-91-

Jimin POV.

Jadąc z młodszym do tej szkoły, w której był wczoraj zdawało mi się, że już skądś znam tą drogę. Była mi jakoś znajoma. Dopiero, kiedy dojechaliśmy na miejsce otworzyłem szeroko oczy, a gdy tylko zaparkował prędko wyszedłem z auta oglądając budynek.

ㅡ Jimin? Wszystko w porządku? ㅡ Usłyszałem z boku.

ㅡ Ja... chyba znam to miejsce... ㅡ Szepnąłem. ㅡ Ale nie mogę sobie przypomnieć skąd. ㅡ Zamknąłem drzwi od samochodu podchodząc bliżej szkoły.

ㅡ Chim...Muszę spytać. Miałeś, kiedyś jakiś wypadek?

ㅡ Dlaczego pytasz?

ㅡ Nie straciłeś może kiedyś pamięci?

ㅡ No coś ty Kook... Nie pamiętam czy miałem jakiś wypadek. Przecież jakbym stracił pamięć nie pamiętałbym rodziców, prawda?

ㅡ Tak, ale są przypadki, że rodzinę się pamięta, ale reszty nie. Przejdź się po szkole. Może coś sobie przypomnisz. ㅡ Skinąłem głową, a młodszy poszedł w innym kierunku. Ruszyłem przed siebie spacerując po terenie.
Po kilku minutach usiadłem na jednej ławce rozglądając się dookoła. Z dala zauważyłem chłopaka z nauczycielką. Była to starsza kobieta. Gdy tylko podeszli do mnie, starsza zachowała się jakby zauważyła ducha zakrywając usta dłońmi.

ㅡ Dzień dobry. ㅡ Powiedziałem wstając i kłaniając się.

ㅡ Park Jimin?

ㅡ Tak.

ㅡ Ty naprawdę żyjesz.

Uniosłem brew nie rozumiejąc. Spojrzałem na bruneta coraz bardziej się bojąc.

ㅡ Nie rozumiem. Dlaczego miałbym nie żyć?

ㅡ Ty naprawdę nie wiesz... ㅡ Szepnęła zaskoczona.

ㅡ Ale o czym?

*

ㅡ Może mi Pani powiedzieć o co chodzi? ㅡ Spytałem, gdy siedzieliśmy w cichym miejscu na dworze z dala od innych. Przy mnie oczywiście siedział młodszy.

ㅡ No, więc... Jako dziecko chodziłeś tu do szkoły.

ㅡ Nie prawda. Ja..

ㅡ Prawda. Chodziłeś tu aż do czwartej klasy.

ㅡ Dlaczego? Co się stało?

ㅡ Pamiętam ten dzień. Miałam dyżur. Bawiłeś się z innymi dziećmi na dworze. ㅡ Spuściła głowę na swoje dłonie. ㅡ W pewnym momencie wszedłeś na to drzewo z pomocą swoich kolegów. ㅡ Wskazała palcem na drzewo obok, które było ogromne. Dałem radę na to wejść? ㅡ Krzyczałeś i płakałeś, że chcesz zejść. Bałeś się. Kiedy cię zauważyłam chciałam ci pomóc, lecz... poślizgnąłeś się i spadłeś na ziemię. Straciłeś przytomność. Po tym wypadku nie wróciłeś, a twoi rodzice powiedzieli, że nie przeżyłeś. Ale teraz.... Kiedy stoisz tu przede mną.... Wiem, że kłamali, a ty tak naprawdę żyjesz. Przez lata się obwiniałam, nie mogłam spać po nocach.

ㅡ Nie pamiętam tego. ㅡ Spojrzałem na chłopaka. ㅡ A także nic mi nie powiedzieli. Kojarzę to miejsce, ale nie pamiętam nic z nim związanego.

ㅡ Byłeś mały....

ㅡ To nie znaczy, że mi nie mogli powiedzieć. ㅡ Zacisnąłem dłonie w piąstki czując złość.

ㅡ Skarbie spokojnie. ㅡ Powiedział młodszy obejmując mnie ramieniem.

