rozdział 12 | 4676 słów

Jeongguk

Na obecną chwilę moim priorytetem stało się zdrowie Jimina i Seungu. Bo tak jak wspomniałem po naszym drugim ugryzieniu, chciałem, aby zadbali nie tylko o swoje ciała, ale i umysły. A po tylu przejściach i kłodach pod nogami, które życie im prezentowało, naprawdę tego potrzebowali. Na szczęście Jimin bez problemu na to przystał, przyjmując moją pomoc. A oprócz opłacania im terapii, starałem się dorzucać też do rachunków za jedzenie, które przecież również z nimi spożywałem.

Seungu w końcu wrócił do szkoły, a z jego ręki zniknął gips. Codziennie dbałem o to, aby obserwować inne dzieciaki, gdyby znów zechciały mu dokuczać. Choć po postępach, które z nim poczyniłem w czasie jego rekonwalescencji, już nie miały mu jak dogryzać. Seungu powoli dorównywał im poziomem, z dnia na dzień czytając i pisząc coraz płynniej po japońsku. Z matematyki i koreańskiego również szło mu coraz lepiej, dzięki czemu czuł się pewniej na lekcjach, chętniej na nich udzielając.

Nasza relacja z Jiminem wydawała się nadal dość stonowana. Nigdy nie powiedzieliśmy o te kilka słów więcej, w tych intensywniejszych momentach rozmawiając jedynie oczami. To one wyrażały uczucia, które chyba w nas obu się narodziły. Choć możliwe, że żaden z nas tego nie rozumiał i żaden nie był w stu procentach pewny, obawiając się igrania z ogniem. W końcu nie byłem zwykłym człowiekiem, do którego mógłby coś poczuć, proponując związek. I może dlatego obaj się przed tym powstrzymywaliśmy.

Dziś musiałem posiedzieć na zajęciach z licealistami chwilę dłużej. Dlatego w mieszkaniu nie zjawiłem się tak jak zazwyczaj, po 16:00, a dopiero o 19:00. Zakładałem, że na blacie będzie czekać uszykowana dla mnie porcja kolacji. Ewentualnie Jimin jeszcze będzie się kręcił po mieszkaniu i dotrzyma mi towarzystwa przy tym posiłku, możliwe, że tuż po nim proponując pożywienie się jego krwią. Bo w ostatnim czasie zdarzało się nam to częściej. A jednak gdy dotarłem na nasze piętro, oprócz głosu Jimina gdzieś na wspólnej przestrzeni, wyłapałem jeszcze jeden, o dziwo nienależący do Seungu. Nie był to też Min Yoongi, którego prędzej bym się spodziewał, nie zabraniając mu spotykania ze swoim przyjacielem, nawet w moim mieszkaniu.

No proszę, proszę, co za niespodzianka.

Przekroczyłem próg mieszkania, spodziewając się, że nasz gość zapewne wyłapał moje kroki już z korytarza. Zdjąłem tylko buty, zaraz pojawiając się na końcu przedpokoju, stając przodem do Jimina i Hoseoka.

- Jest w końcu nasz gospodarz! Odrobinę naszego ulubionego specyfiku? – zaproponował od razu, unosząc kieliszek z widoczną, ciemną cieczą, którą nawet z takiej odległości mój nos był w stanie wyłapać.

Po co tu przyszedł? Wiedząc, że raczej zastanie tylko Jimina i Seungu?

To nie tak, że mu nie ufałem. Nadal się spotykaliśmy. Zazwyczaj nocami i poza moim mieszkaniem. Hoseok wiedział o Jiminie i Seungu. Wiedział o naszej relacji i moim pożywaniu się krwią Jimina. To nie było żadną tajemnicą. Jedynie te niepewne uczucia pozostały w moim sercu, na razie nie mogąc ich ujawnić.

Powoli skrzyżowałem ręce na torsie. Moje brwi również lekko się zmarszczyły, dołączając do tej nieco niezadowolonej postawy. Nie byłem pewien, czy to z powodu jego przyjścia, czy z siedzenia sobie, jak gdyby nigdy nic z Jiminem przy wyspie kuchennej, popijając jakiś trunek. Bo przecież znałem jego upodobania i hobby. A z wyglądem Jimina byłem pewien, że wpadł Hoseokowi w oko.

- Choć raz ktoś cię tu przypilnował, hyung – stwierdziłem na przywitanie, na razie nie mogąc wyskakiwać ani z oskarżeniami, ani z moimi przemyśleniami. Pokręciłem jedynie głową, uśmiechając się lekko pod nosem, na razie nie mogąc jeszcze do nich dołączyć. Bo miałem inne priorytety po powrocie do domu: - Seungu u siebie? – zapytałem, patrząc na Jimina, którego policzki o dziwo już zdobiły rumieńce. Może to przez jakiś alkohol, który spożył? Nawet jeśli nie widziałem przed nim żadnego kieliszka. A może to wpływ Hoseoka na jego osobę?

