Rozdział 3: ,,Aloes"
Z bólem w sercu brunet przyglądał się nogom swojej ukochanej. Na jej stopach pojawiło się kilka pęcherzy, a skóra była mocno zaczerwieniona. Musiał jakoś zareagować, coś zrobić. Cokolwiek.
Po upewnieniu się, że Brie nadal smacznie śpi, Harry opuścił jej niewielki pokoik. Od razu skierował się w stronę łazienki na parterze, gdzie w jednej z szafek znajdowały się medykamenty. Styles zamknął drzwi, a następnie rozpoczął poszukiwania czegoś, co pomoże przy oparzeniach. Jedyne co brunet znalazł w domowej aptece to kilka bandaży i gaz, które mogłyby posłużyć do zakrycia ran przed bakteriami. Prócz tego nic na oparzenia.
Harry przymknął na chwilę oczy i westchnął. Starał się przypomnieć sobie jak jego opiekunka leczyła oparzenia na rękach bruneta, kiedy ten był dzieckiem. Nie raz Zielonooki wpadł w trujące krzewy, poparzył się wodą czy gorącym czajnikiem. A może by tak...?
Brunet szybko zamknął szafkę, a następnie wypadł z łazienki na korytarz. Teraz tylko trzeba dostać się niezauważonym na piętro. Brunet skierował się wzdłuż ściany pod schodami, a następnie lekko wychylił, chcąc zajrzeć do pomieszczenia obok. Jego ojciec żywo rozmawiał z Octavią, natomiast Cedric wypijał równo z matką jakiś alkohol. Wszyscy byli zajęci sobą i to była szansa dla Harry'ego. Mężczyzna zwinnie, lecz po cichu wszedł na schody, a następnie skierował się na piętro. Teraz cel bruneta był doskonale widoczny.
Młodzieniec szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą go od okna na końcu korytarzu. Dawna pokojówka Lindy, a tym samym opiekunka Harry'ego z dzieciństwa hodowała tutaj różne kwiaty. Sama pani Styles "podarowała" do tego celu parapet kobiecie. Pracownica odeszła, ale jej aloes nadal pozostał na tym samym miejscu w beżowej doniczce.
Brunet przyglądnął się roślinie, a następnie delikatnie oderwał jej kawałek. Z zielonego liścia od razu pociekł sok, który najbardziej interesował bruneta. Harry urwał jeszcze dwa fragmenty, a następnie równie zwinnym krokiem powrócił do pokoju Brie.
Dziewczyna nadal spała, tym razem na boku. Tym samym, dostęp do jej stóp był lekko utrudniony. Młodzieniec westchnął i zbliżył się do łóżka, tuż po upewnieniu, że domknął drzwi.
I jak to teraz zrobić?
Harry westchnął i przygryzł na moment wargę w konsekwencji zamyślenia.
Przede wszystkim trzeba być delikatnym.
Brunet kucnął przy łóżku, a następnie wyciągnął ręce, lecz po chwili je cofnął. Nie można tak, to przecież niekulturalne, tak bez pytania.
Harry westchnął ciężko czując ile trudności przyprawia mu tak prosta czynność. Nagle Brie poruszyła się niespokojnie na łóżku, a po chwili uchyliła powieki.
– Harry? – szepnęła cicho, przecierając dłońmi oczy. Brunet uśmiechnął się nerwowo i przysunął bliżej twarzy kobiety. Nagle wzrok Zielonookiego spoczął na nogach kobiety. Brietta przeniosła spojrzenie na swoje stopy i westchnęła ciężko wiedząc, że są odkryte.
– Zostaw je – mruknęła, widząc wzrok swojego ukochanego. – To nic takiego.
– Brie – szepnął, przysuwając się blisko kobiety i chwytając jej dłonie. – Widać właśnie jak to nic takiego – mruknął, troskliwie. – Skarbie – szepnął, powodując ciepło na sercu brunetki. Uwielbiała, gdy Harry zwracał się do niej w taki sposób. – Jeśli coś z tym nie zrobimy to może być jeszcze gorzej. Przyniosłem aloes i jakieś gazy. Zrobię prowizoryczny okład, a jutro rano zadzwonię po lekarza. – na samą wzmiankę o doktorze brunetka poderwała się i chwyciła mężczyznę za ramię. – Nawet się nie sprzeciwiaj – mruknął, wiedząc co ślina przyniosła na język Brie. – Wiem, że jesteś silna, bardzo dzielna, ale nie chcę żebyś musiała płakać – oznajmił czule, dotykając policzka brunetki. Teraz, będąc bliżej światła dojrzał zaschnięte ślady po łzach. Brietta zapłonęła delikatnym rumieńcem i spuściła wzrok.
