-102-

Była noc.
A ja zamiast spać, leżałem na łóżku po naszym jakoby udanym stosunku. Zamiast spać płakałem obserwując śpiącą twarz blondyna, który marszczył uroczo nosek tuląc się do mojego boku. Płakałem, ponieważ ponownie uderzyły we mnie problemy, a także przez to, że czułem, że Chim na początku się waha, zmusza.
Gdy szloch się nasilał delikatnie wyswobodziłem się z uścisku starszego podając mu poduszkę, w którą się wtulił. Wyszedłem po cichu z pokoju schodząc na dół. Z wieszaka zdjąłem bluzę, następnie wychodząc z domu. Poszedłem na most, na którym  usiadłem. Wybuchłem płaczem patrząc na księżyc. Nie było zbyt ciepło, ale tak było lepiej niż bym musiał obudzić chłopaka.

Na dworze siedziałem dosyć długo, a uświadomił mnie o tym wschód Słońca.
Wstałem z mostu wracając do domu widząc na zegarku piątą rano. Wiedziałem, że nie zasnę już, dlatego poszedłem do kuchni robiąc śniadanie dla nas obu.

Po niespełna kilkunastu minutach poczułem oplatające mnie ramiona.

ㅡ Ale jesteś zimny. ㅡ Skomentował. ㅡ Przeziębiłeś się?

ㅡ Nie. Wszystko w porządku.

Odwrócił mnie w swoją stronę kładąc dłoń na mym policzku.

ㅡ Cały jesteś lodowaty i masz spuchnięte oczy. Gukie czy...

ㅡ Zrobiłem śniadanie. Zjedz, a ja pójdę się wykąpać. ㅡ Powiedziałem idąc na górę zamykając się w łazience.
Zabrałem długi gorący prysznic, a zaraz po nim ubrałem się w świeże ciuchy wracając do starszego.

ㅡ Jungkookie? Co się dzieje? ㅡ Spytał zagradzając mi drogę.

ㅡ Nic się nie dzieje, skarbie. Wszystko dobrze.

ㅡ Wczoraj było cudownie, a teraz.... Jesteś przybity.

ㅡ Kochanie. Teraz jest jeszcze lepiej. Kocham cię bardzo mocno.

ㅡ Ale na pewno?

ㅡ Tak. Jadłeś?

ㅡ Czekałem na ciebie. ㅡ Uśmiechnął się lekko prowadząc do salonu, gdzie czekało na nas uszykowane śniadanie i upragniona kawa. Usiedliśmy na kanapie. ㅡ Jedz. ㅡ Zachęcił.

***

Czas przeleciał bardzo szybko, aż w końcu nadeszło po południe.
Jimin tańczył na sali, gdzie ja w tym czasie siedziałem w swoim studio patrząc na przybytą wiadomość od Tae-won.

Dzisiaj idę do ginekologa.
O 17:00
Chciałabym, abyś ze mną poszedł
Mam nadzieję, że się zgodzisz.
Nie chcesz zobaczyć swojego dziecka?

Nigdzie z tobą nie pójdę.
Mam dużo na głowie.
Przestań mnie dobijać..

Oh, czyli nie chcesz być wzorowym ojcem?
Pomyśl jak się urodzi... Spyta, gdzie jest tata?

Nie, Tae. Mylisz się.
Gdy ono się urodzi... Ty w tym czasie będziesz gniła we więzieniu. Zobaczysz będę walczył o nie niż miałby być z taką psychopatką jak ty.

Ani mi się śni.
Nie oddam ci mojego dziecka.
Ono jest moje, rozumiesz?
Jesteś nic nie warty, Jungkook, bo wiesz co? Tak łatwo cię do czegoś zmusić. Jesteś naiwny tak jak ten twój Jiminek.
Obaj jesteście siebie warci.
Weźcie się zabijecie, albo coś.

Zablokowałem telefon drżącymi dłońmi, chowając twarz w dłoniach.

Ona miała rację. Byłem bardzo naiwny i głupi. Ale wiem, że będę walczył o swojego syna, bądź córkę.
Po kilku chwilach usłyszałem pukanie do drzwi.

ㅡ Wyjdź stąd. ㅡ Powiedziałem nie patrząc na gościa.

ㅡ Jungkook.. ㅡ Usłyszałem głos brata.

ㅡ Proszę cię, hyung. Wyjdź stąd. ㅡ Uniosłem lekko głos uderzając w blat. Byłem roztrzęsiony i zbyt zdenerwowany. Nie chciałem z nikim rozmawiać.
Słyszałem jedynie zamykanie drzwi. Zacząłem płakać z wielkich emocji, które kłębiły się wewnątrz mnie.

ㅡ Króliczku.. ㅡ Szepnął starszy, który wszedł do środka po jakimś czasie.