- Tak, czyta tę nową książkę o Marsie, którą wczoraj kupił – oznajmił, zdradzając mi przy okazji, na co Seungu przeznaczył kieszonkowe, które od jakiegoś czasu dostawał od Jimina. Oczywiście popierałem ten wybór, ciesząc się, że tak jak inne dzieciaki nie chciał przeznaczyć tego na słodycze lub jakieś gry.

- Mała, zdolna bestia – skomentował Hoseok, który w chwilę przeniósł się po drugi kieliszek, teraz napełniając go winem, ale na razie nie miałem zamiaru się tym zajmować.

Zniknąłem, najpierw przenosząc się do pokoju, aby zostawić moją torbę z materiałami do szkoły. Chciałem jeszcze zajrzeć do Seungu, dlatego tuż po tym udałem się pod jego pokój, pukając do drzwi.

Chłopiec zaraz zaprosił mnie do środka, a kiedy tam zajrzałem, zastałem go leżącego na brzuchu na swoim łóżku, tulącego pluszowego astronautę. W dłoniach trzymał wspomnianą przez Jimina książkę.

- Cześć wujku! – zaraz się ze mną przywitał, na co początkowo odpowiedziałem ciepłym uśmiechem.

- Cześć Seungu. Słyszałem, że wciągnęła cię nowa książka.

- Tak, jest super – zapewnił ze szczęśliwym uśmiechem, który również i na mnie wpłynął naprawdę pozytywnie. - Poczytamy razem? – zaproponował, na co na razie niestety musiałem mu odmówić:

- Mamy gościa, ale jak tylko pójdzie, zajrzę znowu do ciebie, dobrze? Na razie czytaj dalej, skarbie – poprosiłem, oczywiście czując przy tym lekkie wyrzuty sumienia, że zamiast spędzić czas z nim, spędzę go z Hoseokiem. Jednak dla mojego gościa też musiałem znaleźć czas.

- Ok. To zaczekam – oznajmił mały, wracając do czytania swojej książki.

Posłałem mu jeszcze ostatni uśmiech, wycofując się z jego pokoju. A po zamknięciu drzwi śmignąłem na koniec korytarza, dopiero tuż przed salonem zwalniając, wiedząc już, że moje nagłe pojawienia źle wpływają na Jimina i nie chciałem go straszyć.

Nie dosiadałem się do nich od razu. Stanąłem niedaleko, przyglądając się im badawczo. Bo jakie tematy mogli poruszać, kiedy mnie nie było?

- Właśnie rozmawialiśmy o bardzo ważnych kwestiach, jeśli cię to ciekawi – zaczął od razu Hoseok, jakby czytając mi w myślach. A do tej pory nie słyszałem, aby miał taką umiejętność?

Jimin wyglądał przy tym na rozbawionego, a na jego policzkach malowały się jeszcze bardziej wyraźne rumieńce.

No ciekawe...

- Mianowicie - czy wampiry mogą uprawiać seks, skoro technicznie rzecz biorąc, jesteśmy martwi i bez krwi, jeśli się nie pożywimy – wyjaśnił mój przyjaciel, a ja już po pierwszych jego słowach zmarszczyłem znów brwi. - I już miałem zademonstrować twojemu przyjacielowi, że się da...

- Zademonstrować? – powtórzyłem to jedno słowo, nie dowierzając, że w ogóle postanowił się bawić w coś takiego. Zwłaszcza przy jego latach...

Chwilę popatrzyłem po ich dwójce, zastanawiając się nad odpowiednim komentarzem. Jednak w tym wypadku wolałem postawić na ripostę:

- Chcesz się pochwalić hyung, czym co wieczoru raczy się pół Seulu? – zapytałem z lekkim uśmieszkiem, patrząc na niego wymownie, skoro miał tupet wyskakiwać z czymś takim do mojego Jimina.

Hoseok jednak wydawał się tym niewzruszony. Możliwe nawet, że był zadowolony z mojej reakcji i odpowiedzi. Tylko dlaczego?

- Dokładnie. Trzeba dbać o swoje panienki – stwierdził, poklepując się nagle po ramieniu z uznaniem. Co akurat mnie nie dziwiło. - Ale tutaj jest tak smakowity kąsek... Może miałbyś ochotę wyjść kiedyś ze mną na miasto, nieco się rozerwać? – zwrócił się nagle do Jimina, ewidentnie z nim flirtując.

Robił to już wcześniej? Stąd te rumieńce?

Starałem się na to nie reagować. W końcu między nami mogło się rodzić jakieś uczucie, ale nadal nie było ono określone. Więc dlaczego miałbym im cokolwiek zakazywać?

