-73-

Następnego dnia pojechałem do wytwórni, ponieważ prezes mnie wzywał.

Stałem przed drzwiami będąc zestresowanym. Zapukałem, a gdy usłyszałem pozwolenie wszedłem do środka.

ㅡ Dzień dobry. ㅡ Przywitałem się skinieniem głowy.

ㅡ W końcu. ㅡ Mruknął niezadowolony.

ㅡ O co chodzi?

ㅡ Jeszcze pytasz? Przez twoją cholerną operacje musieliśmy odwołać ważne spotkania, a także trasę. Jesteśmy mocno do tyłu.

ㅡ I co z tego?

ㅡ I co z tego?! ㅡ Krzyknął uderzając w stół. ㅡ Straciliśmy wiele dochodów! Wytwórnia nie zarabia.

ㅡ Gdyby nie ta operacja mogłoby się to źle skończyć! ㅡ Warknąłem. ㅡ Wtedy nic byś nie zarobił, a zanim wytrenujesz nowego to minie trochę czasu. Proszę się opamiętać.

ㅡ Masz natychmiast wracać do treningów. ㅡ Fuknął.

ㅡ Nie ma mowy. Lekarz zabronił mi wykonywać tego typu ćwiczenia. Do pełnych sił wrócę możliwe za kilka tygodni.

ㅡ W takim razie jesteś zawieszony. ㅡ Rzekł, a ja spojrzałem na niego zszokowany.

ㅡ Co?

ㅡ Proste. Czyli nie możesz robić nic. Odcinam cię od wszystkiego, dopóki zawieszenia nie zdejmę. Słyszałem, że z mieszkania się wyprowadziłeś. W porządku, czyli masz mniej pracy. Przy okazji zablokuje ci kartę. Dopóki nie przynosisz dochodów wytwórni jesteś bezużyteczny.

ㅡ A-ale... Zawieszenie to trzy lata. Prezesie... Ja kocham muzykę, proszę tego nie robić.

ㅡ Powiedziałem, a teraz wyjdź.

Wściekły, a także zdołowany wyszedłem z gabinetu, a następnie z budynku. Przybity wróciłem do domu, lecz po drodze zadzwonił mój telefon. Zatrzymałem się na poboczu patrząc na wyświetlacz widząc numer mamy.
Niechętnie odebrałem.

ㅡ Co?

Jungkookie.. Proszę przyjedź.
Wiem, że jesteś zły, ale...proszę cię.

ㅡ  Nie ma mowy. Już dosyć pomieszaliście w moim życiu! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Jesteście z siebie zadowoleni? Nienawidzę was. Nie dzwońcie do mnie już nigdy więcej, jasne?!

Skarbie, posłuchaj...

Rozłączyłem się dając upust swoim łzom, zaczynając płakać opierając  głowę na kierownicy.
Jednakże szybko musiałem się uspokoić chcąc wrócić do domu.
Tak też zrobiłem.

Wysiadłem z auta, gdy dotarłem na miejsce. Starszy siedział przed domem czytając jakąś lekturę. Uniósł głowę uśmiechając się do mnie.

ㅡ Cześć, Jungkookie. Jak było? ㅡ Podniósł się chcąc mnie przytulić, lecz ominąłem go wchodząc do środka. ㅡ Guk? Co się stało?

ㅡ Ja.. Zostałem zawieszony.

ㅡ Czyli?

ㅡ Nie mam nic. Pieniędzy, mieszkania co mi z tym idzie na rękę, bo mieszkamy razem. Zero koncertów, tworzenia muzyki...

ㅡ A-ale to chwilowe tak?

ㅡ Nie. Trzy lata. ㅡ Szepnąłem idąc do sypialni. ㅡ Chyba, że prezes mnie odwiesi, ale znając jego... Mogą minąć te trzy lata.

ㅡ Dlaczego tak? Przecież..

ㅡ Bo teraz jestem bezużyteczny, rozumiesz? ㅡ Spojrzałem na niego. ㅡ Nie nadaję się do niczego. Nie mogę nic zrobić po tej operacji.

