2.20

Wziąłem głęboki wdech pukając w ciemnobrązowe drzwi.

ㅡ Jungkook? To ja Jimin. Proszę otwórz drzwi. ㅡ Mówiłem opierając czoło o drewno. Modliłem się by tym razem posłuchał. ㅡ Kookie otwórz.

Co tu robisz? Nie powinno cię tu być.

Powinienem być właśnie tutaj. Przy tobie. Proszę otwórz. Porozmawiamy. Gukie martwię się o ciebie. Otwórz. Chcę cię przytulić. ㅡ Mówiłem delikatnie, mając z każdą chwilą łzy. Co jeśli w tym momencie coś sobie robi, a ja nie mogę pomóc?

Po tym chłopak zamilkł i pojawiła się cisza. Nie wiedziałem czy mam czekać czy próbować wejść do środka.

ㅡ Jungkook? Odezwij się. ㅡ Poprosiłem pukając. ㅡ Jungkook!

Idź stąd! Jestem dla was zagrożeniem. Nie chcę już was krzywdzić. Musicie być bezpieczni.

Guk nie zapominaj, że jesteś moim mężem. Dla Sung ojcem. Nie możemy stracić tak ważnej dla nas osoby. Potrzebujemy cię, a ty nas. Błagam otwórz. Nie pozwolę byś sobie coś zrobił.

To i tak nie ma znaczenia.... Co jeśli  kiedyś was uderzę? Nie wybaczyłbym sobie tego.

Nigdy to się nie stanie. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Otwórz.

ㅡ Nie.

Westchnąłem ścierając łzy z policzków, a następnie spojrzałem na młodszą. Ukucnąłem przed nią łapiąc jej dłonie.

ㅡ Musisz mi pomóc, kochanie. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Proszę. Nie bądź już zła na tatę, dobrze? Kochasz go, tak?

ㅡ Tak. ㅡ Spuściła głowę chyba zdając sobie sprawę co się teraz dzieje.

ㅡ Więc mu to powiedz. Powiedz jak bardzo go kochasz. On też cię kocha. Jesteś dla niego całym światem. ㅡ Mówiłem cicho. Dziewczynka skinęła głową, a po chwilowym namyśle  zapukała w drzwi.

ㅡ Tato? Otworzysz drzwi? ㅡ Spytała. ㅡ Nie jestem już na ciebie zła.

ㅡ Sung wracaj do domu.

Młodsza spojrzała na mnie, dlatego dałem jej znak by kontynuowała, lecz ta wahała się.

ㅡ Jesteś bardzo dzielna. Nie bój się. Mów dalej, a ja pójdę po jednego Pana. ㅡ Powiedziałem.

ㅡ Nigdzie nie pójdę tato! ㅡ Krzyknęła, dlatego spokojnie pobiegłem do ochrony. Pożyczyłem od nich zapasowy klucz i wróciłem do młodszej. Gdy tylko wróciłem nie było żadnych zmian.

ㅡ Odsuń się Sung. ㅡ Poprosiłem odkluczając drzwi. Natychmiast wszedłem do środka szukając wzrokiem młodszego, który był skulony w kącie za kanapą i płakał. ㅡ Jungkook.

ㅡ Wyjdź. Wyjdź i zostaw mnie. ㅡ Mówił będąc cały roztrzęsiony. Nie myśląc, podszedłem i go przytuliłem.

ㅡ Nie posłucham cię. ㅡ Odparłem głaszcząc go po głowie. ㅡ Kocham cię Jungkookie. Nie zostawię cię. Nawet nie każ mi wyjść, bo tego nie zrobię.

ㅡ Mogę was skrzywdzić. Tego bym nie przeżył.

ㅡ Nigdy tego nie zrobisz. Jesteś taki, bo ciebie bardzo mocno skrzywdzono. To ja powinienem być tym winnym, ponieważ zrobiłeś to dla mnie i teraz cierpisz z tego powodu. Przepraszam za to z całego serca.

ㅡ W niczym nie zawiniłeś. To ja ją zaprosiłem do swojego życia. To ja się z nią przyjaźniłem. To moi rodzice chcieli ją zeswatać ze mną. Ty nigdzie nie popełniłeś błędu. ㅡ Stwierdził nie patrząc mi w tym w oczy. ㅡ Nic nie zrobiłeś. ㅡ Wyszlochał przytulając mnie bardziej.

ㅡ Nie płacz. Jesteś bardzo silny, Gukie.

ㅡ Z której strony? Teraz jestem beksą i idiotą, który użala się nad sobą.

ㅡ Nie jesteś. Jesteś silnyw moich oczach. Nie tylko w moich. ㅡ Spojrzałem na młodszą, która chowała się za futryną obserwując nas z ukrycia. ㅡ Chodź. ㅡ Poprosiłem, a dziewczynka weszła do środka. ㅡ Dla Sung także jesteś silnym mężczyzną. ㅡ Dodałem odsuwając się.

ㅡ Kocham cię tato. ㅡ Powiedziała przytulając mężczyznę.