Wyczekiwałem jednak odpowiedzi Jimina. Bo przecież nie znałem jego poglądów na ten temat. Czy chciał się jeszcze z kimś umawiać? Czy chciał się w ogóle umawiać z kimś tej samej płci? Przecież jego ostatni związek był z kobietą, z którą miał Seungu.

- To miłe, ale obawiam się, że jestem już za stary na takie imprezowanie. Wolę pospać – stwierdził jednak, choć brzmiało mi to jak słaba wymówka.

A ze mną byś gdzieś wyszedł, Park Jimin?

- Aigooooo, przecież nie licząc Seungu, jesteś tu najmłodszy. Nie daj się prosić. A jak będziesz grzeczny, to może nawet skończymy imprezę w hotelu i przekonasz się, jak działamy po odrobinie krwi – nalegał dalej Hoseok, co już przestało mi się podobać.

- Hyung, Jimin właśnie ci odmówił. Niech nasz specjalny trunek nie zatruwa ci umysłu i grzecznie odbiera takie sygnały – oznajmiłem, podchodząc bliżej wyspy kuchennej, aby złapać jego kieliszek w dwa palce i powoli przesunąć go z dala od jego dłoni. Nurtował mnie jednak jeszcze jeden wątek, o który postanowiłem dopytać: - A kto w ogóle poruszył taki temat? – Popatrzyłem po nich po zadaniu tego pytania, bo jednak obstawiałem Hoseoka, który uwielbiał takie tematy. Jednak patrząc po reakcji Jimina, który zrobił się cały czerwony, chyba miałem swoją odpowiedź.

- Jakoś tak samo wyszło... – mruknął do tego, co dodatkowo to potwierdziło.

Był ciekawy? Czemu mnie nie zapytał? Wstydził się? A Hoseoka się nie wstydzi?

- No, zaczęło się ogólnie od naszego wampirowania. Czemu mu tak mało opowiedziałeś? Chcesz, by cię przez przypadek zabił, gdy zamienisz się w nietoperza? Miotłą dawno nie dostałeś? – Hobi zaczął sobie żartować, co było jednak naprawdę zabawnym konceptem. Na tyle, abym po krótkim śmiechu postanowił podtrzymać ten żart:

- Przynajmniej o trumnach mu powiedziałem. A na czas przemiany w nietoperza, staram się zamykać w moim pokoju – dodałem, siląc się na poważną minę, choć na moje usta mimo wszystko wkradł się nieproszony uśmieszek, zwłaszcza gdy zerknąłem na przysłuchującego się nam Jimina.

- Och... czyli to dlatego zamykasz pokoje, bo wstydzisz się obrobionej podłogi. – Jimin jednak wiedział, że to wszystko żarty, również się do tego dołączając, co łatwo wywołało mój śmiech. - Mogę to posprzątać – dodał, przez co Hoseok także parsknął śmiechem, w dodatku takim w jego stylu, czyli głośnym i ostentacyjnym.

- Jak od seksu przeszliście nagle do fekaliów? – mruknąłem rozbawiony, w sumie bardziej do siebie, nie dowierzając w ich tematy i żarty, bo w końcu na trzeźwo nie zawsze byłem na tyle wyluzowany i odcięty od moich codziennych przemyśleń, aby tak żartować.

- Nie no, ten chłopak jest niesamowity. – Hoseok jednak nadal skupiał swoją uwagę na Jiminie, patrząc w jego stronę i postanawiając z uporem maniaka drążyć wątek, który prosiłem, aby porzucił: - Jimin, jeśli będziesz miał ochotę na randkę, to zabiorę cię do najlepszej restauracji w mieście. A jeśli nie chcesz ze mną, to znam całą masę fajnych dziewczyn. Na pewno znajdzie się jakaś chętna. Jednak liczę na jakiś trójkąt w zamian.

- Będę pamiętał – skomentował to nadal zarumieniony i rozbawiony Jimin, a ja zacząłem tracić już cierpliwość, moim spojrzeniem wypalając dziury w boku głowy Hoseoka.

Tak. Na pewno robi mi na złość.

Westchnąłem cicho, co raczej nie mogło dotrzeć do uszu Jimina. Jednak do tych Hoseoka oczywiście dotarło, a starszy od razu postanowił to skomentować:

- Nie sycz mi tam za plecami. Dbam, by nam się facet nie zmarnował. Już byś go chciał pić sobie na wyłączność. Ty psie ogrodnika – zaczął marudzić, fukając na mnie i w końcu racząc mnie swoim spojrzeniem, które wydawało się nieco rozbawione, ale i... badawcze?

- Zaraz mogę ci dopiero syknąć. I od kiedy to „nam" się marnuje? – podkreśliłem, bo jednak znał Jimina od maksymalnie godziny, a już rościł sobie do niego jakieś prawo?

- Od dzisiaj, kiedy zostałem nowym kumplem tego słodziaka – wyjaśnił zadowolony z siebie. I choć myślałem, że zaraz da sobie z tym spokój, on nadal to drążył, dodając: - Następnym razem przyniosę zestaw do pobierania krwi i sobie użyczę trochę do wina, ok?

