-70-
Ekhem..70.. Ekhem.
Wytrwamy do 100?
ㅡ Nic ci nie jest? ㅡ Spytałem, kiedy wylądowaliśmy, lecz na szczęście cali.
ㅡ Chyba wszystko dobrze. ㅡ Odparł odpinając spadochron i podnosząc się na równe nogi w czym mu pomogłem.
ㅡ Dziękuję, że mnie ciągle trzymałeś. Co z twoją raną? ㅡ Otworzyłem szeroko oczy podwijając mu koszulkę.
Bandaż był cały we krwi. ㅡ Guk...
ㅡ Spokojnie. W plecaku powinna być mała podręczna apteczka. Zobacz.
Skinąłem głową chwytając bagaż zaczynając szukać. Znalazłwszy czerwoną torebkę w małej kieszące wyjąłem bandaż i kilka plastrów.
Zarządziłem by usiadł i się położył.
ㅡ Szwy trochę puściły... ㅡ Szepnąłem. ㅡ Co teraz?
ㅡ Przylej ten bandaż. Nic mi nie będzie. Naprawdę, kochanie. Tylko mocno uciśnij.
ㅡ Ale Guk... Musisz trafić do szpitala. Muszą...
ㅡ Jimin. Zrób tak jak ci powiedziałem. ㅡ Spojrzał na mnie z powagą. W cholerę zmartwiony i z drżącymi dłońmi zrobiłem tak jak kazał.
ㅡ Już. ㅡ Oznajmiłem po kilku minutach. ㅡ Wstań. ㅡ Pomogłem mu się podnieść. ㅡ Musimy teraz wrócić do domu. Ale, w którą stronę.
ㅡ Z góry widziałem miasto. Musimy iść w tę stronę.
ㅡ Na pewno? ㅡ Dopytałem wyjmując telefon. ㅡ Jedna kreska! ㅡ Krzyknąłem uradowany i nie ruszając urządzeniem napisałem smsa do Tae pisząc mu wszystko i aby wysłał pomoc. ㅡ Nie! ㅡ Krzyknąłem, gdy było brak zasięgu.
ㅡ Uspokój się. Chodźmy w tamtą stronę i może się wyślę. Im bliżej miasta tym większy zasięg.
ㅡ Obyśmy szli w dobrą stronę. ㅡ Westchnąłem.
***
ㅡ Um... No to nie jest Seul. ㅡ Zauważyłem widząc wysoki metalowy płot po kilku godzinnej wędrówce, gdzie trochę się ściemniło. ㅡ Może musimy iść wzdłuż?
ㅡ Chim.. ㅡ Złapał moją dłoń. ㅡ Przepraszam za to wszystko. Nie miałem tego w planach.
ㅡ Nic się nie stało. Chociaż mamy przygodę. ㅡ Uśmiechnąłem się co odwzajemnił. ㅡ O! Idąc żołnierze. Czekaj... Co tu..
ㅡ To jest granica, Jimin. Z Koreą Północną. ㅡ Wyjaśnił, że aż mnie ciarki przeszły.
ㅡ Co? Mówiłem, że idziemy w złym kierunku. ㅡ Powiedziałem. ㅡ Oni muszą nam pomóc.
ㅡ Hej, co wy tu robicie?! ㅡ Krzyknął jeden ze strażników po czym podeszli do nas.
ㅡ My.. My się zgubiliśmy. ㅡ Powiedział Jungkook. ㅡ Nasz helikopter miał wypadek. Musieliśmy skakać. Chcemy wrócić tylko do domu..
ㅡ I.. I.. On jest ranny. ㅡ Odezwałem się. ㅡ Nie dawno miał operację i...
ㅡ Dobrze pomożemy wam. ㅡ Rzekł żołnierz wzdychając. ㅡ Idźcie w tamtą stronę. Prosto, nie oddalajcie się od płotu. Na końcu jest nasza baza. Stamtąd zawiozą was do domu.
ㅡ Dziękujemy. ㅡ Ukłoniłem się, a młodszy tylko skinął głową.
Ruszyliśmy w tą stronę, w którą pokazali nam strażnicy.
Złapałem rękę chłopaka, kiedy byliśmy już kilka metrów od mężczyzn.
ㅡ Robi się coraz ciemno. ㅡ Spojrzałem na niego. ㅡ Od razu jak wrócimy idziesz do szpitala, jasne?
W ogóle... Coś się dzieje?
ㅡ Dlaczego pytasz?
ㅡ Mało rozmowny jesteś. Zazwyczaj to ja jestem cicho. Co jest Gukie? Powiedz. Boli cię?
ㅡ Cholernie. ㅡ Zatrzymał się opierając o płot. ㅡ Zróbmy przerwę..
ㅡ Jungkook na pewno wszystko w porządku? Jungkook... Nie odpływaj mi tutaj! ㅡ Powiedziałem trzymając go by nie upadł. Przez tyle czasu się trzymał, a gdy się przyznał... Musiał stracić przytomność. ㅡ Cholera. Jesteś za ciężki.
