją urodą, dodając do tego:

- A ty nie chciałeś go obsługiwać.

Jimin przez chwilę nic na to nie odpowiadał i już bałem się, że odda wszystko tej dziewczynie, co byłoby totalną głupotą.

- To dużo za dużo... – mruknął, ale moja uszy na szczęście wyłapały szelest papierków, chowanych gdzieś do jego kieszeni.

Dostałbyś więcej, gdybyś to ty mnie obsługiwał.

- Dużo? Ojjj, należy nam się za tę ciężką pracę – skomentowała jeszcze jego koleżanka. - Kupisz coś Seungu. Albo sobie.

- Kupię małemu kurtkę na zimę – uznał, co wywołało na mojej twarzy uśmiech. Choć wolałbym, aby sobie również mógł kupić nową kurtkę, nie ograniczając się do swojego dziecka. Jednak nie powinienem w to aż tak ingerować. To tylko kolejny człowiek, którego los nie może ode mnie zależeć. I którym na pewno nie powinienem się aż tak interesować...


Jimin

Nowa szkoła wcale nie jest taka fajna. Jest bardzo głośno, wszyscy na przerwach biegają i hałasują. Inni mnie szturchają i psują mi rysunki, które robię dla wujka Yoongiego. Chłopaki mi dokuczają, nie wiem dlaczego. Tata mówił, bym znalazł przyjaciela, ale nikt nie chce ze mną gadać. Muszę jeść sam śniadania, a po lekcjach siedzę sam na świetlicy, nim tata przyjdzie. Tylko wtedy jest fajnie, bo nikt nie krzyczy i nie biega.

Na lekcjach też jest fajnie, ale nie zawsze. Bo chłopaki z tyłu czasem rzucają papierkami w moje plecy. Nie wiem, dlaczego to ich bawi. Ale inne dzieci się śmieją. To mnie denerwuje, choć tata mówił, że nie powinienem być niegrzeczny, więc nie będę ich bił. Chociaż bardzo chcę.

Pani nauczycielka jest miła, ma bardzo miły głos. Nie denerwuje się i mówi tym chłopakom, że mają przestać. Dużo ze mną rozmawia po lekcjach i tłumaczy zadania, kiedy jest ze mną na świetlicy. Jest bardzo mądra i ładna. Moja mama też pewnie była ładna. Bo tata też jest ładny. I tata mówi, że ja też jestem, więc wszyscy jesteśmy ładni!

Pan nauczyciel japońskiego chyba żartował, że umie język ufoludków, bo uczy nas innego... Ten japoński nie brzmi jak bardzo obcy język. A dużo go słyszymy na lekcji, bo nauczyciel włącza nam słuchanki i piosenki po japońsku. Pan nauczyciel też jest bardzo mądry i ładny. Zawsze się uśmiecha do nas i mówi powoli. Dzisiaj też się uśmiecha. I ma niebieski sweter. I okrągłe okulary. Gdy słucha, jak ktoś czyta, to często kręci nosem jak królik! Pan nauczyciel jest na pewno królikiem!

Dzisiaj na lekcji mieliśmy czytać. A znaczków było tak dużo...

To jest chyba... kot? A to... mleko? Tak, na pewno, uczyłem się wczoraj z tatą! A to... wiaderko? Nie... miska!

Próbowałem pomyśleć, co przypomina mi każdy znaczek, bo tata mówił, że tak jest łatwiej pamiętać. Ale te znaki nie były proste... I w ogóle nie przypominały kota, mleko i miskę!

Gdy patrzyłem na czwarty znaczek, usłyszałem, że ktoś się śmieje. I zaraz ktoś jeszcze. I jeszcze. Poczułem, że zaczynam mieć mokro na plecach. To było bardzo niefajne. Policzki też mnie piekły, ale próbowałem czytać dalej. Teraz tylko nie wiedziałem już, co to za znak... A bałem się powiedzieć źle, bo będą głośniej się śmiać!

Pan nauczyciel przyszedł do mnie i myślałem, że mnie skrzyczy, ale położył mi dłoń na ramieniu. Jak tata, gdy chciał mnie zatrzymać przed przejściem przez ulicę.

- Poczekaj chwilę, Seungu - powiedział, ale patrzył na kogoś za mną. - Minwoo, Hojin, po co ta przesadna reakcja?

- Bo Seungu nie umie czytać, nauczycielu. Czyli jest głupi - powiedział Minwoo i inni znowu się roześmiali.

Nieprawda... Nie jestem głupi. Wujek Yoongi zawsze powtarza, że jestem mądry! Wujek nie może kłamać...

- Po to są te zajęcia, aby każdy mógł się tego nauczyć, Minwoo. W swoim tempie. A nie podyktowanym przez korepetytorów - powiedział Pan Królik, ale nie był już tak miły, jak zawsze. - Ale jeżeli uważasz, że osoba ucząca się czytać w innym języku jest "głupia", to może przyniosę jakiś tekst po chińsku lub angielsku i zobaczymy, jak sobie poradzisz?