Nie zdążyłem na to zareagować. To Jimin najpierw na mnie popatrzył, jakby chcąc zobaczyć moją reakcję, coś sobie przypomnieć lub potwierdzić, a następnie odpowiedział na pytanie naszego gościa:

- Przepraszam, ale tylko Jeongguk może mnie pić.

- Hoseok, przesadzasz – podkreśliłem znowu, poważnym i nieco niezadowolonym tonem, bo to już nie były niewinne żarty, a nakłanianie Jimina do czegoś, czego sobie nie życzył.

- To tylko trochę krwi do wina – skwitował to Hoseok, ale my tak tego nie odbieraliśmy. W końcu krew Jimina była dla mnie wyjątkowa. A samo pożywianie się nią było naszym prywatnym rytuałem, na który nie zamierzaliśmy nikogo zapraszać.

- Przyszedłeś do mnie? Czy po to, aby dręczyć Jimina? – Mój głos nadal pozostawał spokojny, ale złapałem przy tym za krzesło, na którym siedział Hoseok, aby obrócić go w swoją stronę, zmuszając go do odwrócenia uwagi od Jimina.

W co ty pogrywasz, Hoseok?

- Jimin, zostawisz nas na chwilę, proszę? – zwróciłem się jeszcze do szatyna, który zaraz grzecznie wstał, ukłonił się Hoseokowi, po czym zostawił naszą dwójkę samą.

Poczekałem, aż usłyszę jego kroki ginące za drzwiami pokoju Seungu lub tego należącego do niego. Dopiero po tym skupiłem się na wzroku Hoseoka, który wydawał się zadowolony z całej tej sytuacji.

- Oj, o co się tak wkurzasz? To tylko jedna z wielu ofiar – stwierdził, najwyraźniej inaczej to wszystko traktując.

Nie spodobało mi się takie określenie. Zwłaszcza w stosunku do Jimina, dlatego nie ukrywałem już złości, wpatrując się w niego zapewne czarnymi oczami.

- Dla ciebie. Robisz mi na złość? Chcesz go skrzywdzić? – zacząłem dopytywać, musząc poznać jego motywy, aby dowiedzieć się, czy przypadkiem po tylu latach nie zmienił swojego podejścia do ludzi. Może zaczął ich inaczej traktować, faktycznie mając tylko za ofiary, którymi mógł się pożywiać.

- Dlaczego na złość? Aż tak ci na nim zależy? – wypalił, możliwe, że myśląc, że takie pytanie mnie zmiesza lub zmusi do zmiany tematu? Jednak wiedziałem, co czuję i jak wygląda nasza relacja. Dlatego nie miałem problemu z odpowiedzią na to pytanie.

- Gdyby mi nie zależało, raczej bym go tu nie zapraszał. Jak wspomniał - tylko ja mogę pić jego krew – podkreśliłem, marszcząc brwi, licząc, że to do niego dotrze i da sobie spokój.

Hoseok przez chwilę milczał, a jego wzrok przyglądał się mojej twarzy. Znów mnie analizował, ale poza złością nie był w stanie nic z niej wyczytać.

- A jednak. Ktoś tu skradł to niebijące serce – wyskoczył nagle, zaskakując mnie takim stwierdzeniem.

Choć czy ta uwaga była błędna? Przecież byłem świadomy uczucia, którym go darzyłem. Jedynie nie chciałem, aby ktokolwiek się o nim dowiedział. Nawet mój jedyny przyjaciel.

Potrafiłem kontrolować moją ekspresję. Dlatego nie pokazałem tego po sobie. Zmarszczyłem jedynie brwi, nie odrywając jeszcze przez chwilę wzroku od jego oczu.

- Dochodzisz do dziwnych wniosków, hyung. Obiecałem Seungu, że z nim poczytam. A Jimina już z tobą nie zostawię. Więc uderzaj na miasto trochę wcześniej – oznajmiłem, postanawiając go stąd oddelegować, co było najbezpieczniejszym i jedynym wyjściem z tej sytuacji.

Odsunąłem się trochę, czekając, aż starszy wstanie i uda do wyjścia. On jednak miał mi coś jeszcze do dodania na pożegnanie:

- Odkąd się zakochałeś, nie masz już czasu dla przyjaciela. – Złapał się przy tym dramatycznie za serce, ale na szczęście zaraz po tym dopił zawartość kieliszka, posyłając mi uśmiech i zniknął.

Pokręciłem na niego głową, wzdychając i pozwalając sobie na chwilę wytchnienia, opierając o blat dłońmi i przymykając na chwilę oczy.

Nie powinienem brać tego do siebie. To jego wnioski. A nasza relacja z Jiminem powinna rozwijać się w swoim tempie i czasie.

