2.55
Siedziałem w sali młodszego obserwując jak spokojnie spał. Było późno w nocy, światło latarni na ulicy padało przez okno sali dodając nutkę upiorności, lecz na swój sposób bezpieczeństwa. Głuchą ciszę przerywała maszyna ukazująca linie życia. Co jakiś czas spoglądałem na drzwi, za którymi ktoś przechodził. Czuwałem. Nie mogłem spać, mimo że na zewnątrz była ochrona i pilnowała chłopaka.
ㅡ Zaśniesz w końcu? ㅡ Usłyszałem szept. Natychmiast spojrzałem na najważniejszą mi osobę.
ㅡ Jungkookie. Dlaczego nie śpisz? ㅡ Spytałem przysuwając się do niego bliżej i łapiąc jego dłoń, którą ucałowałem.
ㅡ Mogę cię zapytać o to samo? Miałem zły sen.
ㅡ A jaki?
ㅡ Nie pamiętam już. ㅡ Zaśmiał się delikatnie. ㅡ Więc teraz ty odpowiesz mi na pytanie?
ㅡ Nie mogę spać. Tak po prostu. Ciągle boję się, że ta wariatka wejdzie do środka i cię skrzywdzi.
ㅡ Kochanie nie musisz się bać. Tam czuwa policja. Jesteśmy bezpieczni.
ㅡ Wiem, ale i tak nie mogę. Jungkookie..
ㅡ Hm? ㅡ Spytał mocniej ściskając moją dłoń.
ㅡ Brakowało mi ciebie. Tak cholernie mi cię brakowało. ㅡ Szepnąłem łamanym głosem.
ㅡ Skarbie spokojnie. ㅡ Podniósł się przytulając moją osobę. ㅡ Nie mam zamiaru was zostawiać. Jesteście dla mnie wszystkim co potrzebne do szczęścia. ㅡ Oznajmił. ㅡ Połóż się obok mnie. ㅡ Poprosił odsuwając się.
ㅡ Będzie ci niewygodnie. Musisz się wyspać by mieć siłę. ㅡ Westchnąłem, lecz zaraz pisnąłem gdy złapał mnie za rękę przyciągając do siebie. ㅡ Kookie...
ㅡ Masz leżeć ze mną, bo tego chce. Dobrze?
ㅡ W porządku. ㅡ Odparłem poprawiając swoją pozycję i wtulając się w bok mężczyzny. ㅡ Kocham cię króliczku.
ㅡ Ja ciebie też kocham skarbie. ㅡ Szepnął muskając moje czoło. ㅡ Dobranoc.
Następnego dnia musiałem wrócić do domu i przywieźć trochę rzeczy młodszego. Pomachałem policjantom, którzy siedzieli kilka metrów dalej w samochodzie wchodząc do środka wołając swoją mamę, która opiekowała się Sung wraz z ojcem by nic się złego nie stało.
ㅡ Cześć kochanie. Jak z Jungkookiem?
ㅡ Już dużo lepiej. Jest z nim Jihyung. Chociaż trochę porozmawiają.
ㅡ Cieszę się. Przeszedł list do Kooka. ㅡ Powiedziała podając mi kopertę. ㅡ Z Sądu.
ㅡ Co? ㅡ Spytałem zaskoczony otwierając papier i wyjmując list zaczynając czytać. ㅡ To wezwanie do Sądu. Tae chcę walczyć o Sung. Za miesiąc rozprawa.
ㅡ Guk musi o tym wiedzieć. ㅡ Stwierdził mężczyzna. ㅡ To jego córka i musi walczyć o nią.
ㅡ Ale... To go załamie. Nie powiem mu o tym teraz. Nie, kiedy jest w szpitalu.
ㅡ Powiesz mu w odpowiednim momencie. Ale najlepiej by było gdyby poszedł już teraz do prawnika. By miał więcej czasu, aby znaleźć wszystkie paragrafy na tą kobietę, a lista jest długa.
ㅡ Masz rację tato. Gdzie Sung?
ㅡ Odrabia lekcje, bo obiecałam jej deser. ㅡ Zaśmiała się. Skinąłem głową idąc na górę do naszej sypialni. Spakowałem parę rzeczy młodszego do ciemnej torby, a następnie zszedłem na parter.
ㅡ Nie będę jej przeszkadzał. Przyjadę wieczorem, dobrze? Dziękuję za waszą pomoc. ㅡ Przytuliłem rodziców całując ich w policzki.
ㅡ Nie musisz skarbie. To nasza wnuczka. A my chętnie pomożemy. Idź już. Jungkook pewnie się niecierpliwi.
ㅡ Tak. Do zobaczenia. ㅡ Rzuciłem wychodząc z domu i jadąc do szpitala.
***
ㅡ Jestem! ㅡ Zawołałem przekraczając próg pokoju.
ㅡ Nareszcie. Co mi przywiozłeś?
ㅡ Ubrania.
ㅡ A czekoladę?