ㅡ Tak bardzo cię przepraszam córeczko. Przepraszam. Kocham cię. ㅡ Powtarzał nie chcąc jej puścić. Uśmiechnąłem się lekko na ten widok chcąc następnie zostawić ich samych, lecz młodszy szybko złapał mnie za nadgarstek. ㅡ Nie uciekaj. Chodź. ㅡ Poprosił. Usiadłem obok niego wtulając się w męża który objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło  każdego z nas. ㅡ Jesteście dla mnie wszystkim. ㅡ Powiedział.

ㅡ A ty dla nas. ㅡ Odparłem chowając twarz w jego zagłębieniu szyi. ㅡ Nie strasz już nas w taki sposób. Baliśmy się o ciebie.

ㅡ Przepraszam.

ㅡ Ale jesteś cały, prawda?

ㅡ Tak. Spokojnie nic sobie nie z robiłem. Nie zdążyłem. ㅡ Zaśmiał się przez co się oburzyłem. Jak może z tego tak żartować?

ㅡ Nie mogę Ci pozwolić się krzywdzić, słyszysz? ㅡ Mruknąłem odsuwając się od młodszego i wstając na równe nogi.

ㅡ Jimin nie przy niej. ㅡ Upomniał pokazując na wystraszoną dziewczynkę. Wyszedłem na korytarz, a widząc jedną kobietę ze stuffu poprosiłem ją by na moment zajęła się młodszą. Zgodziła się, dlatego zabrała ją w jakieś miejsce. Wróciłem do męża zamykając za sobą drzwi. ㅡ Hej... Nie martw się, proszę. Jiminnie... Znaczy kochanie. ㅡ Szybko się poprawił wstając z miejsca.

ㅡ Nie musisz tak do mnie mówić, jeśli nie chcesz. ㅡ Stwierdziłem siadając na kanapie.

ㅡ Muszę. Przepraszam.. ㅡ Spuścił głowę. Podniosłem się podchodząc do niego bliżej.

ㅡ Nie musisz. ㅡ Odparłem kładąc dłoń na jego policzku. ㅡ To nie jest najważniejsze w życiu. Ważne jest zdrowie i miłość.

ㅡ Kocham cię. ㅡ Wyznał kładąc dłoń na tej mojej, którą trzymałem na jego policzku.

ㅡ Ja ciebie też kocham. ㅡ Uśmiechnąłem się.

ㅡ Chcę cię zaprosić na kolację. Dzisiaj o dwudziestej.

ㅡ Chętnie pójdę. Wyrobię się, ale... Pójdę jak mnie pocałujesz. ㅡ Rzekłem robiąc usta w dziubek. Po chwili poczułem wargi młodszego na tych swoich. Zarzuciłem ręce za jego kark przyciągając go bliżej siebie. Chłopak pogłębił gest trzymając mnie mocno w pasie. ㅡ Teraz pójdę. ㅡ Oznajmiłem po oderwaniu się.

ㅡ Dobrze, ale nie przerywaj. ㅡ Poprosił ponownie wpijając mi się w usta. Czułem gorąco, które rozlewało się po moim ciele, dlatego pociągnąłem męża na kanapę kładąc się na niej. Młodszy zawisł nade mną nie przestając całować. ㅡ Teraz nie możemy skarbie. ㅡ Szepnął mi do ucha. ㅡ Musimy iść. ㅡ Podniósł się poprawiając koszulkę.

ㅡ Dokończymy w domu? ㅡ Spytałem.

ㅡ Zobaczymy. ㅡ Powiedział wymijająco. Już się nie odezwałem będąc zawiedzionym. Nie pamiętam, kiedy to robiliśmy w ostatnim czasie. Albo mieliśmy treningi, albo byliśmy wykończeni.

***


Nastał wieczór. Stałem przed szafą nie wiedząc co założyć. Guk nie mówił dokąd idziemy, więc miałem mętlik w głowie. Wywróciłem oczyma wybierając garnitur.

ㅡ Gotowy?

ㅡ Żartujesz sobie? Dopiero zaczynam. ㅡ Mruknąłem kładąc strój na łóżku.

ㅡ Zakładasz garnitur?

ㅡ Nie wiem, gdzie idziemy.

ㅡ Załóż coś pospolitego. Nie idziemy do eleganckiej restauracji, bo wiem, że nienawidzisz graniaków. ㅡ Stwierdził obejmując mnie od tyłu.

ㅡ Dobrze, że mówisz. ㅡ Odetchnąłem z ulgą wyjmując z szafy inny zestaw ubrań. ㅡ Ten będzie idealny. Poczekaj jakąś małą godznikę i będę gotowy.

ㅡ Godzinę? Spóźnimy się. Masz dwadzieścia minut. ㅡ Zarządził wychodząc z pokoju. Westchnąłem biorąc się do pracy.

Po kilkunastu minutach byłem gotowy. Radosny zszedłem na dół widząc zniecierpliwionego chłopaka.

ㅡ Już? ㅡ Spytał.

ㅡ Owszem. Możemy jechać.

ㅡ W końcu. ㅡ Mruknął zabierając kluczyki z haczyka. ㅡ Ah bym zapomniał. ㅡ Dodał odwracając się w moją stronę i całując w usta. ㅡ Pięknie wyglądasz. ㅡ Szepnął mi do ucha, a po chwili wychodząc z domu. Zarumieniłem się idąc za nim. Wsiedliśmy do samochodu ruszając.

*********************

23.07.21

Hejka

Jak wam się podoba?

Miłego dnia skarby

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top