Pozwoliłem, aby ta myśl zagnieździła się w mojej głowie. I dopiero po tym ruszyłem w stronę pokoju Seungu.

Znów zapukałem, a kiedy usłyszałem dwa zapraszające mnie do środka głosy, otworzyłem drzwi, zastając Jimina i Seungu siedzących na łóżku i patrzących na trzymaną wspólnie książkę.

- Mogę się dołączyć? – zapytałem, licząc, że nadal chcą mojego towarzystwa. Nie musiałem się o to martwić, widząc, jak obaj posyłają mi szczęśliwe uśmiechy na mój widok.

- Tak! Chodź wujku – zaprosił mnie zaraz Seungu, pokazując na miejsce obok.

Poszedłem się tam wcisnąć, jakoś mieszcząc na jego łóżku. Bo choć było ogromne jak na chłopca w jego wieku, to dla naszej trójki mimo wszystko na styk.

- Na czym jesteście? – zainteresowałem się, chcąc dowiedzieć jaki fragment obecnie studiowali. Zerknąłem przy tym również na Jimina, który w końcu stracił trochę kolorów na twarzy, nie będąc aż tak zawstydzony, jak przy Hoseoku.

O czym z nim jeszcze rozmawiałeś, hm? O seksie? Z wampirami? Jesteś ciekawy czy jest to możliwe...? Ze mną...?

- Naukowcy uważają, że na Marsie mogła być woda! – odezwał się zafascynowany książką Seungu, odrywając mnie zarówno od moich myśli, jak i twarzy Jimina, który również zerknął na mnie w ostatniej chwili, zapewne nie rozumiejąc, czemu go obserwuję.

Chłopiec wskazał na jakiś obrazek w książce, a ja chętnie skupiłem uwagę na jego hobby, chcąc się zagłębić w omawiany wątek, dorzucając jakąś ciekawostkę od siebie:

- I była. Teraz występując jedynie w postaci lodu na biegunach – wyjaśniłem, pokazując to na zdjęciu Marsa z książki. - Czytamy dalej? – zaproponowałem, chcąc, tak jak obiecałem, przejąć tę czynność, aby chłopiec mógł skupić się na tekście, oglądając przy tym obrazki i zadając pytania, na które mogliśmy mu z Jiminem odpowiadać.

- Jasne! – zapewnił, poprawiając nieco swoją pozycję na nieco wygodniejszą, opierając się o nasze ramiona.

I tak spędziliśmy razem kolejny miły wieczór, podczas którego czułem się jak część ich rodziny. Co wiedziałem, że jest teraz dla mnie ważniejsze. I przede wszystkim jest tym, czego szukałem od tak wielu lat.


Jimin

Zacząłem lubić soboty. To ten dzień, kiedy mogłem wstać nieco później, wylegując się dłuższą chwilę w ciepłej pościeli. Potem w piżamie robiłem śniadanie dla siebie i Seungu, by zabrać się po tym za sprzątanie. Kiedy udawało mi się ogarnąć wszystkie wyznaczone na dany weekend obowiązki domowe, skupiałem się całkowicie na zabawie z synem, poświęcając mu tyle uwagi, ile chciał. Czasem graliśmy w jakieś gry planszowe, czasem czytaliśmy. Gotowaliśmy razem obiad, potem znów wspólna rozrywka. W tym pięknym wolnym dniu brakowało mi tylko obecności Jeongguka, który musiał prowadzić wykłady dla studentów. Dlatego mimo całej radości wyczekiwałem zachodu słońca, gdy do nas wracał.

Jednak tego poranka moja rutyna została nieco zaburzona przez małą, czerwoną w kratkę kopertę, którą znalazłem na blacie w kuchni. Z początku pomyślałem, że Jeongguk zostawił w niej jakieś pieniądze z listą zakupów, jednak kiedy otworzyłem zaadresowany do mnie tajemniczy list, w środku znalazłem kartkę, pasującą do koperty. Papeteria sama w sobie była piękna, a elegancko kaligrafowane słowa tylko dodawały uroku. Skupiłem się jednak na treści, czując, jak szybko bije mi serce z ekscytacji. Bo przecież to musiało być coś niezwykłego, prawda?

„Nadeszła noc,

A na niebie wzeszło słońce"

I tyle. Przeczytałem to chyba z milion razy i nadal się głowiłem, co to mogło znaczyć.

Bardzo często wieczór i noc to ten czas, gdy możemy spotykać się z Jeonggukiem, będąc już po naszych obowiązkach. "Na niebie wzeszło słońce"... Chyba tak powinienem to rozumieć?

"Lubię wieczory i noce, bo wtedy jesteśmy bliżej siebie"? "Lubię tę część dnia, w której jesteśmy razem"?

Czy za bardzo nadinterpretuję?