ㅡ Gukie, nie załamuj się. Wyzdrowiejesz to prezes cię odwiesi.

ㅡ Nie rozumiesz, że zawieszenie to coś okropnego dla piosenkarza, który kocha muzykę jak ja? To tak jakbyś nie mógł żyć. Ale nie zrozumiesz. Nie chodzi o to, że kiedy wyzdrowiejeje to mój szlaban się skończy. Aish... Szkoda gadać. ㅡ Mruknąłem łamanym głosem wychodząc na taras.

Jimin POV.

Patrzyłem zrezygnowany na młodszego, który był zdołowany, a ja nic nie mogłem zrobić. Dlatego podszedłem do niego.

ㅡ Guk..

ㅡ Nie, proszę. Nie podchodź. Wyglądam teraz koszmarnie. ㅡ Płakał  wycierając oczy dłońmi.
Nie słuchając go przytuliłem się do jego pleców. Wybuchł płaczem opierając dłonie na barierce, ale wcale go nie puściłem, ani na chwilę.
W milczeniu staliśmy kilka chwil aż młodszy odwrócił się do mnie przodem przytulając bardziej.

ㅡ Twoja rana uważaj na nią. ㅡ Powiedziałem, lecz nie miałem z tym nic przeciwko. Schowałem twarz w jego zagłębieniu szyi głaszcząc po plecach i głowie. Tym razem to on potrzebował bliskości i wsparcia.

ㅡ Chodź.. ㅡ Szepnąłem odsuwając się i łapiąc jego dłoń opuściłem taras, a potem sypialnię by zejść do salonu. Podszedłem do pianina każąc mu usiąść. ㅡ Zaśpiewamy? ㅡ Spytałem.

ㅡ Nie mam nastroju.

ㅡ Jedną piosenkę. ㅡ Uśmiechnąłem się ciepło kładąc dłoń na jego policzku.

ㅡ Naprawdę nie chcę, Chim. ㅡ Rzekł kładąc dłoń na tej mojej i ją zdejmując. ㅡ Daj mi pobyć samemu. To serio duży cios w moje serce by zabronić mi to co kocham najbardziej. ㅡ Dodał wstając i z powrotem idąc na górę. Odprowadziłem go wzrokiem po czym wstałem idąc na korytarz po drodze biorąc teczkę.
Ubrałem buty wychodząc z domui wsiadając do samochodu. Na szczęście zostawił kluczyki. Odpaliłem silnik ruszając.

Po kilkunastu minutach dotarłem na miejsce. Zdenerwowany wysiadłem wchodząc szybko do budynku i ignorując sekretarkę pojechałem widną na odpowiednie piętro.
Wparowałem do pomieszczenia.

ㅡ Co ty tu robisz? ㅡ Spytał wstając z miejsca.

ㅡ Dlaczego pan zawiesił Jungkooka?

ㅡ Co cię to obchodzi? To nasza sprawa i wytwórni.

ㅡ Tak wiem, ale błagam Pana. Proszę go odwiesić. Niech chociaż śpiewa. Nie musi od razu tańczyć. Prezesie.. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Rozumiem pana zdenerwowanie. Ale niech pan pomyśli... Gdyby nie wykryli Jungkookowi tego tętniaka i by mu kiedyś pękł na jakimś koncercie... Nie byłoby go w tej chwili. Niech pan teraz nie myśli o pieniądzach, reputacji, a zdrowiu Kooka. Miałby Pan go na sumieniu... ㅡ Szepnąłem mając w oczach łzy. Mężczyzna odwrócił wzrok milcząc.

ㅡ Masz rację. ㅡ Powiedział. ㅡ Nie powinienem był na niego krzyczeć.

ㅡ Czyli... Odwiesi Pan go?

ㅡ Powiedz mu, że ma tu przyjechać. Porozmawiamy na spokojnie. ㅡ Rzekł, a mnie zdziwiło to, że zrobił si nagle miły.

