Rozdział 14.
dzień później
Nie potrafiłem wysiedzieć w szkole wiedząc, że Jungkook przebywa w szpitalu. Mój najlepszy przyjaciel spał. Nikt nie był w stanie powiedzieć kiedy się obudzi i czy w ogóle to zrobi. Moje serce krwawiło na myśl, iż to jego ojciec doprowadził syna do takiego stanu. Oczywiście rodzice bruneta zostali poinformowani, ale tylko jego mama odwiedziła go w szpitalu. Nie mogłem wprost uwierzyć, iż jego tata jest takim okrutnym człowiekiem.
Taehyung zaczepił mnie na korytarzu, a ja opowiedziałem mu wszystko. Od samego początku do końca. Musiałem z kimś porozmawiać. Wyrzucić z siebie to wszystko, cały smutek i żal.
- Czy ja dobrze zrozumiałem, Chim? - spytał mnie gdy skończyłem mówić.- Ty...kochasz go?
Spojrzałem w poważne oczy chłopaka, a potem powoli skinąłem głową. Nie miałem siły, aby udawać własne uczucia.
- Ach.- rzucił tylko, a potem poklepał mnie po ramieniu.- Nie martw się zbytnio. Jungkook z tego wyjdzie, na pewno.
Nie odpowiedziałem, pozwalając się poprowadzić Tae na następne lekcje.
***
W szpitalu było okropnie duszno. Gdy przekroczyłem próg miałem ochotę zabrać stąd Jungkooka i tak zwyczajnie z nim uciec. Gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie nas niepokoił.
Chłopak leżał w niedużej sali, pełnej kolorów i świateł. W ten sposób lekarz chciał zapewnić mu w miarę przyzwoity pokój, ale co z tego skoro on się nie budził?
Gdy wszedłem do środka, nikogo nie było. Poczułem skurcz na myśl, iż chłopak jest tutaj zupełnie sam. Tym razem nie miałem zamiaru odpuścić. Postanowiłem zostać tak długo, aż otworzy swoje piękne oczy i na mnie spojrzy.
Usiadłem na krzesełku, plecak kładąc na podłodze. Potem przysunąłem się do łóżka i spojrzałem na nieruchomą twarz Jungkooka.
- Kookie, to ja.- wyszeptałem cicho, chociaż pewnie mnie nie słyszał. - Jestem tutaj, słyszysz? Nie zostawię cię, obiecuję.
Brunet nie poruszył się, a gdy złapałem jego dłoń w swoją i mocno uścisnąłem nie dał znaku, że wie iż to ja. W moim gardle zebrały się gorzkie łzy, jednak nie płakałem.
Wiedziałem, że to wszystko to tylko moja wina. Gdybym go nie zabrał do parku i nie pocałował to może nigdy by do tego nie doszło. Jungkook ciągle by się uśmiechał i ze mną mieszkał. Teraz nic nie mogłem zrobić, aby go zbudzić.
Pielęgniarka weszła do sali, niosąc ze sobą miskę z wodą i gąbkę. Spojrzała na mnie.
- Muszę go umyć, Jiminie.- poprosiła mnie delikatnie.
Uniosłem na nią pusty wzrok, a potem powiedziałem:
- Ja to zrobię.
Zawahała się, dlatego pospiesznie dodałem:
- Proszę, jest moim przyjacielem.
Kobieta uśmiechnęła się słabo, a potem wręczyła mi miskę i zostawiła samego. Przez długą chwilę tylko patrzyłem na swoje dłonie, a następnie namoczyłem gąbkę i zbliżyłem się do twarzy Jungkooka.
- Zaopiekuję się tobą, obiecuję.- szepnąłem cicho, ostrożnie myjąc jego bladą skórę. Nawet się nie poruszył, co mnie bardzo smuciło.
Skupiłem się na zadaniu, przyglądając wychudzonemu ciału chłopaka, co jakiś czas dotykając palcami jego głowy i przeczesując włosy. Wydawał się taki bezbronny, opuszczony.
- Teraz dłonie, dobrze? - uśmiechnąłem się żeby chociaż na chwilę zapomnieć w jakiej sytuacji się znajduję. Umyłem ręce bruneta, jego szyję oraz stopy. Z trudem udało mi się zapanować nad odruchem płaczu.
***
Po wyjściu ze szpitala poszedłem do pobliskiego parku, usiadłem na ławce i zamknąłem oczy. W moich myślach pojawił się obraz nas, siedzących tak blisko siebie. Nie odrywaliśmy od siebie oczu, a gdy nagle go pocałowałem, zamknął oczy i jęknął.