Cały dzień głowiłem się nad znaczeniem listu. Przyszły mi do głowy nawet tak absurdalne rzeczy, jak to, że mój uśmiech jest słońcem, a Jeongguk nocą, więc mój uśmiech pojawia się, gdy go widzę. Choć to już poszło za daleko.

Po zjedzonej kolacji siedzieliśmy z Seungu na kanapie, każdy zagłębiony w swojej lekturze. Uczciwie musiałem przyznać, że czytanie średnio mi szło, ponieważ skupiałem myśli na liście i zerkałem na zegarek, czekając na powrót wampira. Niemal idealnie o 20:00 usłyszałem, jak otwierają się drzwi, przez co kąciki moich ust od razu poszły w górę.

Jeon wszedł do salonu, a widząc nas, przywitał się cicho, wyraźnie zbity z pantałyku.

- Cześć Jeongguk - powiedziałem z uśmiechem, szukając dłonią zakładki, która chyba wsunęła się między poduchy na kanapie.

- Hej wujek! - zawołał radośnie Seungu, odrywając wzrok od swojej książki.

- Dobry wieczór, mole książkowe - przywitał się już głośniej, nieco rozbawiony. - Co czytacie? - zapytał, kierując swoje kroki do kuchni, gdzie zaczął wyciągać z reklamówek zakupy.

- Ja historię kuchni japońskiej - przyznałem. W końcu zrobiłem coś dla siebie, wydając trochę wonów, by zakupić tę pozycję i zagłębić się w temat, który od dawna mnie ciekawi. Lubiłem gotować, a kuchnia japońska była moją ulubioną po koreańskiej, więc chętnie poznawałem nieco jej tajników. Było też kilka przepisów, które chciałem wypróbować w najbliższym czasie.

- A ja o kometach! Pomóc ci, wujku? - Seungie od razu odstawił książkę, podbiegając do gospodarza.

- Możesz, kochanie - powiedział spokojnie i zaczął podawać chłopcu rzeczy, które miały trafić do lodówki.

Podniosłem się również z miejsca.

- Podgrzeję ci kolację - zaproponowałem, dołączając do nich. Razem z Seungu zjedliśmy wcześniej, by małego nie bolał brzuch na noc, ale oczywiście porcję miałem przygotowaną dla Jeongguka, nawet jeśli tego nie potrzebował. Widziałem jednak, że chętnie je to, co mu przygotuję. Poza tym musiał zachowywać pozory przy moim synu.

Nie zdążyłem włożyć naczynia do mikrofali, gdy Jeongguk wyciągnął z torby mikrofony do domowego karaoke, wręczając jeden Seungu, a drugi mi.

- Nie chciałeś pójść na karaoke, to karaoke przyszło do ciebie - wyjaśnił dumny z siebie, czym naprawdę mnie zaskoczył.

Aż tak spodobał mu się mój śpiew?

Poczułem, jak moje policzki nabierają rumieńców.

- O woooooow! Będziemy śpiewać?! - zawołał radośnie chłopiec, już próbując odpalić sprzęt.

- Będziemy, ale przede wszystkim posłuchamy, jak twój tata śpiewa - zaznaczył Jeon z uśmiechem. - Rano dodałem odpowiednią aplikację do menu - wytłumaczył, wskazując na telewizor. - Teraz wystarczy połączyć mikrofony z nią i gotowe.

Kiwnąłem głową, choć nadal nie dowierzałem w to, co zrobił. W końcu mogliśmy śpiewać i bez tego. A Jeongguk tak bardzo się starał dla nas, byśmy mieli dodatkową zabawę.

- Woooow. Nigdy nie słyszałem, jak tata śpiewa - poinformował Seungu, na co Jeongguk zdziwiony popatrzył to na niego, to na mnie.

- Nigdy?

Zacząłem się zastanawiać nad tymi słowami.

- Chyba faktycznie nigdy nie śpiewałem przy Seungu - przyznałem, nie przypominając sobie, bym chociażby nucił mu kołysanki. Gdy wziąłem go pod opiekę, wydawało mi się, że już był za duży na takie rzeczy. Choć z perspektywy czasu chyba od początku traktowałem go jak małego dorosłego, którym przecież nie był.

Kolejny raz nieświadomie zrobiłem własnemu synowi małą krzywdę. Teraz zrobię wszystko, by to naprawić i wynagrodzić mu ten ciężki początek.

- To czekamy na prywatny koncert - zapowiedział Jeongguk, wyjmując ostatnie rzeczy z reklamówek. Zostawił je na blacie i zabrał nam mikrofony, by móc je sparować z telewizorem. A w tym czasie ja i Seungu schowaliśmy resztę zakupów na miejsce.

Gdy wszystko było gotowe, mój syn pobiegł na kanapę, gdzie rozsiadł się wygodnie, czekając na rozpoczęcie zabawy. Ja natomiast dostałem do ręki pilota i miałem przeszukać aplikację, w celu wyboru piosenki.