- Potrafię czytać po chińsku i angielsku. Mama mówi, że w moim wieku to wstyd nie umieć.

- Dobrze Minwoo. To pochwalisz się klasie swoją znajomością chińskiego.

Pan nauczyciel poszedł do biurka i wyciągnął ze swojej torby kartkę. Patrzyliśmy, jak idzie z nią do Minwoo i położył ją na ławce.

- Proszę Minwoo, czekamy.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, ale w końcu Minwoo zaczął czytać. Nic nie rozumiałem, ale dziwnie to brzmiało.

- Pozwolę sobie przetłumaczyć, aby wszyscy zrozumieli tekst czytany przez Minwoo - powiedział po chwili pan nauczyciel i zaczął mówić dziwne słowa. Bez sensu... "Krowa jedzie na rowerze i rzuca latawiec?"

Niektórzy zaczęli się śmiać, ale nauczyciel kazał być cicho, zabrał kartkę i poszedł do tablicy. Patrzyłem, jak bierze pisak i napisał kilka imion. Też swoje i pani wychowawczyni. A potem napisał, co te osoby robią.

- Chanwoo biegle czyta, ale to nie oznacza, że tak jak Daehyun będzie dobry w bieganiu - powiedział i zaczął rysować strzałką, która połączyła napisane imiona. I przekreślił ją. - Pani Han jest dobra w matematyce, ale to nie oznacza, że ja będę w niej równie dobry. - Znowu narysował strzałkę i skreślił. - Czy jestem przez to "głupi", Minwoo? Czy po prostu nie mam umiejętności, którą ktoś inny posiada?

Nikt się nie odezwał, a Pan Królik zmazał wszystko.

- Jednym nauka czytania i pisania nowego języka przyjdzie łatwiej, innym trudniej. To zupełnie normalne. A na moich zajęciach nie ma miejsca na wyśmiewanie z tego powodu - powiedział głośno. Zabrzmiało to, jakby był trochę zły, przez co opuściłem głowę. Bałem się. Nie chciałem się już odzywać. Chciałem stąd iść. Do domu. Do taty. Z daleka od głupich śmiechów.

- Wracamy do czytanki, Seungu.

Chcę płakać. Ale nie mogę. Nie tutaj. Będą się jeszcze bardziej śmiać...

- Przejdziemy do zadania czwartego - powiedział nagle pan nauczyciel, a ja od razu usiadłem. Nie mogłem podnieść głowy, bo będę płakał. - Heejin popilnuje klasy. Chodź, Seungu.

Nauczyciel stanął przy mojej ławce i zabrał mnie na korytarz. Zamknął drzwi, a ja nie mogłem już nie płakać. Poczułem łzy na policzkach. To było niesprawiedliwe! Dlaczego się śmiali?! Dlaczego umieją więcej niż ja?! Naprawdę jestem głupi?

Pan nauczyciel poszedł ze mną na ławkę pod oknem i usiedliśmy. Bardzo chciałem wytrzeć łzy, ale nie mogłem, ciągle leciały nowe. Poczułem, jak Pan Królik głaszcze mnie po ramieniu. Jak tata, gdy było mi smutno.

Chcę już do taty...

- Seungu, chcesz ze mną porozmawiać? Czy wolisz pójść do pani Kang? - zapytał. Ale ja nie chciałem rozmawiać z miłą panią, która uczyła nas o emocjach.

Pokręciłem głową i dalej próbowałem wycierać policzki.

- Nie chcę tu być. Chcę do taty... - powiedziałem cicho.

- To chodź, zadzwonimy po tatę - zaproponował. Wstałem z nim od razu i poszedłem grzecznie. Trochę się zdenerwowałem, gdy zaprowadził mnie do pani Kang, ale wyjaśnił, że ona ma telefon i ona zadzwoni po tatę. Bo pan nauczyciel musi wrócić do klasy. Więc pani Kang kazała mi usiąść, dała chusteczki i zadzwoniła do taty. Nie chciałem jej nic mówić, tylko tacie, więc nie mówiłem za dużo, gdy mnie pytała, co się stało.

W końcu pani Kang dała mi telefon i opowiedziałem tacie, co się stało. Poszedłem daleko od pani Kang, by nie słyszała. A tata powiedział, że jestem dzielny i że nauczę się wszystkiego, bo wcale nie jestem głupi. A tata ma rację, więc tak będzie.

Pani Kang kazała mi iść później na lekcje, ale nie chciałem już być na japońskim, więc poszedłem na matematykę i potem czekałem na tatę na świetlicy. Mimo wszystko pan nauczyciel japońskiego był bardzo miły i nie krzyczał na mnie, że nie umiem przeczytać zdań. Bardzo go lubię. Jest tak miły, jak mój tata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top