– Wiesz, że nie musisz tego robić. Sama sobie poradzę – oznajmiła, unosząc głowę.
– Wiem – stwierdził – ale chcę – dodał z uśmiechem.
Brunet schylił się i musnął delikatnie wargi brunetki. Brie wykrzywiła usta w uśmiech i oparła się rękoma o materac. Po chwili brunet odsunął się od kobiety i kiedy już miał przesuwać się wzdłuż łóżka, ostatni raz cmoknął kobietę w usta.
Tuż po tym brunet ustawił się na wysokości nóg kobiety i spojrzał na rzeczy, które ze sobą przyniósł. Wypadałoby przemyć ręce przed.
– Zaraz wracam – szepnął, wstając i szybko wyszedł na korytarz.
Brunet wrócił po chwili i po zamknięciu za sobą drzwi, powrócił na poprzednie miejsce przy łóżku.
– Może ci być teraz trochę zimno – westchnął, chwytając kawałek aloesu i wyciskając jego miąższ na stopę brunetki. Dziewczyna syknęła i przymknęła oczy. Po chwili jednak nieprzyjemne uczucie zanikło.
Harry jak najdelikatniej rozsmarował aloes na skórze brunetki, a następnie po lekkim wyschnięciu przyłożył na nią gazę.
– Owinę jeszcze bandażem – oznajmił, po czym zabrał się do wspomnianej czynności.
– Dziękuję ci bardzo – odparła Brie, posyłając ukochanemu uśmiech.
– Nie ma za co – skwitował. – Pozwolisz, że umyję dłonie.
Brunet ponownie zniknął na chwilę, a gdy wrócił zastał już leżącą i przykrytą kołdrą Brie. Harry uśmiechnął się i zbliżył do łóżka.
– Śpij dobrze. Jutro nie musisz wcześnie wstawać. Przychodzi Mary i z pewnością przejmie twoje obowiązki.
– Nie zostawię Mary samej – westchnęła brunetka. – Poza tym twoja matka nie byłaby zadowolona, gdybym jutro nie pracowała.
– Już ja to załatwię. Nie martw się o to – oznajmił, gładząc dłonią policzek brunetki. – Śpij spokojnie – szepnął. Kiedy już miał wstawać, Brietta chwyciła go za rękę.
– Zostań dziś ze mną, proszę – szepnęła.
Harry westchnął i uśmiechnął się czule, po czym położył się obok Brietty. Łóżko nie było zbyt duże i wygodne, lecz wystarczało im w zupełności, że mają siebie obok. Obecność drugiej połówki była lekiem na całe zło.
Nad ranem Harry zszedł z łóżka i usiadł przy nim tak, że głowę i ręce opierał częściowo na materacu i ciele Brie. To ona musiała się wyspać tamtego dnia. To Brie była najważniejsza. Harry dobrze wiedział, że we dwójkę będzie im nie wygodnie na łóżku. O ile dla niego to nie był problem, to obawiał się później o samopoczucie White, która i tak nie czuła się za dobrze.
***
Z samego rana, jeszcze nim ktokolwiek w wilii uniósł powieki, młody Styles wyszedł po cichu na korytarz. Przetarł twarz i uniósł ręce, chcąc się rozciągnąć. Spanie na podłodze nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń, ale czego się nie robi dla ukochanej.
Brunet przetarł jeszcze lekko zaspane oczy i zakrył usta podczas ziewania. Standardowy widok dopiero co zerwanego ze snu człowieka.
Harry wiedział, że tego dnia nie ma czasu na prysznic i śniadanie tuż po wstaniu. Trzeba było się sprężać. Szybkim krokiem skierował się do stojącego w salonie telefonu i wykręcił odpowiedni numer. Już po chwili rozmawiał z najbliżej mieszkającym lekarzem, który od zawsze pomagał Styles'om. Po głosie można było poznać, że jest on w podobnym stanie dobudzania jak i Harry. Lekarz zapewnił jednak, że szybko się zbierze i lada chwila przyjedzie.
