37 - "I got that summertime sadness"
Od czasu niezapowiedzianej, weekendowej wizyty Jeonów w mieszkaniu Taehyunga, stosunki między skłóconą dwójką znacznie się polepszyły. To nie tak, że rehabilitant od razu zarzucił torbę na ramię i z uśmiechem wrócił do ich domu. Nie, nadal zgrywał (choć trochę) niedostępnego, mimo że za każdym "Guk, idź sobie" kryło co najmniej kilka uśmiechów, gdy Jungkook nie patrzył.
Być może nadal gdzieś tam w głębi chował urazę, a być może po prostu uwielbiał obserwować starania młodszego. Zwłaszcza, że w niedzielę zaprosił go na randkę (przez "randkę" należy rozumieć ich dwójkę oraz Mingyu), w poniedziałek rano przyniósł mu do pracy termos gorącej herbaty i biszkopty z kremem, zaś we wtorek podarował mu całkiem spory bukiet letnich kwiatów. Chyba były one swego rodzaju kartą przetargową, bowiem Taehyung zgodził się, by ten odwiózł go do domu, a potem nawet wyszedł z nimi na krótki spacer po okolicy.
Jungkook czuł, jak coś przyjemnie ściska go w klatce piersiowej, gdy Kim na koniec dnia sam z siebie go przytulił i cmoknął w usta. Nie był to pocałunek przepełniony namiętnością, o ile w ogóle można nazwać to pocałunkiem. Bardziej muśnięcie. Krótkie, ale tak czułe, że mężczyzna ostatkiem sił powstrzymał się przed zaciśnięciem dłoni na jego biodrach, by przyciągnąć go bliżej i całować lepiej, dłużej.
Wiedział, że kluczem do odzyskania zaufania Taehyunga jest danie mu przestrzeni i poczucia kochania jednocześnie. Dlatego kiedy upewnił się, że na następny dzień brunet wpadnie do nich na urodziny Minniego, ostrożnie pogładził policzki starszego wierzchem dłoni, zamiast siłą zmuszać go do czegoś, do czego nie był przekonany.
Taehyung tak pięknie się wtedy zarumienił, a Jungkook zwyczajnie nie potrafił się nie wyszczerzyć na ten widok. Teraz doceniał i dostrzegał wszystko to, co wcześniej mu umykało, albo co uznawał za mało istotne: każdy gest starszego, każdy uśmiech i każdy chichot. Nawet sposób, w jaki Kim zaciskał palce na swoich ramionach, stał się nagle niewyobrażalnie interesujący.
- Dziękuję za dzisiaj - mruknął brunet, narzucając na plecy lekki sweter. Lipcowe wieczory wcale nie należały do chłodnych, lecz mimo to jego natura zmarzlucha wręcz kazała otulić się czymś ciepłym. (Skoro na własne życzenie odmawiał sobie ludzkiego grzejniczka, jakim był tulący go Jungkook).
Mężczyzna posłał mu krzywy uśmiech i popatrzył na siedzącego w samochodzie synka, oczywiście oglądającego bajkę na jego telefonie. W uszach miał słuchawki, a w objęciach pluszowego królika. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że Jungkookowi aż napłynęły łzy do oczu, kiedy uświadomił sobie, że nazajutrz minie już sześć lat, od kiedy urodził się jego najcudowniejszy aniołek.
Jungkook wiedział, że dość długo po wypadku był beznadziejnym ojcem, ale kochał tego dzieciaka najbardziej na świecie. Kochał go miłością tak czystą, bezinteresowną i dożywotnią, że byłby w stanie zrobić wszystko, by uchronić go od wszelkiego zła.
- Taehyungie... - głos mężczyzny lekko się załamał, więc prędko przetarł oczy i nos, a dopiero potem spojrzał na ukochanego. - Kiedy czekałem na ciebie z Mingyu po zajęciach, o-on powiedział, że macie dla mnie niespodziankę i zabroniłeś mu mówić, o co chodzi. Na początku nie miałem pojęcia, co to może być, ale teraz widzę jak on swobodnie macha nóżkami i popłakałem się, kiedy wczoraj na rehabilitacji zgiął je w kolanach, dlatego... Tae, kochanie, błagam powiedz mi, że wszystko jest już dobrze i mój mały synek... - przerwał, czując, że jeszcze chwila i pęknie kolejny raz.
Taehyung podszedł do niego te kilka kroków i oparł głowę na jego ramieniu, dłońmi odszukując drogę do pleców, które zaczął niespiesznie gładzić.
- Przed nami jeszcze dużo roboty, wiesz o tym. Ale jest dobrze, jest bardzo bardzo dobrze, Guk i zaraz mnie rozsadzi, bo już nie potrafię trzymać tego w tajemnicy. - Rehabilitant wziął głęboki oddech i przeanalizował w głowie kolejne kilka razy, czy powinien się wygadać.
Nie powinien. Ale nie miał serca zostawiać teraz rozemocjonowanego Jungkooka bez żadnej odpowiedzi.