ㅡ Nie. ㅡ Wyrwałem się. ㅡ W tej chwili pojedziemy do moich rodziców.

ㅡ Mam jeszcze coś do załatwienia tutaj... Masz. ㅡ Podał mi kluczyki. ㅡ Tylko przyjedź tu. ㅡ Zaśmiał się.

Szybko je zabrałem biegnąc do samochodu.

***

Wparowałem do domu szukając rodziców, których znalazłem w salonie.

ㅡ Jiminnie! ㅡ Ucieszyła się matka chcąc mnie przytulić, lecz odsunąłem się. ㅡ Co się stało?

ㅡ Czy jako dziecko... Spadłem z drzewa?

Kobieta zamilkła patrząc na męża. Westchnęła skinając głową.

ㅡ Dlaczego mi nie powiedzieliście? Chyba mam prawo wiedzieć. Czemu tego nie pamiętam? Dlaczego już tam nie wróciłem?

ㅡ Stwierdziliśmy, że ta szkoła jest zła dla ciebie. Nie mówiliśmy ci, bo jak sam widzisz nie pamiętasz. Miałeś dziesięć lat. Miałeś uraz głowy, że połowy swojego dzieciństwa nie pamiętasz. Stwierdziliśmy też, że już tam nie wrócisz. Nie pilnowali cię jak należy. Gdyby to robili nie było by tego wszystkiego. Baliśmy się, że cię stracimy, bo był cień szansy, że nie przeżyjesz. Ale na szczęście żyjesz. ㅡ Płakała tak samo jak ja, a ojciec się nawet nie odzywał.

ㅡ To dlaczego powiedzieliście im, że jednak umarłem? ㅡ Odsunąłem się jeszcze bardziej do tyłu.

ㅡ Dla bezpieczeństwa.

ㅡ Dla bezpieczeństwa? Nauczycielka przez lata także cierpiała...

ㅡ Kochanie, słuchaj.. ㅡ Zaczęła.

ㅡ Nie chcę was już słuchać. ㅡ Rozpłakałem się, a następnie wyszedłem z domu.

ㅡ Jimin, poczekaj! ㅡ Krzyknęła. Wsiadłem do samochodu i zanim kobieta mnie zatrzymała ruszyłem w stronę szkoły. Kiedy dotarłem na miejscu natychmiast wysiadłem przytulając młodszego, który siedział na schodach czekając na mnie.

ㅡ Chimmy..

ㅡ To wszystko jest prawdą. ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Jechałeś w takim stanie? ㅡ Spytał zaskoczony. ㅡ Kochanie, nie martw się. Ważne, że wiesz już wszystko.

ㅡ Teraz tak.

Po kilku chwilach usłyszeliśmy dzwonek na przerwę, a na boisko wybiegły dzieci. Gdy tylko zobaczyły Guka przybiegły przytulając go.

ㅡ Znają cię tylko jeden dzień, a już cię kochają. ㅡ Uśmiechnąłem się na ten widok.
Po chwili obok mnie pojawiła się mała dziewczynka. Spojrzałem na nią, a ta na mnie z uroczym uśmiechem, a następnie przytuliła mnie. Zaskoczony oddałem niepewnie gest.

ㅡ Niech nam Pan coś zaśpiewa. Prosimy! ㅡ Mówiły.

ㅡ Dobrze, dobrze. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Jimin, pomożesz mi? ㅡ Spytał spojrzawszy na moją osobę. ㅡ Kochani... To jest Park Jimin. Także chodził do tej szkoły jak wy.

Wszystkie dzieci na mnie spojrzeli. Przywitałem się z nimi uciekając wzrokiem.

ㅡ To Pana chłopak? ㅡ Spytali czym spowodowali śmiech młodszego. Naprawdę czuł się szczęśliwy przy dzieciach.

ㅡ Nie, nie... To mój narzeczony. Zaraz po chłopaku. Również dla mnie ważna osoba. No nic. Śpiewamy?

ㅡ Tak.