Musiał przyjechać do willi i najlepiej to i stąd wyjść nim Linda i George się obudzą. Jeśli wczoraj zabalowali dłużej to być może wstaną później niż zwykle.
Brunet udał się do swojego pokoju i po zgarnięciu czystych ubrań, szybko przeszedł do łazienki. Młodzieniec umył się w dość błyskawicznym tempie, a następnie przebrał. Tego poranka jego włosy kompletnie go nie słuchały, ukazując swój bunt, poprzez odstawanie na wszystkie strony świata.
– Cholera – fuknął pod nosem Zielonooki, po raz kolejny starając się mocno zaczesać ciemne kosmyki. Ostatecznie poddał się i z nieładem na głowie powrócił do holu, gdzie oczekiwał na przyjazd lekarza.
Po około dziesięciu minutach od pojawienia się na parterze, na podjeździe willi pojawił się czarny samochód. Brunet od razu rozpoznał pojazd i mimo nie ciekawej jak na wrzesień temperatury wybiegł na zewnątrz.
– Witam panie Smith – odezwał się brunet na widok wysiadającego z samochodu mężczyzny w średnim wieku. Doktor Smith był przykładem lekarza dobrze znającego się na swoim fachu, ale był przede wszystkim niezwykle pomocnym człowiekiem. Byłby w stanie przyjechać o trzeciej nad ranem do chorego, u którego występują objawy tylko zwykłego przeziębienia.
– Cześć Harry – odpowiedział z uśmiechem, przekładając do drugiej dłoni czarny lekarski kufer.
– Przepraszam, że wyciągnąłem pana z domu o tak wczesnej porze, ale to bardzo ważne dla mnie – wytłumaczył Harry, przepuszczając gościa w drzwiach domu.
– I tak nie spałem już od czwartej – zaśmiał się mężczyzna, rozglądając po wnętrzu. – Dawno już u was nie byłem – stwierdził, kierując się za Styles'em.
– Musi pan wpadać częściej. Oczywiście nie żebym życzył komuś z mojej rodziny problemów ze zdrowiem – mruknął Harry, choć z tyłu głowy miał całkiem inną odpowiedź. – Brietta jeszcze śpi. Nie chciałbym jej budzić, dlatego mam nadzieję, że uda się panu zbadać ją dość po cichu. – Harry wiedział jak dziwnie mogą brzmieć jego słowa, ale nie wiedział jak dyskretnie poprosić lekarza o ciszę i spokój.
– Nie ma sprawy. Chcesz wejść ze mną do środka? – zaproponował.
Harry'ego nie trzeba było dwa razy pytać.
***
Brie obudziła się prawie trzy godziny później, kiedy w willi była już Mary. Kobieta właśnie przygotowała śniadanie dla państwa Styles, którzy powinni w najbliższym czasie pojawić się w jadalni. Harry siedział natomiast przy wysepce i opierał łokieć na blacie. W drugiej ręce trzymał filiżankę z kawą, która miała być jego wybawieniem na ten dzień.
Lekarz stwierdził, że oparzenie nie jest tak niebezpieczne jak może się wydawać. Zakazał przekłuwania pęcherzy oraz zlecił specjalne okłady z ziół. Oznajmił również, że jeśli uda mu się zdobyć maść przyspieszającą gojenie się takich ran, to dostarczy ją do willi.
– Może się prześpisz? – zasugerowała Mary, poprawiając swój biały fartuszek. Przed nią było jeszcze sporo pracy. Tym bardziej, że dziś musiała przejąć obowiązku Brie.
– Nie – odpowiedział od razu mężczyzna, po czym ziewnął. Kobieta zaśmiała się i chwyciła mokrą filiżankę, chcąc ją przetrzeć.
– Jesteś pewien? – dopytała. Mary była kobietą w średnim wieku. Na twarzy zawsze gościł jej pogodny, szeroki uśmiech, którym zarażała wszystkich. Wszystkich oprócz Lindy Styles.
Rozmowę pomiędzy dwójką przerwał cichy szczęk drzwi oraz kroki stawiane na parkiecie. Harry wychylił się w stronę tylnego wyjścia z kuchni, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech na widok ukochanej.
– Brie – szepnął, wstając. – Nie powinnaś wstawać – zasugerował, podchodząc do kobiety. Bez żadnych ostrzeżeń chwycił ją w pasie i uniósł, po czym zbliżył się do krzesełek przy wyspie kuchennej. Harry posadził brunetkę na siedzeniu, a sam ustawił się za nią.
