2.70
Koncert w Paryżu zbliżał się wielkimi krokami. Nim się obejrzałem został jeden dzień. Do tej pory z Jiminem się nie pogodziliśmy. Większość czasu się unikamy, mało rozmawiamy, a nie wspominając o tym, że wynajął osobny pokój tuż obok byle tylko ze mną nie spać. A mówią, że to miasto miłości. Gówno prawda.
ㅡ Od początku! ㅡ Krzyknął prowadzący. ㅡ W ogóle nie ma w tym uczucia. Przestańcie być tacy sztywni. Co jest z wami? ㅡ Spytał podchodząc do naszej dwójki. ㅡ Ogarnijcie się. Chcecie zepsuć koncert swoimi sprzeczkami? Nie jesteście już dziećmi. Jak można nie rozmawiać ze sobą od kilku dni? ㅡ Zdziwił się. ㅡ Nieważne. Nie wtrącam się. ㅡ Westchnął odchodząc. Sam to także zrobiłem idąc do garderoby. Usiadłem na kanapie wzdychając. Brakowało mi Chima. Byłem zbyt ostry, ale on także zawinił. To chyba pierwsza taka poważna kłótnia między nami.
Spojrzałem w stronę drzwi, które się otworzyły, a do środka wjechał starszy. Jak zawsze z poważnym wyrazem twarzy. Podjechał do umywalki szukając kosmetyków.
ㅡ Są w szufladzie. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Nie potrzebuje twojej pomocy. ㅡ Warknął otwierając szufladę wyjmując pudełko.
ㅡ Jimin...
ㅡ Co? Teraz chcesz przeprosić? Zapomnij. Skoro już chcesz wiedzieć powiem ci. Rozmyślałem nad tym. I nie ukrywam trudno mi będzie dzielić się tobą ze Sung, dlatego po powrocie chce rozwodu. ㅡ Powiedział to tak gładko.
ㅡ C-co? ㅡ Siedziałem zszokowany nie mogąc w to uwierzyć. ㅡ To była tylko kłótnia Jimin.. nie musisz już zakładać, że musimy się rozwodzić.
ㅡ Myślisz, że chodzi o tą kłótnie? Nie tylko i sam to dobrze wiesz.
ㅡ Ale ja nie chcę cię stracić. Powiedziałem za dużo, ale nie dlatego by wziąć z tobą rozwód. Jimin.... ㅡ Podszedłem do niego odwracając w swoją stronę. ㅡ Nie rób mi tego, błagam cię. Sam mówiłeś, że mnie nie zostawisz. Jeszcze nie spróbowałeś zaakceptować Sung, a już się poddajesz. To nie fair... ㅡ Szepnąłem załamany.
ㅡ Nie fair? Słyszysz się?
ㅡ Jimin... ㅡ Po moim policzku spływały słone łzy. ㅡ Kocham cię. Nie chce rozwodu. Wiem, że nie chcesz w naszej rodzinie Sung.... Ale.... błagam cię... ㅡ Usiadłem na kanapie chowając twarz w dłoniach i tak po prostu się rozpłakałem.
ㅡ Guk... ㅡ Zaczął kładąc dłonie na mych policzkach zmuszając bym spojrzał mu w oczy. ㅡ Wiem, że to trudne. Ale to by było najlepsze rozwiązanie. Też cię kocham Jungkookie, ale... Sam powiedziałeś, że się ciągle kłócimy i to o Sung. Może było między nami dobrze, ale tylko na kilka dni.
ㅡ Wiesz, że ona jest owocem mojego poświęcenia? Uratowałem cię. Nie była ona planowana. Nie moja wina, że....
ㅡ A ja ci będę wciąż tłumaczył, że nie musiałeś mnie przecież ratować. Guk zrozum, że nie umiem być ojcem, a co dopiero dzielić się tobą. Nie umiem tak.
ㅡ Dobrze, ale nie zabierajmy rozwodu. Jimin proszę cię. Pójdziemy na terapię...
ㅡ Jungkook...
