2.34
Chodziłem z jednego kąta korytarza do drugiego czekając aż lekarze wyjdą z sali starszego. Na szczęście nie miał dużych obrażeń by operować, jedynie miał wstrząs mózgu, kilka zadrapań oraz zwichnięty nadgarstek.
To wszystko jest moja wina. Jak ja mogłem mu to zrobić?
Usiadłem pod ścianą płacząc i chowając twarz w dłoniach.
ㅡ Masz. ㅡ Usłyszałem głos brata. Uniosłem głowę odbierając od niego kubek kawy. ㅡ Wyjdzie z tego, Guk.
ㅡ To przeze mnie tutaj trafił. On mi tego nie wybaczy.
ㅡ Wybaczy Jungkook. Kocha cię. To nie było specjalnie. Nie chciałeś, bo myślałeś, że się odsunie.
ㅡ Ale... To nie znaczy, że przeze mnie mógł zginąć. Mógł umrzeć! Jestem do bani.
ㅡ Kook. ㅡ Usiadł obok mnie obejmując ramieniem. ㅡ To naprawdę nie twoja wina.
ㅡ Jak nie? A przez kogo tu wylądował? Sam sobie to zrobił?
ㅡ Ja wiem, Guk....
ㅡ Nie wiesz nic. ㅡ Powiedziałem wstając z podłogi, a następnie kierując się w stronę wyjścia z budynku.
Wróciłem taksówką do domu, gdzie czekała na mnie córka wraz z mamą Jimina. Wszedłem do środka rozbierając się i idąc do kuchni, w której były kobiety.
ㅡ Jak z nim?
ㅡ Czekamy aż się wybudzi. Możesz jechać do szpitala. Zostanę z Sung.
ㅡ To chyba nie jest dobry pomysł Jungkook.
ㅡ Dlaczego? Nie ufasz mi?
ㅡ Ufam skarbie, ale po prostu boję się o ciebie. ㅡ Położyła dłoń na moim barku.
ㅡ Niepotrzebnie. ㅡ Mruknąłem. ㅡ Możesz jechać mamo. Dziękuję za opiekę nad Sung.
ㅡ Zostanę. I nie chcę słyszeć sprzeciwu. Zrobiłam obiad. Siadaj i jedz. ㅡ Poprosiła posyłając smutne spojrzenie.
ㅡ Nie mam ochoty. Przepraszam. Pójdę do siebie.
Poszedłem na górę zamykając się w sypialni, a następnie położyłem się na łóżku patrząc na krajobraz zza oknem. Zacząłem płakać z poczucia wielkiej winy i bólu w sercu. Moja ukochana osoba leży przeze mnie w szpitalu, nieprzytomna. Jak ja mu spojrzę w oczy? Może lepiej będzie jak wcale nie będę mu się pokazywać?
W pokoju przesiedziałem cały dzień, a na dworze zrobiło się ciemno. Nie miałem ochoty wychodzić ani z nikim rozmawiać. Po co się zmuszać?
ㅡ Jungkook?
ㅡ Mamo idź stąd proszę cię.
ㅡ Pójdę, dobrze. Ale wiedz, że Jimin się obudził.
Zamilkłem. Muszę jechać? Co jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
ㅡ Jedźcie beze mnie. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Kochanie on cię teraz potrzebuje. Naprawdę. ㅡ Mówiła przejętym głosem. Wiedziałem, że coś się dzieje. ㅡ Jungkook proszę.
ㅡ Po co? Nie mam prawa go odwiedzać po tym co mu zrobiłem! Nie mam prawa być jego mężem. ㅡ Wybuchłem płaczem.
ㅡ Jimin cię bardzo kocha. W dodatku wyszedł z tego bez szwanku. Jungkook posłuchaj. Nigdy nie widziałam Jimina tak szczęśliwego i to w dodatku przy tobie. Tamto było zwykłym wypadkiem. Otwórz proszę cię drzwi i jedź z nami do szpitala. Musisz go uspokoić, ponieważ lekarze nie dają rady. Bądź silny Guk.
Wziąłem głęboki oddech wstając z łóżka i niepewnie otwierając drzwi. Kobieta od razu mnie przytuliła, dlaczego oddałem gest.
ㅡ Dziękuję. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Jedźmy już. ㅡ Odsunąłem się schodząc na parter widząc swoją już ubraną ciepło córkę. Przytuliłem ją całując w czoło, a następnie wyszliśmy wsiadając do samochodu kobiety.
Po parunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Niepewnie opuściłem auto łapiąc dłoń dziewczynki i wchodząc do środka.
ㅡ A co się konkretnie dzieje?
ㅡ Zobaczysz. Niby to nic strasznego, ale i tak musisz być.
ㅡ Czyli okłamałaś mnie, że nie mogą go uspokoić?
ㅡ Inaczej bym cię tutaj nie zaciągnęła kochanie. Oj już przestań się dąsać. Chodźmy.
Wywróciłem oczyma wiedząc, że nie wygram. Weszliśmy na odpowiednie piętro, a następnie zatrzymaliśmy się przed drzwiami, lecz nie miałem odwagi wejść do środka.
ㅡ To nie ma sensu. Wracamy do domu.