– Czy był już...? – spytała, spoglądając w szmaragdowe tęczówki mężczyzny. Tak bardzo chciałaby móc je widzieć każdego dnia na dzień dobry i na dobranoc.
– Tak – odpowiedział, chwytając dłoń kobiety. – Zmienił opatrunek i przepisał odpowiednie okłady z ziół. Już ja dopilnuję, żebyś je robiła – szepnął dziewczynie do ucha, a następnie przyciągnął ją do siebie.
– Dzień dobry Mary – odezwała się w stronę kobiety, która wypatrywała się w parę jak w obrazek.
– Witaj kochaniutka – odpowiedziała. – Pięknie razem wyglądacie – skomentowała, przyprawiając White o czerwień na policzkach. – Tak bardzo boli mnie to, że nie możecie okazywać uczuć otwarcie – westchnęła. Automatycznie atmosfera pomiędzy całą trójką zgęstniała, a Brietta poczuła się nieswojo. – Na co masz ochotę na śniadanie? – spytała szybko Mary, zauważając dziwną atmosferę.
– Nie trzeba mi niczego. Dobudzę się jeszcze troszkę i już będę ci pomagać – mruknęła Brie, odrzucając z czoła zagubiony kosmyk włosów.
– Nie ma mowy – zaprzeczyła od razy Mary, wbijając w brunetkę swoje twarde spojrzenie. – Musisz się oszczędzać, przynajmniej przez kilka najbliższych dni – stwierdziła kobieta. – A teraz dzieciaki wybaczcie, ale muszę zająć się przygotowaniem śniadania dla państwa Styles – westchnęła ciężko, układając na tacy filiżanki. Mary chwyciła ją w dłonie, a następnie skierowała się ku wyjściu do jadalni.
– To na co ma pani ochotę? – spytał Harry, przechodząc na drugą stronę wyspy kuchennej. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech, który skutecznie rozweselił Brie.
***
– Jesteś pewna, że nie chcesz zostać? – spytał Harry, obejmując delikatnie Brie.
– Tak – szepnęła, spoglądając mu w oczy i układając dłonie na klapach marynarki mężczyzny. – Muszę dopilnować babci. Nie chcę też tak bardzo wykorzystywać naszej sąsiadki – mruknęła, spoglądając czule a bruneta.
– Odwiozę cię – zaoferował się Harry.
– Nie musisz. Za niedługo mam autobus – odparła brunetka z uśmiechem.
– Nie będziesz się tłukła do domu autobusem, szczególnie z tą nogą. To już postanowione – powiedział stanowczo, uśmiechając się do Brie. – Muszę o ciebie dbać kochanie – szepnął, układając na poliku kobiety dłoń.
W tamtej chwili żadne z nich nie myślało o tym, że w domu nie są sami. Tym bardziej, kiedy na zegarze widniało kilka minut po dziesiątej, a ojciec Harry'ego był już po śniadaniu i plątał się po willi.
– Jesteś taka piękna – szepnął urzeczony, uśmiechając się do Brie. Brunetka zapłonęła rumieńcem i spuściła na chwilę głowę. – A do tego jesteś taka niewinna – dodał, śmiejąc się cicho, czym odpowiedziała Brietta. Harry pochylił się i musnął wargi kobiety, a niepozorny gest zamienił się w namiętny, pełen uczuć pocałunek.
Szkoda, że nie wiedzieli, że temu wszystkiemu z uwagą przygląda się z oddali George Styles.
**********
Hej!
Dziś planowo wypadł dłuższy rozdział, co mam nadzieję Was ucieszy ;)
Mam pewne pytanko.
Czy chcielibyście, abym przygotowała karty postaci, na których pojawiły by się rożne sławne osoby, które moglibyście jedynie wyglądem utożsamiać z bohaterami ,,Love and War"? Wypowiedzcie się proszę w tej kwestii i jeśli macie jakieś swoje typy co do postaci to wypisujcie je w komentarzach :D
Pozdrawiam wszystkich, którzy rozpoczynają dzisiaj ferie i życzę Wam, udanego wolnego :D Natomiast wszystkich tych, którzy jeszcze męczą się w szkołach mogę pocieszyć, że za niedługo nadejdzie również Wasza kolej wolnego :D
xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top