ㅡ Nie zależy ci już na naszym małżeństwie? Naprawdę już się poddałeś? Mnie też jest trudno samemu wychowywać dziecko. Przepraszam za tamto... Za wszystko cię przepraszam. ㅡ Wyszlochałem. Starszy milczał.
ㅡ Dam nam ostatnią szansę. ㅡ Odparł odsuwając się ze spuszczoną głową. ㅡ Guk nie płacz już. ㅡ Poprosił przytulając mnie.
ㅡ Dziękuję Chim. ㅡ Szepnąłem.
***
Po tamtej rozmowie wróciliśmy do swoich zajęć, lecz ja nie mogłem się skupić mając w głowie słowa starszego i jego propozycję, że chce rozwodu. To mną naprawdę poruszyło. Ale co miałem zrobić? Wyprzeć się własnego dziecka by być z Jiminem? Kochałem ich oboje, ale te przesłanki już mnie po prostu męczyły.
ㅡ Muszę ich do siebie przekonać. ㅡ Szepnąłem siedząc w swoim pokoju w kącie. Upiłem łyk alkoholu czując jak przyjemnie podrażnia moje gardło. ㅡ Dlaczego nic się nie układa? Cholerna Tae-won. Przeklinam cię i z całego serca nienawidzę. Zniszczyłaś mi życie... ㅡ Rozpłakałem się biorąc kolejny duży łyk trunku. ㅡ Nienawidzę cię. Nienawidzę siebie. ㅡ Wyszlochałem. Podskoczyłem lekko, słysząc pukanie do drzwi. Zamilkłem ignorując przybyłą osobę, która nie dawała za wygraną, wołając moje imię z czego wywnioskowałem, że był to Chim, ale nie dałem się. Po jakimś czasie sobie poszedł z czego byłem zadowolony. Zaśmiałem się lekko dopijając alkohol do końca, a potem otwierając kolejną butelkę.
Jimin POV.
ㅡ Widziałeś Jungkooka? ㅡ Spytałem zaczepiając naszego menadżera.
ㅡ Może poszedł do pokoju.
ㅡ Byłem. Nie ma go tam. ㅡ Westchnąłem. Zaczynało mi się to nie podobać. Wiedziałem, że wieść o rozwodzie go dobije. Sam nie chciałem się z nim rozstawać, ale nie widziałem innego wyjścia, a zanim całkowicie zaakceptuję Sung minie dużo czasu. ㅡ Martwię się. Pomożesz mi go szukać?
ㅡ Jasne. ㅡ Uśmiechnął się zachodząc mój wózek od tyłu i ruszając ze mną do przodu. ㅡ Dlaczego zniknął?
ㅡ Bo.... Za dużo by mówić.
ㅡ Nie zmuszam. Może pojedziemy zobaczyć na stadion? Może zaczął próby?
ㅡ Świetna myśl.
Jungkook POV.
Chwiejnym krokiem wstałem z podłogi, gdy opróżniłem trzecią butelkę alkoholu. Byłem bardzo pijany, a świat wokół mnie wirował. Oparłem się o ścianę szukając jakiejś asekuracji by się nie przewrócić. Ruszyłem do przodu potykając się o własne nogi upadając na podłogę.
ㅡ Mam dosyć! ㅡ Krzyknąłem zalewając się łzami i skulając się w kłębek. ㅡ Dosyć... ㅡ Szepnąłem. Po kilku minutach zebrałem w sobie siły podnosząc się do siadu. Chwyciłem butelkę roztrzaskując ją o szafkę nocną na kilkanaście kawałków, który jeden z nich wziąłem do ręki przybliżając do nadgarstka. Zrobiłem mocną, głęboką ranę. Warknąłem czując ból, lecz na szczęście nie tak duży dzięki procentami we krwi. Powtórzyłem tę czynność jeszcze kilka razy. Zakrwawiony odłamek rzuciłem w kąt pokoju. Oddychałem ciężko, a przed oczyma pojawiły się mroczki, ale uśmiechnąłem się szeroko. Byłem z siebie dumny, mimo że skrzywdziłem własne ciało. Oparłem głowę o ścianę uśmiechając się jak głupi do sera. Tylko czekać.
*******************
05.05.22
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłej nocy kochani 🥰 Dobranoc ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top