- Może jakieś życzenia? - zapytałem niepewnie, widząc, że baza utworów jest naprawdę bogata - od starych trotów po najnowsze hity, więc ciężko było coś wybrać.

- Zaśpiewaj coś dla Seungu - zaproponował Jeongguk, zajmując miejsce przy najmłodszym.

Włączyłem kategorię "Dla dzieci" i wybrałem piosenkę o liczeniu rybek. Było to całkiem zabawne i musiałem przyznać, że brakowało mi śpiewania. Choć wielkie oczy mojego syna były ciężkie w interpretacji. Czy jednak nie szło mi tak dobrze, jak kiedyś?

Moje wątpliwości zostały jednak rozwiane, gdy utwór się skończył, a Seungu zaczął bić brawo jak szalony.

- Tato, śpiewasz jak idole! - zawołał zachwycony, na co się roześmiałem.

- Naprawdę?

- Tak! Prawda wujku?

- Twój tata śpiewa nawet lepiej niż obecni idole - stwierdził Jeongguk, posyłając mi bardzo zadowolony uśmiech.

- Bo śpiewałem kiedyś w zespole, wiesz? - powiedziałem do Seungu, nieco tym zawstydzony. Bo tego faktu też nigdy mu nie zdradziłem. Nie wiem czemu, chyba jakoś głupio było się do tego przyznać przed własnym dzieckiem. Pewnie za parę lat uzna, że to w ogóle obciach mieć starego, który robił takie rzeczy.

- Serio? Wujku, pokaż na Internecie!

- Seungu, "pokaż"? Czy może "pokażesz, proszę?" - poprawił go od razu, dbając jak zawsze o dobre wychowanie.

Chłopiec natychmiast zrobił słodką minkę, przez którą pozwalaliśmy mu na za dużo. A on doskonale o tym wiedział.

- Wuuuujkuuuuu, ładnie proooooooszę.

Jeon z uśmiechem pogłaskał jego włosy i sięgnął po pilot.

- Tak komunikujemy swoje prośby. Którą piosenkę? - zapytał, gdy przełączył aplikacje w telewizorze i zaczął wpisywać w wyszukiwanie nazwę Red Space.

- Nie mam pojęcia... każda się nada, nie pisaliśmy tekstów do cenzury - powiedziałem spokojnie.

Jeongguk wybrał pierwszy utwór, który się wyświetlił. Było to nagranie z naszego występu, jednej ze spokojniejszych piosenek, która była trochę kołysanką, trochę balladą. Serendipity. Yoongi hyung wiedział, jakie utwory pisać, by pasowały do mojego wokalu.

Seungu zerwał się z kanapy i podbiegł do telewizora, wskazując podekscytowany na ekran.

- To naprawdę tata!

Nieco z nostalgią patrzyłem na siebie na ekranie, trzymającego obiema dłońmi mikrofon. Z przymkniętymi oczami, nieco ciężkim makijażu, który dodawał mojemu wizerunkowi ostrości i ubraniach w stylu rockowca, za którego starałem się uchodzić. Uniosłem mikrofon i choć nie działał teraz bez aplikacji, to tak jak na nagraniu skupiłem się na melodii i po prostu śpiewałem.

Jeongguk podszedł do wpatrującego się we mnie syna i usiadł przy nim na podłodze, obejmując go na wysokości ramienia.

- Mamy naszego prywatnego idola w domu.

- Aha! - Chłopiec bujał się powoli w rytm piosenki. - Tata jest super jak wujek.

- Tata jest chyba nawet fajniejszy. Miał mnóstwo fanek - zauważył, wskazując na publiczność na ekranie, którą uchwyciła kamera.

- Wooooow, ale super!

Też spojrzałem na telewizor. I to był chyba mały błąd, bo akurat pojawiło się zbliżenie na twarze widowni. A wśród nich była Sooyoung.

Patrzyłem na jej uśmiechniętą twarz, kiedy machała prostym, czerwonym lightstickiem. Wiedziałem, że patrzyła na mnie. Zawsze była blisko. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ważna będzie w moim życiu. I kogo po sobie zostawi.

Przeniosłem spojrzenie na Jeona i Seungu.

Sooyoung, zobacz, jak nam syn wyrósł. Jaki jest kochany. Będę o niego zawsze dbał. Za nas dwoje, wiesz, że ci to obiecałem już dawno, prawda?

- A teraz ma dwóch najwierniejszych fanów - powiedział Jeongguk. Podniósł się i sięgnął po moją rękę trzymającą mikrofon, którą uniósł do moich ust. - Publiczność czeka - powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy, po czym wrócił z Seungu na kanapę, a ja wróciłem do śpiewania.