ㅡ Mówiłem, że macie wyjść. Czego nie rozumiecie?

ㅡ Ale co się dzieje? ㅡ Spytał kładąc dłoń na mym ramieniu.

ㅡ Nic, nic, nic... ㅡ Powtarzałem bijąc w stół. ㅡ Dajcie mi święty spokój! ㅡ Krzyknąłem i wstając chaotycznie z krzesła, które upadło na ziemię wybiegłem z pomieszczenia, a następnie olewając widnę, schodami opuściłem budynek. Jak najszybciej wsiadłem do samochodu odjeżdżając z piskiem opon.

Pojechałem do jakiegoś spokojnego miejsca za miastem. Telefon cały czas wibrował, dlatego go wyłączyłem. Zatrzymałem się na poboczu na jakieś pustej drodze, gdzie nie było żadnego innego samochodu, ani żywej duszy.
Byłem świadomy tego, że prawdopodobnie robię dużo problemów innym i zawracam głowę plus sprawiam, że się martwią, ale... Czy naprawdę nie mogłem mieć chwili dla siebie? Męczyły pytania jak się czuje, czy na każdym kroku zawsze ktoś był. Ani chwili wytchnienia. 

Wyszedłem z auta opierając się o jego maskę patrząc w dal widząc jedynie drogę i drzewa oraz czyste niebo.

Westchnąłem otwierając drzwi od strony pasażera wyjmując ze schowka paczkę tabletek oraz puszkę alkoholu.
Z powrotem oparłem się o maszynę patrząc na to z westchnieniem.

"Wszystko jeszcze się ułoży"

Te słowa starszego odtwarzały się w mojej głowie jak taśma. Westchnąłem ciężko kolejny raz chowając wszystko na tył samochodu, do którego wsiadłem i ruszyłem wracając do wytwórni.

Wparowałem do środka, gdzie wszyscy byli zdenerwowani chodząc w tę i we tę. Pewno przeze mnie.
Ominąłem ich krocząc na salę treningową.

ㅡ Jungkook. ㅡ Powiedział brat, lecz jego także ominąłem, a gdy tylko znalazłem odpowiednią osobę, która z mojej winy płakała, przytuliłem ją sam mając w oczach łzy.

ㅡ Przepraszam, Jiminnie.. ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Gdzie byłeś? N-nic ci nie jest? Nigdy więcej tak nie rób, jasne?! ㅡ Uniósł głos uderzając mnie w klatkę wybuchając płaczem jeszcze bardziej.

ㅡ Przepraszam. ㅡ Powtórzyłem. ㅡ Ja  po prostu... Chciałem być sam. Nie chciałem krzyczeć, ani...

ㅡ Dobrze. Przestraszyłeś nie tylko mnie, ale także swojego brata i prezesa. ㅡ Wskazał. Odwróciłem się widząc dwóch mężczyzn, a także... Swojego psychologa. ㅡ Pójdziesz z nimi.

ㅡ Nie chcę. ㅡ Szepnąłem przytulając starszego nie chcąc go puścić.

ㅡ Hej, przecież tutaj będę. Poczekam.

ㅡ Nie. ㅡ Powiedziałem. ㅡ Chodź ze mną. Inaczej nie pójdę.

ㅡ Ale, Kookie..

ㅡ Chodź Jimin też. ㅡ Odpowiedział prezes. ㅡ Nie będziemy czekać wieczność..

Uśmiechnąłem się łapiąc dłoń starszego podchodząc do kobiety. Razem z nią poszliśmy do odpowiedniego miejsca, gdzie mogłem z nią w spokoju porozmawiać.

Po godzinie wyszliśmy z pomieszczenia. Cieszyłem się, że starszy był razem ze mną i wspierał. Pani psycholog stwierdziła, że spotkania będzie robiła teraz codziennie. Niechętnie się zgodziłem, co zmusił mnie do tego chłopak.

ㅡ Muszę?

ㅡ Musisz Guk.. To dla twojego dobra. I nie słuchaj Tae-won. Wiesz, że ona taka jest. Jest nienormalna. Nie czytaj jej wiadomości.

ㅡ Może... Powinienem pojechać z nią do tego ginekologa?

ㅡ A naprawdę chcesz?

ㅡ Pół na pół. Wole z tobą zostać. W końcu za dwa dni koncert. Trzeba się uszykować. Wiesz...może zostanę. Potrenujmy.

ㅡ Na pewno?

ㅡ Tak. Chodźmy.

ㅡ Boję się o ciebie. ㅡ Wyznał łapać mój nadgarstek.

ㅡ Nie musisz. ㅡ Objąłem go ramieniem idąc na salę.

******************

02.10.20

Jezz czy tylko ja mam w końcu opuścić ten chory kraj?

Jak wam się podoba?

Kolorowych snów i miłego poniedziałku, kochani!

Kocham was! 💖💖💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top