- Przytrzymałem go pod pachami, bo chciałem ubrać mu skarpetki, a on... Mingyu zrobił kilka kroków.
Starszy poczuł, jak Jungkook wtula go w siebie jeszcze szczelniej, a ciepłe łzy skapują mu na ramię.
- Oczywiście jeszcze wiele godzin ćwiczeń, by mały znów mógł chodzić bez niczyjej pomocy czy tym bardziej biegać, ale sam fakt, że-
- Kocham cię, Taehyung - Jungkook wciął mu się w słowo, palce wplątując w czekoladowe kosmyki rehabilitanta. Łzy wypływały coraz obficiej, ale uśmiechał się przy tym tak szeroko, jak chyba nigdy przedtem. - Suran naprawdę wysłała nam anioła.
- Mówisz o Taeyeon? - zażartował brunet, momentalnie żałując, że w ogóle coś takiego powiedział. Jednak słysząc cichy chichot partnera, nieco się uspokoił.
- Zamknij się, kochanie - upomniał go grzecznie, czując jak ten wsuwa dłonie pod jego koszulkę.
Tak bardzo stęsknił się za jego dotykiem. Każdym rodzajem dotyku, a już szczególnie tym bardziej intymnym. Jungkook naprawdę nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz uprawiali seks, albo chociaż pieścili się przed snem. To nie tak, że tylko na to czekał i teraz latał za nim i przepraszał w akcie desperacji, bo jasne... seks był ważny, ale nie najważniejszy.
- Żarty żartami, Guk, ale teraz na poważnie... ona też będzie jutro na urodzinach Mingyu?
- Nie. Przecież widziałeś, że Minnie zaprosił tylko rodzinę.
- A ten... kiedy się jej pozbędziesz?
Jungkook zaśmiał się rozbawiony i aż nie mógł się powstrzymać, by nie cmoknąć czoła rehabilitanta.
- Prosto z mostu widzę.
- Nie mam zamiaru owijać w bawełnę. Nie cierpię jej, uważam, że ma zły wpływ na małego i jakieś zaburzenia psychiczne, a poza tym jestem cholernie zazdrosny i w twoim domu nie ma miejsca dla nas obu. Wprowadzę się z powrotem dopiero wtedy, jak ona przestanie tam przyłazić.
Mężczyzna wtulił w siebie starszego jeszcze mocniej i nie widząc czemu, po prostu nie umiał przestać się śmiać. Widział to oburzenie na twarzy Tae, bo pewnie mówił wszystko na poważnie, ale cóż... zwyczajnie brzmiało to niemożliwie słodko.
- Butny ostatnio jesteś, Kim. Podoba mi się to.
- Ja tylko mówię, co myślę.
- Trzeba było tak od razu.
- Zawsze mówię, co mi się nie podoba.
- No chyba jednak nie tym razem. Czemu już na wstępie nie powiedziałeś mi, że towarzystwo Taeyeon ci nie odpowiada i... i że jesteś o nią zazdrosny? Boże, ja wiem, że takie rzeczy ciężko z siebie wydusić, bo się człowiek wstydzi, ale czasem naprawdę lepiej sobie ulżyć i się wygadać. Wiem z doświadczenia - zaznaczył, pamiętając o tym, jak sam długo milczał i wściekał się na widok Irene przy boku Taehyunga, co było głównym źródłem wszystkich spięć między nimi. - Poza tym... zazdrość według mnie nie jest niczym złym, bo tylko pokazuje, że komuś zależy. No... ciepło mi się na serduchu zrobiło, kiedy wreszcie to z siebie wyrzuciłeś.
Hyung spuścił głowę i wepchnął dłonie w kieszenie spodni. Mówił mu. Od samego początku prosił, by nie zakochiwał się w Taeyeon...
- Jedźcie już do domu, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- O tej godzinie?
- Mhm. - Tae popatrzył, czy siedzący w samochodzie dzieciak cały czas bawi się komórką, a kiedy się upewnił, przeniósł wzrok na nieco zaniepokojonego wdowca. - Muszę skoczyć odebrać prezent dla twojego synka - wyjaśnił, uśmiechając się samą wizję szczęśliwego (jeszcze) pięciolatka.
- Naszego, Taehyung - sprostował Jungkook, bez słowa więcej pakując się do auta. Pomachał oniemiałemu brunetowi i odjechał cały w skowronkach, bo wreszcie wszystko zaczynało wracać do normy.
Jutro znowu będzie mieć swojego mężczyznę. Jutro ich rodzina znów będzie kompletna, a łóżko wreszcie przestanie być za duże.
~
- Jungkook mnie zabije - westchnął załamany rehabilitant, masując sobie palcami skronie. Irene popatrzyła na niego pełnym politowania wzrokiem i przerzuciła swój sweter przez oparcie fotela.