ㅡ Dziękuję, bardzo Panu dziękuję. ㅡ Mówiłem kłaniając się. ㅡ Mam.. Jeszcze jedną sprawę. ㅡ Podałem mu teczkę. ㅡ Są to moje piosenki, lecz... Chciałbym, aby to Kook je zaśpiewał i nagrał.

ㅡ Dlaczego nie ty?

ㅡ Um.. No... Dowiedziałem się się, że nie nadaje się na piosenkarza.

Otworzył teczkę sprawdzając teksty.
Obserwowałem jak śledzi wzrokiem linijki. Zacząłem się stresować.

ㅡ Są dobre.

ㅡ Więc niech Jungkook je zaśpiewa. Ja już pójdę. ㅡ Ukłoniłem się chcąc wyjść, lecz zatrzymał mnie.

ㅡ Nie. Nie zaśpiewa, bo chciałbym byś to ty to zrobił.

ㅡ Co?

ㅡ Wiesz... Jungkook zaczynał, gdy miał trzynaście lat. Był taki sam jak ty. Nie miał odwagi, nie miał pewności siebie. Bał się wszystkiego. Lecz teraz widzisz, gdzie dotarł i czego to nauczyło i czego potrzebował by to osiągnąć.

ㅡ Nie rozumiem.

ㅡ Próbuje ci powiedzieć, że nie poddawał się. Nie chciał być tylko piosenkarzem, idolem, który tylko śpiewa. Chciał by jego muzyka czegoś uczyła. Jungkook nigdy nie przestawał dążyć za swoimi marzeniami. Chciał się nauczyć grać na gitarze. Nie wychodziło mu, dlatego chciał to porzucić. Ale teraz potrafi. A czym to zasługa?
Musisz się nauczyć być pewnym siebie i wierzyć, że potrafisz wiele.

ㅡ Czyli... Się nadaje?

ㅡ Tak. Chcę przeprosić również za moje wcześniejsze zachowanie. Nie mam pojęcia co mi było. Przepraszam.

ㅡ Nic się nie stało i dziękuję Panu. Teraz wiele wiem.

ㅡ Proszę. ㅡ Podał mi moje piosenki. ㅡ Chcę żebyś to ty je zaśpiewał, więc poćwicz. Koncert się zbliża.

ㅡ Ale...

ㅡ Wiem. Nie masz kontraktu z nami. Ale nie chcesz?

ㅡ Ja.. Nie mam pojęcia. Proszę dać mi to przemyśleć.

Skinął głową, dlatego bez innych pytań z jego strony wyszedłem z budynku wracając do domu. Tam jak się spodziewałem zaczepił mnie młodszy.

ㅡ Gdzie byłeś?

ㅡ Masz jechać do wytwórni. Prezes tak prosi.

ㅡ Co? Byłeś u niego? Po co? Dlaczego w ogóle? Miałeś tam nie przychodzić.

ㅡ Poszedłem tam w twojej sprawie. Jedź do niego, a się dowiesz. ㅡ Rzuciłem mu kluczyki, których nie złapał, dlatego musiał je podnieść.
Bez słowa ruszyłem w stronę kuchni, lecz złapał mój nadgarstek przyciągając do siebie.

ㅡ Po co? ㅡ Spytał. ㅡ Po co to zrobiłeś?

ㅡ Dla ciebie. Nie mogłem patrzeć na twój smutek, dlatego pojechałem tam.
A teraz jedź tam. ㅡ Odsunąłem się.
Chłopak założył buty i wyszedł.
Uśmiechnąłem się lekko idąc w końcu do tej kuchni.
Zbliżała się pora obiadowa, dlatego wyjąłem potrzebne składniki zaczynając robić jedzenie dla nas dwóch. Jednakże po jakimś czasie usłyszałem dzwonek do drzwi.

*********

14.09.20

Hejka jest ktoś? Bo dawno nie było rozdziałów xD
Jak wam się podoba?

Miłego i gorącego dnia kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top