Mój syn próbował dołączyć do utworu, a ponieważ nie znał tekstu, a tym bardziej melodii, w randomowych miejscach wrzucał "lalalala". I jedno musiałem przyznać - głos odziedziczył po swojej matce, która, choć bardzo się starała, niestety nie potrafiła trafiać w nuty... Co było na swój sposób urocze!

Zaśpiewałem jeszcze trzy piosenki, wracając do tej aplikacji parującej się z mikrofonami, po czym oddałem scenę Seungu, który chyba wychodził z założenia, że im głośniej, tym lepiej.

- Sąsiedzi nas znienawidzą - zauważyłem rozbawiony, zajmując miejsce obok Jeongguka.

- Tych u góry nie ma od dwóch tygodni. A na dole wrócili tylko na jeden dzień i znów wyjechali. Poza tym czują tylko niewielkie wibracje, a to raczej nie powinno im przeszkadzać o tej godzinie. Możecie śpiewać, ile chcecie - wyjaśnił rozbawiony, przyglądając się wyczynom Seungu, który postanowił dodać do swojego występu na szybko wymyśloną choreografię.

- Przerażający. Wszystko słyszysz - zauważyłem rozbawiony.

- Wszystko - zgodził się i spojrzał na mnie z uśmiechem.

Też przeniosłem na niego spojrzenie i bardzo starałem się nie myśleć o tym, że pewnie słyszy wszystko, co robię w toalecie. Ej, ale to ludzkie sprawy, nie? A w sypialni też nie robię nic podejrzanego! Chyba że gadam przez sen, ale nad tym nie mam kontroli.

- U mnie jest cicho - powiedziałem spokojnie.

Jeongguk nie przestawał się podejrzanie uśmiechać, więc chyba faktycznie gadałem przez sen jakieś głupoty. Skupił się znów na Seungu, a ja zrobiłem to samo, starając się robić za chórki w niby zespole mojego syna.

Zabawa trwała jeszcze dobre pół godziny, ale w końcu Seungu miał dość. Umył się i poczytaliśmy jeszcze razem przed snem, a kiedy upewniłem się, że zasnął, dołączyłem do Jeongguka, który zabrał się za podgrzanie swojej kolacji.

- Jakież to słońce wschodzi nocą? - zapytałem, siadając przy wyspie kuchennej.

- Słońce? A czy ten wiersz mówi o słońcu? - odparł spokojnie, doskonale wiedząc, do czego nawiązuję.

- Chyba bardziej o nienaturalnych zjawiskach.

- Co moglibyśmy zaliczyć do takiego nienaturalnego zjawiska? - dopytywał, bo chyba włączył mu się tryb nauczyciela.

- Nie bawmy się w ten sposób. Powiedz, proszę, jaka jest intencja tego listu - poprosiłem spokojnie.

- Listy zazwyczaj wymagają odpowiedzi. W takiej samej, pisemnej formie - podpowiedział.

Zamyśliłem się na chwilę, zastanawiając, czy mam coś ładnego, by mu odpisać.

- Poczekaj tu - poleciłem i poszedłem do mojej sypialni. Znalazłem wśród rzeczy notes z czystymi kartkami i wyrwałem jedną. Usiadłem do biurka i przez chwilę się zastanawiałem. Zerknąłem w stronę szafki nocnej, gdzie ukryłem list od Jeongguka. Nie za bardzo potrafiłem być romantyczny, ale starałem się, jak mogłem i w końcu zapisałem zdanie, które przyszło mi do głowy.

"Gdy nadejdzie ranek

Może być za późno na słowa."

Złożyłem kartkę i wróciłem do kuchni, gdzie Jeongguk kończył już jeść swoją porcję bibimbapu. Podałem mu list i usiadłem obok (starszy odsunął mi krzesło, co było bardzo miłe), czekając na jakąś reakcję. Ten jednak przeczytał, odłożył kartkę i wrócił do jedzenia.

- Wołowina? - zapytał, zajadając się. - Bardzo dobre. Jak zawsze. Nie ma czosnku? Bo znowu zamienię się w nietoperza.

Uśmiechnąłem się rozbawiony.

- No patrz, a już myślałem, że nie wyczujesz i się przemienisz - zażartowałem, przyglądając mu.

Nawet z tej perspektywy był przystojny. A sposób, w jaki jadł, miał w sobie coś dostojnego. Nawet nie wiem, kiedy moja dłoń sama do niego wystartowała, a palce przeczesały te nieco przydługie włosy, przenosząc je za jego ucho. Gdy uświadomiłem sobie, co robię, moje policzki zapiekły przez pojawiające się rumieńce.

- Miałeś... jakiś paproch - wymamrotałem, choć wiedziałem, że uzna to za zwykłą wymówkę.

Co mogłem poradzić? Potrzebowałem odpowiedzi. Moje serce jej potrzebowało...

Czy czujesz to samo co ja, Jeon Jeongguk? Czy twoje martwe serce czuje cokolwiek do tak marnego puchu, którym jestem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top