Wstrzymałem oddech, otwierając powieki i patrząc prosto przed siebie. Moje serce bolało niezmiernie gdy powracałem wspomnieniem do naszego zbliżenia. Tak bardzo chciałem ponownie ucałować miękkie usta Jungkooka, poczuć jego dłoń na swoim karku i we włosach. Chciałbym zrobić z nim tyle rzeczy, które w obecnej chwili wydawały się niemożliwe.
Nagle poczułem na swojej twarzy jesienny brązowy liść. Zdjąłem go z policzka i przyjrzałem się uważnie. Pamiętałem szczerą rozmowę z Jungkookiem gdy opowiadał mi, iż jest tak kruchy jak ten oto liść. Wystarczy mocniejszy powiew wiatru żeby go złamać.
Nie wierzyłem w to. Nie dowierzałem gdy twierdził, iż jest słaby i zniknie. Po prostu czułem gdzieś w środku, że jest znacznie silniejszy niż choroba z którą walczy. Ja też postanowiłem się nie poddawać.
Podniosłem się z ławki i zawróciłem do szpitala.
***
Lekarz oznajmił, że trzymanie Jungkooka w szpitalu to tylko strata czasu. Sugerował, żeby zabrać go do domu i zapewnić mu stałą opiekę. Zadrżałem na samą myśl, iż jego ojciec mógłby się nad nim znęcać. Nie mogłem się zgodzić.
- To wykluczone.- zaprotestowałem, patrząc na mężczyznę.- Nie mogę go puścić w takim stanie.
Lekarz przyjrzał mi się uważnie, po czym kontynuował swoją przemowę.
- Nie mogę trzymać Jungkooka skoro jego stan nie zagraża życiu. Narkolepsja to dziwna choroba, Jiminie. - westchnął, nagle wydając się naprawdę zmęczonym.- Będzie lepiej jeśli znajdzie się pod opieką rodziców.
- Ale...- zacząłem, jednak czyjś cichy jęk przerwał moje słowa w pół zdania. Moje serce zadrżało na myśl, iż to był...
- Jungkook! - wykrzyknął zdumiony lekarz, podchodząc do łóżka pacjenta.- Jak to miło, że się obudziłeś.
Powoli odwróciłem się w stronę źródła mojego szczęścia, patrząc na bladą i oszołomioną twarz bruneta. Jungkook ciągle był bardzo senny, ale świadomy. Ulga jaka mnie dopadła była nieprawdopodobna.
- Kookie...- szepnąłem cicho, ale nie zwrócił na mnie uwagi.
Lekarz z uwagą badał chłopaka, a potem spojrzał na mnie.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku.- oznajmił spokojnie.- Można go wypisać.
Przełknąłem ślinę, nagle łapiąc mężczyznę za ramię i wyprowadzając z sali. Musiałem być pewny, że Jungkook trafi w dobre ręce.
***
Moja mama nie była zbyt zadowolona, ale nie mogła przecież wyrzucić mojego chorego przyjaciela.
- Jimin, nie wiem czy to jest dobry...- zaczęła, patrząc na mnie i słaniającego się bruneta. Trzymałem go bardzo mocno, aby tylko się nie przewrócił i nie zasnął.
- Proszę, mamo.- wyrzuciłem z siebie.- Boję się, że jego ojciec naprawdę go skrzywdzi. Widziałaś jaki był gdy tutaj przyszedł.
Kobieta wahała się, ale ostatecznie skinęła głową.
- Dzięki, jesteś najlepsza.- mruknąłem, całując ją przelotnie w policzek.- Zaprowadzę go do łóżka.
- Dobrze, przygotuję lekarstwo.- wymruczała, ale na jej twarzy nie zauważyłem śladów gniewu. Była zbyt wrażliwa na krzywdę innych. Chyba odziedziczyłem to po niej w genach.
Jungkook ledwo dał radę iść o własnych siłach. Udało mi się go zaprowadzić do pokoju, a potem położyć do łóżka. Przykryłem go kołdrą i przysiadłem tuż obok. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Tylko na niego patrzyłem.
- Kookie, tęskniłem za tobą.- wyznałem cicho, dotykając jego policzka.
Jungkook zamknął oczy, nie wypowiadając słowa. Może nie był w stanie nic mówić? Sam nie byłem pewny jak bym się czuł na jego miejscu. Odrzucony przez własnego tatę.
- W końcu do mnie wróciłeś.- szepnąłem, starając się nie płakać. Ostrożnie pochyliłem się i wtuliłem nosem w jego szyję. Była zimna jak całe jego ciało.
Chłopak nie ruszał się, a gdy na niego spojrzałem miał otwarte oczy. Jego wzrok był przesłonięty mgłą, a ja zacząłem się obawiać, że wcale mnie nie dostrzega.
Nie pomyliłem się zupełnie.
***********************************************************************************************
Kiedy chcecie zakończenie tego ff? Tak sobie myślę, że pora już o nim myśleć:(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top