***

Po południu wróciliśmy spokojnie do domku nad jeziorem. Tam w końcu mogłem się zrelaksować i pomyśleć.
Usiadłem przed kominkiem z ciepłą herbatą okryty ciepłym kocem.
Byłem sam, ponieważ Kook jeszcze pojechał do wytwórni i po brata.

W salonie robiło się ciemno, a to za sprawą zbliżającej się nocy. Dołożyłem do ognia kładąc się na ziemi i patrząc w zażący się ogień.
Było mi tak przyjemnie i ciepło oraz wyodnie.

Po kilku minutach usłyszałem silnik samochodu i światła, a potem jak do środka ktoś wchodzi i zapala światło.

ㅡ No zgaś to.. ㅡ Jęknąłem.

ㅡ Przepraszam, kochanie. ㅡ Powiedział młodszy ponownie zgaszając. ㅡ Co tak leżysz na podłodze? Chcesz być chory?

ㅡ Tak mi dobrze. Co tak długo?

ㅡ Szukałem z Jung-hyungiem mieszkania jakiegoś. I jedno wpadło mu w oko. Po jutrze pojedziemy go jeszcze raz obejrzeć.

ㅡ A gdzie jest hyung?

ㅡ Zaraz przyjdzie. Jest jeszcze w samochodzie. ㅡ Usiadł zmuszając bym się podniósł i położył głowę na jego udach. Zaczął głaskać mnie po włosach bawiąc się nimi. ㅡ Jak się czujesz?

ㅡ Nawet... Dobrze. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że ukrywali takie coś przede mną. To dlatego nie pamiętam nic z dzieciństwa. Ciekawe jakie ono było...

ㅡ Na pewno cudowne. ㅡ Uśmiechnął się ciepło.

Po chwili do środka wszedł brat młodszego. Przywitał się siadając obok bruneta.

ㅡ Zimne te noce. ㅡ Rzekł grzejąc się.

ㅡ Tak. W końcu marzec...

ㅡ Jungkook, dziękuję ci za pomoc.

ㅡ Nie musisz. ㅡ Zaśmiał się przytulając go. ㅡ Pójdę zrobić herbaty, hm?

Wstał, dlatego musiałem się podnieść.
Siedzieliśmy w ciszy, ale nie w takiej niezręcznej, lecz i tak wolałbym się położyć.

ㅡ Tworzycie idealny związek.

ㅡ Nie istnieją takie. Muszą być kłótnie.

ㅡ Chciałbym spotkać ktoś takiego jak ty. Pokaż ten pierścionek.. ㅡ Powiedział, dlatego podałem mu rękę. Zaczął oglądać go z każdej możliwej strony. ㅡ Jest piękny. Zazdroszczę wam.. Ugh... Ale super mieć takiego szwagra. ㅡ Zaśmiał się czochrając po włosach psując tym moją fryzurę.
Po chwili usłyszeliśmy tłuczenie szkła. Odwróciliśmy się widząc bruneta, jak stoi i patrzy się na nas, a szklanki z gorącym napojem wylądowały na ziemi. ㅡ Jungkook?

Ocknął się zbierając odłamki szkła na tackę. Wstałem chcąc mu pomóc.

ㅡ Poradzę sobie. ㅡ Rzekł łapiąc mnie za nadgarstek patrząc mi w oczy. Wstał idąc do kuchni wracając ze ścierką i miotłą.
Kiedy wszystko posprzątał wrócił do kuchni.

ㅡ Jungkook wszystko w porządku? ㅡ Spytałem podchodząc do niego.

ㅡ Tak. Idź się położyć.

ㅡ Hej, o co chodzi? ㅡ Ponownie spytałem kładąc dłoń na jego barku.

ㅡ Mówię, że o nic. ㅡ Westchnął przytulając mnie. ㅡ Kocham cię. ㅡ Szepnął mi do ucha. Oddałem niepewnie gest.

ㅡ Ja ciebie też kocham, Jungkook. ㅡ Odpowiedziałem szczerze.

ㅡ Już jestem spokojny.. Zrobię jeszcze raz herbaty.

*******************

15.10.20

Hejka kochani!

Jak mija dzionek?
Jak wam się podoba?

Miłego dnia!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top