ㅡ Nie możesz jeść teraz nic słodkiego. Tłumaczyłem ci to. Lekarz zabronił.
ㅡ Aigoo ja chcę coś słodkiego. ㅡ Oburzył się. ㅡ Cukier mi spadł. Zdycham.. ㅡ Powiedział by po chwili udając, że jest trupem.
ㅡ Mam batonika. Chcesz? ㅡ Rzekł brat wyjmując z kieszeni produkt. Posłałem mu wrogi wzrok.
ㅡ Teraz mi o nim mówisz? Daj. ㅡ Uśmiechnął się szeroko wyciągając rękę do mężczyzny. Podszedłem do niego łapiąc za nią.
ㅡ Nie możesz słodkiego. ㅡ Fuknąłem.
ㅡ Ale nie moja wina, że mam na nie ochotę. ㅡ Zrobił uroczą mimikę twarzy. Jak bym widział Sung. Wykapany ojciec. ㅡ No Jiminne... Proszę.
ㅡ Bo pójdę po lekarza. ㅡ Zagroziłem. Wywrócił oczyma obrażony i patrząc w sufit. ㅡ Nic mu nie dawaj. ㅡ Rzuciłem do brata, który się zaśmiał.
ㅡ W porządku. ㅡ Odparł. Westchnąłem podchodząc do szafki wkładając do niej rzeczy męża. Po chwili usłyszałem szelest. Spojrzałem w bok widząc jak młodszy otwiera batonika i szybko go zjada czując mój wzrok.
ㅡ Hyung! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Jak dziecko.... ㅡ Mruknąłem.
ㅡ Jestem tylko człowiekiem, który potrzebował cukru. Nie moja wina. Chcesz gryza? ㅡ Spytał z pełną buzią.
ㅡ Nie. ㅡ Odparłem chowając pustą torbę na inną półkę.
ㅡ Ja już pójdę. ㅡ Powiedział brat. ㅡ Muszę coś załatwić.
ㅡ Hyung czekaj. ㅡ Poprosił młodszy. ㅡ Wiesz może gdzie jest Jung-hyung? Dlaczego mnie nie odwiedza? Nie odbiera nawet telefonów.... Chciałbym z nim porozmawiać o tym co się stało. Wiesz coś? ㅡ Spytał. Starszy spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. ㅡ O co chodzi?
ㅡ Idź. Dam radę. ㅡ Posłałem uśmiech bratu, a ten skinął głową wychodząc z pokoju.
ㅡ Co się dzieje?
ㅡ Opowiem ci co się stało. Po waszej kłótni, gdy odjechałeś Jung-hyung powiedział mi, że.... Nawet jak będę z tobą i tak będzie mnie kochał.
ㅡ Co?
ㅡ Daj dokończyć. Potem... Chciał mnie wykorzystać, ale szybko uciekłem.
ㅡ Jak on mógł? ㅡ Szepnął, a ciśnienie młodszego na monitorze mocno podskoczyło w górę. ㅡ Nie wiedziałem, że jest do tego zdolny..
ㅡ Jungkook spokojnie. Sprawa załatwiona.
ㅡ Mógł cię skrzywdzić. Nie potrzebnie cię zostawiłem. Znowu zjebałem sprawę. Przeze mnie prawie skrzywdzono cię drugi raz. Znowu cię nie obroniłem! ㅡ Krzyknął zdenerwowany.
ㅡ Kook musisz się uspokoić. To nie twoja wina.
ㅡ A czyja? To ja cię z nim zostawiłem. To przeze mnie.... ㅡ Rozpłakał się chowając twarz w dłoniach.
ㅡ Kochanie nieprawda. ㅡ Usiadłem obok niego i przytulając. ㅡ Do niczego nie doszło, więc to nie twoja wina.
ㅡ Gdzie on teraz jest? ㅡ Szepnął.
ㅡ Gdzieś wyjechał. Tak mi mówił Jihyung. Ale... ㅡ Zawahałem się. ㅡ Jest jeszcze jedna sprawa. ㅡ Dodałem wstając i wyjmując z kieszeni list zaraz mu podając. ㅡ To... To wezwanie do Sądu. Tae chcę walczyć o Sung.
ㅡ Że co proszę? Nie ma mowy, że wygra. Kurwa jebany szpital. ㅡ Warknął uderzając w łóżko. ㅡ Nie dam jej wygrać. Nie dam.
ㅡ Będę z tobą Gukie. Nie martw się.
ㅡ Tyle się dzieje, a ja tu tak bezczynnie leżę. Powinienem działać. I to już. Chim jedź do najlepszego prawnika. Niech tu przyjedzie. Porozmawiam z nim.
ㅡ Zrobię jak mówisz, ale pod warunkiem, że się uspokoisz. ㅡ Powiedziałem wtulając się w niego i chowając twarz w jego zagłębieniu szyi.
ㅡ Dobrze już... ㅡ Odparł głaszcząc mnie po głowie.
*************************
10.02.22
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia kochani 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top