ㅡ Jungkook przestań. Nie poddawaj się tak szybko. Jimin chcę cię zobaczyć. Proszę. Jesteś naprawdę silnym mężczyzną. Dasz radę. Śmiało. Sung chodź kupimy kawę i gorącą czekoladę. ㅡ Powiedziała do młodszej łapiąc jej dłoń, ale zanim poszły czekały dopóki ja nie wejdę do środka. Wziąłem kilka głębokich wdechów i z drżącymi dłońmi wszedłem do środka. Leżał na łóżku patrząc w okno i płakał. Ale dlaczego?
ㅡ Jimin? ㅡ Spytałem cicho, podchodząc bliżej.
ㅡ Jungkook. Przyszedłeś. ㅡ Powiedział wstając z łóżka i przytulając mnie. Sam się rozpłakałem oddając gest. ㅡ Gdzie byłeś? Bałem się, że coś sobie zrobiłeś.
ㅡ To nie jest ważne. Jimin przepraszam cię. Nie chciałem ci tego zrobić. Przepraszam. ㅡ Wybuchłem płaczem bardziej się w niego wtulając.
ㅡ Spokojnie króliczku. Nic mi nie jest. Zagoi się raz dwa. Ważne, że tutaj jesteś.
ㅡ Mylisz się. Nie powinno mnie wcale tutaj być. Nie powinieneś się o mnie martwić. Nie-....
ㅡ Cicho. To nieprawda. Bardzo mi cię brakowało. Popełniłem błąd. Przeze mnie to się stało. Przepraszam cię Guk. Kocham cię.
ㅡ To nie twoja wina. I też cię bardzo mocno kocham Jimin. Powinieneś leżeć. Połóż się.
ㅡ Nic mi nie jest. Mogę nawet biegać. ㅡ Zaśmiał się nie puszczając mnie nawet na milimetr. Milczałem patrząc pusto w ścianę. ㅡ Gukie daj już spokój. Nic się takiego nie stało.
ㅡ Ja nie dam rady... ㅡ Odsunąłem się. ㅡ To zbyt wiele. Każdy miał rację, a ja nie słuchałem. Jestem dla was zagrożeniem! ㅡ Uniosłem się i wybiegłem z pokoju słysząc za sobą krzyki starszego. Opuściłem szpital biegnąc przed siebie byle Jimin i Sung byli bezpieczni. Jak najdalej. Tam, gdzie nie ma nikogo.
ㅡ Jungkook stój! ㅡ Usłyszałem głos męża. Nie rozmyślałem długo, dlaczego opuścił szpital i dlaczego teraz za mną biegnie. Chciałem jak najszybciej znaleźć jakąś kryjówkę. Ale co jeśli coś mu się stanie? A ja będę już daleko stąd? Kto mu udzieli pomocy? Zatrzymałem się oddychając ciężko. ㅡ Kookie. Kochanie. ㅡ Sapał stojąc przede mną łapiąc moje policzki.
ㅡ Lepiej zostaw mnie w spokoju Jimin i wracaj do szpitala. Zaopiekuj się Sung. Żyjcie lepiej. Beze mnie. Tak będzie najlepiej.
ㅡ Nie, nie będzie. Nie pozwolę ci nas opuścić.
ㅡ Mam w dupie tą obietnicę. Nie daje rady Chim.
ㅡ To dlaczego ze mną o tym nie porozmawiasz? Dlaczego od razu uciekasz? Pomogę ci we wszystkim Kookie. Potrzebuję cię. Tak bardzo jak Sung ojca. Nie zastąpię go jej. Bo nie jestem tobą Guk.
ㅡ Byłbyś lepszym ojcem ode mnie.
ㅡ Jesteś cudownym tatą Jungkook. Ona cię bardzo kocha. A ty jesteś moim cudownym mężem. I nie pozwolę ci odejść bez mojej zgody, jasne? ㅡ Spytał opierając nasze czoła o siebie. Milczałem, ale na odpowiedź pocałowałem to w usta przytulając. Jednakże czując jaki był lodowaty, natychmiast zdjąłem swoją bluzę zakładając ją mu na barkach. ㅡ Dziękuję.
ㅡ Wróćmy do szpitala. Wskakuj. ㅡ Rzekłem kucając przed nim tyłem. Po chwili poczułem lekki ciężar. Podniosłem się poprawiając starszego na plecach i ruszając w stronę budynku.
ㅡ Kocham cię Kookie. ㅡ Szepnął mi do ucha.
ㅡ Ja ciebie też Jimin.
ㅡ Powiedz to tak jak ja. ㅡ Rzekł. Uśmiechnąłem się lekko skądś znając ten tekst.
ㅡ Kocham cię Jimin. Przepraszam za wszystko.
ㅡ Nie musisz. Pomogę ci wyjść z tego. Tym razem nie będziemy stać w miejscu.
ㅡ Co masz na myśli? Mam iść do psychologa?
ㅡ Też, ale nie tylko. Mówią sport jest najlepszy na złe myśli. Może zapiszemy się na siłownię? Hm? Co ty na to?
ㅡ Niech będzie.
ㅡ Hej...trochę więcej entuzjazmu. Będzie fajnie. Zobaczysz.
*********************
19.10.21.
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia kochani
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top