Do bazy był jeszcze spory kawałek.
Jak miałem go tam zabrać?
Odwróciłem się na pięcie biegnąc w drogę powrotną. Kiedy zauważyłem żołnierzy pobiegłem do nich wyjaśniając zaistniałą sytuację. Od razu zrozumieli biegnąc do młodszego.
ㅡ Nie uniosę go. ㅡ Przyznałem. ㅡ Dlaczego on..
ㅡ Pewno na skutek tego, że jest ranny tak jak Pan powiedział. Gdzie dokładnie?
ㅡ Brzuchu.
Podnieśli bluzkę sprawdzając ranę.
Poprawili bandaż dodając nowy, który mieli w kieszeniach munduru pewno na wszelki wypadek.
ㅡ Dobra, chłopak musi naprawdę trafić do szpitala inaczej wda się zakażenie, a potem nie ma zmiłuj.
W oczach miałem łzy.
Mężczyźni podnieśli go, ówcześnie ostrzegając inny patrol. Poszliśmy w stronę bazy, do której dotarliśmy po kilku minutach z powodu szybkiego tempa.
Tam rozmawiali z kimś kilka chwil po czym rozkazali wsiąść do jednego auta. Ruszyliśmy. Cały czas trzymałem dłoń młodszego, a drugą jego policzek.
ㅡ Wytrzymaj, Guk. ㅡ Mówiłem.
***
ㅡ Dziękujemy. Naprawdę bardzo dziękujemy. ㅡ Kłaniałem się żołnierzom, gdy narzeczonego zabrali do szpitala. Ci się uśmiechnęli.
ㅡ Naszym obowiązkiem jest chronienie obywateli. Naprawdę nie ma problemu. Do widzenia i zdrowia życzymy. ㅡ Powiedział i odjechali.
Wbiegłem do środka szukając młodszego, lecz po chwili usłyszałem dzwonek telefonu. Odebrałem widząc numer Tae.
Jimin! Nareszcie! Gdzie wy jesteście?!
ㅡ Spokojnie Tae. Już jesteśmy bezpieczni. Jesteśmy w szpitalu i...
Co?! Dlaczego?! Mów!
ㅡ Tae. Daj mi powiedzieć.
Wyjaśniłem ci wszystko w wiadomości. Przeczytaj jeszcze raz. Zaraz ci adres wyślę i proszę przyjedź.
Teraz muszę kończyć. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się stojąc przed salą, w której był brunet i lekarze.
Jednakże czułem na sobie wzrok. Odwróciłem się rozglądając po korytarzu. Niektórzy na mnie spoglądali. Nawet dostrzegłem, że robią zdjęcia.
Wystraszyłem się. Nie wiedziałem co robić. Co jeśli zaraz wszyscy będą o tym widzieć. Takie to są skutki sławy. Ani chwili spokoju. Nawet w szpitalu.
Niepewnie wróciłem wzrokiem za szybę do młodszego.
ㅡ Gukie.. ㅡ Szepnąłem zagryzając dolną wargę.
Po kilkunastu minutach usłyszałem hałas. Spojrzałem w bok widząc dziennikarzy, którzy byli powstrzymywani przez ochronę.
Cofnąłem się kilka kroków do tyłu nie widząc co zrobić.
Dopóki mnie nie zauważyli wszedłem do sali młodszego zamykając na klucz i zasłaniając okno roletą. Teraz czułem się bezpiecznie. Usiadłem przy młodszym.
ㅡ Jungkook.. Dziennikarze przyszli. Teraz wiedzą, że tu jesteś. Ja.. Ja się boję. Boże. ㅡ Szepnąłem opierając głowę na jego ręce szlochając. Za dużo wrażeń. Nie spałem dwadzieścia cztery godziny. Byłem wyczerpany, lecz nie mogłem teraz spać.
Po chwili dostałem powiadomienie. Przyjaciel już tu był. Napisałem mu numer sali i żeby był ostrożny.
Po kilku kolejnych chwilach usłyszałem pukanie. Wstałem otwierając drzwi i szybko wpuszczając chłopaka, który od razu mnie przytulił.
ㅡ Więcej mnie tak nie strasz. Jesteś cały? ㅡ Spytał.
ㅡ Tak.
ㅡ A Jungkook?
ㅡ Jest nie przytomny, chyba że udaje. ㅡ Mruknąłem nie wiedząc czego się spodziewać od tego faceta.
I rzeczywiście. Młodszy po chwili uchylił oczy lekko się uśmiechając.
ㅡ Idiota. Nie mogłeś wcześniej? ㅡ Przytuliłem go cmokając w usta.
ㅡ Wytłumacz mi to jeszcze raz. Jaki helikopter i no..
Wywróciłem oczyma opowadając mu całą historię. Był zszokowany. Nie dziwię się.
**************
08.09.20
Hejka kochani.
Jak u was?
Podoba się?
Miłej nocy!! 💖💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top