Była godzina druga w nocy i kobieta pędziła do swojego przyjaciela jak poparzona, myśląc, że stało się coś potwornego, skoro zadzwonił po nią o takiej porze, bez przerwy powtarzając, że umrze, że jest debilem i zaraz się rozpłacze.
- Tae... to tylko kupka - stęknęła, wyciągając z torebki chusteczki higieniczne. W porównaniu do kolegi z pracy, nie panikowała na widok psich odchodów i kompletnie nie rozumiała zachowania starszego. - A tak w ogóle, to czemu masz w domu psa?!
Irene nagle jakby oprzytomniała, bo jednak mężczyzna przerwał jej słodki sen, przez co teraz ledwo stała na nogach i średnio kontaktowała.
- To prezent dla Minniego... - wyjaśnił zmieszany, podnosząc na ręce małego golden retrievera. - No i czemu skupkałeś się na moje kapcie, huh? - bąknął, patrząc jak szczeniak radośnie macha krótkim ogonkiem i wystawia długi jęzor.
- Słodko - skomentowała ciemnowłosa, z gracją sprzątając to, co narobił ten biszkoptowy bąbel. - Widać, że dobrze odchowany, bo nawet się ciebie nie boi.
- Ta, dobrze odchowany... To czemu nie załatwił się na podwórku?
- A jak z nim przyjechałeś, to chociaż dałeś mu chwilę polatać po trawniku?
- No nie.
- No to masz odpowiedź. - Irene uniosła brwi i pokręciła głową. Poszła do łazienki, pozbyć się problemu w ubikacji, a następnie umyła ręce i wróciła do przyjaciela, który w najlepsze bawił się z małym pieskiem na kanapie. Dopiero kiedy odchrząknęła i przysiadła tuż obok, Taehyung oderwał się od szczeniaka. - Czemu wcześniej mówiłeś, że Jungkook cię zabije? Przecież skoro wymyśliliście taki a nie inny prezent dla Mingyu, to-
Przerwała, widząc jak Tae spuszcza wzrok i zaczyna żuć nerwowo swoje wargi.
- Mhm. Czyli rozumiem, że Jungkook o niczym nie wie.
- Pokłóciliśmy się, zresztą, wiesz o co chodzi, bo ci opowiadałem. Od tego czasu cały czas za mną lata i robi wszystko, żebym mu wybaczył i do nich wrócił, także nawet jak się wkurwi, to chyba nie odważy mi się tego powiedzieć. Um... jakby to powiedzieć... Doszedłem do wniosku, że psiak przydałby się nam wszystkim. Dopóki Minnie nie wróci do szkoły, Jungkook jest zmuszony siedzieć z nim całe dnie w domu i nudzą się, kiedy mnie nie ma. A tak, to przynajmniej mogliby wyjść na spacer, zwłaszcza, że teraz codziennie jest taka ładna pogoda. Albo Mingyu miałby co robić, gdyby Guk musiał powypełniać papiery do firmy. Lepsza chyba zabawa z psem, niż oglądanie bajek i granie w gry, a właśnie to robi większość czasu. Poza tym, rozwijałby cały czas wrażliwość i szacunek do zwierząt, a i nauczył choć trochę opieki nad żywą istotą.
Irene skinęła kilka razy głową, którą oparła na ramieniu mężczyzny. Jej powieki same się zamykały i nic nie mogła poradzić na to, że głos Kima zwyczajnie ją usypiał.
- Jak będzie się o tego psa rzucał, to ty rzuć jego - odparła, wtulając się w bruneta coraz bardziej.
- Irene!
- No żartuję, jejkuu... Po prostu powiesz mu wtedy to samo, co mi przed chwilą i wierzę, że na pewno zrozumie. A przy okazji, to awh, bo wasza rodzinka powiększy się o kolejnego chłopca.
- Tak. Pod warunkiem, że Jungkook go nie zabije. Albo mnie. Bo wiem, że nie będzie miał serca odebrać Minniemu tego pieska, kiedy dzieciak już się w nim zakocha.
Kobieta mruknęła pod nosem niemrawe "mhm", a następnie z trudem podniosła się z kanapy. Musiała wracać, w końcu rano miała zajęcia z pacjentami, a i mieszkała kawałek od bloku Kima.
- Taehyung, czy ty naprawdę zadzwoniłeś tylko po to, żebym posprzątała psią kupę?
Rehabilitant podrapał się po karku i popatrzył na nią przepraszającym wzrokiem.
- Nie, no coś ty... Bo skoro już tu jesteś, to... w kuchni się zsiusiał - powiedział, nieśmiało podając kobiecie kilka chusteczek.
- Jesteś popieprzony, Taehyung. Nienawidzę cię równie mocno, co kocham - fuknęła, ruszając w stronę kuchni z nietęgą miną. - I co ja z tego mam? Nawet nie chcesz mi poopowiadać, jak to jest mieć penisa w-
- Spróbuj dokończyć to zdanie, a dopilnuję, by następna kupa znalazła się w twoich adidasach.
___________
loveu ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top